Loki był nadal wygnańcem .

Chodził po lesie zwanym ,,Secretor''.

Secretor było to miejsce dla wygnańców i potworów.

Secretor było to spokojne miejsce zawsze było tam ciepło i słonecznie.

Rosło tam mnóstwo drzew i krzewów na których rosły przedziwne owoce których nie dało się jeść. Loki jak zawsze chodził po lesie i myślał o swoim losie. Gdy nagle usłyszał krzyki.

-Znów coś się dzieje…

Loki przestraszony był krzykami i chciał uciekać ale coś Go tam ciągnęło.

Postanowił iść za krzykami i z daleka zobaczył człowieka leżącego na ziemi.

Podszedł bliżej i zobaczył dziewczynę.

Była Ona całkiem blada i zimna.

Loki chwycił ją za głowę i zobaczył , że oddycha.

Dziewczyna na ręce miała mnóstwo małych ran i jedną ogromną która została przez kogoś zrobiona.

-Olbrzymy…

Loki spojrzał przed siebie z zimną twarzą.

Postanowił odejść i zostawić dziewczynę samą.

Ale chociaż miał zimne serce i każdy uważał Go za potwora nie miał ochoty zostawić Ją samą.

Wziął Ją na ręce i zaniósł Ją do małego domku w którym mieszkał.

Wszedł do domu i położył dziewczynę na kanapie w salonie.

Loki poszedł do kuchni i zaczął grzebać w szafkach , aż w końcu znalazł stare bandaże.

Wziął bandaże i zawinął rękę dziewczyny .

Dziewczyna otworzyła oczy i spojrzała na Lokiego

-Wreszcie się obudziłaś.

Powiedział Loki z lekkim uśmiechem.

-D-dziękuje…

Dziewczyna spojrzała na Lokiego i znów zamknęła oczy.

-Odpoczywaj…

Loki przykrył Ją kocem i poszedł do swojego pokoju.