Rozdział 1 (Jak śliwka w kompot)
4 Kwiecień 2008 roku, Seireitei, koszary 11-tej Dywizji
Madarame Ikkaku oderwał się od jakiegoś wyjątkowo nudnego sprawozdania ze służby patrolowej zaalarmowany wrzaskami dochodzącymi z placu ćwiczebnego. W zwykłej porannej symfonii puentowanej głuchymi odgłosami uderzeń i jęków wychwycił coś co mu się nie spodobało. I to bardzo.
*****
W każdej zawodowej armii istnieje korpus medyczny i służby sprzątające. W każdej zawodowej armii są potrzebni ludzie, którzy wykorzystując swe naturalne talenty niosą ulgę chorym i rannym oraz pilnują by żołnierze nie zniknęli zupełnie pod zwałami śmieci. Nie ma niczego niegodnego w urabianiu sobie rąk, więcej, każdy żołnierz 4-tej Dywizji powinien być świadomy, że tylko dzięki jego pracy Seiretei jeszcze funkcjonuje. Bądźcie pewni, że KAŻDY żołnierz Gotei-13 szanuje Wasze poświęcenie.
Tak mówiła Unohana-taichou.
Hanatarou mógł jedynie dodać od siebie: " Tak, każdy. Z wyjątkiem 11-tej Dywizji."
Czasami, gdy był wyjątkowo sponiewierany, dochodził do wniosku, że jedyne co dobrze wychodzi tym oprychom to prześladowanie mniejszych od siebie.
Ale żeby "zamiatacz kanałów, popychacz śmieci i brudas" z jego dywizji poniewierał wojownikami Kenpachiego...to nie mieściło się w głowie przerażonego i zachwyconego Yamady. Starał się nie uronić ani sekundy tego spektaklu nie mogąc się już doczekać gdy opowie o tym kolegom.
Głównym aktorem był szczupły, niewysoki rudzielec w czarnym shihakusho przepasanym charakterystycznym, białym obi szeregowego żołnierza 4-tej Dywizji. Który aktualnie siedział na wijącym się słabo 7-mym oficerze 11-tej i skrupulatnie obijał mu gębę. Rudy zdawał się kompletnie ignorować obserwujących zajście osłupiałych kamratów oficera i prał aż echo szło.
Przestał dopiero wtedy gdy dwójka kompanów ofiary, w obawie o życie swego zwierzchnika, zwlokła go z ciała pobitego za wykręcone ręce, nie szczędząc kuksańców i obelg.
-Puśćcie! - warknął rudy - Już dobrze. - zamiast się miotać stanął spokojnie czekając aż wściekli Shinigami skończą go szarpać.
-K-Kotetsu-san! - Yamada wiedział, że teraz albo nigdy - Proszę, zostawcie go! Przecież widzieliście... - mały Shinigami aż się skulił pod ciężkim wzrokiem żołnierzy -...widzieliście, że to Wasz oficer zaczął. - dokończył słabo zdając sobie sprawę jak żałośnie to zabrzmiało.
Zapadła chwila złowrogiego milczenia.
-Taa, zostawcie go. - ciszę przerwał nowy głos - Zostawcie go mnie, znaczy się. Zaraz porozmawiam z panem śmieciarzem i słowo daję, że go Unohana-taichou nie pozna po tej rozmowie!
-Eeee...Madarame-san...
-Przymknij się Yamada, nie do ciebie teraz mówię. Dajcie mu oddychać, mówiłem. - łysy jak kolano 3-ci oficer 11-tej Dywizji odczekał, aż winowajca odzyska swobodę ruchów - Wiesz ty co? Właściwie to od razu powinienem wzbogacić twoją krew o sporą dawkę żelaza, ale są tacy co mówią, że ze mnie miły gość. Więc wysłucham cię najpierw. Mów. - Madarame Ikkaku skrzyżował ramiona na chudej piersi taksując rudzielca wzrokiem.
Ten starannie poprawił wygniecione ubranie choć efekt był raczej mizerny, po czym skłonił się oficerowi z ostentacyjną uprzejmością.
-Nazywam się Kotetsu Shirai, numer 83-ci, świeżo przydzielony do 4-tej Dywizji po ukończeniu szkolenia w Akademii. - zaczął regulaminowo intensywnie wpatrując się w źrenice Ikkaku zielonymi oczami o złym, zaciętym wyrazie - Dziś rano otrzymałem od fukutaichou 4-tej Dywizji zadanie posprzątania wyznaczonego odcinka kanałów pod kwaterami 11-tej wspólnie z obecnym tu Hanatarou Yamadą oraz trzema innymi Shinigami. Właśnie mieliśmy się do tego zabrać...
-Moment. - Ikkaku zdecydowanie przerwał meldunek - Czy zbieżność nazwisk fukutaichou 4-tej i twoje to tylko przypadek?
Rudy Shinigami pokręcił przecząco głową, dość niechętnie.
-No dobra. - Ikkaku nie mogąc się doczekać werbalnej odpowiedzi skinął wreszcie dłonią - Mów dalej.
-Właśnie mieliśmy się do tego zabrać gdy ten... - Kotetsu przerwał szukając odpowiednich słów. Gdy je znalazł na wilczej twarzy Madarame pojawił się ponury uśmiech -...godny najwyższego szacunku skurwysyn z waszej dywizji i jego godne szacunku przydupasy wpadli na nas jak stado świń. Najwidoczniej w ich dzisiejszym harmonogramie służby znalazł się punkt mówiący o zwyczajowym dręczeniu brudasów z 4-tej Dywizji. - żołnierz zamilkł analizując stopniowo poszerzający się uśmiech na twarzy oficera.
-No dobra. - Ikkaku nonszalancko podrapał się po łysej czaszce, ale jego spojrzenie nie wróżyło bezczelnemu zamiataczowi kanałów nic dobrego - I co w tej sprawie, Kotetsu-sama?
-Nic, Madarame-sama, zupełnie nic. Nie trzeba jednak mądrali z 12-tej Dywizji by zrozumieć, że na Zarakiego-taichou i jego oficerów to nie ma co liczyć w takich sprawach. Więc wziąłem sprawy, że tak powiem, w swoje ręce.
-Widzę. - Ikkaku rzucił obojętne spojrzenie na zalaną krwią twarz próbującego się podnieść podwładnego - Ej, żyjesz ty jeszcze?
-W pefnym sensie. - wyseplenił 7-my oficer 11-tej Dywizji wypluwając ząb za zębem wraz ze sporą dawką czerwieni - Ale co to kurfa za szycie...
-A to żal, wielki żal. - Ikkaku z namysłem potarł podbródek krzywiąc się w niezłej imitacji współczucia - Bo widzisz, Kotetsu, my tu w 11-tej nie znamy takich fajnych określeń jak skarga do przełożonego czy notatka służbowa. Więc ani nie doniosę o tym wydarzeniu swojemu taichou, ani nie spiszę raportu. Jesteście wolni, ty i Yamada.
-Hę? Dz-dziękujemy, Madarame-san!
-Nie ma sprawy Yamada, nie ma sprawy! Dla bohatera, który wspólnie z Kurosakim-taichou zapobiegł spiskowi zdrajcy Aizena wszystko po prostu! Ale zanim weźmiecie się za naszą higienę... - Ikkaku przerwał sugestywnie, mierząc stężałą w lekkim zaskoczeniu twarz rudzielca iście wilczym spojrzeniem -...Kotetsu, pozwól tutaj.
Spięty jak do walki, ostrożnie stawiający kroki popychacz śmieci zbliżył się do uśmiechniętego oficera. Ten, miast zgodnie z oczekiwaniami obserwujących zajście zbójów Kenpachiego, wytrzaskać go po pysku, przyjaźnie objął młodego Shinigami ramieniem.
-Wiesz ty co, Kotetsu? Podoba mi się twoje podejście. No normalnie odzyskuję wiarę w człowieka jak widzę śmieciarza spuszczającego łomot jednemu z najlepszych wojowników naszej dywizji. Dlatego w dowód uznania dla twej odwagi pozwolę ci wybrać broń na jutrzejszy pojedynek. Z nim. - tu Ikkaku wskazał na stojącego już na nogach 7-go oficera o zakrwawionej twarzy - Bo widzisz, choć my, świnie z 11-tej Dywizji, nie znamy pojęć "skarga do przełożonego" i "notatka służbowa" to znamy inne trudne słowa. Na przykład - Honor. Znane jest ci to pojęcie, Kotetsu-san?
-Tak jest. - w głosie żołnierza próżno było szukać jakichś głębszych emocji.
-Więc bądź jutro o godzinie...kiedy jutro kończysz służbę?
-Zaczynam o 5 rano, a kończę około 5 po południu. Normalny 5-cio godzinny dzień pracy, Madarame-san.
-Świetnie! No to jak skończysz to proponuję żebyś zjadł lekki posiłek, ubrał się odświętnie i wpadł tutaj do nas na 2-gi plac ćwiczebny. Taichou jutro wyjeżdża z samego rana na manewry z kadetami więc nikt wam nie przeszkodzi. I jeszcze jedno. Wybierz broń, Kotetsu-san.
-Hakuda. - w cichym głosie młodego Shinigami pojawiła się drapieżna nuta.
-Hakuda? Od kiedy to walka na pięści i stopy wymaga oręża? Chyba nie rozumiesz o co biega. - oficer patrzył teraz na młodego poważnie i jakby z troską.
-Wybacz Madarame-san, ale nie masz racji. - Kotetsu mówił teraz równomiernym, spokojnym głosem jakby recytował dobrze wyuczoną lekcję- Hakuda to zabójczy styl walki, do którego nie potrzeba zanpakutoh. Dobrze wyszkolony żołnierz potrafi zabić jednym ciosem nieuzbrojonej dłoni. Zresztą - Shirai powstrzymał w porę belferski ton - to nie pierwszy raz kiedy stanę do walki z przeciwnikiem uzbrojonym w Zabójcę Dusz mając tylko własne ciało za broń.
-Jaki cwany. - Ikkaku potarł szczękę by ukryć uśmiech, po czym klepnął rozmówcę po plecach. - No dobra. Twoja Hakuda i jego Zanpakutoh. Zobaczymy kto lepszy. - 3-ci oficer uwolnił w końcu młodego Shinigami z kumplowskiego uścisku skinąwszy mu na pożegnanie głową. - Do jutra, młody.
-Do jutra. - w głosie Kotetsu po raz pierwszy pojawiła się niepewność. Skierował się prosto na bramę wyjściową. - Idziesz, Hanatarou?
-Tak, tak. Ale...Kotetsu-san?
-Tak?
-Eee...-zakłopotany Yamada charakterystycznym gestem zmierzwił swoje przylizane włosy śmiejąc się z zakłopotaniem - nie zapomniałeś, prawda?
-O czym?
-Musimy jeszcze posprzątać kanały...
