Łazienka prefektów

Może i Draco nie był prefektem, ale nikt nie mógł mu zarzucić, że nie jest czysto krwistym Malfoyem – to z kolei sprowadzało się w jego mniemaniu do posiadania specjalnych przywilejów. Do dopuszczalnych możliwości takiego arystokraty należało właśnie używanie łazienki prefektów. Luksus to luksus, że niby syn Lucjusza ma z niego nie skorzystać?

Pewnego grudniowego wieczoru Ślizgon wymknął się z dormitorium i przespacerował się do najbliższej łazienki prefektów. Było dość późno i zważywszy na dzień tygodnia, zdecydowana większość uczniów dawno była umyta.

Blondyn ostrożnie zamknął za sobą drzwi, usiłując nie zrobić niepotrzebnego hałasu. Rozejrzał się po pomieszczeniu i dopiero po chwili dostrzegł swoją piękność, jak zwykle promieniującą uwodzicielskim blaskiem.

- Marto, pięknie dziś wyglądasz – zacmokał z aprobatą.

Dziewczyna w odpowiedzi zachichotała słodko, a na jej twarz wkradł się białawy rumieniec.

- Cieszę się, że cię widzę.

- Ja również – Dracon przymknął oczy – To co, do dzieła!

Klasnął w dłonie, a jego szkolne szaty najzwyczajniej w świecie zniknęły. Marta zachichotała głośniej i przystąpiła do swego chłopaka. Byli bardzo zajęci sobą, ich usta łączyły się w pocałunkach, gdy nagle klamka poruszyła się niebezpiecznie, a do środka wtargnął ktoś piegowaty z rudą czupryną.

- Przepraszam, mogę mydełko? Skończyło mi się – wytłumaczył zakłopotany Ronald.

- Mydełko, Weasley?! – warknął groźnie Malfoy – Spadaj stąd, jesteśmy zajęci!

- Nie jesteś miły! - żachnął się Ron, ale posłusznie odszedł.

/
Ten oraz kolejne dwa rozdziały napisałam w dziesięć minut jako wyzwanie, które rzuciła mi przyjaciółka. Podejmowałam wszystkie tematy. Teksty mogą wydawać się Wam niezrozumiałe, bo wiążą się z rozmowami z pewnego askowego, potterowego czatu.