Lucy z uśmiechem odgarnęła jasne włosy z czoła mężczyzny, które powodowały, że jego pogrążona we śnie twarz marszczyła się z niezadowoleniem. Zaśmiała się cicho, gdy Natsu wymamrotał coś niewyraźnie pod nosem, mocniej wciskając twarz w poduszkę.

- Z czego się śmiejesz? – wymruczał sennie, wzdychając głęboko.

- Z niczego. – Zacisnęła usta, dusząc rozbawienie, przyglądając się, jak Natsu ciężko przewraca się na plecy i ziewa szeroko.

- Rany, nie wyspałem się. – Potarł dłonią twarz.

- Przez ostatnie dni śpisz po szesnaście godzin i nadal się nie wysypiasz? – Uniosła ironicznie brew.

- Muszę w końcu odespać – burknął, zakładając buntowniczo ręce na piersi. Lucy zacisnęła usta, lecz tym razem bynajmniej nie z powodu rozbawienia. Chyba niechcący poruszyli temat tabu ich życia…

- Jak nic trzeba coś zjeść! Koniecznie trzeba coś zjeść, umieram z głodu!

- Ty wiecznie umierasz z głodu – westchnęła, trącając go w ramię.

- Hej, wcale, że nie! – Oburzył się, siadając na łóżku.

Lucy nic nie odpowiedziała, gdyż w tej chwili drzwi pokoju uchyliły się, a w szparze pojawiły się dwie pary ciekawskich oczu. Drzwi z trzaskiem uderzyły w ścianę, a dwie małe, niezwykłe żywotne postacie skoczyły w kierunku łóżka z takim impetem, że powaliły Natsu z powrotem na plecy.

- Umieram! Umieram! Zostałem poturbowany! – krzyczał dramatycznie mężczyzna, kotłując się w pościeli z dwoma śmiejącymi się szaleńczo dziewczynkami – Aaaa! To są niedozwolone chwyty! - rozdarł się, gdy atak został przypuszczony na jego wrażliwe na łaskotki boki.

- Czemu w tym domu nie można się wyspaaaać! – Chwiejną linią do pokoju wleciał Happy jeszcze nie do końca obudzony i wylądował na podołku Lucy.

- Lucy, zabierz nas stąd – zajęczał męczeńsko.

- Poddaje się! – wrzasnął piskliwie Natsu, machając rękami. – Dosyć potwory! – Mocnym chwytem złapał za materiał pidżam i uniósł dziewczynki z dala od siebie. – No wiecie co, tak atakować ojca – wydyszał. – To karalne jest.

- Kłamca – wymruczała Lucy, starając się nie śmiać.

- Cicho tam, nie podważać autorytetu! – fuknął, patrząc z powagą na szczerzące się twarzyczki córek. – A teraz proszę grzecznie i bez zabójczych intencji przytulić ojca – wyszczerzył się, gdy dziewczynki uwiesiły się na jego szyi.

- Hej, hej, co będziemy dzisiaj robić, co będziemy robić? – spytała mniejsza z dziewczynek, wciskając głowę pod brodę ojca.

- Poćwiczymy coś, prawda, prawda, prawda? – zawołała wprost do ojcowskiego ucha większa dziewczynka.

- Tatusiu, a ja mam swój pierwszy klucz! – pochwaliła się młodsza.

- Luna, chwaliłaś się już pięć razy! – jęknęła starsza.

- No i cooooo!

- Spokojnie, spokojnie! – zawołał Natsu, zanim rozgorzał konflikt. – Najpierw idziemy coś zjeść! Wasz ojciec kona z głodu, poważnie. – Wstał z łóżka, z uwieszonymi na jego rękach dziewczynkami.

- A co zjemy?

- Tosty?

- Naleśniki?

- Drogie panie, chyba każdy wie, że wasz ojciec nie potrafi robić naleśników.

- Znowu jajecznica?

- Jakie znowu? To jest najlepsza jajecznica na świecie, potwory!

Lucy zachichotała, odprowadzając wzrokiem znikającego na korytarzu mężczyznę z uczepionymi go niczym małpki córkami. Ich córkami.

Westchnęła ciężko, opadając na poduszki.

To już niemal cztery dni. Cztery dni, które Natsu spędza w domowych pieleszach. Jak długo? Na jak długo mu to wystarczy? Powiedział, że zostaje, że już więcej nie zniknie na tak długi czas. Czy Lucy mogła w to wierzyć? Czy mogła po raz kolejny uwierzyć w jego zapewnienia? To nie był pierwszy raz. Natsu te same słowa powtarzał za każdym razem, gdy wracał po długich miesiącach, a nawet latach. A Lucy za każdym razem wierzyła, za każdym razem chciała wierzyć i za każdym razem miała nadzieje, że tym razem mówi prawdę. Nie mogła myśleć inaczej, nie mogła, patrząc, jak Reja i Luna lgną do ojca, jak bardzo go potrzebują, jak bardzo go kochają. Ona sama też go kochała, oczywiście, że go kochała. Ale kochać Natsu było bardzo trudno, z roku na rok, z każdą jego nieobecnością coraz trudniej było go kochać.

- Lucy…

Wyrwała się z niespokojnych myśli, patrząc na Happiego, który wbijał w nią zmartwione spojrzenie.

- Nic takiego, zamyśliłam się – zaśmiała się z trudem, wstając z łóżka. Nie będzie się zamartwiać. Tym razem… tym razem będzie lepiej. Musi być.