1. Sytuacja: ME3, Shepard jest wkurzona po jednej z mniejszych, nieudanych misji.

Joker od razu zorientował się, co oznacza wyraz twarzy pani komandor, która właśnie weszła na pokład. Widział podobną minę już dawniej, po Virmirze, po uziemieniu Normandii, po Horyzoncie. Jeżeli ktoś zapytałby Jokera, choć pewnie nie zapytałby, to by powiedział, że Shepard jest w tej chwili esencją zdołowania i złości. Lepiej nie dokładać do tego irytacji z powodu zachowania załogi, dlatego wyjątkowo ograniczył się do zdania raportu – obeszło się bez żarcików, zwyczajowego marudzenia i docinków.

Shepard bez słowa przeszła przez mostek i dotarła do windy. Zauważyła nienaturalną ciszę, jaka zapanowała nagle na Normandii, ale nie miała ochoty na dochodzenie, czy to reakcja na jej nastrój, czy może wszyscy przestali już wierzyć w zwycięstwo. Po tym, co wydarzyło się na Thesii, kolejne niepowodzenie musiało podkopać morale na statku. Teraz jednak nie miała sił, by się nad tym biedzić. Wystarczyła świadomość, że zawiodła. Znowu.

Dopiero będąc w swojej kajucie zdała sobie sprawę, że cały czas zaciskała dłonie; miała teraz na skórze kilka sinych rowków od paznokci, jeden z nich przecinał nawet linię życia. "Pocieszające", pomyślała, rzucając na łóżko kombinezon.

Prysznic nie podziałał relaksująco. Muzyka lecąca w tle drażniła. Skóra obijająca fotele była nieprzyjemnie zimna. Prywatny terminal się zawiesił. No i zalała kolejny już datapad herbatą. Niedosłodzoną na dodatek.

Wiązankę przekleństw przerwał wwiercający się w mózg komunikat Jokera:

– Pani komandor, ktoś coś od ciebie chce w kwaterach załogi. Jest jakaś sprawa.

"No pewnie, że jest. Zawsze jest do mnie jakaś sprawa, do cholery".

– Już idę.

Narzuciła swoją służbową bluzę i ruszyła przed siebie jak varren, chcąc mieć już wszystko za sobą. Winda się, oczywiście, wyjątkowo wlekła.

Przygotowana na wszystko wkroczyła do głównej sali załogantów. O ścianę z lewej strony, najbliżej wejścia, oparty był Garrus. Na środku, na krawędzi stołu siedział Kaidan, a obok, z założonymi rękami stali James i Cortez.

Shepard miała już spytać, co jest grane, gdy ni z tego, ni z owego Garrus zaczął wymrukiwać rytmiczne: "umm pa-pa um… pa! umm pa-pa um… pa!". Po chwili Kaidan zaczął w tempie pstrykać palcami, a James i Cortez przeciągle gwizdać. Nie, jednak nie była przygotowana na wszystko.

Już po gwiździe poznała, co to za piosenka, ale upewniła się dopiero, gdy Kaidan zaczął śpiewać niskim, seksownym głosem: "Here's a little song I wrote / You might want to sing it note for note / Don't worry, be happy". Żaden z mężczyzn nie odrywał od niej wzroku, wykonując przy tym swoją część melodyczną. Garrus, James i Cortez mieli niewzruszone miny, ale Kaidan nie krył delikatnego uśmiechu. "In every life we have some trouble / When you worry you make it double / Don't worry, be happy" – głębokie rejestry jego głosu zostały przerwane przez wysokie mormorando, jakie w tej chwili wykonali James I Cortez. "Don't worry" – przekonująco rzekł-zaśpiewał Kaidan. "Yhmyhmyhymy" – domruczeli z boku. "Be happy". "Uhuhuhuhu…" – Vega i Steven zrobili piękny chórek. "Don't worry, be happy" – poprosił Kaidan. I wtedy wszyscy zaintonowali piosenkę, wyjąc "uhuhuhuhuhu…". Wszyscy, oprócz Garrusa, który nadal robił tylko niskie rytmiczne "umm pa-pa um… pa!".

Shepard stała, jak wykuta w kamieniu. Ręką zrobiła połowicznego facepalm'a. Połowicznego, bo przecież nie mogła oderwać oczu od tego widowiska. W końcu, kiedy performans dobiegł końca, Shepard nie wytrzymała i ryknęła śmiechem. Stojący przed nią mężczyźni spojrzeli po sobie tyleż zadowoleni, co skonsternowani.

– Chyba się udało – mruknął James.

Po minucie, kiedy pani komandor otarła łzy i uspokoiła oddech, usłyszeli:

– Jesteście najbardziej popieprzoną załogą w galaktyce.

– Się wie! – pilot odezwał się przez głośnik.

– Joker, znowu podsłuchiwałeś?

– Nie, pani komandor. Ja tylko… EDI, jak to nazwałaś? Aha, monitorowałem sferę akustyczną statku.

– No tak, wszystko jasne – szepnęła nadal rozbawiona Jane. – Chłopaki, dziękuję, to było bardzo miłe z waszej strony, bez alkoholu poprawiliście mi humor. Niebywałe.

– Mamy różnorodne talenty, pani komandor – powiedział Kaidan.

– Nie wątpię – Shepard spojrzała na niego tak, że major lekko się zarumienił.

Już mieli wrócić do swych obowiązków, gdy Jane zatrzymała ich w połowie drogi.

– Ale zaraz, czegoś tu nie rozumiem. Kaidan, James i Steve znają ten ziemski klasyk, ale ty, Garrus? Kazali ci go odsłuchać?

– Nie – turianin spojrzał na trójkę kumpli. – Kazali tylko robić cały czas "umm pa-pa um… pa!". To robiłem.

Wybuch wesołości u Shepard zapewnił wszystkich, że ten dzień nie był jednak taki zły.


W tekście wykorzystano słowa z piosenki "Don't worry, be happy" (Bobby McFerrin).