Podziękowania za betunek i inspirację dla Arianki


Wojna polsko-polska pod flagą racami osmoloną


– Jak ja nie cierpię pracować pod przykrywką – jęknął Mycroft Holmes, poprawiając kominiarkę. Jego ton był bliźniaczo podobny do używanego przez pewnego małego niebieskiego stworka. John wzdrygnął się, uświadamiając sobie, że pamięta imiona wszystkich tych kreatur, łącznie z blondynką, jedyną dziewczyną, ulubienicą Młodej.

Gdzieś w pobliżu rozbłysła raca. Raz po raz ktoś robił użytek z środków pirotechnicznych. Inni zajmowali się zmianą planu zagospodarowania przestrzennego. Własnymi „ręcami". Chociaż czasem i nogami, gdy pod wpływem silniejszego kopniaka ustępowała wreszcie nazbyt oporna kostna brukowa, cegła albo studzienka kanalizacyjna.

– Nawet w Afganistanie bywało spokojniej, co, John? – zauważył z niesmakiem Sherlock, który na chwilę wychylił się zza węgła, by zerknąć na rozwój sytuacji.

– Za jakie grzechy wylądowałem tu w waszym towarzystwie? Za jakie? – biadał lekarz.

Cóż, ludzie w sytuacjach stresowych mają bardzo wybiórczą pamięć, a przecież nie dalej jak dwa dni wcześniej to właśnie John Hamish Watson, któremu udało się uwolnić na trzy kwadranse od uroków życia rodzinnego, w pubie „Pod złotym wieprzkiem" po wypiciu czwartego porto, przekonywał Sherlocka, że oto pora na męską przygodę, taką jak za starych czasów.

Aczkolwiek w tym momencie, pośród rozbłysków i huków doktor przysiągłby, że to porto przemówiło, a w dodatku w ogóle nie skonsultowało z nim wypowiedzi.

Sherlockowi zamówienia na męską przygodę nie trzeba było dwa razy powtarzać. Następnego dnia zaraz po obudzeniu, tak bladym świtem, który nie wiedzieć czemu okazał się godziną siedemnastą, zasiadł przed komputerem i nabył (drogą kupna!) dwa bilety do pewnej europejskiej stolicy, gdzie jedenastego listopada jest co roku co najmniej interesująco.

Tylko że w pewnym momencie zrobiło się interesująco w stopniu nadmiernym. Wtedy znikąd pojawił się osobnik, który wciągnął obu panów w zaułek. I John Watson dopiero po skardze na pracę pod przykrywką rozpoznał Mike'a.

– Sherlock. Jeśli mamusia się dowie! – pokręcił głową (nadal spowitą w czerń kominiarki) rząd brytyjski.

– Znowu śledziłeś moje transakcje! Znowu! – Sherlock Holmes teatralnie przewrócił oczami.

– Przestańcie! Obaj! Natychmiast! – zakomenderował John Watson. – Jak my się stąd wydostaniemy?!

Mycroft Holmes wskazał kijem baseballowym na torbę sportową za swoimi plecami.

W kwadrans później trzyosobowa wycieczka wyrośniętych japońskich turystów powtarzając jak mantrę „Chopin! Chopin! Chopin!" nie niepokojona przez nikogo wydostała się z oblężenia. Nic dziwnego, wszyscy w Polsce wiedzą, jak to było z Czarnobylem, ta trójka pewnikiem była z Fukushimy.


N/A: Państwo wybaczą, Badhbh nie jest patriotką. Nie chadza na marsze, a jak spróbują spod mieszkania, które wynajmuje, wyrwać nieco kostki brukowej to wrzątkiem polewać zacznie, ot, na ostudzenie nastrojów. ;)