Przybywam z kolejnym opowiadaniem, zgodnie z zapowiedzą. Jest ono zgoła inne od "Zejścia w Mrok" - uważam, że nieco ambitniejsze i poważniejsze i będzie dla mnie sporym wyzwaniem. Mam nadzieję, że będzie się cieszyło popularnością, bo naprawdę uważam, że jest warte uwagi. Planowałam poczekać z przetłumaczeniem go do czasu, aż skończę ZwM, ale nie mogłam się powstrzymać. Początek jest dość enigmatyczny i nie dowiemy się, o co do cholery chodzi aż do drugiego roku Harry'ego - do tego czasu opowiadanie nie będzie też pisane z jego perspektywy - jednak w opowiadaniu jest sporo przeskoków i nastąpi to naprawdę szybko.

Opowiadanie jest niezakończone, a autorka mimo swojego geniuszu na tendencję do porzucania swoich dzieł, jednak sama twierdzi, że jest do niego przywiązana i zrobi co w jej mocy, by je dokończyć. Dopóki Athey będzie pisać, ja będę tłumaczyć ;)

Ach, cytaty są tłumaczone przeze mnie. Na początku nie byłam pewna, czy je tłumaczyć, ale uznałam, że Athey umieściła je w określonych miejscach w jakimś celu, więc tam powinny być.

Zbetowała niezawodna Panna Mi ;)

Nie marudzę już więcej i... enjoy!


Autor: Athey

Tytuł oryginału: Again and Again

Link do oryginału: s/8149841/1/Again_and_Again

Zgoda: jest

Beta: Panna Mi

Parring: LV (TMR) /HP

Status: niezakończone

Rating: 13+ (ewentualnie 16+, w razie czego pojawią się ostrzeżenia)

Slytherin!Harry, Dark!Harry, ewentualny slash, intrygi polityczne, coś w rodzaju podróży w czasie?

Streszczenie: Harry Potter znika z progu domu Dursleyów. Dumbledore nie może go odnaleźć. Pojawia się krótko przed swoim pierwszym rokiem będąc raczej zimnym, trzymającym się na uboczu dzieckiem, przydzielony do Slytherinu i będącym czymś w rodzaju geniusza. Tak wiele pytań i odpowiedź, której nikt by się nie spodziewał.


Makiaweliczny

przym.

1. związany z Machiavellim

2. zgodny z zasadami rządzenia zanalizowanymi w „Księciu" Machiavellego, zgodnie z którymi ponad moralność postawiony jest polityczny oportunizm oraz używanie oszustw w celu zachowania autorytetu i politycznej władzy

3. charakteryzujący się przebiegłością, obłudą, nieszczerością i dążeniem do własnego interesu; charakteryzujący się cynizmem, brakiem skrupułów i założeniem, że "cel uświęca środki"


„Dobre uczynki, tak samo jak złe, mogą skutkować nienawiścią"

Niccolò Machiavelli


Raz za razem

Rozdział 1

Listopad 1981

Nie wiedział, jak to możliwe, ale Albus Dumbledore panikował. Zostawił małego Harry'ego Pottera na progu domu Dursleyów pod miłym czarem ogrzewającym i silnym zaklęciem usypiającym, tak więc nie było możliwości, żeby malec sam mógł tak po prostu sobie wstać i odejść. Dursleyowie jednak przysięgali, że nigdy nie widzieli chłopca na oczy. Znaleźli pod drzwiami koszyk i list, ale nie było w nim ani dziecka, ani kocyka.

Założyli, że cała sytuacja była po prostu jakimś chorym dowcipem i nie wyglądali na zachwyconych, kiedy jakiś tydzień później Albus pojawił się na ich progu po tym, jak jego urządzenia śledzące oznajmiły mu, że osłony, które nałożył na ich dom nigdy nie zaczęły działać.

Najbardziej obawiał się, że mały Harry został porwany, a jego strach rósł z każdym kolejnym rzucanym bezowocnie zaklęciem śledzącym. Chłopiec musiał znajdować się w otoczeniu bardzo potężnych osłon, co oznaczało, że osoba, która go zabrała była czarownicą lub czarodziejem. Jedynym pocieszeniem, jakie mu zostało, były jego instrumenty upewniające go o tym, że gdziekolwiek Harry Potter by się nie znajdował, to wciąż żył.


Styczeń 1982

Otrzymał właśnie z Gringotta wiadomość od goblinów; ktoś uzyskał dostęp do skrytki Harry'ego Pottera. Natychmiast udał się do banku i zaczął zadawać goblinom dziesiątki pytań, ale otrzymane rezultaty były marne. Jedynym sposobem na to, by wpuścić do skrytki kogoś, kto nie posiada klucza, było dostarczenie próbki krwi magicznie pasującej do krwi Potterów. I jakimś cudem ta osoba to właśnie zrobiła. Tyle, że według goblinów osoba, która weszła do banku, była dorosła – albo przynajmniej wyglądała jak osoba dorosła. Gobliny odmówiły udzielenia mu dostępu do wspomnienia zawierającego wygląd nieznajomego. Oznajmiły, że następnym razem, kiedy pojawi się on w banku, zastosują jeden ze swoich testów bezpieczeństwa, ale to wszystko. Prosił, by poinformowały go, jeśli ten ktoś znów się pojawi, ale odmówiły.

To było całkowicie frustrujące.


Październik 1984

Mężczyzna pojawił się w banku jeszcze kilkakrotnie i dla Albusa Dumbledore'a był jedyną wskazówką dotyczącą istnienia Harry'ego Pottera. Jego instrumenty wciąż potwierdzały, że chłopiec żył, jednak wszystkie jego zaklęcia śledzące i lokalizujące wciąż prowadziły donikąd. Gobliny poinformowały go, że mężczyzna, który przychodził do banku i wypłacał pieniądze ze skrytki Potterów prawdopodobnie używał Eliksiru Wielosokowego, lub ewentualnie zaklęcia Glamour. Za każdym razem, kiedy przychodził wyglądał nieco inaczej, ale za każdym razem również wykonywał test krwi i otrzymywał dostęp do skrytki.

Nie pojawiał się często; nie częściej niż dwa razy do roku i wypłacał dość spore sumy pieniędzy; nie na tyle duże, by w jakikolwiek sposób mogło to nadwerężyć cały majątek, aczkolwiek wystarczające, by pozwolić sobie na wygodne życie bez konieczności pracowania. Kolejną ciekawą rzeczą był fakt, że zawsze po odwiedzeniu skrytki mężczyzna wymieniał większość pieniędzy na mugolską walutę.

Ilość posiadanych przez niego informacji była zdecydowanie niewystarczająca i Albus miał świadomość, że odczuwane przez niego zmartwienie i frustracja są dla wszystkich oczywiste. Minerwa wciąż nie wybaczyła mu tego, że zgubił Harry'ego Pottera i wciąż przekonywała go, że powinien udać się do Ministerstwa i je o wszystkim poinformować, dzięki czemu mogliby wszcząć oficjalne poszukiwania.

Nie zamierzał jednak tego zrobić. Minister Bagnold właściwie nie była złym przywódcą, ale, szczerze mówiąc, nie dogadywali się najlepiej, a w stosunku do mężczyzny, który miał największe szansę na wygranie następnych wyborów Albus zachowywał jeszcze większą ostrożność. Ostatnią rzeczą, która była mu potrzebna, było Ministerstwo wtykające swój nos w kwestię opieki nad Harrym Potterem.

Minerwa miała jednak trochę racji – nawet Ministerstwo byłoby lepsze niż tajemnicza postać, która zajmowała się obecnie Harrym.


Lipiec 1991

Albus Dumbledore, Dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, spotkał się ze swoim Zastępcą, Minerwą McGonagall, w małym pomieszczeniu znajdującym się na szczycie wieży, w którym każdego lata zaczarowane pióro adresowało listy wysyłane do studentów. Pióro obudziło się do życia tego ranka i, tak jak zawsze, zaczęło adresowanie od nowych pierwszorocznych. Nazwiska uczniów mugolskiego pochodzenia pojawiały się napisane niebieskim atramentem, zaś czarodziejskiego – zielonym. Dzięki temu Minerwa wiedziała, którzy studenci potrzebowali wizyty w domu, a którzy niekoniecznie.

Dwójka nauczycieli stała wstrzymując oddech, podczas gdy pióro wypisywało alfabetycznie nazwiska uczniów, coraz bardziej zbliżając się do tego, na które czekali – Harry'ego Pottera.

Albus wiedział, że chłopiec gdzieś jest – a przynajmniej tak twierdziły jego zaklęcia. Przez te wszystkie lata skrytka u Gringotta była systematycznie powoli opróżniana. Osoba wypłacająca pieniądze za każdym razem używała jakiegoś przebrania – za każdym razem, kiedy przychodziła do banku wyglądała inaczej – a Albus wciąż robił wszystko, by odkryć, kim ta osoba była lub gdzie Harry Potter się znajdował. Bez rezultatu.

Na przestrzeni lat pojawiło się kilka informacji dotyczących pojawienia się Harry'ego Pottera i Albus zawsze natychmiast badał je uważnie, ale nigdy nie miał pewności, czy chłopiec rzeczywiście był widziany, czy po prostu ludzie wyobrażali sobie coś lub szukali uwagi mediów. Żaden z nich nigdy nie udzielił mu żadnych istotnych informacji.

A teraz zostały już tylko dwa miesiące do rozpoczęcia roku szkolnego, który powinien być pierwszym rokiem nauki Harry'ego i pióro było jego ostatnią nadzieją.

- Albus! – sapnęła Minerwa, kiedy pióro zaczęło pisać: „Pan Harry Potter, Veronica Gardens 16, Streatham Vale, Anglia".

Miał ochotę się roześmiać, tak wielką poczuł ulgę. Jeśli tylko wcześniej mógłby zmusić do współpracy to wstrętne pióro… ale była to magia, która nie podlegała nawet jemu. To był naprawdę stary i potężny artefakt, stworzony przez samą Rowenę Ravenclaw.

Albus złapał kopertę i natychmiast skierował się do wyjścia, ale został zatrzymany przez Minerwę, która nalegała na to, by pójść z nim, aby na własne oczy mogła zobaczyć, w jakich warunkach dorastał Harry Potter.

Minerwa już kiedyś była na Streatham Vale, natomiast Albus nie, tak więc aportowała ich oboje do punktu aportacyjnego znajdującego się najbliżej miejsca zamieszkania Harry'ego. Pojawili się obok stacji Streatham i ruszyli osiedlem mugolskich domów, aż w końcu dotarli do Veronica Gardens.

Numer 16 znajdował się na parterze niskiego budynku składającego się z sześciu mieszkań – trzech na parterze i trzech na pierwszym piętrze. Mieszkanie znajdowało się na samym końcu i posiadało mały, prywatny ogródek. Szybko podążyli wąską ścieżką w stronę frontowych drzwi. Albus zapukał i wstrzymując oddech czekał na to, aż za drzwiami pojawi się jakikolwiek znak życia. Minęły długie dwie minuty, po których drzwi otworzyły się na oścież ukazując młodego chłopca z zaczerwienionymi oczami i potarganymi, czarnymi włosami, w okrągłych okularach z cienkimi oprawkami. Nie miał on na sobie nic poza spodniami od piżamy. Zamrugał kilka razy, po czym wydał z siebie raczej zrezygnowane westchnienie.

- Pan Potter? – zapytał Albus.

- Zgadza się – odparł chłopiec, cofając się i zapraszając ich do środka. Albus i Minerwa wymienili krótkie spojrzenie, po czym wkroczyli do mieszkania. Harry Potter zamknął za nimi drzwi, wykonując leniwy gest ręką w stronę kanapy znajdującej się w pokoju gościnnym. Sam jednak udał się do małej kuchenki, która również była częścią pomieszczenia. Z tego, co Albus mógł stwierdzić, było to bardzo skromne, jednopokojowe mieszkanie. Zaraz obok kuchenki znajdowały się dwie pary drzwi, obie otwarte, ukazujące łazienkę i sypialnię. Albus szybko zerknął w stronę kuchni i był prawie pewny, że dostrzegł mały, czarodziejski kociołek wiszący nad kuchenką gazową.

- Panie Potter, ja...

- Zechcieliby państwo napić się herbaty? – zapytał beznamiętnie Potter, przerywając mu.

- Och... tak, poprosimy. Dziękuję – odparł Dumbledore mrugając, zaskoczony tą nagłą, dziwną sytuacją.

Potter spędził następne parę minut układając na tacy dzbanek z gorącą wodą, herbatę, mleko, cukier i ciastka, po czym wrócił do pokoju, stawiając to wszystko na małym, okrągłym stoliku znajdującym się pomiędzy dwoma fotelami, aktualnie zajętymi przez Albusa i Minerwę. Zgarnął z niego trochę śmieci i kilka otwartych listów, po czym udał się z powrotem do kuchni, kładąc listy na blacie, a śmieci wrzucając do kosza.

- Zaraz wrócę – oznajmił, po czym zniknął w sypialni, chwilę później pojawiając się ubranym w pogniecioną koszulkę i parę szarych dżinsów. Opadł na kanapę, z rezygnacją wypisaną na twarzy wpatrując się w parę profesorów.

Albus i Minerwa po raz kolejny wymienili szybkie spojrzenie, po czym przenieśli uwagę z powrotem na siedzącego przed nimi młodego człowieka. Dumbledore odchrząknął.

- Panie Potter... czy moglibyśmy porozmawiać z pańskim opiekunem?

- Nie.

Dumbledore zamrugał słysząc nieoczekiwaną odpowiedź.

- Nie?

Potter uniósł pytająco brwi.

- Ee... kiedy pański opiekun będzie osiągalny...

- Mieszkam tu sam.

- Sam?! – zawołała McGonagall.

- Jesteście tu w sprawie Hogwartu? – Potter raczej stwierdził, niż zapytał, ignorując widoczne na twarzach swoich towarzyszy zmieszanie i niedowierzanie spowodowane kwestią jego opiekuna.

- Tak, zgadza się – potwierdził niepewnie Dumbledore. – Ale...

- Wiem już o istnieniu szkoły. Nie potrzebuję wizyty domowej, tak jak dzieci mugolskiego pochodzenia i jestem w stanie sam zrobić zakupy. Czy macie ze sobą list? – zapytał Potter, znów wtrącając mu się w słowo.

- Panie Potter – karcącym tonem zwróciła mu uwagę Minerwa. – Proszę nie przerywać.

- Szukaliśmy pana przez wiele lat, panie Potter - oświadczył Albus. – I obawiam się, że muszę nalegać na spotkanie z osobą, która przez cały ten czas się panem zajmowała.

- Nie ma z kim się spotkać. Sam się sobą zajmowałem.

- Nie może pan mówić poważnie, że mieszkał pan tu sam! Jak długo?! – zawołała Minerwa.

- Wystarczająco – odparł chłodno Potter. – Czy macie list?

Dwoje profesorów wpatrywało się w niego przez moment, po czym wymienili kolejne spojrzenie. Dumbledore sięgnął do kieszeni swojej szaty, wyciągając grubą kopertę i podając ją Harry'emu. Chłopiec przełamał pieczęć, wyciągnął list i zaczął czytać go uważnie, po czym przeszedł do listy przyborów potrzebnych do szkoły.

- Czy potrzebujecie pisemnej odpowiedzi? – zapytał nieobecnym tonem, nadal skupiając się na treści listu.

- Słucham? – zapytała Minerwa.

- Według listu powinienem odpisać do 31 lipca i zdeklarować się, czy zamierzam uczęszczać do szkoły, czy nie, ale skoro oboje tu jesteście, czy moje słowo jest wystarczające, czy jednak potrzebujecie pisemnej odpowiedzi?

- Twoje słowo wystarczy – odparła z wahaniem. – Ale wciąż chcielibyśmy porozmawiać z twoim opiekunem...

- Nie mam opiekuna. Mieszkam sam.

- Masz tylko dziesięć lat!

- Jak dotąd nie sprawiało to problemów – zripostował znudzonym tonem.

- Cóż, teraz sprawia. Teraz, kiedy wiemy gdzie jesteś obawiam się, że będziesz musiał zostać umieszczony w odpowiednim domu – oświadczył ze smutkiem Dumbledore. – Nie jesteś tu bezpieczny, zwłaszcza sam.

- Jak dotąd byłem bezpieczny – odparł Potter unosząc jedną brew. – Wy nie mogliście mnie znaleźć, prawda?

- Dziesięcioletnie dziecko nie może mieszkać samo! – zaprotestowała surowo McGonagall.

- Jeśli spróbujecie zmusić mnie do mieszkania gdzieś, gdzie nie chcę mieszkać, po prostu zniknę i nigdy więcej mnie nie znajdziecie – oznajmił chłodno Potter. – Jeśli chcecie, żebym uczęszczał do waszej szkoły, przez dwa miesiące w roku, podczas których nie jestem w Hogwarcie, zostawicie mnie w spokoju. Jeśli będzie upierać się, by wtrącać się w moje prywatne życie, nie będę uczęszczał do Hogwartu i już nigdy mnie nie zobaczycie. - Nauczyciele wpatrywali się w niego, wyraźnie oniemiali. – Do końca sierpnia pozostanę tutaj. Zakończę wynajem i wystawię meble na sprzedaż, jako że nie widzę żadnego sensu w płaceniu czynszu za mieszkanie, które przez dziesięć miesięcy będzie stało puste. Podczas roku szkolnego będę mieszkał w Hogwarcie, po czym wynajmę tymczasowe mieszkanie na czas następnych wakacji – zakończył Harry tonem, który nie pozostawiał miejsca na żadne sprzeciwy.

- Nie możesz mieszkać tu sam przez całe dwa miesiące! – zawołała Minerwa.

- Mogę i będę, chyba, że nie chcecie, abym uczęszczał do Hogwartu.

- Nie będzie nas pan szantażował, panie Potter! Pozwolenie mieszkać dziecku samemu jest nie tylko nieetyczne, ale i nielegalne. Dziesięciolatek nie może...

Potter wstał nagle, wpatrując się w nich zimno.

- Wynoście się.

- Co? – wykrztusiła Minerwa.

- Jeśli zamierzacie mówić mi, co mam robić, nie jesteście mile widziani w moim domu.

- Proszę się uspokoić, panie Potter – wtrącił Dumbledore, unosząc pokojowo dłonie. – Jestem przekonany, że jesteśmy w stanie dogadać się bez uciekania się do gróźb.

- Gdybym był kimkolwiek innym nawet by was tu nie było i nie zwrócilibyście najmniejszej uwagi na to, jak i z kim mieszkam – zauważył beznamiętnie Harry.

- Ale nie jest pan kimkolwiek innym – oświadczył Dumbledore. – Czy jest pan świadomy swojego statusu w czarodziejskim świecie, panie Potter? Istnieją osoby, które chciałyby pana skrzywdzić i nie chcemy, by mieszkał pan sam, gdyż obawiamy się o pana bezpieczeństwo. Zależy nam tylko i wyłącznie na pana zdrowiu i dobrym samopoczuciu.

- Jestem całkowicie świadomy swojego „statusu" w czarodziejskim świecie i wystarczająco zabezpieczyłem się przeciwko tym, którzy pragnęliby mnie skrzywdzić. Wy nie byliście w stanie znaleźć mnie mając do dyspozycji moje włosy i prawdopodobnie nawet odrobinę mojej krwi. Jeśli wy nie mogliście wytropić mnie przez te wszystkie lata, mając tak znaczącą przewagę, naprawdę sądzicie, że jakiś stary śmierciożerca, który uniknął sprawiedliwości, byłby w stanie to zrobić?

Albus i Minerwa ponownie wyglądali, jakby stracili mowę.

- Może moglibyśmy dojść do jakiegoś kompromisu, przynajmniej jeśli chodzi o to lato? Mógłbym znaleźć kogoś, kto obserwowałby twoje mieszkanie i upewnił się, że jesteś wystarczająco bezpieczny?

- To nie będzie konieczne – odparł beznamiętnie Potter.

- Nawet nie wiedziałbyś, że tam są. Byliby niesamowicie dyskretni.

- Nie mam najmniejszej ochoty pozwalać kompletnie obcym osobom przez następne dwa miesiące śledzić każdy mój krok.

Dumbledore zbladł.

- To nie tak, że oni by pana śledzili, panie Potter. Byliby raczej... czymś w rodzaju ochroniarzy. Ich pracą byłoby obserwowanie okolicy i wychwytywanie oznak kogokolwiek, kto mógłby mieć w stosunku do ciebie złe intencje.

Harry zamknął oczy, biorąc kilka głębokich wdechów, jak gdyby próbował uspokoić swój temperament.

- To nie będzie konieczne.

- Proszę, panie Potter... niech pan to zrobi dla mnie. Naprawdę czułbym się o wiele lepiej wiedząc, że jest pan bezpieczny.

Dumbledore spojrzał na niego błagalnymi, błękitnymi oczami, przez kilka długich sekund wytrzymując utkwiony w nim zimny wzrok siedzącego naprzeciwko dziesięciolatka.

- Nie.


Ponieważ więc książę zobowiązany jest umieć używać bestii, powinien sobie wybrać lisa i lwa, lew bowiem nie poradzi przeciw sidłom, lis nie poradzi przeciw wilkom. Należy więc być lisem, aby się poznać na sidłach, i lwem, aby odstraszać wilków. Ci, którzy poprzestają w prostocie na naturze lwa, nie sprostają zadaniom.

Niccolò Machiavelli


Severus Snape z niechęcią musiał przyznać – nawet, jeśli tylko samemu sobie – że miał wiele przyjętych z góry założeń odnośnie tego, czego mógłby oczekiwać od Harry'ego Pottera. Nawet jeszcze nie poznał dzieciaka, a już był całkowicie pewien, że okaże się całkowitą kopią swojego ojca. Przez ostatnie kilka lat robił wszystko, co w jego mocy, by trzymać się od Harry'ego Pottera tak daleko, jak to tylko możliwe.

Kiedy Albusowi udało się w jakiś sposób zgubić Chłopca, Który Przeżył, starzec ze wszystkich sił robił wszystko, aby go odnaleźć. Severus od początku starał się nie wtrącać. Jasne, był zaangażowany w pewne elementy poszukiwań, ale jego głównym zadaniem było subtelne trzymanie oczu i uszu otwartych na wszelkie docierające do niego oznaki aktywność swoich dawnych wspólników. Jednak kiedy minęło parę lat i dalej nie pojawiała się żadna wskazówka na temat tego, gdzie chłopiec mógłby być, Severus przestał nawet próbować.

Fakt, że mężczyzna w przebraniu, ale bez wątpienia z płynącą w swoich żyłach krwią Potterów, uzyskał u Gringotta dostęp do skrytki dzieciaka wystarczył Severusowi na to, by stwierdzić, że chłopiec z całą pewnością nie był w rękach śmierciożerców. Istniały szanse ku temu, że linia Pottera miała jakiegoś rodzaju nieoficjalne odgałęzienia, o których Albus po prostu nie widział. Najwyraźniej mieli świadomość, że Tunia Evans zawsze była paskudną, wredną suką i postanowili uratować dzieciaka od wątpliwie genialnego planu Albusa zostawienia go z mugolami.

Severus musiał przyznać, że kiedy po raz pierwszy dowiedział się o przeznaczeniu, jakie Albus przygotował dla dziecka, był zaskoczony. Jeśli wiedziałby o tym wcześniej – i jeśli wspomniane dziecko nie walczyłoby ze swoim przeznaczeniem i rzeczywiście tam zostało – prawdopodobnie sam pokłóciłby się o to z dyrektorem. Bez znaczenia było to, jak bardzo gardził Jamesem Potterem, nigdy nie pozwoliłby dorastać synowi Lily z jej wstrętną siostrą.

Ale zamiast tego dzieciak został najwyraźniej w sekrecie wychowany przez jakiegoś dalekiego krewnego Potterów. To tylko wzmocniło oczekiwania Severusa na temat tego, że chłopiec pojawi się w Hogwarcie zachowując się, jakby całe to miejsce należało tylko do niego; że będzie tak samo arogancki i zadufany w sobie jak jego ojciec. Zostanie wysłany prosto do Gryffindoru, a jego przeznaczeniem będzie zostanie ulubieńcem dyrektora, który pozwoli mu unikać kary za wszystkie bzdury, jakie zrobi, ponieważ sam dzieciak z natury nie będzie miał poszanowania dla żadnych zasad.

Kiedy dowiedział się, że Minerwa i Albus w rzeczywistości znaleźli Pottera i złożyli mu wizytę, utwierdziło go to tylko w przekonaniu, że ich wyolbrzymiona panika i ciągłe poszukiwania były tak naprawdę całkowitą stratą czasu i cieszył się, że on sam tak szybko przestał się w to angażować. Fakt, że Potter najwyraźniej odrzucił złożoną przez nich ich propozycję jego ochrony upewnił go w tym, co wiedział od początku – że Potter tak naprawdę był małym, aroganckim gówniarzem.

Oczywiście Albus zignorował odmowę chłopca. Zebrał kilku chętnych, starych członków Zakonu i porozstawiał ich wokół domu dzieciaka tylko po to, by dowiedzieć się, że ten stoi pusty. I po raz kolejny Albus spędził absurdalną ilość czasu na lamentowaniu nad dzieciakiem, tak jak poprzednim razem. Oczywiście nie odnalazł go i teraz ogarniała go już praktycznie panika i przekonanie, że Potter nie zamierza pojawić się w Hogwarcie.

Severus, wręcz przeciwnie, postanowił zignorować całą tę tragedię, jaką był brak Chłopca, Który Przeżył i zamiast tego skupił się na przygotowaniu nowego roku szkolnego, co powinien robić dyrektor.

Kiedy więc nadszedł pierwszy września Severus był całkowicie zdeterminowany, by nie poświęcić choćby sekundy swojego czasu na myślenie o cholernym chłopcu-który-przeżył-by-uczynić-jego-życie-bardziej-skomplikowanym. Albus miał oczywiście kogoś stacjonującego na Kings Cross, kto wypatrywał jakiegokolwiek śladu chłopca i wyglądał, jakby miał zemdleć z ulgi, kiedy poinformowano go, że Potter w rzeczywistości pojawił się na peronie. Severus jednak wciąż nie zamierzał pozwolić bachorowi okupować swoich myśli.

Kiedy siedział przy stole prezydialnym i obserwował, jak studenci pierwszego roku wkraczają pojedynczo wraz z Minerwą do Wielkiej Sali, nie wypatrywał chłopca w tłumie, ponieważ w ogóle go to nie obchodziło. Kiedy jego wzrok zupełnie przypadkowo natrafił na dzieciaka, natychmiast instynktownie skrzywił się, ponieważ zobaczył dokładnie to, czego oczekiwał: miniaturowego Jamesa Pottera w każdym możliwym aspekcie. Potargane, czarne włosy i okulary; te same rysy twarzy, jakie charakteryzowały Pottera, kiedy ten był na pierwszym roku; to samo... wszystko. Cóż, oprócz oczu, ale z miejsca, w którym Severus siedział było wystarczająco łatwo zignorować te boleśnie znajome oczy, a wszystkie pozostałe elementy aparycji chłopca wyraźnie wzbudzały w nim negatywne uczucia.

Chłopiec najwyraźniej był tak arogancki, jak oczekiwał Severus. Podczas gdy jego koledzy z podziwem i zachwytem rozglądali się po Wielkiej Sali, Potter wyglądał właściwie na znudzonego. Jego twarz była beznamiętna i zimna, co, Severus musiał przyznać, nie było wyrazem, który mógłby w takim momencie gościć na twarzy Pottera. Tamten gówniarz prawdopodobnie szczerzyłby się jak zadowolony z siebie głupek lub śmiał z czegoś, co właśnie powiedział ktoś inny.

Być może próbowałby nawet nabijać się z osoby, która w celu przydzielenia do odpowiedniego domu podeszła właśnie do stołka.

Ponieważ James był właśnie tego rodzaju sukinsynem.

Ale Potter ani razu się nie zaśmiał, ani nawet nie uśmiechnął do żadnego innego ucznia. Przez całą pierwszą połowę ceremonii przydziału jego twarzy pozostała znudzona i obojętna. Ani razu nie odezwał się do żadnego z czekających wraz z nim dzieci i nie wydawał się zwracać większej uwagi na przydział swoich kolegów.

Kiedy jego nazwisko zostało wywołane, salę natychmiast wypełniły podekscytowane szepty, a wszyscy studenci zaczęli wyciągać szyje i wychylać się, by rzucić okiem na słynnego Chłopca, Który Przeżył. Ruszając do stołka Potter wciąż arogancko unosił wysoko głowę, nie zaszczycając choćby jednym spojrzeniem wpatrującego się w niego tłumu. Usiadł na krzesełku, a Minerwa włożyła tiarę na jego głowę. Severus czekał, spodziewając się błyskawicznego przydziału prosto do Gryffindoru. Kiedy więc kapelusz zaczął się poruszać, otwierając szew, by przemówić zaledwie parę sekund po znalezieniu się na głowie chłopca, Severus nie był ani trochę zaskoczony.

Był jednak zaskoczony, gdy ten wykrzyknął „Slytherin!".

To było tak, jak gdyby cały świat nagle się zatrzymał i przewrócił do góry nogami. W sali zapadła ogłuszająca cisza, przerwana jedynie kilkoma sapnięciami pełnymi szoku. Potem nastąpił aplauz, ale tylko ze strony stołu Slytherinu, i to i tak nie całego. Paru Ślizgonów wyglądało na zadowolonych i dumnych z faktu, że słynny Chłopiec, Który Przeżył wylądował w ich powszechnie niezbyt lubianym domu, ale przy zielono-srebrnym stole były również jednostki, które krzywiły się mocno, a także takie, które po prostu wpatrywały się w niego z niedowierzaniem.

Reszta uczniów przy pozostałych stołach wyglądała po prostu na oszołomioną. Najwyraźniej nikt nie spodziewał się, że ten Harry Potter może wylądować w Slytherinie.

A już najmniej Severus.

Potter, zupełnie nie przejęty, z gracją wstał ze stołka i wręczył kapelusz oszołomionej Minerwie, po czym spokojnie zaczął maszerować wzdłuż wciąż klaszczącego stołu Slytherinu. Usiadł obok Daphne Greengrass, naprzeciw Dracona Malfoya, po czym zaczął znacząco ignorować wszystko i wszystkich dookoła. Jego postawa nie zmieniła się przez całą resztę ceremonii przydziału, a także przez całą ucztę.

Zdarzyło mu się podnieść wzrok na paru uczniów, którzy zadali mu jakieś pytanie i okazjonalnie przytakiwał. Nawet odezwał się raz czy dwa, ale były to krótkie, zdawkowe odpowiedzi. Najwyraźniej nie uważał nowych współdomowników za wartych swojej uwagi.

Mały, arogancki dupek.

Severus z całą pewnością nie spędził całego posiłku obserwując bachora Pottera, ponieważ gówniarz nadal zupełnie go nie obchodził. I z całą pewnością nie obchodziło go, że to on był teraz odpowiedzialny za dzieciaka. Tak naprawdę robił wszystko, co w jego mocy, by nie myśleć o tym, że jest od teraz Opiekunem Domu chłopca, ponieważ myśl ta była absolutnie przerażająca.

Niektórzy mogliby sądzić, że satysfakcję sprawi mu posiadanie tak wielkiej władzy nad dzieciakiem, ale Severus brał swoje obowiązki jako opiekuna naprawdę na poważnie. Kiedy dziecko było w jego domu, był za nie odpowiedzialny. Przez dziesięć miesięcy w roku, które spędzały w Hogwarcie, był przyszywanym rodzicem tych dzieciaków i choć z pewnością ich nie rozpieszczał, to i tak wciąż o nie dbał. Każdemu z nich poświęcał swój czas i pracę, i nie obchodziło go to, jak wyglądało to dla reszty szkoły. A z całą pewnością nie chciał poświęcać się dla Harry'ego Pottera.

Podczas posiłku Quirrell próbował parokrotnie wciągnąć go w rozmowę, ale Severusa za bardzo denerwowało jąkanie się mężczyzny, żeby mógł to długo wytrzymać. Minerwa nie odzywała się zbyt wiele – bez wątpienia była okropnie rozczarowana faktem, że nie będzie miała Pottera w swoim domu – ale wciąż była lepszym rozmówcą niż ten jąkający się idiota.

Wreszcie posiłek dobiegł końca i Albus wygłosił swoją powitalną mowę. Tym razem zawierała ona ostrzeżenie, by studenci trzymali się z daleka od korytarza na trzecim piętrze, chyba że marzy im się śmierć w straszliwych męczarniach. To z całą pewnością nie spowoduje żadnej katastrofy – nie, na pewno nie. Mówienie dzieciom, czego nie mogą robić nigdy nie było dobrym pomysłem – zwłaszcza pod groźbą niebezpieczeństwa lub przygody. Severus byłby zaskoczony, gdyby pod koniec tygodnia jeden czy dwóch Gryfonów nie skończyło rannych.

Bardzo możliwe, że będą oni identyczni i obaj będą mieli rude włosy.

W końcu uczta zakończyła się i Severus obserwował, jak jego nowi pierwszoroczni wychodzą z sali za dwójką prefektów z piątego roku. Piętnaście minut później wszedł do znajdującego się w hogwarckich lochach Pokoju Wspólnego Slytherinu, stając przed grupą drobnych jedenastolatków – z których większość wyglądała na całkowicie przerażonych. Ci, którzy nie wyglądali na przerażonych, wciąż byli przerażeni, ale starali się tego nie okazywać. Cóż, Draco nie wyglądał na wystraszonego. Wyglądał na zadowolonego z siebie. Już wiedział, że to miejsce należy do niego. Cholera, Severus już wiedział, że jego chrześniak prawdopodobnie przyniesie mu sporo problemów. Lucjusz był dumnym mężczyzną i wychował syna raczej surowo, ale Narcyza całkowicie rozpuściła chłopca. Cholera, nawet Lucjusz go rozpuścił. Nie istniała rzecz, której Draco by pragnął, a której by nie dostał.

Drugim wyjątkiem był Potter. Nie wyglądał na przerażonego; nie, żeby w zamian był podekscytowany lub onieśmielony. Wciąż wyglądał po prostu na... znudzonego. To doprowadzało Severusa do furii.

Zdecydował, że póki co może ignorować Pottera i dać sobie kilka dni na zastanowienie, w jaki sposób ma poradzić sobie z tą nagłą, nieoczekiwaną komplikacją w swoim życiu. Wygłosił swoją standardową, powitalną mowę, wraz z groźbą szlabanu polegającego na niekończącym się skrobaniu kociołków dla każdego, kto będzie wystarczająco głupi, by wystawić choć jeden palec poza linię postawioną przez któregokolwiek z innych profesorów. W końcu pozwolił im odejść i opuścił Pokój Wspólny, kierując się do azylu swoich prywatnych kwater, w których czekał na niego kieliszek mocnej brandy.


Mądry pan nie może ani nie powinien dotrzymywać wiary, jeżeli takie dotrzymywanie przynosi mu szkodę i gdy zniknęły przyczyny, które spowodowały jego przyrzeczenie. Zapewne gdyby wszyscy ludzie byli dobrzy, ten przepis nie byłby dobry, lecz ponieważ są oni nikczemni i nie dotrzymywaliby tobie wiary, więc ty także nie jesteś obowiązany im jej dotrzymywać.

Niccolò Machiavelli


Draco Malfoy obserwował, jak Potter spokojnie wchodzi do ich nowego dormitorium, kierując się prosto do swojego łóżka, przy którym stały teraz dwa identyczne kufry i wyciąga z rękawa różdżkę. Machnął nią krótko, a jeden z kufrów natychmiast wysunął się i otworzył. Potter zaczął go przeszukiwać, po czym wyciągnął z niego... kawałek pergaminu?

Oczy Dracona zwęziły się i chłopiec podszedł bliżej, zajmując miejsce, z którego lepiej mógł obserwować nową zagadkę, jaką był Chłopiec, Który Przeżył. Potter odwrócił się w stronę pokoju, przez chwilę wpatrując się w swoich współlokatorów, po czym głośno odchrząknął. Theo, który wcześniej grzebał w swoim kufrze, wyprostował się, a Vince i Greg odwrócili się w jego stronę, patrząc raczej beznamiętnie. Blaise, tak jak Draco, już wcześniej z ciekawością obserwował Pottera.

- Mam dla was propozycję – oświadczył Potter chłodnym, spokojnym tonem.

- Propozycję? – powtórzył Blaise, a w jego głosie brzmiało zarówno niedowierzanie, jak i rozbawienie.

Potter przesunął nogą na środek pokoju swój zamknięty kufer i położył na nim kawałek pergaminu, który trzymał w dłoni.

- Proponuję by wszystko, co dzieje się w tym pokoju, pozostawało w tym pokoju. To jest kontrakt magiczny. Będzie aktywny dopiero wtedy, kiedy wszyscy go podpiszemy. Mój prawnik spisał go upewniając się, że nie ma w nim żadnych luk – oczywiście możecie go wszyscy przed podpisaniem przeczytać. Nie jest to nic tak poważnego jak przysięga wieczysta, czy nawet magiczne przyrzeczenie. Jeśli ją złamiecie nie umrzecie ani nie stracicie swojej magii, ale będziecie odczuwać ból przy każdej próbie wydania informacji, które uzyskaliście będąc w tym pokoju, a jeśli całkowicie złamiecie kontrakt wasza skóra stanie się zielona i pojawią się na niej bolesne bąble. Ugoda zobowiązuje nas by wszystko, co usłyszymy, zobaczymy bądź czego w jakikolwiek inny sposób dowiemy się będąc w swoim prywatnym dormitorium zostało tajemnicą i nie mogło być wyjawione komukolwiek z zewnątrz za wyjątkiem naszej piątki. Żadnego skarżenia nauczycielom, plotkowania z innymi uczniami, żadnego donoszenia prasie bądź jakimkolwiek prawnym autorytetom.

- I dlaczego niby którykolwiek z nas miałby chcieć podpisać coś takiego? – zapytał z niedowierzaniem Nott.

- Ponieważ w tym momencie tylko teoretycznie wiem, że wasi ojcowie mają tatuaże na swoich lewych przedramionach. Z całą pewnością nie jest to coś, co powinno zostać teraz ujawnione opinii publicznej, czyż nie? Będziemy dzielić ten pokój przez następne siedem lat. Czy naprawdę chcecie przez dziesięć miesięcy w roku przez cały ten czas żyć w nieustannym stresie i martwić się o to, że będę świadkiem czegoś, co może was pogrążyć? Albo podsłuchać, jak mówicie o czymś, czego nie powinien usłyszeć, a potem powtórzyć to niewłaściwym osobom? Chcecie spędzić następne siedem lat chowając po kątach wszelkie zakazane akcesoria? Książki o czarnej magii? Artefakty wątpliwej natury? Kiedy będziecie świętować Sabat lub Solstycjum*, czy chcecie ukrywać się z tym ze strachu, że któryś z nas doniesie o tym Ministerstwu? Nie, oczywiście, że nie. Takie życie byłoby do dupy. To jest nasze dormitorium, powinniśmy wszyscy czuć się tu bezpiecznie i komfortowo oraz wiedzieć, że kiedy jesteśmy w tym pokoju, o nic nie musimy się martwić. O żadne szpiegowanie czy obserwowanie naszych działań i donoszenie o nich osobom z zewnątrz.

- Więc jaką ty będziesz miał z tego korzyść? – zapytał Draco, wpatrując się w Harry'ego podejrzliwie. – Bo brzmi to tak, jakby chroniło nas przed tobą w razie, gdybyś chciał nas szpiegować, ale co ty będziesz z tego miał? Sądzę, że ktoś, kto proponuje coś takiego, ma coś do ukrycia.

- Oczywiście, że mam – wycedził Potter, przewracając oczami. – Ale dzięki temu ja również jestem chroniony przed wami, w razie gdybyście mieli ochotę sprzedawać moje zdjęcia w samych majtkach lub podrzucać prasie plotki dotyczące mojego prywatnego życia. Nie będę musiał obawiać się, że wydacie informacje o mnie, żeby być w centrum uwagi, zarobić trochę kasy lub mnie szantażować. Oczywiście wszystkiego, co wydarzy się poza tym pokojem umowa nie będzie obowiązywała, ale przynajmniej tutaj będziemy mogli czuć się bezpiecznie.

Draco wciąż wpatrywał się w Pottera podejrzliwym wzrokiem, ale na jego ustach powoli zaczął pojawiać się uśmieszek.

- Wiesz, sądziłem, że Tiarze kompletnie odbiło, kiedy przydzieliła Harry'ego Pottera do Slytherinu, ale teraz myślę, że jednak wiedziała co robi.

Harry tylko uniósł wyzywająco brew, po czym wskazał na wciąż leżący na kufrze pergamin.

- Zamierzasz to przeczytać?

Malfoy wydał rozbawiony dźwięk, ale podszedł do kufra i zagłębił się w treść kontraktu. Widać było, że został sporządzony przez profesjonalistę. Draco miał już wcześniej wgląd w kontrakty przygotowywane przez prawnika jego ojca. Właściwie... uniósł pergamin pod światło i zauważył blady znak wodny w rogu pergaminu, na widok którego parsknął, a na jego twarzy pojawił się kolejny uśmieszek. To była ta sama firma, z której usług korzystał jego ojciec.

Potter wyraźnie wiedział co robi, kiedy ich zatrudniał. Draco jeszcze raz zaczął czytać kontrakt. Harry otworzył swój drugi kufer, wyciągając z niego jeszcze kilka kawałków pergaminu i tłumacząc reszcie, że są to dodatkowe kopie, które mogą przeczytać, chociaż nie będą one tak jak oryginał zawierały ich sygnatury. Każdy z pierwszorocznych Ślizgonów z pewną dozą ostrożności wziął po jednej z nich i w ciszy zagłębił się w treści. Greg i Vincent mamrotali coś niepewnie i poprosili Dracona, by wytłumaczył im znaczenie kilku słów, których nie mogli zrozumieć. Ostatecznie Draco zdecydował, że kontrakt jest wolny od jakichkolwiek pułapek, luk czy kruczków, tak jak Potter zapewniał na początku.

Nie był przekonany, czy to na pewno dobry pomysł, by nie miał możliwości poinformowania innych – zwłaszcza swojego ojca – o tym, co Potter robił w swoim dormitorium, ale naprawdę, jak wielką mogło to stanowić tak różnicę? Wciąż będzie mógł mówić o wszystkim, co Potter robił poza dormitorium, poza tym byłoby całkiem wygodnie nie musieć bez przerwy przejmować się tym, co któryś z jego współlokatorów może zobaczyć lub usłyszeć. Nie tylko Potter, ale każdy z nich.

Przez chwilę miał pewne wątpliwości co do tego, czy powinien podpisywać kontrakt bez wcześniejszej konsultacji z ojcem, ale wtedy Potter podszedł do niego mamrocząc coś o tym, że Draco jest niezależną osobą i nie musi przez całe życie w każdej sprawie biegać do swojego taty i prosić go o zgodę. Malfoy zarumienił się ze złości. Wiedział, że Chłopiec, Który Przeżył najprawdopodobniej obrzydliwie nim manipuluje, ale to nie zmieniło faktu, że chwilę później podpisał pergamin.

Greg i Vincent niemal natychmiast podążyli jego śladem, a zaraz po nich Theo Nott. Blaise wahał się najdłużej, ale w końcu również złożył swój podpis. Kiedy tylko skończył, Potter podpisał się jako ostatni. Pergamin zaświecił się na niebiesko i wystrzeliło z niego pięć promieni, po jednym w stronę każdego chłopców. Po chwili zarówno promienie, jak i pergamin zniknęły. Potter rozdał każdemu z nich po kopii, a także wizytówki firmy, w razie gdyby chcieli do niej napisać i uzyskać dostęp do oryginału. Najwyraźniej będzie on tam przetrzymywany ze względów bezpieczeństwa.

Kontrakt zawierał przypis, który zezwalał im na otwarte mówienie o jego istnieniu, tak więc jeśli ktokolwiek zapyta Dracona o Pottera, nie będzie mógł on zdradzić chronionych informacji, ale będzie mógł przynajmniej wyjaśnić, dlaczego nie w stanie tego zrobić. Najwyraźniej nawet w sądzie powód ten był dopuszczalny w przypadku przesłuchiwania. Jedno z ministerialnych praw zabraniało zmuszania ludzi do wypowiadania się w sprawach, w których złożyli wieczystą lub jakąkolwiek inną przysięgę, która mogłaby narazić na niebezpieczeństwo ich życie, zdrowie lub magię.

To był jeden z ostatnich argumentów, który przekonał Dracona. Teraz mógł dosłownie praktykować nielegalną, czarną magię pod nosem Harry'ego Pottera – tak długo, jak pozostawali w dormitorium, rzecz jasna – i nie musiał martwić się, że dowie się o tym dyrektor lub Ministerstwo. Nieważne, jak okropne rzeczy Draco wymyśli, Potter nie będzie w stanie nic z tym zrobić. Nie będzie mógł powiedzieć o nich nikomu.

Draco właściwie sądził, że wykazał się niezłym sprytem podpisując ten kontrakt.

W tym momencie Potter sięgnął do swojego drugiego kufra i wyciągnął z niego małe terrarium, które umieścił w rogu swojego biurka, po czym wyjął z niego drobnego węża, z którym po chwili zagłębił się w konwersacji. W wężomowie.

Harry Potter był wężousty, a Draco nie mógł nawet pisnąć o tym słowem.

Jedynym, co pozostało Draconowi była nadzieja, że Potter odezwie się do swojego węża gdzieś poza ich dormitorium, ponieważ wiedział, że jego ojciec będzie wściekły, jeśli Draco nie poinformuje go o tak ogromnym odkryciu.


Drogi Ojcze,

Piszę do Ciebie z radością informując, że zgodnie z oczekiwaniami zostałem przydzielony do Slytherinu. Nie, żeby kiedykolwiek były co do tego jakiekolwiek wątpliwości. Co było największą niespodzianką, Harry Potter również wylądował w Slytherinie. Chłopiec, Który Przeżył przez następne siedem lat będzie teraz moim współlokatorem. Szkoda, że nie widziałeś wyrazu twarzy Dumbledore'a, kiedy kapelusz zawołał „Slytherin!". Cała sala była oszołomiona. To było przezabawne.

Muszę jednak przyznać Ci się do pewnego problemu. Po powitalnej mowie wujka Severusa, kiedy znaleźliśmy się w naszym nowym dormitorium, Potter oświadczył, że ma dla nas „propozycję". Miał przy sobie profesjonalnie sporządzony kontrakt, który miał zobowiązać nas do tego, by wszystko, co działo się w dormitorium, pozostawało w dormitorium. Zabrania on nam ujawniania pod jakimkolwiek pretekstem komukolwiek z zewnątrz tego, co widzieliśmy, słyszeliśmy itp. będąc w naszym dormitorium.

Muszę przyznać, że sposób, w jaki nam to zaprezentował był całkiem interesujący. Sprawił, że brzmiało to tak, jakby robił to tylko po to, byśmy nie byli w stanie sprzedawać o nim prywatnych informacji do prasy plotkarskiej ani rozpowiadać ich innym uczniom. Ostatecznie jest celebrytą i brzmiało to jak racjonalny powód do zmartwienia. W zamian za to, że jego półnagie zdjęcia nie będą pojawiały się na okładce Czarownicy, my mielibyśmy zapewnione bezpieczeństwo w przypadku, gdyby Potter kiedykolwiek przez te siedem lat zobaczył lub usłyszał coś nie do końca dozwolonego.

To oznaczałoby, że mógłbym wykonywać rytuały Sabatu we własnym dormitorium bez obawy, że dowie się o tym Dumbledore, lub, co gorsza, Ministerstwo. To oznaczałoby, że nie musiałbym stresować się czytaniem potencjalnie wątpliwych książek we własnym łóżku. Posiadanie Harry'ego Pottera jako współlokatora stawiało mnie oczywiście w dość niewygodnej pozycji, na tyle, na ile w ogóle można czuć się komfortowo mieszkając z czterema innymi osobami.

Tak więc propozycja wydawała się raczej zachęcająca. Kilkakrotnie przeczytałem kontrakt, szukając jakichkolwiek potencjalnych luk. Był raczej dokładny i nie wydawał się dawać Potterowi jakichkolwiek dodatkowych korzyści, poza tymi oczywistymi. W równej mierze chronił każdego z nas. Firma prawnicza, która go sporządziła, to E. i E. R. Dodge – ta sama, z której usług Ty korzystasz, więc wiedziałem, że jest solidna. Możesz napisać do nich i poprosić o kopię oraz zapytać o ich opinię na ten temat.

Jednak w tym momencie muszę przyznać, że jestem nieco zaniepokojony. Podejrzewam, że naprawdę powinien skonsultować się z Tobą przed podpisaniem kontraktu i proszę, byś nie był za to na mnie za bardzo wściekły. Sądziłem, że będziesz dumny, że wykorzystałem taką okazję do zabezpieczenia się, ale teraz obawiam się, że możesz być nieco rozczarowany.

Nie mogę wiele powiedzieć – właściwie w tym momencie samo przyłożenie pióra do pergaminu powoduje u mnie ból głowy – jednak jestem pewien, że Harry Potter nie jest taką osobą, jaką sądziłem, że będzie. Po tym, jak byłem świadkiem kilku sytuacji wątpię, żeby jedynym powodem, dla którego Potter zaproponował nam ten kontrakt było zabezpieczenie się przed plotkami i reporterami.

On ma tajemnice, Ojcze. Ogromne tajemnice.

A teraz nie mogę ci powiedzieć o nich choćby jednego słowa. Jedyne, co mogę poradzić, to że powinieneś mieć oko na Harry'ego Pottera. On nie jest taką osobą, za jaką inni go uważają. Jeśli kiedyś cokolwiek godnego uwagi zdarzy się poza naszym dormitorium, natychmiast Cię o tym poinformuję.

Proszę, nie gniewaj się na mnie za bardzo, Ojcze. Robiłem tylko to, co uważałem, że najlepiej ochroni Ciebie, mnie i naszą rodzinę.

Ucałuj ode mnie Matkę. Niedługo znów napiszę.

Draco


Severus Snape opuścił swoje wygodne, bezpieczne lochy i skierował się na czwarte piętro, na którym znajdowała się nauczycielska sala konferencyjna. Minął już pierwszy miesiąc nowego roku szkolnego i, tak jak zawsze, wszyscy profesorowie zbierali się, by poplotkować i pochwalić się uczniami ze swojego domów. Severus parsknął, już teraz będąc pewnym, jak bardzo trudno będzie znieść mu następne parę godzin. Zawsze gardził tymi spotkaniami.

Wolał raczej nie rozmawiać z innymi nauczycielami o swoich Ślizgonach i ich problemach. Czasami, gdy odkrywał, że któryś z jego studentów okazywał jakiekolwiek oznaki przemocy domowej lub innych tego typu problemów, wolał omawiać to prywatnie z Albusem lub najlepiej nie robić tego w ogóle i poradzić sobie z tą sprawą samodzielnie, a więc udać się do określonego rodzica i grozić mu śmiercią.

Problemy Ślizgonów były rozwiązywane w domu Slytherina. Nie widział żadnego sensu w wywlekaniu brudów swoich węży wśród swoich współpracowników. Zwykle nie widział też sensu w przechwalaniu się nimi, ponieważ większość nauczycieli była do nich uprzedzona i nie wydawała się nawet zwracać uwagi na ich osiągnięcia, ilekroć próbował je wykazać.

Jednakże tym razem podejrzewał, że w tym roku ma przynajmniej jednego ucznia, któremu inni poświęcą na tym spotkaniu mnóstwo uwagi.

Wszedł do pomieszczenia odkrywając, że jest już ono niemal całe wypełnione i usiadł na pustym krześle między Minerwą a Filiusem i, niestety, naprzeciw Quirrella. Odór czosnku był okropnie nieprzyjemny i sprawiał, że oczy mu łzawiły. W ciągu ostatnich dni starał się spędzać w towarzystwie tego mężczyzny jak najmniej czasu, ale zaczynał podejrzewać, że coś jest z nim zdecydowanie nie w porządku. Jedną sprawą był oczywiście powrót z trwającego kilka lat urlopu naukowego, z jakiegoś powodu bojąc się absolutnie wszystkiego, ale były też inne rzeczy, które nie do końca Severusowi pasowały.

Parę minut później ostatnia osoba w końcu zajęła swoje miejsce – Tralawney zawsze najdłużej zajmowało dotarcie na ich spotkania. Wydawała się być zupełnie szczęśliwa spędzając całe życie w swojej wieży i Severus również nie miał nic przeciwko, by została tam już na zawsze.

Albus poprosił o uwagę i jak zawsze spotkanie rozpoczęło się od dyskusji czterech opiekunów domów na temat tego, jak ich nowi pierwszoroczni przystosowują się do życia w szkole. Zaczęła jak zwykle Pomona, opowiadając, którzy z nowych Puchonów spędzili najwięcej czasu wypłakując się na jej ramieniu z powodu swojej bezsensownej tęsknoty za domem. Reszta wymieniła parę spostrzeżeń na temat jej podopiecznych – większość z nich nie została nawet wspomniana, aczkolwiek ktoś zauważył, że Zachariasz Smith wydaje się mieć tendencję do znęcania się nad słabszymi i Pomona powinna mieć na niego oko.

Gryfoni ze swoim idiotyzmem kompletnie nie interesowali Severusa. Poinformował jedynie Minerwę, jak nędznie jej lwy radzą sobie na jego zajęciach i specjalnie zaznaczył, jak wiele kociołków Neville Longbottom zdołał już wysadzić w powietrze. Natomiast Weasley był zdecydowanym rozczarowaniem. Niezależnie od tego, jak Severus gardził jego braćmi bliźniakami z powodu notorycznie sprawianych przez nich kłopotów musiał przyznać, że byli irytująco dobrzy w warzeniu eliksirów. Percy Weasley, który w tym roku został prefektem, również radził sobie przyzwoicie. Severus nie powiedziałby, że chłopiec ma jakikolwiek wyjątkowy talent do eliksirów, ale starał się i uczył ciężko – być może nawet zbyt ciężko. Również Billius i Charlie zawsze radzili sobie przynajmniej zadowalająco na jego zajęciach, jednak wyglądało na to, że Ronald nie zamierzał włożyć w eliksiry nawet najmniejszego wysiłku. Chłopak był po prostu beznadziejny.

Minerwa skrzywiła się na wspomnienie najmłodszego Weasleya i przyznała, że nie wydaje się być on najbystrzejszym spośród pierwszorocznych – delikatnie mówiąc – ale przynajmniej nie miał też tendencji do sprawiania kłopotów, tak jak jego znajdujący się na trzecim roku bracia. Oznajmiła, że obawia się, iż chłopiec może czuć się niedoceniony będąc w cieniu swojego licznego rodzeństwa i przydałaby mu się jakaś zachęta.

Jeśli chodzi o Longbottoma, to Minerwa podejrzewała, że Augusta, jego babcia, była w stosunku do chłopca raczej ostra, co poważnie wpłynęło na jego samoocenę. Neville w żadnym aspekcie nie przypominał swojego ojca, Franka. Severus nigdy do końca nie lubił tego mężczyzny, ale nie był on też ostatnim idiotą.

Filius jedynie promieniał i zachwycał się swoją nową grupą Krukonów. Uważał, że wszyscy mieli wielki potencjał. Severus uważał, że byli małymi, przemądrzałymi bachorami, mającymi zawyżoną opinię o własnej inteligencji tylko dlatego, że zostali przydzieleni do domu dla „mądrych dzieciaków". Co było bzdurą i wszyscy o tym wiedzieli. Sam fakt bycia Krukonem zdecydowanie nie sprawiał, że dzieciak stawał się mądrzejszy niż jego rówieśnicy.

Cholera, ta wkurzająca mała Granger z Gryffindoru była prawdopodobnie mądrzejsza niż cały drugi rok Ravenclawu – razem wzięty!

Ale nikt nie był w stanie pobić domu Severusa i mężczyzna niechętnie musiał zgodzić się z resztą grona pedagogicznego co do faktu, że najbardziej olśniewająco oczywistym przykładem geniuszu był, rzecz jasna, Harry Potter.

Kiedy rozmowa w końcu skupiła się na Potterze, każdy przekrzykiwał się, by wtrącić swoje uwagi i podzielić się spostrzeżeniami. Albus wykazywał wielką chęć wysłuchania ich wszystkich.

Był tak spokojny. Tak grzeczny. Tak mądry. Cudowne dziecko – oznajmił Filius. – Naturalny geniusz! Nie istniało pytanie, które można by zadać chłopcu i na które ten nie znałby poprawnej odpowiedzi, a jednocześnie nigdy nie podnosił ręki, kiedy pytania padały. Severus odkrył to w miarę wcześnie – jeśli chciał, by Potter wniósł cokolwiek do lekcji, Severus musiał sam wziąć go do odpowiedzi. Nigdy się nie zgłaszał. Nigdy z własnej woli nie podniósł ręki i nigdy nie wyraził chęci zademonstrowania czegokolwiek klasie. Nie tak jak Granger, która przy każdej możliwej okazji wymachiwała rękoma w powietrzu, powodując u Severusa silny ból głowy.

Choć Severus nienawidził samej idei nagradzania punktami bachora Pottera, szybko zdał sobie sprawę, że to niesamowicie łatwy i efektywny sposób na to, by zapewnić Slytherinowi masę punktów. Już teraz ich prowadzenie było znaczące i nikt nie mógł oskarżyć Severusa o niesprawiedliwe faworyzowanie. Właściwie wymyślił nawet wspaniały system zadawania pytań: najpierw Weasleyowi lub Longbottomowi wiedząc, że nie będą mieli pojęcia, jak brzmi odpowiedź, po czym kierował to samo pytanie do Pottera. Gdy bachor odpowiedział poprawnie, Severus zadawał mu kolejne pytania, coraz trudniejsze do czasu, aż Slytherin miał jakieś pięćdziesiąt punktów więcej.

To było całkiem satysfakcjonujące i sprawiało, że twarz Weasleya przybierała odcień obrzydliwej czerwieni.

Co dziwne, Potter nie wydawał się szukać uwagi lub chociaż być dumnym ze znajdowania się w jej centrum. Nigdy nie próbował przechwalać się swoją wiedzą, jak Severus oczekiwał, że będzie robił. To właśnie robiłby w takiej sytuacji jego ojciec. Zamiast tego często wyglądał na przygaszonego, a czasem również znudzonego. Severus dostrzegł jednak rozbawienie w oczach Pottera, kiedy mężczyzna po raz trzeci zastosował w klasie taktykę pytania najpierw Gryfonów, a później jego.

Wydawało się, że Potter doskonale wiedział, co Severus robił i uważał to w jakiś sposób za zabawne.

Chwilowe poczucie satysfakcji Severusa natychmiast zostało zastąpione silnym pragnieniem, by nie lubić tego chłopca, niezależnie od wszystkiego.

Inni nauczyciele również zauważyli i wspomnieli o tym, że Potter w klasie często wyglądał na znudzonego. Obawiali się, że zajęcia nie są dla niego wystarczającym wyzwaniem i że jego rezultaty na lekcjach mogą się pogorszyć, jeśli będzie on zbyt znużony i straci chęć do pracy.

Jego prace pisemne również były nienaganne i Severus uważał, że oczywiste było, iż chłopiec pisał piórem od wielu lat. Właściwie miał ładniejszy charakter pisma od większości dorosłych, których znał Severus, nie mówiąc już o jakimkolwiek jedenastolatku. Nie było żadnych wątpliwości, że został wychowany w czarodziejskim środowisku. Kilku nauczycieli zasugerowało nawet, że musiał mieć wcześniej prywatnych korepetytorów, ponieważ nieważne jak genialne dziecko może być, to po prostu nie było normalne, żeby przy pierwszej próbie poprawnie rzucać każde zaklęcie.

Niektóre ruchy były po prostu zbyt skomplikowane, by zgrabnie je wykonać, dopóki nie wyćwiczy się w sobie pewnego odruchu – co jest możliwe tylko przy regularnym wykonywaniu ich przez wiele lat.

Potter miał ten odruch. Nawet Severus, który uczył chłopca eliksirów, był w stanie to zauważyć. Właściwie Potter był jednym z kilku studentów, do których zaliczał się również Draco, którzy uzyskali pozwolenie na używanie różdżki podczas jego zajęć. Zwykle uważał, że sam dostęp do różdżki podczas warzenia eliksirów jest po prostu zbyt niebezpieczny. Istniały jednak konkretne zaklęcia, które udoskonalały proces warzenia – zaklęcia mierzące czas, magicznie kontrolujące temperaturę itp. – a z którymi Potter był wyraźnie zaznajomiony.

Albus wyglądał na zaniepokojonego wszystkim, co nauczyciele mówili o Potterze – głęboko zaniepokojony. Zapytał, jak radzi sobie socjalnie, a nie naukowo, i całe grono potwierdziło jednomyślnie, że chłopiec jest introwertykiem. Po prostu nie odzywa się do ludzi. Na tyle, na ile nauczyciele mogli stwierdzić, nie miał choćby jednego przyjaciela, choć Severus kilkakrotnie był świadkiem, jak w dość sympatyczny sposób dyskutował ze swoimi współlokatorami. Byli oni względem siebie na tyle przyjacielscy, na ile tylko mogą być wobec siebie Ślizgoni. Nigdy nie było między nimi prawdziwego zaufania – ograniczona przyjaźń lub przyjaźń pod pewnymi warunkami, owszem – ale tylko, dopóki układ ten przynosił obu stronom jakieś korzyści.

Cóż, przynajmniej nie wydawał się gardzić swoimi kolegami. I, co ciekawe, oni również nie wydawali się być do niego nieprzychylnie nastawieni. Niektóre dziewczyny na początku, owszem, ale najwyraźniej Potter bardzo wcześnie zrobił coś, czym zasłużył sobie na respekt swoich współlokatorów. Severus nie miał pojęcia, co to było, a na ile to, co powiedział mu Lucjusz było prawdą, pewnie nigdy się nie dowie.

Severus zastanawiał się, czy poinformować Albusa o kontrakcie, na który Potter namówił pozostałych chłopców z pierwszego roku, ale jak na razie zdecydował się tego nie robić. To spowodowałoby tylko większe zmartwienie u starszego mężczyzny i wywołało obsesyjną kontrolę nad jego pierwszakami i ich dormitorium. Niezależnie od okoliczności Potter i jego koledzy wciąż byli pod opieką Severusa i mężczyzna nie zamierzał tak łatwo ich sobie odebrać. Z tego, co wiedział, nie było żadnych powodów do obaw. Osłony, które sam nakładał na dormitoria ostrzegłyby go, gdyby ktoś przetrzymywał w lochach cokolwiek zbyt nielegalnego, a nic, co znajdowało się w którymkolwiek z dwóch kufrów Pottera nie włączyło jego alarmów.

Za to kufer Goyle'a włączył i Severus miał już za sobą rozmowę z tym chłopcem na temat większej dyskrecji związanej z tym, co przywozi ze sobą do szkoły.

Albus poprosił nauczycieli, by spróbowali zachęcić Pottera do większego integrowania się ze swoimi rówieśnikami – być może powinni organizować więcej prac w grupach i spróbować przydzielać Pottera do różnych osób w nadziei, że w końcu znajdzie się ktoś pasujący na tyle, by chłopiec zechciał się z nim zaprzyjaźnić. Severus był całkowicie pewny, że będą to bezowocne wysiłki. Potter po prostu nie chciał mieć żadnych przyjaciół.

Kiedy stało się oczywiste, że nie mogą poświęcić więcej czasu skupiając się tylko na jednym studencie, Albus został zmuszony do podjęcia kolejnych tematów, jednak kiedy niecałą godzinę później spotkanie dobiegło końca, dyrektor poprosił Severusa i Minerwę, by zostali chwilę dłużej i ich rozmowa znów wróciła do Harry'ego Pottera. Tym razem na nieco bardziej prywatnym podłożu.

Albus najwyraźniej nie zamierzał dać za wygraną w sprawie kwestii tajemniczego miejsca, w którym chłopiec spędził ostatnie dziesięć lat, choć wciąż nie udało mu się niczego znaleźć. Nie miał pojęcia, kto wychował chłopca, a co za tym idzie nie wiedział, w jakiego rodzaju ideologii został wychowany. Czy był po jasnej stronie? Czy był po ciemnej stronie? Kto go uczył? Czego go nauczyli? W jaki sposób zdobył tak wcześnie różdżkę i dlaczego nikt nie odkrył, że jej używa? Na to pytanie nie potrafił znaleźć żadnego racjonalnego wyjaśnienia.

Poprosił dwójkę pozostałych nauczycieli, by spróbowała zdobyć zaufanie chłopca. Severus skrzywił się na samą myśl o tym, ale Albus nalegał. Snape był jego opiekunem domu i najbardziej oczywistą osobą, do której chłopiec powinien zwrócić się w razie problemów.

Minerwa nie była pewna, w jaki sposób sama mogłaby pomóc – w końcu nie była jego opiekunką – ale Albus zasugerował, że mogłaby nawiązać do tematu jego rodziców. Chłopiec prawdopodobnie będzie chciał się czegoś o nich dowiedzieć. Zaproponował to samo Severusowi, który wzdrygnął się na samą myśl o tym. Zdecydowanie był ostatnią osobą, która powinna opowiadać Harry'emu Potterowi o jego ojcu.

Albus i Minerwa zgodzili się z nim, jednak wspólnie uznali, że Snape był dobrym źródłem informacji na temat Lily. W końcu znał ją nawet kilka lat przed rozpoczęciem Hogwartu.

Ta sugestia nie do końca mu odpowiadała, ale odkrył, że nie był w stanie wymyślić żadnej odpowiedniej riposty.

Wciąż nie uważał, żeby to zadziałało. Potter nie był na tyle głupi, by dać się zmanipulować w wydanie swoich delikatnych sekretów w zamian za kilka informacji o jego dawno już zmarłych rodzicach. Mimo, że Severus nienawidził się za to, musiał przyznać, że miał raczej wysokie mniemanie o inteligencji bachora.

Podobnie jak dawno już przestał kwestionować zdrowie psychiczne Tiary z powodu przydzielenia chłopaka do Slytherinu.

On był Ślizgonem. Temu po prostu nie można było zaprzeczyć. To był fakt.

Po wymuszeniu na Severusie i Minerwie niechętnej obietnicy, że zrobią wszystko, by wyciągnąć chłopca z jego zimnej, twardej skorupy i spróbują stworzyć coś w rodzaju relacji opartej na zaufaniu, Albus westchnął ciężko i poinformował ich, że mogą odejść, mamrocząc coś pod nosem o tym, jak to możliwe, że wszystko mogło pójść tak katastrofalnie źle.


* Solstycjum – inaczej przesilenie