Od dawna nie czuł się tak spokojnie i bezpiecznie, jak u boku tego irytującego Francuza. W półmroku panującym w jednej z wielu francuskich sypialni w Paryżu obserwował jego rozluźnioną, spokojną twarz i wsłuchiwał w lekko świszczący, regularny oddech.
Opuszkami palców przejechał po zarośniętym policzku swojego kochanka. Ten drgnął delikatnie, mocniej zaciskając dłoń na prześcieradle.
Mężczyzna uśmiechnął się do siebie.
Po chwili jednak spochmurniał. To były ostatnie chwile, w których mógł się cieszyć jego bliskością. Jutro o tej porze będzie już w drodze do następnego celu. Znów będzie musiał rozstać się z nim na bliżej nieokreślony okres, tylko po to, by dumnie służyć swojej czerwonej korporacji. Nie chciał go zostawiać. Nie teraz. Znów czuł z nim niewyjaśnioną więź. Miał wrażenie, że ten człowiek jest podstawą jego oddechu, jest niczym tlen bez którego nie będzie mógł sobie poradzić.
Czasem zastanawiał się, jak zareagowałaby jego mama, gdyby dowiedziała się, że jej ukochany syn jest związany z mężczyzną. Kochał ją zbyt mocno, by przekazać jej tę wiadomość. Dlatego wciąż mówił, że jest samotny. Nie, żeby ta rzekoma samotność nie martwiła jego mamy. Martwiła, oczywiście. Jednak mężczyzna podejrzewał, że najbardziej martwi ją fakt, że jej syn nie będzie miał dzieci, a ona sama – upragnionych wnuków.
Mężczyzna sięgnął po zegarek leżący na stoliku obok łóżka i, przechylając go pod różnymi kątami w stosunku do światła padającego z okna, próbował ustalić godzinę. Wydawało mu się, że minęła już czwarta. Nie był pewny.
Odłożył zegarek i znów spojrzał na śpiącego obok mężczyznę.
Miał ambiwalentne uczucia. Z jednej strony rozpierała go radość, bo on był obok, z drugiej strony był zły, bo musiał go zostawić.
Nie chciał odchodzić bez pożegnania.
Pochylił się nad swoim kochankiem i pocałował płatek jego ucha.
Francuz poruszył się.
- Uspokój się, dzikusie – mruknął niezadowolony.
Mężczyzna uśmiechnął się do siebie. Był dzikusem, ale tylko dla niego. Nie chciał wiele. Chciał tylko tego, by Francuz się do niego przytulił, by dał mu swoją bliskość i ciepło nim będą musieli ponownie się rozstać.
- Przytul się do mnie – wyszeptał spokojnie.
Francuz początkowo udawał, że nie słyszał jego słów. Później jednak, mrucząc dość sporo pod nosem po francusku, z wyraźną dezaprobatą, przytulił się do mężczyzny, przykładając ciepły policzek do jego ramienia i kładąc dłoń na brzuchu.
Dzikus znów uśmiechnął się do siebie. Przygarnął Francuza bliżej, prawą dłoń położył na jego żebrach a lewą na jego dłoni, spoczywającej spokojnie na brzuchu.
- Nie chcę żebyś odchodził.
Kiedy Dzikus myślał, że Francuz już dawno ponownie zasnął, ten odezwał się niespodziewanie. Jego głos był cichy, zduszony, a to krótkie zdanie przyprawiło Dzikusa o szybsze bicie serca.
- Przecież wiesz, że wrócę.
- Wiem. Ale nie chcę, żebyś musiał ciągle wracać.
Dzikus nie odpowiedział.
Był twardym facetem. Zawsze.
Rzadko kiedy tracił głowę. Teraz jednak musiał z całych sił powstrzymywać cisnące mu się do oczu łzy.
Od kiedy stali się sobie tak bliscy, zawsze powtarzał, że te jego wyjazdy nie będą trwały wiecznie, że to się kiedyś skończy. Nie będzie przecież całe życie zajmował się jednym i tym samym, prawda? Tym bardziej, że w tej pracy potrzebuje zdrowego ciała. Jaką miał pewność, że jego ciało pozostanie w dobrej kondycji przez długie lata?
Mocniej objął Francuza.
Ten oswobodził prawą dłoń spod jego dłoni i przyłożył do twarzy kochanka.
- Uważaj na siebie, dzikusie.
