Tytuł: Polowanie na jednorożca

Autor: Ja, czyli Fantasmagoria.

Beta: Niestety brak jak na razie.

Pairing: Tekst ten jest z pairingu Salric. Popełniłam wielką zbrodnię (zdaniem angi i jakiejś tam części mnie) i sfeminizowałam postacie obu wielkich, kochanych przeze mnie Założycieli. Imiona nie zostały zmienione znacznie, gdyż Godric stał się Godricą, natomiast Salazar jest Salazar - nie Salazarą, bo jak widzę gdzieś tak odmienione imię Slytherina dostaję tiku nerwowego w prawym oku i wchodzę w morderczy nastrój ;)

Ostrzeżenia: Feminizacja postaci, młodzi Założyciele, Helga jest Helmundem. Tylko Rowenie nic drastycznego nie planuję zrobić. Kazali mi też ostrzec, że to będzie AU. Co jeszcze... Występuje król Arthur, rycerze Okrągłego Stołu i inne takie :P Oraz jednorożec, oczywiście. Mogę też ostrzec, że czasem będzie występował absurdalny wręcz humor.

Od autora: Pisane z okazji Dnia Yuri. Miało być miniaturą, a wyszło, jak wyszło. Do głównego wątku wepchnęło mi się na chama kilka pobocznych i nie dadzą mi spokoju dopóki ich tam nie umieszczę, dlatego podzieliłam to na siedem części (średnio każda mająca 3 strony worda), ale w efekcie może ich wyjść mniej lub więcej (choć mam nadzieję, że nie), gdyż na razie jest to siedem części, natomiast jeśli te poboczne się uprą być całymi rozdziałami, to co ja poradzę xD.

Jest tutaj publikowane bo... cóż, to kasssumi i Fia zmotywowały mnie, żebym się nie poddawała i to pisała. I dlatego to im dedykuję to, a co :P. Więc w razie czego ich wina, rozumiecie :P. Na ogół nie pisuję yuri, toteż jest to poniekąd eksperyment. Jak wyszło? Nie wiem, sami oceńcie ;)

Dedykuję kasssumi oraz Fii ;*


Polowanie na jednorożca

Obudziła się, czując na twarzy ciepłe promienie wschodzącego nieśmiało słońca. Przeciągnęła się z westchnieniem po czym przewróciła się na drugi bok, chcąc kontynuować swój piękny sen. Zanim jednak znów beztrosko oddała się ramionom Morfeusza, przypomniała sobie o zadaniu, które miała dzisiaj wykonać. Poderwała się jak oparzona z posłania, na wpółprzytomnie szukając ubrań. Znalazłszy w końcu jakieś w miarę czyste ciuchy, pośpiesznie wciągnęła je na siebie i wybiegła z małej chatki, w której mieszkała. Po chwili zawróciła i – klnąc pod nosem – przypasała miecz i po krótkim namyśle zabrała ze sobą również prymitywną kuszę.

Kto wie, co może się przydać przy polowaniu na jednorożca – pomyślała, patrząc na leżącą na drugim posłaniu staruszkę. Gdyby nie to, że co jakiś czas kobietą wstrząsały dreszcze, można byłoby ją wziąć za martwą – szara skóra, bladosine usta, mętne, otwarte szeroko oczy i klatka piersiowa, która unosiła się tak nieznacznie, że łatwo było to przegapić.

Godrica wiedziała, że zabicie jednorożca to okropna zbrodnia – nie tylko dlatego, że te stworzenia były pod osobistą protekcją królowej, ale również magia żądała swej ceny – i zapewne zapłaci za to słono, niemniej jednak nie miała wyboru. Tylko krew tego stworzenia mogła ocalić jej matkę przed śmiercią.

– No już, już, chodź malutki... – wyszeptała, podchodząc spokojnym krokiem do śnieżnobiałego jednorożca patrzącego na nią uważnym, nieufnym spojrzeniem. – Nic ci nie zrobię, chcę cię tylko pogłaskać... – powiedziała, nadal się zbliżając wolno i cicho.

Jednakże widocznie miecz i kusza przypięte do jej pasa nie przekonywały stworzenia, które zarżało niespokojnie i odgalopowało paręnaście metrów dalej, nie spuszczając z niej wzroku. Godrica przeklęła siarczyście, zatrzymując się i opierając dłonie o uda. Niech no ona dorwie tego idiotę, który stwierdził, że jednorożce bardziej ufają kobietom. Goniła za stworzeniem już od ponad pięciu godzin i za każdym razem, gdy była tuż tuż, gdy wystarczyłby jeszcze krok, by jedynie wyciągnąć szybko miecz i zadać proste cięcie jednorożec uciekał. Prawda, mogła użyć kuszy i byłoby po kłopocie, jednakże nie ufała w swoje zdolności strzeleckie na tyle, by podejmować ryzyko niecelnego strzału. W efekcie stworzenie uciekłoby na dobre, a ona miałaby nie lada problem ze znalezieniem kolejnego – nie mówiąc już o tym, że nie miała czasu, który mogłaby zmarnować na kolejne poszukiwania. Jej matce nie pozostało zbyt wiele dni życia, a już tego skubańca szukała przeszło dwa tygodnie! Nie mogła sobie pozwolić na powtarzanie tego wszystkiego od nowa.

– Och, niemądre stworzonko... – powiedziała z dobrotliwym uśmiechem, ponownie ruszając w tę niby-pogoń za jednorożcem. – Gdybym chciała cię zabić, mogłabym to zrobić już dawno, wiesz o tym... – powiedziała melodyjnym tonem po czym przeszła jeszcze parę kroków w jego stronę.

Stworzenie wydało z siebie dziwny dźwięk, o którym Godrica już czytała i oznaczał on ostrzeżenie. Zatrzymała się raptownie i podniosła dłonie do góry w geście kapitulacji.

– Naprawdę nic ci nie zrobię... – zapewniła jednorożca, patrząc mu wprost w srebrne ślepia. Kłamstwo źle smakowało na języku, ledwo powstrzymała się przed splunięciem. Wiedziała, że nawet wtedy ten cierpko-gorzki posmak nie zniknie, a jedynie stworzenie mogłoby stać się jeszcze bardziej nieufne.

Godrica nienawidziła kłamać, to zawsze podwajało jej wyrzuty sumienia. Nie mówiąc o tym, że zawsze miała po nim fizyczne objawy choroby – gorączkę i mdłości. Matka śmiała się z niej za każdym razem, chociaż zawsze też powtarzała, iż to akurat dobra przypadłość.

Matka... – słowo odbiło się echem w jej głowie i poczuła ucisk w piersi, gdy przypomniała sobie, jak niewiele brakuje, by ją straciła. Zacisnęła usta w wąską linię, gdy jednorożec ponownie od niej uciekł. Starała się uspokoić, jednakże po chwili zrozumiała, że to bezsensu, już przekroczyła swój limit cierpliwości.

Posyłając stworzeniu krzywe stworzenie, oparła kuszę o ziemię i naciągnęła ją. Jednorożec szybko zorientował co się dzieje i salwował się ucieczką. Godrica zaklęła i pośpiesznie wycelowała kuszą, naciskając spust.

Nie trafiła.

Godrica zaklęła ponownie, jednakże nie poddawała się, ponownie naciągając cięciwę korbką i celując w stworzenie. Zanim jednak ponownie zwolniła bełt, pole widzenia przysłoniła jej grupka postaci jadących na koniach. Godrica poczuła zimny strach wkradający się jej do serca, gdy rozpoznała chorągiew z godłem królewskim trzymana przez jeźdźca będącego na przedzie grupy.

Naprędce zabezpieczyła kuszę i przypięła ją do pasa, upewniając się także, czy jej miecz jest bezpiecznie schowany i nie widać go spod poły peleryny. Stanęła wyprostowana i czekała z udawanym spokojem, aż postacie się zbliżą. Nie zdążyłaby uciec, a poza tym gdyby to zrobiła na pewno od razu zabraliby ją do lochów bez żadnych pytań i możliwości tłumaczeń, logicznie zakładając iż ma coś na sumieniu. Godrica miała już swoje przejścia z patrolami królewskimi i wiedziała, jak się zachowywać, by uciec od kary lub przynajmniej maksymalnie ją złagodzić.

Tylko, że to nie był patrol. Godrica prędko to zrozumiała, gdy tylko zauważyła, że w centralnej części grupy znajdują się pięknie odziane kobiety. Z przerażeniem zdała sobie sprawę, iż jednym z jeźdźców była sama królowa! Przełknęła ślinę, jednakże postanowiła zachować zimną krew i nie tchórzyć, żeby nie pogorszyć swojego położenia. Przecież królowa Guinevere prawie na pewno ją skaże, jeśli tylko będzie miała choć cień podejrzenia w stosunku do niej. Nie była byle rycerzem z królewskiej straży, którego prosto można było oszukać, chociażby powołując się na swoje kobiece wdzięki. Guinevere sama była kobietą, więc taka manipulacja nie wchodziła w grę, a dodatkowo nie była głupia, co również utrudniało sprawę. Zwłaszcza, jeśli towarzyszyła jej siostra króla, o której wiele się słyszało, choć tak naprawdę niewiele wiedziało. Jednakże pewnym było, że często wyrusza na przejażdżki z królową i jej dworkami – gdyż o tym, co się czasem na owych przejażdżkach działo krążyło wiele opowieści, w których Salazar zawsze była obecna. Zazwyczaj jako osoba, która upodobała sobie utrudniać lub nawet niszczyć zwykłym ludziom życie.

– Co tutaj robisz, moja droga? – zapytała serdecznie królowa, zatrzymując śnieżnobiałego konia zaledwie metr od niej. Oceniające, kalkulujące spojrzenie ciemnych oczu Guinevere jednakże równoważyło słodycz jej głosu. – Po stroju wnioskuję, że raczej się nie zgubiłaś i dokładnie wiesz gdzie się znajdujesz – dodała królowa, odbierając Godrice wymówkę, której właśnie miała użyć. – Jednakże chcę wiedzieć, co zamierzałaś zrobić przebywając nielegalnie na królewskiej części lasu?

To było coś, o czym Godrica wcześniej nie myślała. Strach o matkę był tak silny, że kobieta nawet nie miała planu awaryjnego, ani też nie przygotowała wcześniej żadnej wymówki. Mimo że powinna przewidzieć, iż jeśli ją złapią pierwsze pytanie będzie właśnie takie...

– Ja, em... – zaczęła, przeklinając w duchu to, jak niepewnie i strachliwie zabrzmiał jej głos. – Mieszkam tuż przy skraju lasu i poszłam na spacer... – wymyśliła naprędce, wewnętrznie krzywiąc się na to, na jak głupią osobę wyjdzie. –... i najwidoczniej zaszłam za daleko, proszę mi wybaczyć, Wasza Królewska Mość – powiedziała, kłaniając się uniżenie i zostając z pochyloną w szacunku głową.

Podniosła ją jednak nieznacznie, gdy usłyszała zdławiony śmiech. Jednakże twarz królowej nie wyrażała rozbawienia i była odwrócona do niej bokiem, gdyż patrzyła na postać, która siedziała na karym koniu tuż obok niej. Godrica nie była w stanie stwierdzić, jakiej płci jest ten jeździec, gdyż miał on na sobie ciemnozieloną pelerynę z kapturem, szczelnie okrywającą całą postać.

Długo się zastanawiać nad tym nie musiała, gdyż spod poły peleryny wysunęła się dłoń o długich, szczupłych palcach, która nieśpiesznie zsunęła kaptur. Godrice objawiła się najdziwniejszej urody kobieta, jaką kiedykolwiek widziała. Wydawała się niemal całkowicie pozbawiona koloru przez matkę naturę. Miała długie, śnieżnobiałe, kręcone włosy, jasna cera i blade, wąskie usta. Jedynie jej oczy w kształcie migdałów były zielone - niemniej jednak w tak jasnym odcieniu, jak owoce agrestu lub białych winogron. W zestawieniu z czarnymi źrenicami wydały się Godrice raczej przerażające ale też zdecydowanie interesujące, gdyż jakoś tak pasowały do całego jej specyficznego wyglądu i arystokratycznych rysów twarzy.

– Zawsze zabierasz na spacer miecz i kuszę? – spytała kobieta melodyjnym głosem.

Cholera, czyli jednak ktoś zauważył... - zaklęła w myślach Godrica, nie wychodząc jednak z roli głupiej dziewczyny z domu przy lesie.

– Och, wie pani, jakie to niebezpieczne czasy są... – odpowiedziała słodkim tonem. –... strach chodzić nieuzbrojonym po lesie, kiedy wszędzie są rabusie...

Jeden z rycerzy trzasnął ją w mocno w głowę. Godrica stłumiła złość, chociaż popatrzyła na niego z niezrozumieniem.

– Zważ do kogo mówisz! To Salazar, siostra miłościwie nam panującego króla! – powiedział, patrząc na nią z pogardą. – Masz używać tytułu „wasza wysokość", a nie nazywać ją „panią"!

– Spokój, Galahadzie – odezwała się królowa. – Salazar tak rzadko wychodzi z zamku, że nic dziwnego iż pospolici ludzie jej nie rozpoznają.

– A już zwłaszcza dzikuski w spodniach i z kuszami – powiedziała z odrazą jedna z dam dworu. Reszta towarzyszek królowej roześmiała się nieprzyjemnie, patrząc na Godricę z pogardą.

Godrica zacisnęła zęby i jeszcze bardziej się wyprostowała. Nie mogła dać się sprowokować tym paniusiom, które mając wszystko podstawione pod nos nie rozumiały problemów zwykłych obywateli. Nie zamierzała ich bynajmniej oświecać, ani biadolić nad losem pospolitych ludzi.

– Przepraszam, Wasza Wysokość – powiedziała Godrica do Salazar, skłaniając głowę w pełnym pokory geście, chociaż w środku gniew burzył jej krew. – Nie chciałam waszej wysokości urazić, proszę mi wybaczyć moje prostactwo.

Salazar jedynie patrzyła na nią nieodgadnionym spojrzeniem.

– Dobrze – odezwała się królowa po chwili, jakby właśnie podjęła jakąś ważną decyzję - i zapewne tak właśnie było. – Jestem już dzisiaj zmęczona, więc uznajmy to wszystko rzeczywiście za twoją nieuwagę… – postanowiła Guinevere, nie patrząc nawet na Godricę. –… jednakże jeszcze jedna taka nieuwaga, a spędzisz trochę czasu z naszymi sympatycznymi szczurami w lochach – dodała z mocą. – Gawaine, zabierz jej kuszę i miecz – rozkazała jednemu z rycerzy. – Gdy to zrobisz, odprowadzisz naszą spacerowiczkę na skraj lasu.

Godrica poczuła, jak gniew rośnie w niej jeszcze bardziej. Na czubkach palców czuła zbierającą się moc i jedynie siłą powstrzymała ją od wydostania się i zaatakowania rycerza, który bezceremonialnie pozbawił ją zarówno kuszy, jak i miecza. Nie wiedziała teraz, jak sobie poradzi z głupim polowaniem na wiewiórkę, nie mówiąc już o zasadzkach na jednorożce...