Zastrzeżenie: nie posiadam i nigdy nie będę posiadał Harry'ego Pottera.
Od tłumaczki: Jrst to moje pierwsze tłumaczenie, więc przepraszam za mozliwe wpadki. Będę wdzięczna za konstruktyną krytykę i wytykanie ewentualnych błędów. Opowiadanie nalezy do Dark-Syaoran, ja to tylko tłumaczę!
Zgoda na tlumaczenie: napisałam, ale brak odzewu.
-x-X-x-
Zaledwie ośmioletni Harry Potter w nienormalnie dużych ubraniach uśmiechnął się rozradowany, kiedy otworzył małe drzwi do schowka na miotły, w końcu uwalniając się z więzienia. Jego gruby wujek, Vernon Dursley, "szlachetny dżentelmen" wspólnoty, zapomniał zamknąć drzwi tak jak zwykle w nocy. Bardzo duży błąd i prawdopodobnie ostatni, jeśli Harry miałby coś z tym zrobić.
Chorobliwie blady chłopiec, czołgając się na rękach i kolanach, szybko podniósł się i rozejrzał. Zbliżała się północ, ale widział, jakby był zmierzch, ponieważ na nocnym niebie świeciła pełnia księżyca, rozświetlając cały dom przez szerokie okna. Z pokoju wujostwa dobiegały tylko odgłosy, chrapanie i zegara ściennego, który tykał z każdą sekundą.
Wciąż się uśmiechając, wszedł niedbale do kuchni i bez trudu otworzył tylne drzwi, wyślizgując się na zewnątrz. Czekał wiele lat, aby móc zemścić się na swoich krewnych, a teraz miał swoją szansę. Całe psychiczne i fizyczne znęcanie się, jakiego doznał od czasu, gdy został porzucony na progu ich domu gdy miał roczek, miało zostać spłacone z odsetkami.
Lekko podskakując, podszedł do szopy swego wuja, nucąc cicho melodię, którą usłyszał poprzedniego dnia w telewizji, gdy był zamknięty w komórce.To była optymistyczna melodia, która w tym momencie wydawała się odpowiednia, tuż przed zemstą. Niedługo będzie wolny, coś, za czym tęsknił każdym włóknem w swoim małym, nadużytym ciele.
Schylił się, podniósł małą mateczkę powitalną, znajdującą się przed drzwiami szopy i podniósł mały klucz, który był pod nią. Umieścił go w dziurce od klucza w małym mosiężnym zamku, kręcając nim w kierunku zgodnym z ruchem wskazówek zegara, uzyskując ciche kliknięcie. Odczepiając go od metalowych drzwi, odrzucił go gdzieś na bok i ostrożnie otworzył drzwi, upewniając się, że robi tak mało hałasu, jak to możliwe, nie chcąc obudzić swoich krewnych i wpakować się w kłopoty. Wchodząc do środka, wymacał włącznik światła obok ramy drzwi. Jego uśmieszek powrócił, kiedy zobaczył szafkę w drugim rogu pomieszczenia wypełnioną różnymi trującymi i łatwopalnymi cieczami.
Dlaczego był szczęśliwy, widząc coś takiego? No cóż, widzicie, od szóstego roku życia, kiedy po raz pierwszy wziął do ręki zapałki, Harry był zafascynowany ogniem i tym, jakie zniszczenie może zapewnić ten element. Płonące rzeczy stały się dla niego czymś szczególnym, ponieważ nie miał przyjaciół, którzy mogliby zająć jego czas. Ogień był jego jedynym towarzyszem życia, pomagającym mu uderzyć w tych, którzy go uderzyli.
Zaczęło się niewinnie od zwykłego płonącego papieru i innych łatwopalnych przedmiotów, takich jak plastik. Potem zaczął używać puszek z dezodorantem jako miotacza ognia, rozpylając jego łatwopalną zawartość nad otwartym płomieniem zapalniczki. Szybko się jednak znudził i przeniósł na większe cele.
Na przykład w zeszłym tygodniu. Jedna z dziewcząt, które dręczyły go w szkole, stała się trochę bardziej... denerwująca według jego gustów i postanowił coś z tym zrobić. Kradnąc zapalniczkę z szuflady biurka nauczyciela przed obiadem, spróbował podpalić jej obrzydliwie jaskrawą różową sukienkę. Niemal udało mu się to zadanie, ale w ostatniej sekundzie został złapany przez Dudleya, jego otyłego kuzyna, który przypominał świnię-w-peruce. Miał w związku z tym kłopoty w szkole jaki i w domu, prawdopodobnie najgorsza z dotychczasowych kar. Szkoda, że nie był w stanie zrobić nic więcej, niż zepsuć koniec jej sukienki, byłoby zabawnie zobaczyć, jak ta snobistyczna dziewczyna biegnie jak kurczak, który stracił głowę.
Kolejny przypadek, kiedy zapalił Missus, kota Figg, irytującej starej pani, który krążył wokół rogów, płonąc po tym, jak go podrapał.
Pokrył jego ogon benzynę, którą udało mu się ukraść z czyjegoś garażu, a potem owinął go w papier. Kot wystrzelił jak rakieta, kiedy zapałka dotknęła przemoczony wyrostek, krzycząc głośno. Mówi się, że gepardy są najszybszymi zwierzętami lądowymi na świecie, ale Harry był pewien, że ten pręgowany kot mógł mieć szansę na wygraną.
Wzdychając z radością na wspomnienie, podszedł do wielkiej stalowej szafki tylko po to, by odkryć, że jest zamknięta podobnym urządzeniem do tego, które znajdowało się w drzwiach szopy. Marszcząc brwi, rozejrzał się za kluczem, ale nie mógł go znaleźć, więc spróbował tego, którego używał wcześniej, modląc się, by to zadziałało. Tak nie było.
Warcząc gardłowo, podszedł do jednej ze ścian pokrytych narzędziami i ściągnął ciężki zestaw noży do śrub. Widział, jak jego wujek korzystał z tego narzędzia miliony razy i wiedział, jak obsługiwać to urządzenie. Przekładając go przez ramię z zaskakującą siłą jak na takiego słabego chłopaka, wszedł z powrotem na szafkę i podniósł noże w kierunku zamka, otworzył zatrzaski na tyle, aby haczyk na kłódkę zmieścił się w środku. Biorąc głęboki wdech, zacisnął je z całej siły, przecinając na pół w ciągu kilku sekund, krzywiąc się, gdy zniszczony zamek uderzył o betonową ziemię z głośnym szczękiem. Naprawdę nie wiedział, jak naprawdę był silny.
Ostrożnie umieściwszy noże do śrub na podłodze, sięgnął po uchwyty i otworzył szafkę. Natychmiast zaczął szukać benzyny, którą z powodzeniem wykorzystywał w przeszłości. Nie chciał tego zepsuć, więc pójdzie z tym, co już wcześniej zadziałało. Wyciągnął duży, plastikowy, czerwony pojemnik z półki z napisem "benzyna", prawie przewróciwszy się przez jego masę. Ustawiając go, znalazł się w lepszej pozycji, aby go nieść, po czym podniósł na wysokość piersi, kładąc dłonie pod nim, aby móc go utrzymać.
Pod kontrolą, powoli wyszedł na zewnątrz i wrócił do domu. Wciągając pojemnik do środka, wylał trochę benzyny wokół kuchennego stołu i na ławkach w kuchni, upewniając się, że nie użył zbyt wiele, bo nadal miał resztę domu. Szybko dotarł do salonu, w którym spryskał trochę kanapy i wytyczał szlak wokół zewnętrznej krawędzi pokoju. Zrobione. Przeniósł się do korytarza i po schodach, lejąc wystarczająco, by rozpalił się przyzwoity ogień. Gdy dotarł na szczyt, szybko załatwił korytarz na drugim piętrze i zatrzymał się na końcu, bezpośrednio przed drzwiami swojej ciotki i wuja oraz tymi kuzyna.
Postanowiwszy najpierw załatwić kuzyna, przekręcił gałkę drzwi i powoli je otworzył. Skrzywił się, gdy drzwi skrzypnęły, ale na szczęście Dudley miał bardzo mocny sen.Pomagało też to, że jego wujostwo chrapało głośno, co było słychać w całym domu.
Wchodząc do domeny świni, uśmiechnął się drwiąco z powodu obrzydliwej grubej bryły na łóżku, splątanej w pościeli. Przez chwilę Harry myślał, żeby zrezygnować z tego pomysłu i poprostu zamordować całą trójkę nożem kuchennym, ale jego miłość do ognia była silna, więc kontynuował zadanie, mocząc dobrą część dywanu wokół łóżka bryły i nawet ochlapał koce owinięte wokół mamutowego dziecka jak pyton.
Zadowolony wyszedł z pokoju Dudleya, a wszedł do ciotki i wujka. Znowu poczuł chęć, by po prostu zadźgać ich na śmierć, gdy jego wzrok spoczął na wielkim mężczyźnie, który leżał twarzą w twarz z końskim obliczem swojej żony, ale odepchnął to uczucie. Powtarzając to, co zrobił w pokoju Dudleya, opróżnił resztę pojemnika wokół ich łóżka i na kilku kocach.
Nagłe parsknięcie zaskoczyło go i odskoczył instynktownie, potykając się o własne stopy. Uderzając w ziemię z głośnym łomotem, jego oczy rozszerzyły się ze strachu, gdy Vernon zaczął się poruszać, a serce chłopaka biło głośno w jego uszach. Przestał oddychać, gdy wielki mężczyzna wyglądał, jakby się obudził, w końcu ruchy stopniowo zatrzymywały się i chrapanie trwało dalej. Prawie dławiąc się swoim językiem, pospiesznie wstał i cicho wyskoczył z pokoju. Dopiero gdy zszedł na dół po schodach, pozwolił, by jego płuca odetchnęły powietrzem, przyjmując głębokie uspokajające oddechy, aby powstrzymać jego galopujące serce, które wydawało się, jakby eksplodowało w jego klatce piersiowej.
-Było blisko ...- wymruczał cicho, pierwsze słowa, które wypowiedział całą noc.
Uspokoiwszy się, wrócił do komórki i sięgnął do środka, wyciągając zieloną zapalniczkę. Ukradł ją kilka miesięcy temu, czekając na okazję, by uderzyć. W końcu zostanie dobrze wykorzystana.
Nucąc tę samą optymistyczną melodię, pomaszerował w stronę drzwi wejściowych i szybko je otworzył, wychodząc. Odwrócił się, pochylił i użył kciuka, by zapalić krzemień, kiedy pchnął mały czerwony guzik, aby uwolnić gaz. Rzucił zapalniczkę na podłogę przemoczoną benzyną, chichocząc ponuro.
-To właśnie dostałeś za zranienie mnie.
W jednej chwili dywan się rozpalił i ogień szybko się rozprzestrzeniał. Harry pomyślał, że ślad ognia, który wystrzelił w różnych kierunkach, wygląda jak węże. Odwrócił się, szybko wyskoczył na zewnątrz, zamykając za sobą drzwi. Kiedy dotarł do drogi, odwrócił się i czekał. Nie minęło wiele czasu, zanim zauważył, że pomarańczowa poświata, która pojawiła się w salonie, pojawiła się również w pokoju jego kuzyna. Nadal nucąc tę niesamowitą, optymistyczną melodię, obserwował i słuchał uważnie.
-Burn, baby, burn!- mruknął sadystycznie.
Tak jak wielkie szare dymy, które zaczęły wylatywać z zamkniętych okien i drzwi, wrzask przerażenia przeszył cichą atmosferę nocy. Harry poznałby wszędzie jej przenikliwy głos i głośno zaczął się śmiać. Wkrótce dołączyły do niej dwa inne głosy, gdy dom się palił. Oczy chłopca rozszerzyły się jednak, gdy wielki, pokryty ogniem przedmiot pojawił się w oknie jego dużego kuzyna, szkło tłukło jak wszystko, co upadło, i uderzyło w ziemię z głośnym uderzeniem, po którym nastąpiły obrzydliwe pęknięcia.
Harry zaśmiał się histerycznie, gdy zdał sobie sprawę, że to Dudley. Ten głupi chłopak rzucił się przez okno, by uciec przed ogniem.
Światła sąsiadów migotały teraz, budząc się od krzyków. Po drugiej stronie ulicy, pod numerem pięć, młoda kobieta wyjrzała przez okno swojej sypialni i prawie zemdlała. Potykając się, pobiegła do telefonu, by zadzwonić do straży pożarnej i policji.
Harry nadal się śmiał, gdy jeden z krzyków nagle się zatrzymał. Jego ciotka nie żyła. Uśmiechnął się, gdy pomyślał o tym, jak wyglądałaby jako spalone zwłoki, prawdopodobnie o wiele lepiej niż gdy żyła.
Dym kłębiły się teraz nad budynkiem gęstymi czarnymi chmurami, wypełniającymi niebo. Pomarańczowy blask ognia powoli przenikał dom, zmieniając wszystko, co dotknął niesamowity złoty kolor. To był piękny widok.
Nagle wybuch wielkiej eksplozji przeszedł przez tyły domu, zapalając się od kuchenki gazowej, z ogromną siłą rozbijając okna w górę i w dół, wychodząc na ulicę, kołysząc domy przy czwartym rzędzie na ich fundamentach. Harry potknął się zaskoczony i wylądował na plecach, jego oczy błyszczały triumfalnie. W uszach mu dzwoniłoi próbował potrząsnąć głową, aby pozbyć się dźwięku. Coś, co wylądowało obok niego, zwróciło jego uwagę, a on odwrócił się i zobaczył wielkie, spieczone ramieniem swego "dawnego" wuja Vernona.
Harry zamrugał. Potem znów zamrugał. Kiedy był pewien, że to, co widzi, jest prawdziwe, znów zaczął się śmiać, trzymając się za brzuch, a łzy ciekły mu po twarzy. W końcu był wolny! Koniec z głodem, bez bicia i bez głupiej komórki pod schodami. Nie mógł być szczęśliwszy. Uspokoiwszy się, rozejrzał się po gruzach i zauważył, że wszyscy ludzie, którzy opuścili ich domy, obserwowali go z przerażeniem. Oczywiście połączyli wszystko razem i doszli do tego samego wyniku. Uśmiechnął się mrocznie do każdego z nich, zanim skręcił w ulicę i oddalił się od Privet Drive. Jego słuch szybko wracał i słyszał syreny policji i straży pożarnej. Musiał szybko stamtąd uciec.
I jak? Wyszlo mi choć trochę? Napisz swoją opinię w komentarzu!
