To mój debiut, jeśli chodzi o fanfiki. Właściwie biorąc pod uwagę, kiedy ostatnio coś napisałam, to można uznać, że to mój debiut literacki w ogóle. Nie chciałabym się rozwlekać w tej przemowie, dlatego, po prostu, zamieszczam króciutki rozdział, tytułem wstępu. Rating M na zapas, stanowczo wpisuje się w plan na to opowiadanie.

Rozdział oczywiście niebetowany, beta oczywiście poszukiwana. Miłej lektury!


ROZDZIAŁ I. Pierwsze kroki w starym świecie

Gdyby Hermiona Jean Granger miała ułożyć swoją prywatną listę najokropniejszych okropieństw świata, to zdecydowanie na pierwszym miejscu postawiłaby przeżycie jednej z największych wojen czarodziejów. Ewentualnie powtarzanie siódmego roku nauki, burzliwy związek z Ronem, który przetrwał jedynie miesiąc lub rozwód rodziców. Właściwie wojna nie wydawała się być taką straszną, kiedy już się przeżyło. Skreślić „powtarzanie siódmego roku". Przecież powrót do szkoły to jedna z najpiękniejszych chwil w jej życiu.
-Będę tęsknić- powiedziała cicho, starając się zachować wyraz twarzy odpowiedni do słów, niestety widok Hogwart Expressu podjeżdżającego na peron skutecznie jej to uniemożliwiał, dlatego odstawiła na chwilę swój kufer i przytuliła matkę, by ukryć delikatny uśmiech. Naprawdę nie jej winą było, że te kilka chwil wolnego, gdy Zakon uporał się już z takimi sprawami jak zmiana Ministra, odbudowanie Hogwartu i złapanie wszystkich Śmierciożerców, spędziła na pakowaniu ojca, wysłuchiwaniu szlochów matki i kłótni, gdy wcześniej wymieniony przyjeżdżał odebrać kilka kolejnych kartonów, że opuszczenie domu było dla niej odpoczynkiem.

Wtedy, w obliczu jej zmęczenia z powodu dopiero co skończonych trudów niwelowania skutków wojny, sprawa rozwodu wydała się na tyle błahą, że właściwie do dziś Hermiona nie zadała sobie trudu zapytania, dlaczego tak naprawdę rodzice się rozwiedli. Wolała zajmować swoje myśli paczką przysłaną szkolną sową, zawierającą odznakę Prefekt Naczelnej, a do której to paczki dyrektor McGonagall dołączyła krótki list:

Droga Hermiono,
nie mogłam wybrać nikogo innego. Noś to z dumą. Zasłużyłaś.
Pozdrawiam, Minerwa McGonagall, dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart

P.S.
Uznałam, że Draco Malfoy będzie dla Ciebie najlepszą parą. To nie podlega dyskusji, przemyślałam tę decyzję, jednak stosownym jest uprzedzić Cię.

Wprawdzie pomysł Malfoy'a jako „pary" w prefekturze nieszczególnie przypadł jej do gustu, ale przecież ostatecznie stanął po ich stronie, wyrzekł się rodziców (jakimś cudem nie majątku), więc nie mogła go tak od razu skreślać. Da mu szansę. Ewentualnie.
-Ja też. Jak zawsze- matka nieśmiało odwzajemniła jej uścisk i westchnęła głośno, wypuszczając córkę z objęć.- Jesteś taka piękna, taka silna…- powiedziała czule pani Granger i otarła zabłąkaną, i nieuzasadnioną według Hermiony, łzę dokładnie w momencie, w którym rozległ się donośny gwizdek konduktorski.
-Muszę już iść, mamo- uśmiechnęła się ostatni raz, chwyciła kufer za rączkę i wsiadła do pociągu bez oglądania się za siebie.

Rozglądała się po przedziałach w poszukiwaniu swoich przyjaciół, z których jednego nie widziała od Ostatecznej Bitwy, a drugi nie był tak skory do nazywania go przyjacielem od kiedy zerwali. Właściwie, jeśli chodzi o Harry'ego, to od pamiętnego drugiego dnia maja nie odpowiedział na żadną jej sowę, które wysyłała do niego co tydzień. Właściwie nie do końca była pewna, czy Harry zdecydował się wrócić do Hogwartu, by ukończyć naukę, właściwie… Z rozmyślań wybiło ją zderzenie z czymś białym. Twardym. Ciepłym.
-Wiesz, Granger, w zasadzie do ostatniej chwili miałem nadzieję, że mnie zauważysz i uniknę wątpliwej przyjemności związanej z twoim ciałem przywierającym do mojego…- na dźwięk tego głosu zacisnęła na chwilę szczęki, odsunęła się od obiektu, który zidentyfikowała jako Draco Malfoy'a ubranego w białą koszulę oraz jasne spodnie, po czym, podłapując nieuprzejmy ton, odpowiedziała:
-Wiesz, Malfoy, w zasadzie do ostatniej chwili miałam nadzieję, że bycie sarkastycznym arystokratycznym dupkiem, to tylko część twojej wojennej kreacji, jednak liczyłam na zbyt wiele przyjemności od życia.
-Na szczęście ty jesteś tak samo przemądrzała, jak byłaś przed wojną, więc równowaga w przyrodzie została zachowania…- rzucił Draco bardziej do siebie, niż do niej i w kilku zwinnych ruchach wykonał manewr wymijania dziewczyny, który nastąpił podejrzanie zbyt szybko po chwili, w której rozsunęły się drzwi jednego z przedziałów.

-A ten czego chciał?- powiedział Harry wychylając głowę.
-Harry!- krzyknęła Hermiona i rzuciła się przyjacielowi na szyję.-Myślałam, że nie wrócisz do Hogwartu!
-Daj spokój Miona, to mój dom- Harry odwzajemnił uścisk równie mocno, po czym odsunął od siebie dziewczynę na wyciągnięcie ramion.- A więc?
-„A więc" co?
-Czego chciał Malfoy?
-Niczego. Znasz go, to idiota. Właściwie wpadłam na niego niechcący… To nie jest zbyt istotne, uwierz. Ron, Neville, Luna, Ginny, jak dobrze znów was widzieć!- zaczęła się witać, gdy przekroczyła próg przedziału.-Jak spędziliście te kilkanaście dni wyrwanych Zakonowi na odpoczynek?- spytała, po czym wymownie spojrzała na Rona i swój kufer, który zostawiła na korytarzu.- Mógłbyś?
-Jasne…- odparł niechętnie Rudzielec, po czym wtargał kufer do przedziału i wrzucił na półkę. Nadal był zły na Hermionę za to, że z nim zerwała. Nie potrafił zrozumieć, że zabrali się za wszystko zbyt szybko i zbyt mocno, włączając w to dziki seks na strychu Nory, skąd wypędzili w ten sposób Ghula, że gdy dali upust skrywanym uczuciom, które dziewczyna w swojej głowie notorycznie idealizowała, to nie okazały się tym, czego oczekiwała. Że po prostu uczucie spłonęło w żarze intensywności. Po prostu.
-Byłam w północnej Kornwalii, tatuś kupił tam niewielką działkę nad potokiem, w którym żyje mnóstwo Plumpków, dzień i noc badaliśmy ich zwyczaje! Czy wiecie, że te genialne stworzenia łączą się w pary na całe życie?- zaczęła Luna swoim rozmarzonym głosem, w odpowiedzi na pytanie Hermiony.
-To będzie długa podróż…- westchnął Neville widząc delikatny rumieniec Rona i jego mściwe spojrzenie skierowane do byłej dziewczyny- Bardzo długa.