Witajcie... Nazywam się Revan. Pewnie zastanawiacie się kim jestem... Otóż jestem człowiekiem.
Spodziewaliście się smoka, anioła, demona albo chociaż youkai? Cóż, w tej kwestii zawiodłem wszystkich. A w szczególności najbliższych.
- Revan! Zejdź na dół, przygotowałam posiłek!
To była moja mama – Akeno Himejima. Jest w połowie upadłą anielicą, a w połowie reinkarnowanym demonem. Znana jest także jako "Kapłanka Świętych Błyskawic". Obecnie jest wysoko klasowym diabłem o bardzo dużej mocy. Jest córką samego Baraqiela, jednego z przywódców Grigori.
Wszyscy sądzili, że skoro mam taki rodowód, to powinienem odziedziczyć wielką moc i umiejętności władania błyskawicami... Ale tak się nie stało. MIałem tyle samo mocy co przeciętny człowiek. Mniej, więcej 1 punkt mocy. Tak mnie można było matematycznie określić.
Ja ją zawiodłem... Zawiodłem swoją mamę. A pokładała tyle nadziei we mnie...
Wybacz...
- Revan schodzisz już?
- Tak Mamo!
Schodziłem po schodach. Wchodząc do kuchni zauważyłem, że mama wciąż coś gotuje. Odwróciła się do mnie I się uśmiechnęła
- Ara, Ara... Co chiałbyś dziś zjeść na śniadanie?
- Chyba to, co zwykle, Mamo. - powiedziałem siadajac na krześle
Kuchnia mamy była najlepszą, jaką w życiu jadłem. Codziennie jej to mówiłem. Po to, by poprawić jej humor. Mimo iż wiem, że jest samotna... że ją zawiodłem.
- Revan, pójdziemy dzisiaj do Cioci Rias?
- O-Okey Mamo
-No dobrze. W takim razie jedz szybko bo się spóźnimy!
Idąc samotnie po zgliszczach świata, zawsze doznawałem jakiś refleksji. Nawet jeżeli były to błahe sprawy zawsze nad nimi rozmyślałem.
I wciąż chodząc po szarym pustkowiu, zauważyłem na wpół zniszczoną fontannę. Teoretycznie, fontanna jak każda inna... lecz w tej było coś, co było jakby... nostalgicznego.
-Tak. To tutaj się wszystko zaczęło...
Idąc w stronę zamku rodziny Gremory zawsze miałem wrażenie, że tu nie pasuję. Mimo iż byłem synem królowej Rias Gremory to i tak miałem wrażenie, że jestem tu kimś obcym.
A to dlatego, że wszyscy tutaj są jakimiś nadnaturalnymi istotami o ogromnej mocy, jak na przykład aniołami, upadłymi, demonami czy youkhai, lecz ja byłem tylko człowiekiem! Jakim cudem? Cudem? Nie… raczej przekleństwem…
-AAAAAAAAAAAAARRGH! – usłyszałem ryk jakiegoś potwora. Jednak zamiast od razu przejść do ataku, ja… czekałem.
- Oh młody, wybrałeś nie ten dzień i nie ten cel, a ja jestem zbyt zmęczony by ci to wytłumaczyć.
Szybko wyciągnąłem swoje magnum i strzeliłem kilka razy. Nawet nie przyjrzałem się stworowi. Po prostu go zabiłem. Ot tak. Kolejny nudny dzień…
Rias Gremory lub jak też ją lubiano nazywać „Ciocia Rias" była najmłodszym diabłem klasy ostatecznej. Została nim niedawno… raptem kilka lat temu. Bezlitosna dla wrogów i kochająca dla rodziny i przyjaciół. Jej tytuł to „szkarłatna królowa zniszczenia". Niezłe co?
Skoro przy cioci Rias jesteśmy, to opowiem wam także co stało się z całym „ORC'iem"…
Moją mamę – Akeno – znacie. Mimo iż awansowała do pozycji wysokoklasowego diabła, nie opuściła Rias i dalej jest jej królową…
Kiba Yuuto także awansował (jeśli dobrze pamiętam to chyba wszyscy z parostwa cioci Rias awansowali) i ma teraz własne parostwo.
Xenovia Quatra i Asia Argento żyją sobie spokojnie na terytorium rodziny Gremory – Asia jako treser smoków, Xenovia jako lojalny rycerz cioci Rias.
Gasper Vladi ożenił się z Valerie Tepes – żyją sobie spokojnie gdzieś na świecie.
Rosseweisse została nauczycielką w szkole Sitri. Podobno przerosła swoja babcię Gondul.
Shidou Irina wspina się po karierze anioła. Z tego co pamiętam ma już chyba osiem czy dziesięć skrzydeł.
Koneko Toujo wraz z siostrą Shirone uczy Senjutsu w szkole Sitri.
No i na końcu Hyoudo Issei, mój ociec (jak wielu dzieci z jego haremu), wielka zagadka. Po ostatniej wojnie po prostu zniknął. Nikt nie wie gdzie, zero oznak życia. Przez ostanie dziesięć lat.
Tia, to tyle jeśli chodzi o ORC. Mój ociec jest, a raczej był typowym przykładem „od zera do bohatera". Tyle, że on chociaż miał swój Boosted Gear. A Ja jestem nawet bez Sacred Gear…
Kontynuując podróż, krocząc po szarym piasku, wędrowiec szedł dalej po zgliszczach cywilizacji. Każda sekunda w tym świecie była na wagę złota. Lecz wędrowiec szedł i szedł nie myśląc o tlenie, który mu się kończył…
Idąc obok swojej matki, Revan obserwował jak rozmiary "rezydencji" go przytłaczały. Setki sług, terytorium wielkości Honsiu, kilkanaście zamków... Revan czuł się nieswojo... jak niechciany gość...
-Ooo! Akeno! Długo cię tu nie było! - powiedziała ciocia Rias. Jak zwykle, gdy mówiła do przyjaciół, zawsze się uśmiechała. Poza uśmiechem, od razu widziało się jej zielono-niebieskie oczy i krwisto-czerwone włosy. Zaczęła także przypominać swoją matkę, Venelanę Gremory.
-Oczywiście, bardzo cię przepraszam Rias! Ale nie mogłam przyjść wcześniej, miałam wiele rzeczy do zrobienia - odpowiedziała moja matka.
Oczywiście każda komórka mojego ciała - jak zawsze w takich chwilach - krzyczała, by uciekać z tego miejsca jak najprędzej, czego - oczywiście - nie mogłem zrobić.
-Ooo! Revan! Jak ja dawno cię nie widziałam! Chodź, daj swojej cioci misiaczka! - mówiąc to, ciocia Rias mnie przytuliła i pocałowała w policzek – powiedz, tęskniłeś za ciocią?
-W-Witaj, c-ciociu Rias... - odpowiedziałem jak najspokojniej się dało - tak t-tęskniłem za tobą...
-Oh, tak się cieczę, że nas odwiedziłeś - Nas? - czekaj, zawołam Miię, Mia!
Nie...
Błagam, nie...
Tylko. Nie. ONA!
Mia Gremory. Córka Rias i Issei'a. Bardzo podobna do swojej matki, lecz tylko z wyglądu.
Z wyglądu, bo osobowość miała... no cóż, była miła i przyjacielska dla wszystkich oprócz jednej osoby...
Dla mnie była jak wyrok śmierci, toteż ja wręcz ją nienawidziłem. A powód był banalny. Za każdym razem Mia Gremory znęcała się nade mną. Powód? Bo urodziłem się człowiekiem, bez żadnych mocy. Dlatego też - według niej – nie byłem godny bycia synem Hyoudo Issei'a.
-Ooo witaj Revan - powiedziała do mnie ta jędza... czy tylko ja widziałem, że jej słowa ociekają sarkazmem? - miło że przyszedłeś...
Tia...
No to wszedłem po uszy w gówno...
Samotny wędrowiec wyjął z torby kolejny zapas tlenu. Zbliżał się poranek, więc trzeba było wracać do domu. Lecz droga była daleka, a naszemu bohaterowi niespecjalnie się spieszyło. Nie po tym co go spotkało. Miał już dość.
Wędrowiec spojrzał w niebo, na którym powoli czarne chmury stawały się coraz bardziej... szare. Patrzył tak i dumał...
-Czy to nasze przeznaczenie? Żyć we własnym gównie, ze spuszczoną głową, pozbawieni marzeń?
Bohater dumał...
A z chmur zaczął padać deszcz...
