- Cholerny Hiszpania! Akurat, kiedy mam dobry dzień! – wyszedł i trzasnął drzwiami. Szedł do brata. Może ten fajtłapa mu poprawi humor.

- Feliciano, jesteś?

- Braciszek!! – rzucił mu się na szyję.

- Lovino? – odezwał się twardy głos z głębi mieszkania.

- Niemcy? Przeszkadzam? – zapytał brata zgnębionym głosem.

Feliciano spojrzał na niego dziwnie.

- Już idę, zostań z nim – odpowiedział Ludwig i wyszedł.

Przeszli do salonu.

Feliciano przytulił się do brata mocniej.

- Tęskniłem! Nie zostawiaj mnie na tak długo bez siebie! Nie rób tego więcej, proszę! Myślałem o Tobie!

Romano zaskoczony tym potokiem wyznań, również go przytulił.

Po chwili jeszcze instynktownie go pocałował. Feliciano nie odsunął się, a oddał pocałunek. Oderwali się od siebie.

Feliciano przejechał palcem po wardze Lovino i znowu czule go pocałował.

Romano przyciągnął go bliżej siebie oddając pocałunki.

Veneziano ostrożnie wylizał jego wargi, zataczając językiem małe kółka. Ujął jego dłonie w swoje, subtelnie bawiąc się palcami Lovino.

Ten zadrżał. Napierał na Feliciano ciałem, poddając się jego językowi i delikatnie zagarniając go w głąb swoich ust.

Północny westchnął cicho, wodził językiem po podniebieniu i zębach Lovino, a już wolnymi rękoma gładził jego kark i plecy.

Południowy bawił się jego językiem, przypierając go do ściany i przyciągając jego biodra ściśle do swoich.

Feliciano owinął sobie wokół palca loczek brata, któremu ugięły się lekko nogi i jęknął.

Po chwili Veneziano opuścił dłoń, przesunął na szyję Romano, by móc ją delikatnie popieścić. Językiem wykonywał coraz bardziej skomplikowane ruchy języka, drażniąc nim dziąsła Lovino.

Ten objął brata mocno jedną ręką, drugą zdarł z niego koszulę i odrzucił na bok.

Feliciano rozpinał guziki koszuli brata, zsunął ją z jego ramion i zaczął swobodny spacer dłoni po jego klatce piersiowej.

Lovino cofnął język Północnego, wsuwając swój w jego wargi. Jedną rękę zatrzymał na zapięciu spodni, drugą delikatnie zaczął drażnić jego loczek.

Ten rozpiął pasek u jego spodni, pozwalając mu bawić się loczkiem. Całował go coraz namiętniej, nie zaprzestając pieszczot torsu.

Romano wolną ręką rozpiął mu rozporek, przesuwając język po jego podniebieniu. Nakierował swój loczek na jego tak, że się splątały. Dłońmi zsunął mu spodnie w dół.

Feliciano cofnął obie ręce, zsuwając je w dół. Dało się słyszeć ciche jęki.

- Braciszku, chcesz to zrobić?...

Wtulił się w jego ramię i złożył na szyi subtelny pocałunek.

Południowy trzymał drżącą dłoń na podbrzuszu brata, dysząc lekko.

- Tak, chcę... nie umiem się już powstrzymać..

Patrzył w oczy Feliciano czekając na jakiś znak przyzwolenia.

Ten rzucił mu krótkie spojrzenie spod rzęs i ponownie przywarł ustami do jego warg.

Lovino wsunął dłoń w jego bokserki, chwycił nią męskość brata głaszcząc delikatnie.

Veneziano tylko jęczał cicho, nadrabiając językiem i pieszczotami.

Romano oderwał się od jego ust, uklęknął na jedno kolano, ściągnął mu bokserki. Zaczął go pieścić językiem.

Północny drżącymi dłońmi gładził policzki brata; po brodzie spłynęła mu maleńka łza. Chwycił podbródek Lovino i uniósł jego twarz do góry, by móc spojrzeć mu w oczy.

Romano posłusznie uniósł głowę. Widząc oczy brata, natychmiast wstał na nogi zmartwiony.

- F-Feliciano....

- T-To nic... – chwycił jego dłoń i otarł nią łzy. Uśmiechnął się słabo i spuścił wzrok.

Południowy chwycił go za podbródek, spojrzał na niego z bólem w oczach i przytulił do siebie opiekuńczo.

- Kocham Cię, Lovino... – wtulił się, pozwalając łzom spływać na ramię Romano.

- Feliciano... wiesz, że ja Ciebie też... – przytulił go mocno, rękę wplatając mu we włosy.

- I co my zrobimy, Lovino? Tak przecież nie można... – spojrzał na ubrania leżące obok. – Jeśli ktoś by się dowiedział...

- Wiem, nie można... – zerknął na ścianę za Feliciano. – Ale... – zagryzł wargi i chwycił się za głowę.

- To takie niesprawiedliwe... – chwycił w palce loczek Romano. – To boli – drugą ręką otarł łzę z policzka.

- Nie do wytrzymania... – jęknął. – Cholera jasna, kocham Cię! – uderzył pięścią w ścianę.

- J-Ja Ciebie też... – przyciągnął go do siebie i zatopił wargi w jego ustach. – Tak...na pewno nierodzinnie...

Lovino odsunął go od siebie delikatnie, ale stanowczo. Patrzył na niego z bólem w oczach.

- Dokładnie... – oparł czoło na jego ramię.

- B-Braciszku... Jeśli można, chciałbym wiedzieć... czy kochasz Hiszpanię? – spogląda na Romano, gładząc dłonią jego włosy.

- A Ty Ludwiga...? – przetarł ręką oczy, żeby Feliciano nie widział jego łez.

- T-Tak, ale... on jest inny – spuścił wzrok. – I jestem rozdarty, ale nie chcę... – ukrył twarz w dłoniach. – Nie odrzucaj mnie z tego powodu...

- Nie odrzucę Cię. – chwycił jego dłonie i odsunął je od twarzy. –Nie potrafię...

- Bracie, ja się boję – znowu przycisnął ręce do oczu, by powstrzymać łzy. – I jest mi zimno...

Lovino sięgnął z ziemi swoją koszulę i narzucił na Veneziano.

- Nie pozwolę, by coś Ci się stało – przytulił go do siebie.

- Dziękuję Ci – wymamrotał cicho. –Dziękuję, że przy mnie jesteś... – zaciągnął się delikatnym zapachem koszuli brata.

- Zawsze będę. Zapamiętaj to – pogłaskał go po głowie drżącymi dłońmi.

- Lovino, j-ja... – ponownie otarł łzę. – Pocałuj mnie, proszę...

Romano spojrzał na niego tęsknie.

- N-Nie mogę, Feliciano... – zakrył twarz dłońmi i oparł się plecami o ścianę.

- L-Lovino?... Chcesz, żebym sobie poszedł?... – otarł twarz.

- Nie! – wykrzyknął opuszczając dłonie i pokazując mu załzawioną twarz.

- Braciszku, błagam...nie płacz! – uklęknął obok niego. – Zrobię wszystko...! – chwycił go w swoje ramiona.

- Ja nie płaczę! – zacisnął dłonie na koszuli Feliciano. – Nigdy! – załkał.

- Uspokój się, bracie... – ucałował go w czoło. – To przeze mnie, przepraszam...

- Nie przez Ciebie, przeze mnie... – schował głowę pomiędzy kolana, żeby się uspokoić.

- Najważniejsze, że... – pogłaskał go po ramieniu i przytulił do siebie, najczulej jak potrafił – ...że możemy być razem, prawda?...

Lovino spojrzał na niego z miłością.

- Chciałbym tego bardzo. Bardzo.

- Na pewno nam się ułoży. Braciszku, jeśli nie uda nam się być razem, to... t-to...

Lovino już go nie dosłyszał. Zasnął w jego ramionach.