Wiem, że niektórzy za mną tęsknili. Mam nadzieję, że tęskniliście. Wiem, że od paru ładnych miesięcy nie dawałam o sobie znać, że nie publikowałam i nie słychać było nic o kontynuacji You'll never be alone, ale magisterka i praca zarobkowa, a także inne poza-internetowe sprawy nałożyły się mocno na kwestię mojego pisania i szlifowania nowej opowieści.

Ale teraz przerywam milczenie, przepraszam, że tak długie, i wracam do was z pierwszym rozdziałem kontynuacji historii waszej ukochanej pary. Wydarzenia jak zapisałam w opisie dzieją się kilka tygodni po 13. rozdziale You'll never be alone.

Starałam się, aby się wam spodobał.

Dedykuję wszystkim tym, którzy kibicowali Sygin i Lokiemu w poprzednim opowiadaniu. Mam nadzieję, że nie zabraknie im waszego dopingu i tutaj.

Z góry przepraszam, że tak krótko.


- Narfi – szepnęła Sygin w ciemność, podnosząc się do pozycji siedzącej.

Obudziła tym samym Lokiego. Spojrzał na nią nieobecnym wzrokiem świeżo przebudzonej osoby, aby po chwili posłać jej już w pełni przytomne zdumione spojrzenie.

- Wszystko w porządku? – spytał łagodnie, siadając i obejmując czule Azynę.

Sygin nie odpowiedziała. Trwała w zamyśleniu, z półprzymkniętymi oczami. Nie wiedziała jak sformułować myśli, by przekazać, to co cisnęło się jej na usta, łagodnie. By nie zabrzmiało to przerażająco, jak brzmiało to w jej głowie. Przerażająco i pięknie za razem. Bała się jednak, jak przyjmie to Loki.

W końcu, po długiej chwili ciszy, w której słychać było tylko ich spokojne oddechy, Sygin zdecydowała się odpowiedzieć na pytanie ukochanego.

- Wszystko w porządku, Loki – szepnęła, odwracając się by spojrzeć w oczy ukochanego. – Wszystko w porządku – powtórzyła, jakby do siebie.

Wstała i podeszła do znajdującego się po drugiej stronie celi stołu. Nalała do dwóch pucharów złocistego, lekkiego asgardzkiego wina, lecz zanim zdążyła choćby się odwrócić, Loki był już przy niej. Delikatnie wyjął jej puchary z dłoni, by już po chwili całować jej szyję i chłodnymi dłońmi błądzić po jej ciele.

- Chyba potrzebujesz nieco motywacji – szepnął jej do ucha, przygryzając je nieznacznie – by wyznać mi prawdę.

Pieszczoty przybrały na intensywności, Sygin drżała pod dotykiem Lokiego, pod jego pocałunkami, ale uparcie milczała.

- Twój upór bardzo mi się podoba – przemówił ponownie, jeszcze ciszej niż poprzednio, ale Azynie zdało się, że wyczuła w jego głosie nutkę rozbawienia. I irytacji. – Wiesz dobrze, że moja cierpliwość też się kiedyś skończy – dodał z przekąsem – a kiedy się już skończy, będziesz żałowała, że nie powiedziałaś tego wcześniej.

Brzmiało to jak groźba. I z całą pewnością na swój pokręcony sposób było groźbą. Groźbą, jaką może wypowiedzieć ukochany mężczyzna, kiedy jednocześnie chce również w tym wszystkim zawrzeć obietnicę. Bardzo kuszącą obietnicę, Sygin musiała to przyznać. Tym bardziej kuszącą, że nie zamierzała dać mu tej satysfakcji i odpowiedzieć. A więc dalej uparcie milczała.

I nie, nie żałowała, choć kiedy już skończyli była zmęczona i obolała, ale także niesamowicie usatysfakcjonowana. I pewna, że Loki nie poruszy już tej nocy powodu jej nagłego poderwania się z imieniem Narfi na ustach, co pozwoli jej na odpowiednie ubranie w słowa znaczenia tego wszystkiego.

Loki, wsparty na ramieniu, gładził w zamyśleniu pukle rudych włosów okalające głowę Sygin niczym miedziana aureola. W końcu przerwał milczenie i zapytał:

- Zdradzisz mi wreszcie powód takiego nagłego poderwania się w środku nocy?

Nie uzyskał jednak odpowiedzi, bo Azyna wciąż milczała jak zaklęta.

- Czy chodzi o twój seidr?

Sygin potwierdziła nieznacznym skinieniem głowy. Nie podobało się jej, że Loki drążył temat, ale nie miała zamiaru protestować. Zamierzała udzielić odpowiedzi na część pytań, by zaspokoić jego ciekawość, na tyle by dał jej choć chwilę na ubranie tego wszystkiego w słowa. Spodziewała się, że taka rozmowa kiedyś między nimi zajdzie, ale nie sądziła, że nastąpi to tak szybko, ani tak niespodziewanie.

- Czy stanie się coś złego?

- Nie – odparła prawie niesłyszalnie. – Wiesz przecież Loki, że seidr nie pokazuje samych złych rzeczy...

- ...ostatnio jednak w twoich wizjach nie było nic przyjemnego – wpadł jej w słowo.

- Seidr objawia to co się wydarzy, nie ważne czy dobre, czy złe – Sygin uśmiechnęła się lekko. – Pamiętasz przecież, że i wiele dobrego widziałam dzięki temu darowi – szepnęła miękko i uspokajająco, odgarniając niesforny kosmyk włosów, opadający na twarz jej ukochanego – dzięki niemu wiedziałam, że żyjesz i dzięki niemu widziałam twój powrót... – urwała, nie wiedząc co powiedzieć dalej.

Przez twarz Lokiego przemknął grymas, zbyt krótki by Sygin mogła określić, czym dokładnie był, choć wydawało się jej, że stanowił mieszankę bólu, smutku i upokorzenia. Nie dziwiła się tą reakcją – wszak dla niego taki powrót do Asgardu był pełen bólu i upokorzenia, o smutku nie wspominając. Dla niej to były najszczęśliwsze chwile w życiu. Móc ujrzeć go znowu, na własne oczy, po roku (który zdawał się być wiecznością) nieobecności, to było szczęście nie do opisania. I choć przypłaciła je goryczą oglądania jego porażki i jego poniżenia, kiedy wraz z Thorem pojawili się na złomkach Bifrostu, nadal była szczęśliwa, bo powrócił do domu.

- Zatem widziałaś coś dobrego? – z ust Lokiego padło podchwytliwe pytanie.

Skinęła głową. Tak, to co zobaczyła, było dobre. Było dobre, mimo komplikacji, jakie wniesie w ich w miarę poukładane życie (jeśli poukładanym życiem można było nazwać ich obecną sytuację – Lokiego-więźnia i jej w roli dobrowolnej towarzyszki niewoli). I świadomość tego, co nadejdzie bardzo ją cieszyła, choć zdawała sobie również sprawę, że nie będzie łatwo i że szczęście okupi też wieloma łzami, ale taka była naturalna kolej rzeczy.

- Czy Odyn zmieni swoją decyzję? – dociekał dalej jej ukochany, wpatrując się intensywnie w jej oczy, jakby z nich chciał wyczytać więcej.

Pokręciła głową, wciąż milcząc. Wszechojciec był uparty i niewiele rzeczy mogło odmienić jego serce. I choć Frigga na pewno namawiała męża, by jeszcze raz przemyślał uwolnienie wyrodnego syna, to Sygin była pewna, że władca Asów długo nie zmieni swego wyroku. Z resztą po wyznaniu, jakie poczynił Loki przed kilkoma tygodniami, Azyna uznawała, że póki co znajdują się w dogodnej pozycji. Wiedziała, jaka groźba wisiała nad Lokim i sądziła, że głęboko w lochach Asgardu są bezpieczni. Wierzyła, że mają jeszcze czas, że minie jeszcze wiele lat, zanim potężny władca Innych zwróci się przeciwko Dziewięciu Krainom i upomni się o Tesseract.

- Powiedz zatem, o co w tym wszystkim chodzi! – w głosie przybranego syna Odyna czuć było zniecierpliwienie i nutkę zdenerwowania.

Nie mogła już dłużej milczeć. Nie mogła też jednak wyznać mu całej prawdy. Nie mogła powiedzieć tego ot tak, bo to co chciała mu przekazać musiało zostać odpowiednio ubrane w słowa.

Jednak nie musiała nic mówić, bo Loki sam się zmitygował i przepraszającym tonem dodał:

- Sygin, wybacz, ta niepewność wzbudza we mnie strach. Boję się, że widziałaś jednak coś nieprzyjemnego w przyszłości i teraz nie chcesz mi wyjawić.

- Spokojnie. To co widziałam, nie należało do kategorii nieprzyjemnych wizji – wyznała, spoglądając Lokiemu głęboko w szare oczy. – To była dobra wizja, zwiastująca szczęście. Pozwól jednak, że wyznam ci to później, kiedy się już przebudzimy, bo jestem okropnie zmęczona. I nie powiem czyja to wina.

- Sama jesteś sobie winna uporem Sygin – zaśmiał się Loki, całując ukochaną czule w czoło.

Azyna położyła głowę na ramieniu ukochanego i zamknęła oczy, wsłuchując się w spokojny rytm jego serca. Powoli ogarniała ją senność, lecz zanim na dobre usnęła, usłyszała pytanie:

- Kim jest Narfi?

Uśmiechnęła się i wyszeptała najciszej jak potrafiła:

- Twoim synem – po czym zapadała w głęboki sen, którego nie zdołał przerwać zdumiony okrzyk Lokiego.


Ps. Wiecie co najbardziej mnie motywuje do pisania i karmi wena :D

Swoją drogą Jousette - trafiłaś, choć chyba już ci o tym mówiłam.