Siedzę samotnie w swojej komnacie. Z sali balowej dobiegają do mnie śmiechy i rozmowy. Słyszę walc kwiatów Vivaldiego. Rozmowy cichną. Wszyscy tańczą. Wszyscy oprócz mnie. Ale obiecałam mu, że to z nim zatańczę ostatniego walca. On obiecał, że przyjdzie, że zatańczy ze mną, że przetańczymy cały dzień i noc... Że będziemy tylko ja i on. A wszyscy będą patrzeć. Oczami wyobraźni widzę tę scenę: Słyszę szepty, oskarżenia i… pukanie. Przyszedł. Otwieram drzwi i przytulam go z całych sił. Nie widziałam go tak dawno. Mówi, że wyglądam pięknie i chwyta moją dłoń. Schodzimy na salę. Ludzie zamierają, zdziwiona orkiestra rozgląda się po sali nie przestając grać. Pochyla się, zaprasza do tańca. Kładzie dłoń na mojej talii. Przez całą noc patrzy tylko na mnie. Tak jak obiecał. Jednak wszystko ma swoją cenę. Wciąż tańcząc powoli kierujemy się na Wieżę Astronomiczną. Stajemy na kamiennym murze. Stąd nie słychać muzyki. Ostatni raz patrzy mi w oczy. Skaczemy. Jego szmaragdowy płaszcz powiewa na wietrze. Chwyta moją dłoń. I uderza o ziemię.
*Mam nadzieję, że nikt nie dostał zawału czytając to opowiadanie. Komentarze z poprawkami itp. są bardzo mile widziane. :)
ViDolce
