Hej, heloł.

Tak dawno nie pisałam czegoś dłuższego dla tego fandomu, w języku ojczystym; po drugie byłam ostro nagabywana na fejsie przez pewną osobę, by napisać nowe opowiadanie po polsku, toteż postanowiłam dać temu szansę. Trzymajcie kciuki, bo piszę to w obu językach! Tak, jak 'Czas'.

Historia dzieje się w alternatywnej rzeczywistości, gdzie wszyscy są ludźmi. Zatęskniłam za pisaniem AU/AH po Days.

No to teraz, chyba czas na summary:

Alec jest prawie typowym nastolatkiem, z jednym małym wyjątkiem; Alec ma trzy letniego syna. Stara się ukryć tę tajemnicę w nowej szkole, gdzie poznaje Magnusa i się w nim zakochuje. Gdy jego tajemnica wyjdzie na jaw, jego życie zacznie się sypać, zwłaszcza, gdy wróci matka jego dziecka. Czy uda mu się w zatrzymać syna i stworzyć mu prawdziwą rodzinę? Czy Magnus nie odejdzie od niego, gdy dowie się o dziecku? Przekonajcie się.

No dobra, wiem, nie za najlepsze summary, ale nie mam zbytniego pomysłu. To opowiadanie nie jest tak dobrze przemyślane jak moje poprzednie, ale mam nadzieję, że coś z niego wyjdzie.

Bohaterzy należą do Cassie Clare, zwyjątkiem moich własnych postaci, których będzie kilka.

Tytuł opowieści został zaczerpnięty z piosenki Guns'n'Roses 'Sweet Child O'Mine'. (Pozostaję przy angielskiej wersji tytułu, z racji tego, że tłumacznie nie brzmi już tak fajnie. - to tak w gwoli wyjaśnienia)

Miłego czytania.


Rozdział I

"Sekrety Alec'a Lightwood'a"

- Bądź dziś grzeczny dla Tii, dobrze? A jak wrócę, zabiorę cię do parku na huśtawki. – Chłopak włożył dziecko z powrotem do łóżeczka, uśmiechając się do niego szeroko. Mały chłopczyk o równie intensywnych błękitnych oczach, niebo letnią nocą, jak to określała jego matka, odwzajemnił uśmiech pokazując swoje białe ząbki i mały ubytek w górnej trójce; drobny wypadek, a raczej owy ząbek pozostał na ziemi w parku po ostatniej eskapadzie z wujkiem. Starszy chłopak ubrał swoją czarną, skórzaną kurtkę, nie zapinając jej; bądź co bądź, była wczesna jesień, powietrze jeszcze muskało ciepłem. Jeszcze na chwilę przykucnął przed łóżeczkiem, łapiąc jego szczebelki i wciskając nos między nie. Mały chłopczyk od razu stanął na nóżki i chwycił ręce starszego chłopaka w mocny uścisk, a przynajmniej tak mocny, jak tylko trzylatek może. – Daj buzi tatusiowi.

Chłopczyk zachichotał, jak miał to w zwyczaju i przycisnął swoje usta do ust starszego chłopaka, w obślinionym całusie; jednak drugiemu to wcale nie przeszkadzało.

- Spóźnimy się! – do uszu chłopaka doszedł głośny, dziewczęcy głos.

- Kocham cię synku.

- Kosiam tatusia – wydusił mały po swojemu i pomachał ojcu na do widzenia, biorąc swoją ulubioną pluszową małpkę z różowym kapeluszem do drugiej rączki – Pa pa.

- Alec, do cholery! Spóźnimy się pierwszego dnia! – Młody chłopak, jeszcze raz spojrzał na chłopczyka w łóżeczku i czym prędzej ruszył do przedpokoju, bojąc się o swe życie: nikt nie powinien się zapoznawać z gniewem panny Isabelle Lightwood, nikt.

- Gotowi? – Jace chwycił z haka kluczyki od samochodu i otworzył drzwi – To jedziemy.

- Nie prowadzisz mojego samochodu Jace, nie chcę jeszcze umierać. – Alec wyrwał mu kluczyki z ręki i pognał na miejsce kierowcy. Isabelle wybuchła śmiechem na obu swoich braci nim wdrapała się na tylne siedzenie.

Droga do nowej szkoły nie była aż tak długa, jakby Alec tego sobie życzył; zdecydowanie za krótka, by mógł poukładać sobie myśli.

Gdyby ktoś miał spisać jego historię, zdecydowanie doznałby szoku, i to nie małego. Alec Lightwood nie był zwykłym siedemnastolatkiem, który za trzy miesiące miał uzyskać pełnoletność. Pewnie, miał większość piątek w szkole, nawet niezłe osiągnięcia w konkursach, kiedyś nawet był częścią drużyny piłkarskiej, czasem zdarzało mu się imprezować, na tyle na ile wtedy czternastolatek był w stanie. Jednak jedna noc zmieniła wszystko. W ciągu, o zgrozo, krótkiego czasu, życie Alec'a obróciło się o 360 stopni; zrobiło ostry zakręt prosto w nowe życie.

Pożegnał się z życiem typowego nastolatka, który uwielbia imprezy; nie żeby Alec był jakimś wielkim entuzjastą rzeczonych zabaw. A powitał, nie zbyt entuzjastycznie, dorosłe życie, w które musiał tak nagle wkroczyć, jako nastoletni tatuś, w wieku lat piętnastu.

- Hej jesteśmy już. – Głos Izzy wyrwał go z zamyślenia. Alec dostrzegł, że rzeczywiście stoją teraz przed wejściem do St. Raziel's High. – Znajdźmy miejsce parkingowe.

- Ja znajdę, a wy już idźcie do szkoły – powiedział najstarszy, pospieszając młodsze rodzeństwo do opuszczenia auta.

Koniec końców, Alec znalazł wolne miejsce parkingowe, obok jaskrawo-żółtego, tak to przynajmniej wyglądało, Camaro z brokatem na masce, o niecodziennej rejestracji 'Ciacho'. Właściciel owego samochodu musiał mieć ogromne ego, Alec pomyślał.

Spojrzawszy na zegarek na ręku, i dostrzegłszy iż była za trzy ósma, Alec pognał, czym prędzej do szkoły; nie mógł się spóźnić już pierwszego dnia, ojciec by na niego wrzeszczał. Co jak co, ale Alec musiał być wciąż prymusem, w końcu nie chciał ich zawieść, już i tak byli zbyt rozczarowani faktem, że Alec ma dziecko, wciąż będąc w szkole. Oczywiście, nie było to jedyne rozczarowanie, które czekało na państwa Lightwood ze strony Alec'a, jednak o tym, chłopak wolał jeszcze, albo i w ogóle ich nie informować.

Nowa szkoła okazała się być, taka sama jak poprzednie liceum, normalna, przynajmniej takie było pierwsze wrażenie. Alec lubił swoją poprzednią szkołę, a przynajmniej do czasu, kiedy stał się młodym tatusiem. Potem, szkoła stała się koszmarem. Kiedy tylko rozeszła się plotka, że Alec Lightwood, lat 15, z Dziesiątej klasy zrobił dziecko dziewczynie, a żeby śmieszniej było, córce dyrektorki, dziecko, przestał być zwykłym szaraczkiem w szkole. Co przerwę, na samym początku, ktoś, brzydko mówiąc nabijał się z niego, przezywał go 'tatuś' lub 'Wpadka- Lightwood'. Po rzeczonym incydencie z 'wpadką', jak to mówiono, żadna dziewczyna nie chciała się zadawać z Alec'iem, obawiając się, że jej również zrobi dziecko; nie żeby Alec'a to obeszło, on i tak nie lubił dziewcząt.

Alexander, bo tak jego pełne imię brzmi, choć nie lubi, kiedy tak się go nazywa; zdecydowanie nie lubi dziewcząt, żadna z nich go nie pociąga. Z samego początku było to dziwne uczucie, nie czuć tego 'czegoś' do dziewcząt, o czym rozprawiali godzinami jego koledzy i brat. Niech go piekło pochłonie, ale umawiał się z dziewczynami, by być może odkryć przyczynę tego, dlaczego on, zwykły chłopak tego nie czuje. Po trzech randkach z trzema różnymi dziewczynami, Alec doszedł do wniosku, że jest z nim coś nie tak, i że woli płeć męską. Był właśnie na randce; miał z 14 lat, tuż przed owym incydentem; jego partnerka była piękna; blondyneczka o kształtnych biodrach, pięknych zielonych oczach, długich nogach, których wcale nie kryła pod krótką spódniczką, nawet biust miała pokaźny; Jace wtedy zazdrościł Alec'owi tej randki, oj jak on mu zazdrościł. Bądź co bądź, Helen Blackthorn była jedną z najpiękniejszych dziewcząt w szkole; każdy chłopak marzył o randce z nią, a już nie wspominając, że daliby wszystko by została ich sympatią. A Helen właśnie zwróciła uwagę na niego, nie na blond mięśniaków, tylko na niego; choć z drugiej strony, wiele dziewcząt podkochiwało się w Alec'u, bo i było na czym oko zawiesić.

Wysoki, szczupły; kruczoczarne włosy, może odrobinę za długie, jak na chłopaka, jednak wciąż nieziemskie. Jednak to jego oczy przyciągały najwięcej uwagi; ten elektryzujący, głęboki błękit, przypominający ocean nocą. To one sprawiały, że dziewczynom kolana obracały się w watę, gdy na nie spojrzał, policzki stawały się rumiane, gdy ot chwyciły jego spojrzenie.

Jednakże, choć wszystko wydawało się idealne, wcale takie nie było. Na ów randce, Alec, nie można powiedzieć, że się źle bawił; tak nie było; Helen była przesympatyczną dziewczyną, radosną, a co najważniejsze, nie plotła trzy po trzy o cheerleaderkach i makijażu jak inne dziewczyny. Zdecydowanie, Helen różniła się od pozostałych dziewcząt, z którymi Alec chadzał na randki, jednak i ona nie spełniała jego oczekiwań.

Bo jakby mogła? Przecież nie była chłopakiem. Tak, Alec był gejem, choć zrozumiał to o wiele później, niż na owej randce. Na tej właśnie randce, z Helen Blackthorn, zrozumiał, że pociągają go chłopcy. Kiedy poszedł po napoje i popcorn, tuż przed seansem w kinie; jakiś film dokumentalny wybrany przez Helen; Alec dostrzegł tego chłopaka. Wysoki, wyższy od Alec'a wtedy, blondyn o zielonych oczach; chłopak przypominał jego przyrodniego brata z budowy; muskularny, dobrze zbudowany. Stał sam, oparty o kolumnę, z jedną nogą podpierającą kolumnę; ręce w kieszeni, na głowie biały kaptur od bluzy. Wyraźnie czekał na kogoś, kto musiał stać w kolejce do kasy. Alec wodził oczami po jego ciele; po tych zgrabnych udach, szczupłych łydkach, idealnie widocznych w obcisłych niebieskich rurkach; owe spodnie również pokazywały pewną wypukłość na przedzie, której bystre oczy Alec'a nie pominęły, i na której rzeczone oczy się zatrzymały na dłuższą chwilę, powodując u Alec'a nieopisane uczucie gorąca w dolnych częściach ciała. Z jednej strony go to przeraziło, a z drugiej napawało czymś dziwnym, czego jeszcze nie umiał określić; czymś co później okazało się być niczym więcej jak pożądaniem. Alec przesunął swoje oczy wyżej i prowadził je po klatce piersiowej, ukrytej pod obcisłą czerwoną koszulką z jakimś napisem; szedł coraz wyżej, po szyi; podbródek; wąskie, różowe usta, które zdawały się błyszczeć z oddali; odrobinę szpakowaty nos; o dziwo nie krzaczaste brwi; i w końcu jego cudne zielone oczy, które nagle zaczęły się wpatrywać w chłopaka.

Alec myślał, że zejdzie na zawał, gdy ten chłopak, opierający się o kolumnę, skrzyżował z nim wzrok. Policzki Lightwood'a musiały nabrać barwy burgundu w tym momencie; czuł, że jest gorący na twarzy. I wtedy ów chłopak zrobił coś, co Alec początkowo nie wiedział, jak odebrać; mrugnął do Alec'a, z uśmieszkiem na twarzy. Ale na tym się nie skończyło; do tego chłopaka podszedł inny, i chwycił go za rękę, splatając ich palce. Następnie pociągnął go w stronę Sali kinowej, po drodze mijając Alec'a. Wzrok niebieskookiego podążał za chłopakiem, a kiedy byli blisko siebie ten chłopak właśnie delikatnie do niego pomachał i jeszcze raz mrugnął, szepcąc 'cześć piękny'

Serce Alec'a kołatało jak oszalałe, a stopy zdawały się być przyklejone do podłogi; wzrok wciąż wpatrzony teraz w pustą już przestrzeń, gdzie sekundy temu stał ów chłopak; ciało Alec'a oblało się gorącem, jakiego jeszcze nigdy nie czuł. I pewnie stałby tam jeszcze przez długi czas, zmrożony tą sytuacją, gdyby nie fakt, że jakiś starszy dzieciak popchnął go do przodu, omal nie przewracając go, bo Alec blokował kolejkę.

Siedząc już w Sali kinowej z Helen po boku, Alec dostrzegł, że chłopak z holu, jest tu z tym drugim chłopakiem, nieco dalej, dwa rzędy dalej. Kiedy tylko światła zgasły, a sala wypełniła się kadrami z filmu, oczy Alec'a znów podążyły w kierunku pięknego chłopaka z holu. Siedział tam, zdawało się, że dość blisko swojego kolegi; jego głowa spoczywała na ramieniu kolegi i Alec mógł przysiąc, że ich ręce znów są splecione. Gdy Alexander ich tak obserwował, czuł, że się rumieni, i nie bardzo rozumiał dlaczego. Sam trzymał ręce z Helen, przez pięć minut, potem oboje stwierdzili, że jest to 'dziwne', jednak patrząc na tych dwóch chłopaków, rumienił się, jakby robili nie wiadomo co. A zarumienił się jeszcze bardziej, gdy ci sami chłopacy, zaczęli szeptać, a później złączyli usta w pocałunku. Alec nie mógł oderwać od nich oczu; w jego głowie był to podniecający widok; tak mu się spodobał, że mimowolnie uniósł palce do swoich ust, zamykając przy tym oczy i wyobrażając sobie, że to on całuje blondyna o zielonych oczach. Nie skończyło się to dobrze dla Alec'a; w trymiga poczuł, że jego spodnie robią się zbyt ciasne w pewnym rejonie, i zszokowany wytrzeszczył oczy. Czym prędzej wybiegł z Sali kinowej, powodując mały rozgardiasz i zostawiając otępiałą tym wszystkim Helen; prosto do łazienki, by zająć się drobnym problemem między nogami. I tak właśnie odkrył, że podobają mu się chłopacy. Oczywiście, potwierdził swoją teorię, gdy raz, jeden jedyny raz, tuż po tym, jak zwierzył się Isabelle ze swych wątpliwości, siostra dała mu do obejrzenia krótki, lecz bardzo treściwy film dla dorosłych z dwójką mężczyzn w roli głównej. To rozjaśniło całkiem sytuację, kiedy Alec po obejrzeniu poczuł się jeszcze bardziej podniecony niż wtedy w kinie.

Tak, dobrym stwierdzeniem jest to, że Alec jest gejem; lecz o tym wie tylko jego siostra i sam zainteresowany. Jego orientacja, jest najlepiej strzeżonym sekretem w jego życiu. I Lightwood zdecydowanie nie planował, by ta tajemnica ujrzała światło dzienne, co to, to nie.

Tak samo, jak Alec nie chciał, by w nowej szkole, ktoś wiedział o jego synu.

Jacob Gabriel Lightwood, Jake w skrócie, był oczkiem w głowie Alec'a. Nie, nie żałował, że Jake się pojawił w jego życiu; kocha go ponad wszystko. Prawdę powiedziawszy, Alec nie wyobraża sobie, że Jake'a mogłoby nie być. Jasne, nie było prosto być nastoletnim ojcem, samotnie wychowującym dziecko, starając się być dla niego obojgiem rodziców. Jednak nie zamieniłby tego na nic; tych nieprzespanych nocy, kiedy Jake ząbkował; tych obaw, że nie da sobie rady, kiedy nie wiedział co robić na samym początku; tych rzeczy które musiał zostawić za sobą; swoich marzeń o byciu nauczycielem, choć to jeszcze nie jest tak do końca zaprzepaszczone. Nie, Alec by tego nie zamienił, na życie które mógłby mieć, wypełnione imprezami, alkoholem, zabawą, studiami na prestiżowej uczelni daleko od domu. Czasem miał wątpliwości, czy dobrze robi, ale jego obawy znikały, gdy Jake leżał w jego ramionach, mówiąc po swojemu, że go kocha; kiedy nazywał go tatą. Za nic nie zamieniłby tej radości w sercu, którą czuje, za każdym razem, gdy wraca do domu i Jake podbiega do niego chcąc się przytulić; lub kiedy Jake w nocy wychodzi ze swojego łóżeczka, które stoi tuż przy łóżku ojca i wdrapuje się w ramiona Alec'a. Nie, nie zamieniłby tego za nic, nawet nie za skarby świata.

Co nie oznaczało, że Alec chciał by w nowej szkole wiedzieli o Jake'u. Chłopak miał dość szykan już w starej szkole. Tu, w nowej chciał mieć czysty start; bez tej łatki – nastoletni tatuś. Chciał być tylko zwykłym chłopakiem, Alec'iem Lightwood'em, przeciętnym chłopakiem, który miał nadzieję, na ukończenie liceum.

Chciał być jak każdy inny; toteż postanowił trzymać w sekrecie swoje dwie największe tajemnice. I naprawdę miał nadzieję, że będzie tak do końca szkoły.

Alec biegł jak oszalały, w stronę Sali, gdzie już od minuty trwał język angielski, przeklinając się w duchu za swój brak orientacji. Zdecydowanie powinien kogoś zapytać, jak znaleźć tę salę, oszczędziłoby mu to zbędnego biegania jak kurczak bez głowy.

Jednak przeznaczenie, zdało się wysłuchać jego modłów. Biegł właśnie, już zaraz miał skręcać w inny korytarz, i właśnie wtedy wpadł na kogoś, kto miał twardą klatkę piersiową. Jak dłudzy padli na podłogę, Alec na tej osobie.

- Woah – ta osoba powiedziała. Alec uniósł głowę z klatki piersiowej osoby, na którą wpadł i spojrzał na jej twarz. Wpadł na chłopaka, o azjatyckich rysach; zdecydowanie był to chłopak. Jego oczy, były niesamowite; złoto-zielone przypominające trochę kocie oczy; teraz wpatrywały się w błękity Alec'a z równym zaciekawieniem, może nawet zatraceniem. Coś było magnetyzującego w tych kocich tęczówkach, coś czemu Alec nie mógł się oprzeć. To tak, jakby zaczarowały go, tymi iskrami które w nich tańczyły. Nigdy, Alec jeszcze nie widział czegoś równie pięknego. Ów chłopak zdawał się opamiętać pierwszy, i odezwał się do Alec'a, głosem płynnym jak miód – Jestem w niebie? A ty jesteś mym Aniołem, piękności?

Te słowa zdawały się wybudzić Alec'a z pewnego rodzaju hipnozy, w której się znalazł w momencie spojrzenia w oczy temu chłopakowi. W sekundzie, policzki Alexandra spowiły się szkarłatem, i odskoczył od drugiego chłopaka prawie, jak poparzony. Oczywiście, nie wszystko wyszło, jak w zamyśle, Lightwood'a i tak szybko jak się podniósł, tak szybko padł ponownie w ramiona chłopaka na ziemi, wywołując u tego drugiego śmiech i jęk bólu.

- Przepraszam! – Tym razem powoli podniósł się z ciała chłopaka, i podał mu rękę by pomóc i jemu wstać. Kiedy ich ręce się dotknęły, Alec poczuł dziwne nie tyle gilgotanie ile uczucie porażenia w swoim ciele; coś czego jeszcze nigdy nie czuł. I nie do końca wiedział, co o tym myśleć. W końcu, spojrzał całościowo na tego chłopaka; był wysoki, wyższy o kilkanaście centymetrów od Alec'a; miał długie czarne włosy, pokryte pasemkami we wszystkich kolorach tęczy. Jego strój, był bardzo jaskrawy, kolorowy i błyszczał się, bodajże od cekinów lub brokatu, Alec nie był pewien. Wyglądał pięknie, Alec stwierdził w myślach, bardzo pięknie. – Przepraszam, że na ciebie wpadłem.

- Och, nie musisz przepraszać – rzucił, posyłając Alec'owi niezwykle intrygujący uśmiech. – Piękni chłopcy zawsze mogą na mnie wpadać, a zwłaszcza piękni chłopcy o cudownych błękitnych oczach, jak ty. Jestem Magnus, Magnus Bane.

- Alec Lightwood. – Potrząsnął wyciągniętą ręką Magnus'a, odwzajemniając, nieco bardziej nieśmiało, uśmiech.

- Jesteś tu nowy, prawda? Nigdy wcześniej cię nie widziałem. – Magnus poprawił swoja zieloną, zmiętoloną przez Alec'a koszulkę – Zapamiętałbym taką piękność jak ty.

Policzki Alec'a musiały być teraz w kolorze rubinu.

- Jestem tu nowy – potwierdził, poprawiając swoją kurtkę i biorąc plecak do ręki, który spadł, podczas upadku. – Mógłbyś mi może pomóc?

- Jasne, złotko.

- Wiesz może, gdzie znajdę salę 146? Zagubiłem się tutaj, a lekcja angielskiego już trwa.

- Angielski z panią Herondale? – Alec wyciągnął plan z kieszeni spodni i spojrzał na nazwisko nauczycielki; następnie pokiwał głową Magnusowi – Więc, masz szczęście, Aniele, ja też mam teraz z panią H. Możemy iść razem.

- Oh, dziękuję. – z Magnusem, o dziwo Alec szybko trafił do Sali języka angielskiego, choć i tak już był poważnie spóźniony.

- Panie Bane, jak zwykle spóźniony. – Kobieta, na oko trzydziestoletnia spojrzała na dwóch chłopaków wymownym spojrzeniem. – Ty chyba lubisz posiaduszki w naszej kozie, co Magnus?

- Tym razem mam dobre wytłumaczenie, proszę pani – odparł Bane, wskazując dłonią na Alec'a, który stał tuż za nim. – Alec wpadł na mnie i postanowiłem pokazać mu drogę na naszą wspaniałą lekcję.

- Ach, ty musisz być Alec Lightwood – żywo się zwróciła do niebieskookiego, praktycznie wyciągając go zza pleców Magnusa, tuż na środek sali. – Witaj, mam nadzieję, że nasze lekcje i szkoła ci się spodobają.

- Dziękuję. – Alec nie lubił być w centrum uwagi; za każdym razem kiedy to się działo, oblewał się rumieńcem, i miał wrażenie, że ludzie zaraz zaczną się z niego śmiać; i nie inaczej było w tym przypadku.

- Dobrze, chłopcy. – Pani Herondale machnęła na nich ręką. – Magnus, odpuszczam ci, bo przyprowadziłeś Alec'a. A teraz oboje siadajcie i otwórzcie książki na 31 stronie, dziś pouczymy się o Frost'cie.

Oboje ruszyli w stronę ławek, Alec trochę niepewnie, w końcu to jego pierwszy dzień, nikogo nie znał, no poza Magnusem. Pewno by rozglądał się po Sali jeszcze przez jakiś czas, gdyby Magnus nie pociągnąłby go do ostatniej ławki, która była pusta. Jeden z chłopaków, blondyn o oliwkowym odcieniu skóry posłał Bane'owi dziwne spojrzenie, na co on tylko machnął, siadając i pociągając za rękaw Alec'a.

- Więc, niebieskooki Aniele – Magnus zaczął, gdy Alec otworzył książkę od angielskiego – opowiedz mi coś o sobie.

I w ten sposób, Alec przetrwał pierwszy dzień w nowej szkole; opowiadając o sobie Magnusowi Bane'owi, pomijając swoje dwa największe sekrety.


A/N: I jak wyszło?

Z góry muszę zaznaczyć, że to opowiadanie, nie będzie prowadzone regularnie (wiem, dziwne co nie.), ale muszę się skupić na tej idiotycznej pracy licencjackiej, która niestety sama się nie napisze. Wierzcie mi, powinnam po Days zrobić przerwę w pisaniu opowiadań, minimum do czasu, kiedy napiszę tę cholerną pracę, ale wyszło jak wyszło, nie umiem przestać pisać, zwłaszcza, kiedy pomysły same pchają mi się do głowy. Toteż przemyslałam wszystko i znalazłam sposób, bym nie musiała tak całkowicie robić przerwy. Po prostu będę pisać w wolnej chwili, stąd ta nieregularność, by skupić się na pisaniu pracy lic. która moim zdaniem jest idiotyzmem na studiach, ale cóż zrobić? Jak mus to mus. No, to chyba tyle biadolenia.

Z chęcią usłyszę wasze opinie

Uściski

Intoxic

PS. Naprawdę, dziwnie jest znów pisać po polsku ;)