TITANIC - Statek marzeń
A/U: Opowiadanie zawiera cytaty z filmu "Titanic" oraz prawdziwe informacje dotyczące katastrofy z roku 1912. Napisane pod wpływem obejrzanego po raz setny filmu, a zaraz po tym maratonu "Sherlocka". Plan tkwił w mojej głowie już od wielu miesięcy, jednak dopiero jakiś czas temu, za namową pewnej osoby, zdecydowałam się wytworzyć coś z moich setek zapisków i notatek poświęconych temu crossoverowi. Rozdziały nie będą dodawane regularnie ze względu na dużo nauki, lecz postaram się nie zwlekać tygodniami. Jeśli to możliwe, wystukaj Drogi Czytelniku kilka słów na temat moich wypocinek.
Oznaczenia: Angst, AU, Crossover, OOC (sporadycznie), M/M, Slash
Oznaczenia wiekowe: M
Bohaterowie:
Postacie pierwszoplanowe:
Sherlock Holmes – Rose DeWitt Bukater (postać filmowa)
John Hamish Watson – Jack Dowson (postać filmowa)
Postacie drugoplanowe:
Mycroft Holmes – Thomas A. Andrews (brat Sherlocka / projektant statku / postać filmowa i rzeczywista)
Pani Hudson – Molly Brown (postać filmowa i rzeczywista)
Molly Hooper – Violet Jessop (postać rzeczywista / pielęgniarka, która ocalała z katastrofy Titanica)
Gregory Lestrade – Fabrizio (postać filmowa / przyjaciel Jacka/Johna)
Milford Holmes (ojciec Sherlocka / żona – Ruth Holmes ) - Benjamin Guggenheim (postać rzeczywista)
Irene Moriarty – Caledon "Cal" Hockley (postać filmowa / narzeczona Sherlocka Holmesa)
Sebastian Moran – Spicer Lovejoy (postać filmowa / ochroniarz Irene Moriarty)
Prolog
Minęły pięćdziesiąt cztery lata, a ja wciąż czuję zapach świeżej farby. Porcelanowa zastawa była nowiusieńka, a pościel… używana sporadycznie. W moim przypadku tylko z Nim. Bo tylko z Nim wszystko było możliwe. I tylko z Nim mogłem przeżyć tak wiele. Pokazał mi świat, który przez tyle lat pukał do moich drzwi, a ja bałem się przezwyciężyć ukryty we mnie lęk, który napierał na mnie zawsze, gdy wyciągałem rękę by je otworzyć. Potrafiłem tylko stać i jedyne co mogłem zrobić to wyjrzenie przez judasza i ujrzenie zaledwie zarysów bogactw czającym się na tym lepszym, innym i nieznanym mi świecie.
Z Nim zasmakowałem namiastkę prawdziwego życia. Nauczyłem się dostrzegać miłość i wrażliwość – dwie tak potrzebne ludziom cechy, które powoli zasychają niczym liście i opadają bezwiednie na mokrą, jesienną ziemię. To przykre patrzeć jak wiele tracimy przez własną głupotę, ponieważ boimy się szczerze pokochać. Sam byłem tchórzem.
Bałem się zakochać. Tak cholernie i najzwyczajniej w życiu bałem się zakochać. Nie chciałem być zależny tylko od jednej osoby, której już na zawsze będę musiał oddać moje serce. Ono należy do mnie i to ja powinienem decydować komu chcę je oddać. Chciałem być wolny i skosztować jak najwięcej ze stołu mojego życia. Takie myślenie na niewiele się zdało, gdy tylko On stanął na mojej drodze. Moje serce bez żadnego porozumienia z mózgiem wystąpiło przed szereg i zadecydowało za mnie, że już nie należy tylko do mnie. Tak oto stałem się na wpół uzależniony od Niego. Gdzie On – tam ja.
Z czasem nasza miłość stała się afirmacją w moim życiu, ponieważ jej siła była nazbyt ogromna, by zdołać ją pokonać. Poddałem się jej i zacząłem uczyć. Odkrywałem coraz to nowe jej tajniki piękna i bezgranicznego przywiązania. Stąpałem twardo na ziemi i zdawałem sobie sprawę jak wielkie ryzyko niosło ze sobą uczucie rosnące z dnia na dzień pomiędzy nami. Ale nie mogłem zrobić nic. Znalazłem się w klatce! W twojej klatce, w której, gdyby tylko Bóg pozwolił mi Ciebie zwrócić wróciłbym i został tam na zawsze. Byle z Tobą i blisko Ciebie.
Jak jabłoń pośrodku drzew lasu, tak mój Miły między młodzieńcami. Stoisz dumnie i uśmiechasz się unosząc nonszalancko kącik ust. Opierasz się o barierę na dziobie statku, a wiatr rozwiewa czarny płaszcz, którym jesteś ciasno opatulony. Stawiasz do góry kołnierz i odsłaniasz swoją szyję zbudowaną niczym wieża Dawidowa, twoje wargi jak czerwone lilie, a mowa i głos wdzięczny i przeszywający mnie do szpiku kości. Jesteś biały i rumiany, wybrany z tysięcy. Wyciągasz do mnie dłoń – smukłą i toczoną ze złota. Podchodzę do ciebie bliżej i czuję jak napieram na coś zimnego.*
Powoli otwieram powieki bojąc się samego strachu przed rozczarowaniem, które mnie czeka. Moja głowa opada bezsilnie na klatkę piersiową czując w sercu poszerzającą się do granic możliwości pustkę. Nie ma Cię.
Ściskam mocniej prawą dłoń czując prezent, który dałeś mi pięćdziesiąt cztery lata temu. Wiatr wieje mi w twarz, a dookoła mnie rozciąga się ocean. „Statek marzeń", którego rzekomo Twój brat zwał Niezatapialnym jest od dziś alegorycznym określeniem Ciebie. W dzień katastrofy nie tylko Ty zginąłeś. Gdy Twoje serce przestało bić, moje również straciło odpowiedni rytm i zagubiło się nie wiedząc dla kogo ma jeszcze pompować krew. Nie ma mnie bez Ciebie, Sherlocku. Zostałem sam na otaczającym mnie oceanie wspomnień. Teraz raz jeszcze wracam do dnia naszego spotkania. Do dnia, w którym zmieniło się moje życie.
* We fragmencie użyte zostały zapożyczenia z „Pieśni nad Pieśniami" w przekładzie Czesława Miłosza.
