Gruzowiska były jedynym widokiem przez wiele miesięcy, lecz powoli zaczynało się to zmieniać. Z każdym kolejnym dniem, cegiełka po cegiełce wszystko się odbudowywało.

Nadeszło lato, a wraz z nim życie. Iskierka nadziei w rozpraszającej się ciemności.

Ludzie wychodzili z domów albo do nich wracali po zbyt długiej rozłące. Rodziny odnajdywały się.

Ona to wszystko widziała.

Również chłopaka i dziewczynę, wzajemnie w siebie wtulonych. Jej włosy czerwone jak płomień, a jego czarne jak heban. Skradzione pocałunki. Szczęście w ich oczach.

Ona, wieczna obserwatorka.

Panna w zielonej szacie.

Zielonej jak kolor śmierci.

Zielonej jak kolor nadziei, która zawsze pozostawała jedyną osłodą życia.