Wchodząc do domu, Will naprawdę miał dość wszystkiego. Czy ci wszyscy seryjni mordercy musieli polować na ofiary w nocy? Nie mogli w dzień, tak jakby to była ich praca?

Westchnął i przetarł oczy. Był zmęczony i wiedział, że to naprawdę głupie żądania, przecież on z Hannibalem też woleli zabijać pod osłoną nocy, ale… Odkąd mieli Rossie jeszcze bardziej irytowały go telefony Jacka. Jakby nie mógł poczekać do rana…

Zrzucił buty, zdjął kurtkę i zostawił rzeczy w przedpokoju, wspinając się na palcach po schodach. Gdy znalazł się na górze, zatrzymał się przed drzwiami pokoju i zaczął nasłuchiwać.

— Papo, zaśpiewaj mi kołysankę — powiedziała Rossie.

— Czytałem ci już trzy bajki. W tym dwa razy o Jasiu i Małgosi. I to za każdym razem z innym zakończeniem niż to robi tata — westchnął Hannibal.

— W wersji taty, ona ich nie zjadła — zgodziła się dziewczynka.

— To dlatego, że on nie zna się na bajkach — powiedział jego partner, a Will musiał powstrzymać prychnięcie.

— Jeśli nie kołysanka, to może opowiesz mi o Kopciuszku? — zapytała ich córka.

— Tam nie ma nic o krwi — zauważył Lecter, a Will miał ochotę ukryć twarz w dłoniach.

— A odcięta pięta? — nie zgodziła się Rossie.

— To już lepsza będzie ta kołysanka. Ale nic więcej. Po niej masz iść grzecznie spać — powiedział Hannibal tym swoim szczególnym głosem, który Graham zaklasyfikował jako „ Głos numer pięć: nie próbuj ze mną zadzierać, bo i tak nic ci to nie da ", zarezerwowany tylko dla rodziny. Dla obcych jego odpowiednikiem był chłodny ton, zimne spojrzenie i ewentualnie nóż lub inne ciekawe i niezbyt bezpieczne narzędzia.

Po chwili Will usłyszał cichy głos partnera:

Alarm włącza się,

Policja już jedzie.

Tatuś papie daje znać,

Że najwyższa pora wiać.

Więc dźgaj, kochanie.

Jeśli oczko chcesz dziś zjeść – dostaniesz.

Czego pragniesz, daj mi znać

Ja Ci wszystko mogę dać

Więc dlaczego nie chcesz dźgać?

Ach dźgaj, bo nocą

Gdy mordercy wszędzie się panoszą

Wszyscy ludzie, nawet źli,

Nie potrafią sprostać ci,

I dlatego dźgnij ich, dźgnij

Will patrzył z niedowierzaniem na drzwi, które zasłaniały mu scenkę rozgrywającą się w pokoju. Stał osłupiały nie będąc w stanie się poruszyć.

Aaa, aaa

Były sobie trupy dwa.

Aaa, trupy dwa

Pociachane, pociachane obydwa.

Ach dźgaj, bo właśnie

Nóż już ostrzę i za chwilę ciachnę,

A gdy rano przyjdzie świt

Papie bardzo będzie wstyd,

Że on zabił, a nie Ty.

Otrząsnął się i postanowił, że jedyne wyjście stanowiło przerwanie tego teraz. On nawet nie chciał wiedzieć, czego ich córka jeszcze słuchała, gdy zostawiał ją samą z drugim ojcem.

— Hannibal! — zawołał, wchodząc do pokoju. — Co to ma być? Czy ja cię przypadkiem nie prosiłem, żebyś ją uśpił?

Lecter otaksował go spojrzeniem od góry do dołu.

— Nie jest ładnie podsłuchiwać — powiedział, brzmiąc na zdegustowanego. — I usypiam ją. Od dobrych dwóch godzin.

— Dlaczego nie zaśpiewałeś jej zwykłej kołysanki! Zwykłej, najzwyklejszej kołysanki? — spytał Graham.

— To była kołysanka — zaprotestował Hannibal.

— Wcale nie. To piosenka o mordowaniu. — Will zmarszczył brwi, po czym zwrócił się do córki:

— Czy czujesz się w najmniejszym stopniu śpiąca, księżniczko? — spytał.

Dziewczynka zagryzła wargę i spojrzała przepraszająco na jednego i drugiego ojca. Nie powinna kłamać tacie, obaj ojcowie tego nie lubili, ale nie chciała, żeby papa miał kłopoty...

— Czujesz? — spytał raz jeszcze.

— Nie. — Pokręciła głową dziewczynka.

— No widzisz — powiedział Will, tym razem do Hannibala.

— W porządku — mruknął tamten. — Spróbuję drugi raz.

Graham patrzył na niego podejrzliwie, ale skinął głową. Usiadł na łóżku i otulił Rossie kołdrą, która trochę się zsunęła.

Lecter odchrząknął i zaczął:

Morduj, morduj, gwiazdko ma...

— Hannibal! — krzyknął Graham. — To nie kołysanka!

— To jest kołysanka! Przerobiona, ale kołysanka! — zaprotestował Hannibal.

— To mordercza piosenka, a nie kołysanka. — Will powstrzymywał się od warknięcia.

— Ale mnie się podoba — bąknęła dziewczynka.

Lecter spojrzał na niego z błyskiem triumfu w oczach.

— Problemem jest to, księżniczko — zaczął Graham, odgarniając córce włosy z twarzy. — Że powinnaś być śpiąca, a na taką nie wyglądasz.

Młoda natychmiast zamknęła oczy i udała, że śpi.

— To raczej nie zadziała, gwiazdeczko — mruknął Hannibal. — Choć powinnaś dostać piątkę za starania.

Rossie uśmiechnęła się przepraszająco do papy.

— Wiem! — zawołała nagle. — A może tata zaśpiewa kołysankę, żeby papa wiedział, jak to się powinno robić?

Jej ojcowie wymienili spojrzenia, po czym Hannibal uśmiechnął się do Willa wyzywająco.

— Dobrze — mruknął Graham i odchrząknął, po czym zaczął śpiewać: — Już księżyc zgasł, zapadła noc.

Sen zmorzył mą laleczkę.

Więc oczka zmruż, i zaśnij już,

Opowiem Ci bajeczkę.

Więc oczka zmruż, i zaśnij już,

Opowiem Ci bajeczkę.

Był sobie król, był sobie paź,

i była też królewna.

Żyli wśród róż, nie znali burz,

Rzecz najzupełniej pewna.

żyli wśród róż, nie znali burz,

Rzecz najzupełniej pewna…

Gdy skończył ostatnią zwrotkę, wyszli cicho z pokoju ich, śpiącej już, córki.

— I co? — mruknął triumfalnie Will, gdy znajdowali się już w ich sypialni.

— Oszukiwałeś — stwierdził Hannibal.

— Wcale nie. To była zwykła, najzwyklejsza kołysanka. — Graham uśmiechnął się lekko. — Po prostu nie umiesz przegrywać, panie Lecter.

Jego partner odwrócił się do niego gwałtownie i Willowi przypomniały się dni przed jego „przemianą".

— Umiem — powiedział, otrząsając się z wspomnień. — A ty zaśpiewałeś piosenkę o królewnie, paziu i królu, których pożarto, Will. Pożarto — warknął. — To ja naszemu dziecku nie mogę śpiewać o mordowaniu, ale ty o tym, że kogoś zjedzono to już możesz?

Graham spojrzał na niego zdziwiony.

— To był cukier, piernik i marcepan — zauważył. — A nie ludzie. I zjadł ich pies.

Lecter prychnął.

— To, że autor dodał ostatnią zwrotkę, by dzieciom nie było przykro, jeszcze o niczym nie świadczy. To była piosenka o pożarciu. Oszustwo, panie Graham. Oszustwo! — powiedział raz jeszcze i odszedł obrażony do łazienki.