Witam w moich skromnych progach. Od dawna zastanawiałam się nad stworzeniem historii, która będzie całkowicie inna od tej, jaka jest przedstawiona w Once upon a time. Swego czasu byłam zagorzałą "pisarką", uwielbiałam pisać i wymyślać nowe historii bohaterów. Czas pokazał, że szybko mi się to znudziło, ale postanowiłam wrócić do tego po kilku latach, z odmiennym "zasobem słów" i pomysłami. Byłabym wdzięczna za jakiekolwiek sugestie, recenzje, wychwycenie błędów. Samo wstawienie na tę stronę fanficka jest dla mnie niebywałym przeżyciem, gdyż jeszcze nigdy nie pisałam o czymś, co cieszy się tak ogromną popularnością, nawet w Polsce. Dlatego miło mi będzie, gdy ktoś to przeczyta i zostanie zachęcony. Ale zobaczymy! Na razie zapraszam do krótkiego, pierwszego rozdziału (próbuję rozgraniczyć rozdziały i zobaczyć jak wyglądają na tej stronie, więc możecie się spodziewać różnych długości różnych rozdziałów). Nie przetrzymuję, zapraszam i jeszcze raz zachęcam do recenzji! :)


Zaczarowany Las

Od wielu tygodni w Zaczarowanym Lesie utrzymywała się ponura, burzowa pogoda. Każdego dnia mieszkańcy tracili nadzieję na choć odrobinę słońca, zwłaszcza, że był to okres, w którym pola musiały być nasłonecznione, by za kilka miesięcy pojawiły się żyzne plony. W okolicy dało się wyczuć niewielką panikę, gdyż brak słońca mógł spowodować głód, a nawet śmierć. Na skraju owego lasu stał zamek, zbudowany na niewielkim, zazielenionym pagórku. Wokół niego rozciągały się przepiękne doliny, dopiero z okien owego zamczyska można było zobaczyć groźny las. Tego dnia jednak zaświeciło słońce. Przez ogromne okna zamku przedostały się jeszcze słabe promienie słoneczne, oświetlając komnaty i przedmioty w nich się znajdujące. W jednej z izb Helios świecił najmocniej, rzucając swe światło kolejno na ręcznie zdobioną, dębową szafę, złote lustro, łoże z okrągłymi zagłówkami i kremowym baldachimem, a na końcu młodą dziewczynę. Czując ciepło na swej twarzy, przetarła ją ręką, a łokciem drugiej podparła się o łoże. Czarne niczym smoła włosy zarzuciła do tyłu i ziewnęła przeciągle. Wstając, odrzuciła kołdrę na bok i podeszła do okna. Nie mogła uwierzyć w to, co widziała. Z okna jej komnaty widać było cały Zaczarowany Las, a wszystko aż po horyzont było oświetlone i wyglądało jak wyciągnięte z bajki. Uśmiechnęła się na myśl o biednych mieszkańcach, którzy nie musieli już martwić się o plony. Usiadła przy toaletce i złapała za szczotkę, gdy ktoś zapukał do drzwi jej komnaty.

„Mam nadzieję, że nie obudziłam, królewno" do izby weszła drobna kobieta, która miała na sobie długą, skromną, szarą suknię, a włosy zawiązała w kucyka. Jak zawsze, pomyślała dziewczyna o kruczoczarnych włosach i uśmiechnęła się do służącej.

„Nie, Anno. Właśnie wstałam i zachwycałam się zmianą pogody" odpowiedziała młoda dziewczyna i oddała szczotkę służącej. „Dzisiaj chciałabym coś prostego, może zwykły warkocz?"

„Jak sobie pani życzy" służąca uśmiechnęła się promiennie i złapała w dłonie grube włosy siedzącej przy toaletce. „Ja również cieszę się ze zmiany pogody. Mój ojciec bał się, że w tym roku będziemy głodować. Nie wiem, jakby to się…"

„Nie mów tak" dziewczyna odwróciła się szybko w stronę Anny i złapała za dłonie. „Jeśli nawet, pomogłabym Wam. Zawsze pomogę. Nie wyobrażam sobie, żeby poddani moich rodziców głodowali".

„A zarazem Twoi poddani, królewno".

„Nie mam żadnej władzy. Jestem tylko zwykłą córką królowej Cory i króla Henry'ego".

„Niestety dla nich, poddani wierzą tylko Tobie, pani. Wierzą, że jako jedyna w królestwie uratujesz ich od głodu, pragnienia, bezdomności. Jesteś naszą nadzieją, księżniczko" dziewczyna nie wiedziała, co odpowiedzieć. Westchnęła ciężko na myśl o matce i jej rygorystycznych rządach i odwróciła się do lustra.

„Regino!" Usłyszały zza drzwi komnaty. „Jesteś gotowa? Za pięć minut masz lekcję wyszywania!"

„Już idę, matko!" Anna zdążyła skończyć warkocza Reginy, który kończył się w połowie pleców i pomogła ubrać się jej w błękitną suknię do kostek z gorsetem i delikatnie odkrytym dekoltem. Młoda dziewczyna popatrzyła na siebie w lustrze i ponuro uśmiechnęła. Czas zacząć kolejny monotonny dzień – pomyślała i wyszła z komnaty.


Naprzeciwko Reginy siedziała starsza kobieta z opuszczoną głową. Jej twarz była pomarszczona i zmęczona, a ręce wyniszczone od prania i wyszywania. Gertruda była kolejną służącą na zamku jej rodziców. Nie mogła patrzeć na ich ból, cierpienie, ale i zarazem poświęcenie dla kilku denarów. Była to naprawdę niska cena za taki wkład w ład i porządek na dworze królewskim. Regina spojrzała na serwetkę, na której powinna w tym momencie wyszywać herb swojej rodziny. Nie lubiła szyć. Nie lubiła tych wszystkich zajęć, które sprowadzały się do jednego – przesiadywania w zamku. Wszędzie widziała służących, a ona chciałaby pomóc każdemu z osobna.

„Królewno, dlaczego jeszcze nie zaczęłaś? Coś się stało?" Zauważyła zatroskany wzrok posiwiałej Gertrudy, i zrobiło jej się żal tej kobiety. Jedyne, co mogła jej ofiarować w tym momencie, to delikatny uśmiech na jej śniadej twarzy.

„Nie mogę, Gertrudo, nie potrafię tego robić".

„Daj sobie czas, księżniczko. Ja również od razu tego nie potrafiłam".

„Regino, za godzinę masz lekcję dobrego zachowania przy stole. Mam nadzieję, że już kończysz z wyszywaniem." Na dziedziniec weszła jej matka z idealnie ułożonymi włosami w koka, idealnym makijażem, i idealnie mroczną suknią. Cora podeszła do córki, kładąc dłoń na jej lewym ramieniu by sprawdzić postępy w nauce. „A cóż to znaczy?" Oburzyła się, nie widząc nawet zaczętej pracy przez Reginę. „Czy ta kobieta nie potrafi Cię nauczyć tak prostej rzeczy?" Spojrzała władczo na Gertrudę, która jedynie skuliła się i spuściła głowę, by nie spotkać się z morderczym wzrokiem królowej.

„Nie wiń jej, matko. To moja wina" Regina wstała i stanęła za starą służącą, by położyć dłonie na jej ramionach. „Nie lubię tego. Nie podobają mi się te wszystkie zajęcia, w których muszę być dostojna i władcza. Chciałabym robić coś, co nie wiąże się z zamkiem" podeszła do schodów, prowadzących w dół twierdzy, by napawać się świeżym powietrzem.

„Rozumiem, że muszę odwołać zajęcia z dobrego zachowania i wymowy, tak?" Cora spojrzała wymownie na służącą, która zrozumiała, że powinna wyjść, co uczyła chwilę potem. „Jesteś po prostu rozpieszczona. Myślisz tylko o sobie. Jak się pokażesz na innych dworach? Jak będziesz wyglądać w oczach Twoich przyszłych mężów?" Regina zdołała tylko założyć ręce na klatkę. I się zaczyna. Bardziej niż wszystkich lekcji nienawidziła rozmów na temat jej rychłego zamążpójścia. Matka uważała, że skoro jest pełnoletnia, powinna szybko znaleźć sobie wybranka swego serca i spłodzić potomka. Problem polegał na tym, że Cora nie dopuszczała do siebie myśli, że jej córka wyjdzie za kogoś innego niż człowieka o błękitnej krwi. „Tak właściwie to co chciałabyś robić, zamiast tych wszystkich lekcji?" Regina spojrzała na pomarańczowo-różowe niebo i zachodzące słońce. W oddali usłyszała cichy kopyt oraz rżenie konia i już wiedziała, co mogłaby ćwiczyć.

„Jazdę konną" – odwróciła się do matki, która siedziała na fotelu, w którym wcześniej przebywała Regina. Cora obdarzyła ją pytającym spojrzeniem. „Chciałabym nauczyć się jeździć na koniu".

„Dziecko, to zajęcie dla rycerzy i kupców. Dlaczego miałabyś to robić?" Królowa podeszła do córki i pogładziła ją po policzku. „Tylko zrobisz sobie krzywdę" Regina była nieustępliwa. Patrzyła stanowczo na matkę, która miała nadzieję, że córka się opamięta. Po długiej ciszy Cora westchnęła i odwróciła się plecami do córki, kierując się w stronę swojej komnaty. „Niech będzie. Zaczynasz jutro rano. Tylko nie chcę potem słyszeć, że znowu kaprysisz!" I przeszła przez szare, ozdobione herbem rodzinnym drzwi. Dziewczyna uśmiechnęła się radośnie do siebie i znów podeszła do schodów twierdzy. Przed lasem zauważyła jeźdźca na koniu, galopującego w jego głąb. Poczuła, że te lekcje sprawią jej niebywałą przyjemność.