Sherlock rozsiadł się w swoim ulubionym fotelu. W dłoni trzymał buteleczkę z kokainą. Uderzał nią o podłokietnik. Wziąć czy nie wziąć? Z jednej strony nie chciał brać już tego świństwa, ale z drugiej mógłby wtedy uwolnić się od bólu, od samotności. Czy warto tyle ryzykować dla chwili ekstazy?

"Dziś był ślub Watsona, powinienem być szczęśliwy." - przyszło mu na myśl, ale towarzyszył mu jedynie ból straty przyjaciela.

Chciał już otworzyć buteleczkę, gdy jego wzrok padł na jej zdjęcie. Na zdjęcie tej kobiety.

Odstawił buteleczkę na bok i podszedł do fotografii. Przesunął palcem po jej twarzy. Była taka piękna.

I znów powróciła do niego samotność. Od tamtego razu nie spotkał jej. Może umarła? Nie miał pojęcia, co mogło się z nią stać...

Jak zawsze Sherlock Holmes został sam.

Podszedł do skrzypiec by coś zagrać i zagłuszyć niechciane myśli, ale się zatrzymał.

Nagle poczuł chęć odnalezienia niej. Choć pewnie już dawno opuściła Londyn i ukryła się tak dobrze, że nawet on nie mógł jej odnaleźć.

Uśmiechnął się.

W końcu była jedyną kobietą, która go pokonała.

Sięgnął po skrzypce i zaczął grać.

To była ta sama melodia, którą miał przyjemność zaprezentować już tego dnia. Ta melodia, którą skomponował. Dla Watsona i Mary.

"Dla Johna i Mary Watson" – poprawił się w myślach.

Sherlock nagle zapragnął zatańczyć. Nie tak po prostu, tylko z nią. Z tą kobietą, bo tylko ona liczyła się w jego myślach. I w jego sercu – choć bał się tego stwierdzenia.

Odstawił skrzypce na bok.

Jego wyobraźnia jak zawsze działała idealnie. Wykreowany przez nią twór był aż zbyt realny, choć może takim uczyniło go serce Sherlocka.

Stała przed nim.

Była taka piękna jak zawsze.

I tak tajemnicza jakby miała za chwilę zniknąć.

Sherlock poprosił ją do tańca, a ona się zgodziła. Nie trudziło go prowadzenie, bo w jego głowie wciąż rozbrzmiewała niedokończona melodia.

Stawiał kolejne kroki, a ona podążała za nim.

W całkowitej ciszy cieszył się jej bliskością, choć była jedynie tworem jego zrozpaczonego umysłu.

Nagle znikła.

Może dlatego że się do niej zbliżył?

Była jak śnieg.

Tak piękna i idealna, że nie potrafił przejść obojętnie, ale gdy tylko się zbliżył, topniała i znikała z jego perfekcyjnego świata.

Tak. W jego świecie nie znajdowało się choćby najmniejsze miejsce na zbędne sentymenty. Były one jedynie reakcjami chemicznymi, a on nie mógł się im tak łatwo poddawać.

Nie on. Nie Sherlock Holmes.

Choć jego serce krzyczało, że jest inaczej.

Rozsiadł się z powrotem w swoim ulubionym fotelu i znów spojrzał na jej zdjęcie.

Zdjęcie tej kobiety.

Już na zawsze pozostała nią w jego myślach. Niezależnie od tego, co próbował sobie wmówić.