Tum dum dum!

Ludzie, ludzie, Drinny niosę!

Więc przyznam się bez bicia: nie mam określonego planu na to opowiadanie. Postanowiłam zaprzyjaźnić się z improwizacją.

Jednak to, że nie mam planu, nie znaczy, że nie będzie ciekawie (mam nadzieję)!

Więc mamy prolog. Prologi zazwyczaj psuję i tu nie ma wyjątku, jednak przysięgam: następny rozdział już jest lepszy!

Z ręką na sercu!
Się nie zgrywam!


- Weasley, rusz się!

- Czekaj! To jest bardziej skomplikowane niż mogłoby się wydawać - jęknęła rudowłosa dziewczyna, w pośpiechu zawiązując sznurówki. To, że co chwila ktoś na nią wpadał nie ułatwiało sprawy.

- Wiążesz buta, na Merlina! - Colin Creevey spojrzał na przyjaciółkę z politowaniem.

- Trochę technologii i człowiek się gubi - odpowiedziała Ginny z żałością, desperacko próbując wyplątać palce z nieposłusznych supłów.

- Gub się na miejscu, ale teraz chodź, pociąg zaraz ucieknie - chłopak przestępował z nogi na nogę, czekając z niecierpliwością. Colin stanowczo nie lubił się spóźniać. I jak na ironię, zaprzyjaźnił się z mistrzem nie trafiania w porę i miejsce.

Ginny westchnęła, pozwalając plątaninie sznurków smętnie zwisać z jej butów i podbiegła do przyjaciela.

- Bierzesz wszelką odpowiedzialność za moją ewentualną śmierć z powodu niezawiązanych sznurówek - oznajmiła dziewczyna, zmierzając do barierki, prowadzącej na peron 9 i 3/4 i przy okazji zręcznie wyminęła mężczyznę z walizką, który omal nie wpadł na rudowłosą.

Jestem niska, ale jeszcze da się mnie dojrzeć!, pomyślała z prychnięciem.

- Uroczyście przysięgam, że jeśli pokonają cię sznurówki, wezmę na siebie całą winę. Zaraz po tym, jak przestanę się śmiać - chłopak wyszczerzył się, przywołując na swoje policzki urocze dołeczki.

Ginny wywróciła oczami i powiodła wzrokiem po dworcu. Ludzie pędzący przed siebie, przeskakujący bagaże, walające się po podłodze, wszędzie krzyki, nawoływania i ciężkie sapanie machin. Rok w rok ten sam zamęt. Przejście przez King's Cross pierwszego września było prawdziwym wyczynem.

Colin spojrzał niepewnie na barierkę i Ginny musiała wykorzystać wszelkie pokłady siły, by się nie roześmiać. I rok w rok Colin Creevey bał się przejść na peron 9 i 3/4.

- No, ku przygodzie, Colin - zawołała dziarsko ruda. Chłopak tylko wykrzywił usta, wyraźnie nie podzielając entuzjazmu przyjaciółki,

- Słuchaj, może sprawdzimy, czy to na pewno działa, co? Roztrzaskanie się nie jest w moim dzisiejszym grafiku. Ani jutrzejszym. Ogólnie nie mam tego w planach - odpowiedział nerwowo, krzyżując ręce na piersi.

- Nie roztrzaskamy się - zapewniła go Ginny.

- Możemy utknąć.

- Nie utkniemy.

- Możemy zostać złapani.

- Nikt nas nie złapie, to legalne.

- Możemy zostać przeniesieni do alternatywnego wymiaru!

- Colin! - zawołała ze śmiechem Ginny. - Czy kiedykolwiek słyszałeś o tym, by barierka przeniosła kogokolwiek do alternatywnego wymiaru?

- Nie, ale to nic nie udowadnia. Ktoś musi być pierwszy - obruszył się Gryfon, któremu w tym momencie odwaga nie była zbyt bliska.

- Przez sześć lat obywało się bez ofiar. Uwierz, nic nie zapowiada zmiany - Ginny wywróciła oczami. - To tylko barierka - i jakby na potwierdzenie słów, wskazała niewinnie wyglądający przedmiot rozmowy.

- Bo wypadki mają to do siebie, że są nieoczekiwane i ta barierka chce, żebyś tak myślała! Że to tylko barierka. Ale stracisz na chwilę czujność i...

- Czy my nadal mówimy o barierce? - parsknęła Gryfonka, jednak zrzedła jej mina, gdy zobaczyła wielki zegar, wskazujący, że byli definitywnie spóźnieni. - Colin, teraz, albo nigdy. Ja biegnę, ty biegniesz, pamiętasz?

- To nie jest cholerny Titanic - wymamrotał Creevey, zdobywając zdezorientowane spojrzenie przyjaciółki. - Nieważne. Idź, przeżyj, pomszczę cię w razie potrzeby.

Ginny roześmiała się i bez zastanowienia wbiegła w barierkę.

Nie roztrzaskała się, nie utknęła i definitywnie nie została przeniesiona do innego wymiaru. Jedynie na peron 9 i 3/4, gdzie większość uczniów zajęła już miejsca w pociągu, pozostawiając na stacji rodziców, rzucających ostatnie przestrogi swoim pociechom. "Wróć cała, ucz się dobrze, bądź miła, nie pij podejrzanych eliksirów, skakanie z wieży nie jest fajne" i tak dalej, i tak dalej.

- No i super - powiedziała Ginny, zanim wylądowała na ziemi, przygnieciona ciężarem, który wpadł na nią z impetem. Odetchnęła ciężko. - Colin... - jęknęła z boleścią, czując, że co poniektóre kości długo jej tego nie zapomną.

- Wybacz- odpowiedział z żałością w głosie chłopak. - Mówiłem, że nie jestem w tym dobry.

- Zejdź ze mnie i będzie ci wybaczone - sapnęła Ginny, czując, że za chwilę stanie się częścią podłogi. Gdy tylko Colin pozbawił ją swoich kilogramów, podniosła się na nogi. - Koniec. Za rok przywlokę cię tu i każę przechodzić tak długo, aż się nauczysz - oznajmiła. Colin uśmiechnął się przepraszająco.

Jednak sprawa została całkowicie (prawie, Ginny nie miała zamiaru odpuścić) zapomniana, gdy wokół rozległ się głośny gwizd czerwonej lokomotywy.

- Gin?

- Tak?

- Mamy minutę.

- Tak.

- Bagaże i jazda?

- Czytasz mi w myślach.

Dwójka spóźnialskich Gryfonów puściła się pędem w stronę wagonów, nie zważając na oburzone spojrzenia starszych czarodziejów.

- Nie pożegnałam się z rodzicami - jęknęła Ginny, gdy wspólnymi siłami wnosili jej kufer do pociągu.

- To nic, napatrzeli się na ciebie przez wakacje - odpowiedział Colin, wskakując na schodki i pomagając wejść dziewczynie.

Zdążyli w momencie, w którym drzwi zaczęły się zamykać.

Para Gryfonów spojrzała na siebie.

- I DLATEGO powinniśmy wychodzić wcześniej na stację - powiedziała stanowczo Ginny, opierając się o ścianę.

- Zdążylibyśmy, gdyby nie twój but.

- Zdążylibyśmy, gdyby nie twoja barierka - odparowała Weasley. Colin tylko zacisnął wargi.

- Twój punkt.

Ginny rozejrzała się. Wokół rozlegały się trzaski zasuwanych drzwi od przedziałów, powoli ucinając wszelkie głosy rozgadanych uczniów.

Dwójka Gryfonów ruszyła na poszukiwanie wolnego przedziału, co nie było łatwym zadaniem, zważając na fakt, że wszyscy przezorniejsi pozajmowali już miejsca.

Jednak na szczęście Ginny i Colina, do przezorniejszych należało także Złote Trio, które okupowało jeden z ostatnich przedziałów. W środku siedzieli też Neville Longbottom i Luna Lovegood.

- Dobry wszystkim! - rzuciła wesoło Ginny, wchodząc do środka i wciągając swój bagaż za sobą.

- Gdzie byłaś? - Ron natychmiast zapytał siostrę, zanim ta zdążyła chociażby zająć miejsce.

- Przemierzałam wspólnie alternatywne wymiary z Colinem. A wam jak mija dzień? - odpowiedziała, parskając, gdy zobaczyła zaczerwienienie na policzkach przyjaciela. Nie była pewna, czy wywołał go jej komentarz, czy obecność Harry'ego. Colin nadal nie mógł przeboleć swojej pierwszorocznej obsesji i choć Ginny tłumaczyła mu, że dzieci tak mają i że to świetna historia do opowiedzenia wnukom, to nadal czuł zażenowanie w obecności Chłopca-Który-Przeżył.

A rzeczony chłopiec wstał i podniósł Weasleyównie władować kufer na półkę.

- Mama cię zbije - skwitował Ron.

- Mama nie zabroniła nam podróżować po wymiarach - stwierdziła poważnie Ginny, kiwając z wdzięcznością Harry'emu.

- Nie, Ginny, tym razem naprawdę zabije - wtrąciła się Hermiona. - Była strasznie zdenerwowana. Myślała, że coś ci się stało. Sądzę, że nadal tak myśli, zważając na fakt, że nie wsiadłaś z nami do pociągu - uniosła znacząco brwi, posyłając młodszej przyjaciółce spojrzenie, którego nie powstydziłaby się sama Molly Weasley.

- A według mnie nie zabije. Okoliczności łagodzące, rozumiecie. To Ginny - wyszczerzył się Harry, patrząc na Ginny z rozbawieniem.

- Wtedy będzie gorzej. Dostanie wyjca. A jak ona dostanie wyjca, to tak, jakbyśmy wszyscy go dostali - Ron pokręcił głową, rzucając siostrze oskarżające spojrzenie.

- A ja, jeśli mam coś w sprawie do powiedzenia, to jeszcze bym trochę pożyła. Tak dla zasady - Ginny ucięła dyskusję, zastanawiając się, dlaczego od razu jest spisywana na straty. - Napiszę list, wyjaśnię sprawę, powiem, jak bardzo mi przykro i jak bardzo was wszystkich kocham, to powinno zadziałać. Zagłada odroczona - dziewczyna rozłożyła się na siedzeniu, opierając głowę o ściankę przedziału. - Zresztą, to twoja wina - powiedziała do Rona, ziewając przeciągle.

- Czekaj, co? Dlaczego tym razem? - obruszył się chłopak.

- Nie wiem, o czym śniłeś, bracie, ale zacznij wyciszać pokój na noc. A przynajmniej wtedy, kiedy masz zamiar się rzucać i krzyczeć - burknęła Ginny, podsuwając kolana pod brodę. Desperacko potrzebowała odrobiny snu. - Ciągle mnie budziłeś, mam pokój pod tobą, moje zaspanie to twoja wina - ruda nie miała pojęcia, co dręczyło w nocy jej brata, ale była pewna, że jeśli straciła cenne godziny snu na rzecz stepujących pająków, to nie daruje tego łatwo.

- Nie rzucam się i nie krzyczę w nocy! - zaprotestował rudzielec, zaczerwieniając się.

- Rzucasz się i krzyczysz - odpowiedział Harry ze śmiechem. - A czasem nawet śpiewasz.

- Wiedziałbym, że krzyczę i się rzucam! - Ron oblał się rumieńcem.

- Przecież spałeś - wtrąciła Hermiona, chowając uśmiech za burzą brązowych włosów.

- Chociaż on jeden - odburknęła Ginny, zamykając oczy.

- Może masz pod łóżkiem gniazdo Insomorków? - pierwszy raz odezwała się Luna. - Lubią mieszać w snach, to je bawi.

- Mi nie jest do śmiechu - stwierdziła Ginny, zdobywając w ten sposób mordercze spojrzenie swojego brata i parsknięcie ze strony Harry'ego.

- Och, zostawcie go - Hermiona wywróciła oczami. Ron tylko wymamrotał coś pod nosem. - Więc... Luna, Colin, jak wam poszły SUMy?

- Mam wszystko, czego potrzebuję - powiedziała Luna, uśmiechając się radośnie. Colin tylko zacisnął usta w cienką linię.

- Zdałem - stwierdził krótko, unikając bystrego spojrzenia panny Granger.

- Wszyscy zdają - Hermiona uniosła brwi i utkwiła wzrok w blondynie. - Tylko z jakim rezultatem?

- Zielarstwo mnie pokonało - chłopak podrapał się w kark, westchnąwszy. - I nawet nie wiem, jak to się stało.

- Ale... wszyscy zdają z zielarstwa. Sprout ma niski próg - powiedział wolno Ron. Hermiona zganiła go wzrokiem.

- Niespodzianka - mruknął Colin, wykrzywiając usta w grymasie.

- Wiesz, profesor Sprout pozwala na dodatkowy egzamin tym, którzy nie mają wystarczającego wyniku. Jak chcesz, to mogę ci pomóc - Neville powiedział niepewnie.

- Możesz to zrobić? - zawołał Colin z ożywieniem.

- Tak, tak myślę. Chyba - Neville zmarszczył brwi. - A jak źle jest?

- Źle - odpowiedziała za Colina Ginny, która powoli odpływała do krainy snów.

- Idź spać - burknął Creevey.

- Robi się - odmruknęła ruda, wzdychając ciężko.

I tak wszyscy zajęli się sobą, ruszając ku kolejnemu roku w Hogwarcie.

Pociąg mknął z furkotem, a pejzaż za oknem zmieniał się drastycznie, przechodząc od dolin po górzyste tereny. Ron i Hermiona z ciężkim westchnieniem poszli wypełniać niewdzięczne obowiązki prefektów. Co jakiś czas ktoś przeszedł przez korytarz, szukając drogi powrotnej do swojego przedziału, co jakiś czas ktoś wybuchnął śmiechem, jednak nic wyjątkowego się nie działo.

A przynajmniej do momentu, w którym drzwi przedziału nie otworzyły się. A raczej zostały otworzone - przez Draco Malfoya. Gdy tylko jego jasnoblond włosy pokazały się w środku, zdobył kilka nienawistnych spojrzeń, na które odpowiedział pogardliwym uśmieszkiem. Za nim przyczłapali Crabbe i Goyle, jako nieodłączony dodatek.

Malfoy powiódł wzrokiem po przedziale.

- Tak - wycedził. - Jak wam mówiłem - zwrócił się do swoich pomagierów, - tutaj też nic godnego uwagi - wykrzywił usta w złośliwym uśmieszku i wyprostował się, jakby chcąc wyeksponować swoje kosztowne szaty.

- Czego chcesz Malfoy? - warknął Harry, wbijając spojrzenie w Ślizgona. Tamten tylko wzruszył ramionami.

- Jestem prefektem, Potter. Moim zadaniem jest sprawdzanie, czy wszystko znajduje się tam, gdzie powinno - Ślizgon znów rozejrzał się po przedziale. - Tak, brud na swoim miejscu. Brakuje tylko szlamy i będzie komplet - uniósł z zadowoleniem brwi, gdy jego komentarzowi zawtórował śmiech Crabba i Goyla.

Harry poderwał się z siedzenia, natychmiast sięgając po swoją różdżkę.

- Harry, lepiej nie... - Neville zaprotestował słabo, co wywołało szyderczy śmiech Malfoya.

- Tak, Harry, lepiej nie - blondyn powiedział kpiącym tonem. - Przecież nie chcesz kłopotów, prawda, Potter?

- Nie powinniście się kłócić, promieniujecie nieprzyjemną aurą - mruknęła Luna, nie odwracając spojrzenia od okna.

- Nowy obrońca, Potter? Pomyluna? Nawet po tobie można było spodziewać się więcej. Dno dna, bliznowaty, dno dna.

- Wynoś się, Malfoy - warknął Harry, robiąc krok w kierunku Ślizgona.

- Co tu się dzieje? - w tym momencie do przedziału wkroczyła Hermiona z Ronem. A moment nie był zbyt dogodny.

- No! Racja, Potter. Lepiej wyjść, za dużo tu szlamu - wycedził Malfoy.

W tym momencie Hermiona musiała powstrzymać rudowłosego przyjaciela przed wymierzeniem Ślizgonowi ciosu.

- Co tu się dzieje? - powtórzyła nieprzytomnie wcześniejsze pytanie Ginny, która do tej pory była pogrążona we śnie. Ktoś będzie cierpiał, pomyślała z zirytowaniem.

- Malfoy przyszedł - odpowiedział jej cicho Colin. Ginny po chwili prychnęła, gdy "dyskusja" zaczęła być coraz głośniejsza.

- Czy możecie, proszę, zabijać się ciszej? - ruda podniosła głos, usilnie starając się złapać uciekający sen. Sen jedynie pomachał jej na do widzenia.

- Śpisz w pociągu? Już nawet na to was nie stać w waszym śmietniku? - parsknął pogardliwie Ślizgon, pierwszy raz zwracając uwagę na Weasleyównę.

- Idź być Malfoyem gdzie indziej - odmruknęła ruda, zaciskając powieki w wierze, że hałas przestanie bębnić w jej uszach. Ginny nienawidziła się budzić.

- Zbyt wysoki poziom do zniesienia, co, Weasley?

- Zostaw moją siostrę, Malfoy - warknął Ron, sztyletując blondyna wzrokiem.

- Zbyt wiele słomy ci z butów wystaje, żebyś mógł mi rozkazywać, Weasley - odpowiedział Ślizgon, unosząc wysoko podbródek.

- Jesteś aroganckim, paskudnym...

- Nie, naprawdę. Przestańcie już! Ron, uspokój się, Malfoy, idź sobie, Harry, zostaw tę różdżkę, ja... - Hermiona podjęła się próby opanowania sytuacji, jednak to wywołało jeszcze większy zamęt.

- NO NA LITOŚĆ MERLINA - krzyknęła Ginny, podrywając się. Za każdym razem, gdy się budziła, miała parszywy nastrój. Gdy budził ją ktoś, miała ochotę mordować. Jednak gdy budził ją ktoś i nie pozwalał na spokojny powrót do rzeczywistości, dziewczynę ogarniała furia. - Malfoy, wynoś się stąd, albo przynajmniej się zamknij!

Malfoy uniósł brew, przenosząc na nią uwagę.

- No! Weasleyówna ma głos, kto by pomyślał? - zakpił, mierząc ją wzrokiem. Ginny tylko się zaczerwieniła.

- Tam są drzwi, Malfoy - ruda wycedziła przez zaciśnięte zęby, wskazując wyjście z przedziału. Malfoy tylko parsknął.

- Tak. A tam jest okno - pokazał punkt za plecami dziewczyny. - Nazywanie przedmiotów mamy już za sobą.

Ginny zmarszczyła brwi, wpatrując się z zastanowieniem w blondwłosego chłopaka.

- To było słabe - powiedziała, krzyżując ramiona. Ślizgon wydął wargi z urazą.

- Dostosowuję się do poziomu - sarknął. Ginny tylko wywróciła oczami.

- Zawsze ta sama piosenka. Zmień repertuar, Malfoy - odpowiedziała spokojnie, wprawiając chłopaka w osłupienie.

- Potter - warknął. - Pilnuj swojej dziewczyny, bo najwyraźniej ma wrażenie, że może do mnie mówić jak do równego - zmrużył ze złością oczy. - Jeszcze wyda jej się, że może nawet podejść.

Nim czerwony ze złości Harry zdążył odpowiedzieć, Ginny spokojnie zrobiła kilka kroków, stając przy Malfoyu.

- Nie tylko podejść, ale i więcej - powoli uniosła rękę i wystawiła wskazujący palec, nie spuszczając wzroku z chłopaka. Tamten spojrzał na nią z zdezorientowaniem.

Ginny uśmiechnęła się serdecznie i dźgnęła palcem klatkę piersiową Malfoya. - Dotknąć też. I jak, płoniesz? - wyszczerzyła się, a za jej plecami rozległ się chichot.

Malfoy w pierwszej chwili wpatrywał się w nią osłupiały, jednak zaraz potem odsunął się z wyrazem zgorszenia na twarzy.

- To było obrzydliwe - wycedził, łapiąc materiał koszuli, jakby go parzył. Ginny tylko wywróciła oczami.

- Ta sama piosenka - skwitowała i nie czekając na odpowiedź, wyszła z przedziału.

Przeszła kilka kroków i oparła się o ścianę, biorąc głęboki oddech. Co ja robię? Obiecałam mamie, że postaram się wrócić żywa. Na razie nie idzie mi zbyt dobrze.

Odgarnęła rude kosmyki. W tym momencie zza drzwi wypadł Malfoy z furią wypisaną na twarzy.

- Nie wiem, co sobie myślisz - wycedził, podchodząc niebezpiecznie blisko rudej, - i czy w ogóle myślisz, ale uważaj Weasley, bo zrobisz sobie krzywdę - chłopak utkwił w niej stalowoszare oczy, przepełnione żądzą mordu.

Ginny odetchnęła głęboko. Dopiero teraz zauważyła, jak wysoki jest Ślizgon. I w jak bardzo niedogodnej sytuacji się znajduje. Przez jej plecy przebiegł zdradliwy dreszcz strachu, jednak postanowiła, że jeśli ma zginąć, to nie da Malfoyowi satysfakcji.

- I po co ta agresja? - odpowiedziała spokojnie, opanowując drżenie głosu. Zacisnęła palce w pięści, by przestać się trząść.

Malfoy zamrugał, jakby nie wiedząc co odpowiedzieć. Ostatecznie prychnął, mrużąc oczy.

- Nie wchodź mi w drogę, Weasley.

- O, nawet ci z niej zejdę - powiedziała, wywracając oczami i zrobiła krok, by ominąć chłopaka. I zapewne byłoby to bardzo efektywnym odwrotem, gdyby Ślizgon nieopatrznie nie stanął na rozwiązanej sznurówce Ginny.

Ruda, nim zdążyła się zorientować, uderzyła z hukiem o podłogę z głośnym "oooch".

I nim boleśnie stłuczona ręka dała o sobie znać, nad dziewczyną rozległ się gromki śmiech Malfoya.

- Wreszcie na swoim miejscu, Weasley, rozmowa z tobą to sama przyjemność - zakpił, nadal parskając śmiechem i odszedł, zostawiając Ginny na podłodze.

Ruda zacisnęła powieki i westchnęła ciężko. Dlaczego to mnie musi zawsze szlag trafić?, jęknęła, powoli podnosząc się na nogi. Spojrzała z wyrzutem na swoje buty.

- Podłe szmaty - warknęła, wkraczając ponownie do przedziału.

- Inaczej bym tych Ślizgonów nie określił - powiedział z zadowoleniem Ron. Ginny posłała mu ponure spojrzenie.

- Mówiłam o butach.

Uznała, że nie warto odpowiadać na zdezorientowane spojrzenia.

- Czekaj, jeszcze raz. Wywaliłaś się przed Malfoyem? - Colin znowu zakrztusił się śmiechem. Ginny westchnęła ciężko.

- Tak, Colin, tak właśnie było. Potwierdzam po raz kolejny - odparła ze zmęczeniem.

- Tak mogłaś zrobić tylko ty - wyszczerzył się, biorąc kolejny kęs do ust. Uczta już się rozpoczęła. Wokół panował wyjątkowy hałas, tworzony przez emocjonujące opowieści o minionych wakacjach, brzęk sztućców i jowialne powitania Bezgłowego Nicka.

Ginny swój szósty rok w Hogwarcie rozpoczęła z hukiem. Dosłownie. I marzyła o łóżku. A dokładniej o śnie. O pogrążeniu się w długim, przyjemnym, wolnym od Malfoya śnie.

- Tyle że to twoja wina - stwierdziła rzeczowo dziewczyna. Blondyn zmarszczył brwi.

- Nie, to Malfoy nadepnął na twoje sznurówki, nie ja. Pamiętasz? Ja Colin. On Malfoy.

- Ale wcześniej ty wziąłeś odpowiedzialność za moje rozwiązane buty - Ginny uniosła brwi. Colin parsknął śmiechem.

- Wziąłem odpowiedzialność za twoją ewentualną śmierć- popukał palcem w swoją głowę. - Myśli się - powiedział, uśmiechając się szeroko. Ginny pokręciła głową.

- Tu Gryffindor, tu się nie myśli - odpowiedziała, cedząc przez zęby i wykrzywiając usta w grymasie.

- Brzmisz jak Malfoy.

- Miałam brzmieć jak Malfoy! - ruda wywróciła oczami. - Próbowałam się w niego wcielić- dodała, podnosząc się. Zaczynała widzieć podwójnie, to był niechybny znak, że czas ruszyć do łóżka.

- Więc ja powinienem się wcielić w ciebie. Mam upaść teraz, czy za chwilę? - odpowiedział z radością Colin i nim Ginny zdążyła zgromić go wzrokiem, chłopak, jak na ironię, zahaczył nogą o ławkę i upadł na ziemię. Ginny wybuchnęła śmiechem i zaklaskała z entuzjazmem.

- Brawo, Colinie, odegrałeś to wyśmienicie! - ruda zasłoniła usta, trzęsąc się ze śmiechu, gdy jej przyjaciel próbował się podnieść.

- To było zamierzone! - sapnął, łapiąc równowagę. - Wszystko poszło zgodnie z planem, tak - pokiwał gorliwie głową.

- Nie zaprzeczę - parsknęła Ginny.

- Naprawdę!

- Nie wątpię.

- Się nie zgrywam!

- Nie protestuję.

- Jesteśmy beznadziejni.

- Zdecydowanie - Weasleyówna po raz kolejny wybuchnęła śmiechem, wychodząc z Wielkiej Sali.

I może, gdyby się obróciła, zobaczyłaby utkwione w niej stalowoszare oczy. I może, gdyby wytężyła słuch, usłyszałaby, jak Draco Malfoy pyta osoby siedzącej obok niego, kiedy mała Weasley znalazła kręgosłup i jak prędko go zgubi.