Nazywam się Scott Travis i jestem lekarzem w Centrum Zdrowia Psychicznego w Athens. Od lat leczę pacjentów nowoczesnymi metodami, które przy długotrwałym stosowaniu, osiągają wysoki procent wyleczalności. Jestem też autorem kilkunastu artykułów, które poruszają kwestie leczenia schizofrenii, zaburzeń paranoidalnych etc. W ostatnich dniach pojawiło się trzech nowych pacjentów. Zostali znalezieni na poboczu drogi nr 66. Wszyscy trzej utrzymują, że są wysłannikami Boga i ratują świat przed Lucyferem. Dwóch zidentyfikowano jako Alexa i Johna Whiteheadów. Trzeci z nich nie posiadał żadnych dokumentów i nadal poszukiwane są jakiekolwiek informacje o pacjencie i jego rodzinie. Poniżej zamieszczam stenogramy rozmów z pacjentami, które obrazują moje własne metody leczenia, opracowane na podstawie najnowszych podręczników psychiatrii i psychologii oraz długoletnim doświadczeniu.

25 listopada 2010
Dr Scott Travis: Nadal nie pamiętasz swojego prawdziwego imienia i nazwiska?
Pacjent X: Jestem Castiel.
Dr: Castiel? Przypominasz sobie coś na temat swojej rodziny? Może masz żonę, dzieci?
X: Moi bracia nie są godni uwagi.
Dr: Gdzie przebywają twoi bracia? Jak możemy się z nimi skontaktować?
Dr: Castielu?
X: Nie możecie się z nimi skontaktować.
Dr: Dlaczego?
X: Oni nie słuchają zwykłych ludzi. Nie macie do nich dostępu w tym stanie.
Dr: Co masz na myśli?
X: To słudzy Boga.
Dr: Jesteś jednym z nich?
X: Jestem Aniołem.
Dr: Kiedy zacząłeś myśleć o sobie, jako o Aniele?
X: Zawsze nim byłem.
Dr: Dlaczego w to wierzysz?
X: Ojciec takim mnie stworzył. Dlaczego mam nie ufać własnemu Ojcu?

Notatka: Dalsza część rozmowy nieczytelna, pojawiają się dziwne dźwięki i szumy – uszkodzony dyktafon. Pacjent X podaje się za anioła o imieniu Castiel. Jest silnie związany emocjonalnie z ojcem, ale ma kłopoty w porozumiewaniu się z własnymi braćmi. Podejrzewam, że na podłożu zadawnionych spraw z dzieciństwa.
Obserwacje: Pacjent X jest silnie związany z Alexem i Johnem Whiteheadami. Sprawuje nad nimi opiekę i spędza z nimi dużo czasu. Ma na nich ogromny wpływ.

26 listopada 2010
Dr Scott Travis: Witaj John. Jak się dzisiaj czujesz?
Pacjent John Whitehead: Dean. Dean Winchester.
Dr: Słucham?
W: Nazywam się Dean Winchester.
Dr: Rozumiem, więc jak się miewasz… Dean?
W: Bywało lepiej. Macie tu mało rozrywek.
Dr: W świetlicy zawsze możesz znaleźć coś ciekawego do roboty. Próbowałeś grać w szachy?
W: (śmiech) To dobre dla Sama, nie dla mnie.
Dr: Kim jest Sam?
W: Sam Winchester. Mój brat, musiał go już pan poznać.
Dr: Masz na myśli Alexa?
W: Alexa? W kulki sobie lecisz? Sam! Sam Winchester!
Dr: John, uspokój się. Nie musisz się unosić…
W: Dean!
Dr: Dobrze… Dean. Może porozmawiamy o tym, co ostatnio dokonałeś?
W: Ma pan na myśli Apokalipsę?
Dr: Tak. Mówiłeś wraz z Ale… To znaczy z Samem, że pokonaliście ją.
W: Raczej jej zapobiegliśmy.
Dr: To ma duże znaczenie?
W: Dzięki nam żyją ludzi, ocaliliśmy świat. Jak to może nie mieć znaczenia?
Dr: Usiądź na miejscu Dean.
W: Pan nam nie wierzy… Myślisz, że jesteśmy czubkami…
Dr: John, usiądź na miejscu…
W: Zwariowaliśmy, tak? Kompletnie nam odbiło?
Dr: John! John! Uspokój się, bo będę musiał wezwać sanitariusza. Nie chcesz spędzić nocy w izolatce, ostrzegam.
W: Dean! Nie jestem żadnym cholernym Jonem!
Dr: Ostrzegałem… Zabierzcie go do izolatki nr 3. Podajcie leki. Ma być cały czas pod obserwacją.

Obserwacje: John Whitehead ma ogromne pokłady złości. Jest niebezpieczny dla otoczenia. Stosuję duże dawki leków uspokajających i odosobnienie w postaci izolatki.
30.11.2010 Planuję przeniesienie Johna Whiteheada do lewego skrzydła szpitala. Brak reakcji na stosowane leki.

30 listopada 2010
Dr Scott Travis: Usiądź Alex. Widziałem, że grałeś w warcaby w świetlicy. Jak poszło?
Pacjent Alex Whitehead: Gra nie została rozstrzygnięta. Martin trochę się zdenerwował.
Dr: Tak, nasz Martin nie lubi przegrywać. Musisz być bardzo dobry w gry logiczne.
W: Trochę… Mam pytanie do pana, jeżeli mogę.
Dr: Ależ oczywiście. Pytaj, postaram się odpowiedzieć na wszystko.
W: Czy w szpitalu działo się ostatnio coś dziwnego?
Dr: Alex, co masz na myśli?
W: Może dziwny czarny dym, odgłosy lub dźwięki, których nie powinno być.
Dr: Czy to jest związane z tym, czym się zajmujesz? Czego tutaj szukasz Alex?
W: Myślę, że w szpitalu są demony albo duchy. Może widział pan któregoś z nich?
Dr: Alex… To, czego szukasz nie istnieje. Gonisz za wytworem własnej wyobraźni. Rozumiesz? Alex?
W: Gdyby pan cokolwiek zauważył…
Dr: Rozczarowujesz mnie. Nasze rozmowy szły w bardzo dobrym kierunku. Byłem pewny, że wypiszę Cię ze szpitala góra za tydzień. Dlaczego znowu wierzysz w te bajki?
W: Widziałem duchy, demony i o wiele gorsze rzeczy. To wszystko istnieje obok nas.
Dr: Alex, Alex… Musisz jeszcze ciężej pracować. Na dzisiaj wystarczy. Przemyśl naszą rozmowę i na kolejnych zajęciach spróbujemy ponownie rozwiązać twój problem.
W: Doktorze? Mogę mieć jeszcze jedno pytanie?
Dr: Tak?
W: Co z moim bratem?
Dr: John jest pod opieką moją i innych lekarzy. Nie martw się o niego.
W: Mógłbym się z nim zobaczyć?
Dr: Nie jest na to gotowy. Nie martw się Alex, gdy tylko unormuje się jego stan będziesz mógł się z nim spotkać. Z pewnością ucieszy się na twój widok. A teraz idź już. Widzimy się jutro o tej samej porze.

Obserwacje: Alex Whitehead wraca do swojego poprzedniego stanu. Większa dawka leków. Podejrzenie wpływu Pacjenta X na stan Alexa Whiteheada. Plan przeniesienia Pacjenta X do lewego skrzydła szpitala.

Sam czytał notatki doktora Scotta Travisa marszcząc przy tym czoło. Przez ramię zaglądał mu Castiel, który z grobową miną przebiegał wzrokiem zapis rozmowy z Deanem.
- Co tak na niego wpłynęło? – Sam zamknął akta i przetarł twarz dłonią.
- Ten szpital ma coś w sobie. Czuję to. – Anioł zmarszczył brwi i rozejrzał się po pokoju, jakby szukał nadchodzącego zagrożenia.
- Wiedzieliśmy to, nim tutaj trafiliśmy. Nadal nie rozumiem, co z Deanem. Nie mamy nawet jak się do niego dostać. W dodatku chcą go przenieść do innego skrzydła. Nie podoba mi się to… - Winchester wstał i schował akta do odpowiedniej szafki.
- Jeszcze góra jedna doba i odzyskam wystarczająco sił, by móc przemieszczać się po szpitalu.
- I co dalej? Zabierzesz stąd Deana? Mieliśmy być Alexem i Johnem Whitehedami, a on zdradził swoje prawdziwe imię i nazwisko… Co tutaj się dzieje? – Sam patrzył niemal błagalnie na Castiela. Jeszcze nigdy nie martwił się aż tak o brata. Ten człowiek, to nie był Dean.
- Nie mogę go stąd zabrać. Najpierw musimy odkryć, co tutaj się dzieje. W innym wypadku na zawsze taki pozostanie. Dzisiejszej nocy pójdę do niego.
- Idę z tobą.
- Zostaniesz i poczekasz na mnie. Potrzebuję kontaktu, gdyby coś poszło nie tak.
- Co może pójść nie tak? Castiel? Czegoś mi nie mówisz, prawda? – Złapał za ramię Anioła i odwrócił go twarzą do siebie. Przez dłuższą chwilę obaj mierzyli się wzrokiem. – Masz mi powiedzieć wszystko, co wiesz.
- Nic nie wiem. To jedynie podejrzenia, a na to nie powinniśmy tracić czasu.
- Mów. – Sam zacisnął rękę na ramieniu Castiela.
- To może być piekło. – Anioł odwrócił wzrok i nie patrząc na młodszego Winchestera kontynuował. – Coś sprawiło, że zmienił się w to, czym był w piekle. – Sam puścił ramię Castiela i odsunął się. Był wściekły na Deana za to, że tu przyszli. Nagle usłyszeli głosy z końca korytarza, które zbliżały się z każdą chwilą.
- Musimy iść. Sam? – Castiel otworzył drzwi i patrzył wyczekująco na Winchestera. Sam wyglądał jak mały, zagubiony chłopiec. To zawsze Dean go ratował, był obok i troszczył się o wszystko. Teraz czuł się jakby stracił brata. Jeszcze mocniej dobijały go słowa, które usłyszał od niego kilka dni temu. „Nie potrzebuję cię! Jesteś śmieciem, potworem. Ojciec miał rację mówiąc, że powinienem cię zabić." Wiedział, że to nie mówił Dean. Bał się, że głęboko w sercu jego brat tak właśnie myśli.