Wyzwanie Saurona.

Na swym czarnym tronie w sercu Barad-dur, Sauron, Mroczny Pan Mordoru, zaśmiał się. Był to wysoki, czysty śmiech jak głos dzwonków i wydawał się nie na miejscu w ponurym otoczeniu sali tronowej. Jak sam Mroczny Władca; wysoki, szczupły, odziany w szaty barwy szkarłatu i czerni. Jego szaty, długie czarne włosy i rubinowe wargi kontrastowały z bladością jego skóry, która była jak biały marmur, bez skazy. Jego oczy były czysto niebieskie, jasne i bystre. Tak piękny z twarzy jak każdy elfi lord, nosił uderzające podobieństwo do jednego z Noldorów, tych Wysokich Elfów, które erę wcześniej przybyły do Śródziemia jako wygnańcy z Valinoru. Na trzecim palcu swej długiej, smukłej dłoni nosił złoty pierścień. Pierścień ten, grawerowany literami elfickiego alfabetu, które jarzyły się osobliwie, był jego jedyną ozdobą.

W głębi swego umysłu, Sauron był Panem i Władcą Śródziemia i Królem Ludzi. Lecz wyglądało na to, że król Numenoru, tej odległej wyspy Ludzi Zachodu, był innego zdania. Ar-Pharazon Złoty tytułował siebie panem wszystkich ziem na wschód od Valinoru i spoglądał na rosnącą siłę Saurona w Śródziemiu z konsternacją i pogardą. Kim była ta odrażająca kreatura Sauron, niewolnik, którego pan został dawno pokonany, by rzucać wyzwanie potędze Numenoru? Kim on był, by rzucać wyzwanie Ar-Pharazonowi Złotemu, Królowi Ludzi, potomkowi Earendila Żeglarza i dziedzicowi jego legendarnego syna, Elrosa Półelfa? Kim był Sauron by wyzywać dziedzica przodków Elrosa, dumnego śmiertelnika Berena i pięknej elfiej panny Luthien z legend, którzy odcięli Silmaril z Żelaznej Korony Morgotha, gdy leżał on w zaklętym śnie? Kim był Sauron, władca jedynie śmierdzącej hordy nikczemnych orków i brutalnych dzikich Ludzi, żużlowych dołów i stert gnoju, by wyzywać Numenor, z jego pałacami z marmuru, złota, srebra i kości słoniowej, rozległymi równinami i wysokimi górami, tysiącami wojennych statków, milionami dzielnych wojowników, jego potężną rodziną królewską i szlachtą, błogosławionych długim życiem i potężną mocą umysłu i ciała, najpotężniejszymi i najpiękniejszymi ludźmi tej Ziemi?

Numenor była Królową Mórz, a Ar-Pharazon nieugięty w przekonaniu, że niedługo będzie władcą wszystkich krain Śródziemia. Wysłał swojego kuzyna, lorda Armeneltira z Nindemos jako ambasadora do Czarnej Wieży Barad-dur z wiadomością i ostrzeżeniem dla Saurona. Wyprostowując się do swej pełnej wysokości, która wynosiła ponad sześć stóp, z brodatą twarzą wykrzywioną w wyrazie wyniosłego szyderstwa, Armeneltir przedstawił Sauronowi ultimatum. Tak zwany Mroczny Władca musi wycofać swoje siły na wschód od Wielkiej Rzeki Anduiny, w odległości co najmniej dwóch setek mil od Morza we wszystkich kierunkach. Musi każdego roku wysyłać Numenorowi daninę w wysokości miliona funtów w złocie, srebrze, klejnotach i kości słoniowej. Musi to zrobić, albo rozpocznie się wojna. Albo samozwańczy Mroczny Władca przejdzie pod jarzmo Numenoru, albo Ar-Pharazon Złoty poradzi sobie z nim, tak jak Valarowie poradzili sobie z jego pokonanym panem w dawnych dniach.

Ambasador Armeneltir, zauważył Sauron, nie wygląda na takiego hardego teraz, gdy jego gładka skóra posmakowała biczów orkowych oprawców. To wrzaski złamanego człowieka wywołały śmiech Saurona, który zawsze wykazywał szczególne zamiłowanie do tego rodzaju sportów.

"Coś nie tak, mój panie?" zapytał Ugnash, Główny Oprawca Lochów Barad-dur, wezwany do sali tronowej, by zademonstrować swoją sztukę temu niegdyś dumnemu ambasadorowi. Ugnash, będąc orkiem, był raczej niezdolny do śmiechu i wydał mu się on dziwnie niepokojący, gdy wybrzmiał z ust Okrutnego Pana. "Może coś trochę silniejszego od bata, mój panie? Rozżarzone żelazo?"

"Nie, Ugnash" powiedział Sauron swym czystym, wibrującym głosem, "Myślę, że dałeś naszemu szacownemu gościowi wystarczającą próbkę swoich talentów". Spojrzał w dół na Armeneltira, który płaszczył się u jego stóp, błagając o koniec męki. "Mój drogi Ambasadorze, cóż takiego się stało?" zapytał Sauron. "Jeszcze tego ranka zapewniałeś mnie, że ludzie dumnego Numenoru są potężni niczym bogowie. Twierdziłeś, że mogą się równać samym Valarom, Władcom Zachodu. Chciałem tylko przetestować prawdziwość tego twierdzenia. Choć muszę przyznać, jestem trochę rozczarowany. Nie wierzę, by bóg pozwolił sobie na czołganie się na mojej podłodze, bo posmakował kilku ciosów orkowego bata. Ani też nie potrzebował by ochroniarzy, ośmielam się dodać, chociaż przynajmniej moi orkowie znaleźli z nich pożytek." Ugnash czknął i oblizał swe wargi.

"Wybacz mi, mój panie!" wyjęczał Armeneltir przez swoje posiniaczone usta.

"Dlaczego, nie mam czego ci wybaczać, mój drogi Ambasadorze" odparł Sauron "W istocie, to ja powinienem prosić cię o wybaczenie. Jako lord Numenoru i Ambasador, musisz być w potrzebie, by udzielić szybkiej odpowiedzi twemu potężnemu królowi. A jednak zabrałem ci cały dzień twojego cennego czasu, by zaspokoić moją błahą ciekawość" Oczy Saurona zwęziły się lekko" Czy jesteś chętny posłużyć mi, bym przez ciebie mógł wysłać moją odpowiedź do Jego Wysokości?"

"Tak, mój panie!" błagał Armeneltir. Wydał z siebie charczący kaszel; krew spływała z kącika jego warg. "Jaką wiadomość mam zanieść Królowi?" wycharczał.

Sauron pozwolił, by blady uśmiech wykwitł na jego wargach.

Na swej pozycji przy bramie Pelargiru, młody strażnik Ulbar zadrżał pod ciężkim wełnianym płaszczem, który okrywał jego cienką tunikę z niebiesko-zielonego materiału. Bezgwiezdne niebo było tak ciemnie, że ledwo mógł widzieć przez wilgotne, mroźne powietrze poza snopami światła, prześwitującymi przez żelazne pręty kraty zagradzającej bramę. Taka ciemność wydawała się nienaturalna tak blisko świtu i była tym bardziej niemile widziana w mieście tak blisko granic Mordoru. Gdyż Pelargir, starożytne miasto-kolonia Numenoru, leżało na zachodnim brzegu ujścia Wielkiej Rzeki Anduiny. Zaledwie sto mil na wschód leżały Góry Cienia, zachodnia marchia Czarnego Kraju.

To, że Pelargir był ważną placówką potężnego Numenoru, powinno dawać poczucie bezpieczeństwa mieszkańcom. Jednak wszyscy oni, Ulbara nie wyłączając, żyli w rosnącym strachu przed Cieniem na Wschodzie. Sauron, Mroczny Władca był potężny przez tak wiele lat, jak tylko sięga pamięć pokoleń ludzi z Pelargiru, jednak w ostatnim czasie jego moc wydawała się umacniać szczególnie. Wydawało się, że każdego roku jego armie orków i dzikich ludzi ze Wschodu i z Południa obozowały bliżej brzegów Anduiny. Chodziły nawet plotki, że ostatnio jego oddziały przeszły na zachodni brzeg Anduiny wiele mil na północ i splądrowały wioski biednych dzikich ludzi tamtych krain.

Ulbar zaklął i zadrżał ponownie. Pocieszał się myślami, że nawet sam Sauron nie odważy się zadzierać z miastem pod patronatem Numenoru. Przynajmniej, jak długo stał w świetle rzucanym przez bramę miasta, był całkowicie bezpieczny. Jeszcze tylko jedna godzina do świtu i jego czas wartowania się skończy i będzie mógł zażyć trochę jakże potrzebnego ale i odpoczynku.

Trzask, jakby gałązka złamana pod stopą, wybrzmiał z ciemności za bramą. Ulbar poczuł zimną pustkę formującą się w jego brzuchu i skoczył na równe nogi. "Stać! Kto tam jest?" krzyknął tak po to, by się uspokoić, jak i by wypełnić swój obowiązek.

Przysadzista postać wypełzła z mroku ukradkiem. Był to jeden z ludzi Południa, jak zauważył zaalarmowany Ulbar, odziany w czarne szaty, uzbrojony jedynie w krótki zakrzywiony miecz, zawieszony w ebonowej pochwie na jego skórzanym pasie. Pod lewym ramieniem dźwigał jakąś paczkę, owiniętą w ciemną tkaninę.

"Stoisz przed bramą Pelargiru, miasta Numenoru!" wykrzyknął Ulbar. "Przedstaw swą sprawę szybko, barbarzyńco!"

Blizna na twarzy, która ciągnęła się przez oliwkową skórę Południowca, rozciągnęła się, gdy otworzył usta. "Pokój!" powiedział miękkim, chytrym głosem, władając mową Numenoru z zagranicznym akcentem. "Jestem tylko samotnym heroldem. Niosę wiadomość od Saurona, Króla Ludzi, do Ar-Pharazona Złotego z Numenoru. Czy przyjmiesz moją wiadomość i zaniesiesz ją do Kapitana Straży Pelargiru, by jego pan, Władca Miasta, mógł zaaranżować dostarczenie tego przez Morze do swego suzerena?"

"Daj mi swą wiadomość i odejdź, zagraniczny psie!" warknął Ulbar. "Mam lepsze rzeczy do zrobienia ze swoim czasem, choćby stanie tu na warcie, niż wymienianie się słowami z jedną z glizd Saurona"

Południowiec uśmiechnął się drwiąco. Szybko jak uderzający wąż, rzucił w Ulbara zawiniętą w tkaninę paczką, którą trzymał pod ramieniem.

Ulbar wydał z siebie ostry krzyk, jednak stał nieruchomo przez kilka chwil, zbyt sparaliżowany, by się poruszyć. Potem, gdy doszedł już do siebie, zagrał na alarm. W ciągu pół minuty krata została podniesiona i grupa żołnierzy, odzianych w zielono-niebieskie tuniki Pelargiru, wypadła przez bramę. Z włóczniami w pogotowiu zażądali, by Ulbar wyjaśnił jakie zagrożenie zmusiło go do wezwania ich. Południowiec wymknął się z powrotem w mrok poza bramą, tuż przed ich przybyciem i zobaczyli tylko Ulbara, stojącego samotnie, gapiącego się głupio w ziemię. Spojrzeli wtedy w dół i nagle zapadła grobowa cisza. W pyle leżała posiniaczona, odcięta głowa Lorda Armeneltira, kuzyna Ar-Pharazona Złotego, króla Numenoru.