Dary Anioła. Postanowiłam usunąć oneshotki z całości, ponieważ niektóre miały z Magnusem i Alexandrem tyle wspólnego, ze hoooohooo, czyli tylko więzy krwi i przyjaźń. Mam nadzieję, że spodobają wam się te krótkie historyjki, które właśnie poprawiam i dodaję od nowa. To jedna z nich. Będę wdzięczna za komentarze, jeśli znajdą się błędy lub ktoś sobie coś zażyczy, czy co tam.
Sakuja
Łut Szczęścia - Zrządzenie Losu
Ragnor siedział w kuchni i gapił się tępo w przestrzeń. Podświadomie kierował się do obrazu ciemnoskórego wampira.
Raphael Santiago był inny, niesamowicie przystojny, dobrze zbudowany, z nieprzeciętnie dobrym gustem...
Tak.
Był tą osobą, którą można było określić nagminnie używanym przez Magnusa słowem „Seksowny".
Mężczyzna był wyraźny, silny… mocno działał na Ragnora.
Czarownik nie wiedział dlaczego tak było, ale przy Santiago czuł się po prostu dobrze. Nie miał wrażenia, że musi udawać. Mógł się śmiać i mógł swobodnie krytykować Bane'a, ba! Wampir nie był zły nawet jeśli zielonoskóry milczał przy nim godzinami.
Santiago także potrafił milczeć i milczeć…
Odmienni i podobni – równocześnie…
To było tak zaskakujące, niespodziewane… oszałamiające.
On – poważny, zwykle olewany przez przyjaciół czarownik i Raphael, seksowny i dobrze zbudowany wampir za którym oglądali się dosłownie wszyscy.
Westchnął cicho.
Zdawał sobie dobrze sprawę z tego, że jego uczucia i emocje są spaczone, tak jakby Magnus podrzucił mu coś dziwnego do herbaty ostatnim razem. Ale nie mógł tego zrobić, bo ostatnim razem herbatę pił z Catariną, a nie z Magnusem.
Rozległo się pukanie do drzwi, zaskoczony czarownik wstał i ruszył aby zobaczyć, kto przyszedł. Zapewne jego przyjaciel, Bane, znowu postanowił pozawracać mu głowę – bo nie ma co kupić swojemu chłopakowi, no, ewentualnie jakiś Nefilim w sprawie portalu.
-Witaj Ragnorze – uchylił wargi widząc w drzwiach samego Raphaela… Opalony wampir patrzył na niego tymi pięknymi oczami, a w dłoniach ściskał butelkę wina. – Chcesz może spędzić ze mną wieczór?
Zamrugał, a potem wpuścił go czerwieniąc się.
Nie spodziewał się nigdy, że jego myśli sprowadzą obiekt, wokół którego krążyły prosto pod jego drzwi…
