Było jej zimno.
-Len!
Próbowała unieść powieki, ale były za ciężkie.
-Len!
Usłyszała kroki.
-Len!
Poczuła jak ktoś sprawdza jej puls.
-Lenny, słyszysz mnie? Otwórz oczy.
Silne ręce podniosły ją i… kompletnie odpłynęła. Obudziły ją promienie zachodzącego słońca. Przetarła oczy i…
-Jasper? Co ty tu robisz?
-Ratuję twój królewski tyłek. – odparł, podając jej szklankę wody, ówcześnie wrzucając do niej dwie pastylki aspiryny
Wypiła wszystko, do ostatniej kropli.
-Co wzięłaś? – spytał, nalewając jej herbaty
Parsknęła śmiechem.
-A co ty się taki troskliwy zrobiłeś?
-Len…
-No co?
-Znalazłem cię w jakieś ciemnej alejce. Przyniosłem tu. Byłaś nieprzytomna przez ponad dobę. Chyba powinnaś…
-Gdzie jesteśmy?
-Grand Hôtel Du Palais Royal. – odparł po francusku
-Ile razy zdążyłeś mnie wykorzystać?
-Len…
-Ile?
-Nawet cię nie dotknąłem.
-Jak miło z twojej strony. – wstała i chwiejnym krokiem ruszyła w stronę łazienki – A tak przy okazji, twój francuski jest fatalny.
-Znalazła się poliglotka. – mruknął pod nosem
Godzinę później Eleanor wyszła z łazienki, wyglądając jak nowonarodzona.
-Wracamy do Pałacu. – oznajmił Jasper, podając jej torebkę
-Nigdzie się nie wybieram. A właściwie wybieram się – idę zaszaleć na mieście. – odparła, zakładając buty
-Len, przestań!
-Nie jesteś moim ochroniarzem, więc daj mi spokój. Przestań mnie śledzić! – warknęła i wyszła z apartamentu
Nie musiał jej fizycznie śledzić, dzięki pluskwie, która zamontował w jej komórce. Wiedział, że się z nią nie rozstaje. Jakie było jego zdziwienie, gdy spostrzegł, że księżniczka kieruje się w stronę bazyliki Sacré-Cœur. Sięgnął po marynarkę i ruszył za nią, tak na wszelki wypadek. Pomimo późnej pory na schodach przed bazyliką, z których rozciągał się wspaniały widok na panoramę Paryża było jeszcze sporo ludzi. Księżniczkę jednak znalazł bez problemu, jakby był wyuczony by znajdywać ją zawsze i wszędzie. Siedziała na szczycie schodów i patrzyła przed siebie. Oparł się o murek, kilka metrów od niej. Z czasem miejsce pustoszało, a Lenny nie zmieniła swojej pozycji. Dopiero gdy zostali sami wymówiła jego imię. Bez cienia złości, sarkazmu czy pogardy. Podszedł do niej i usiadł tuż obok.
-Jutro wrócę do Pałacu. – oznajmiła, kładąc mu głowę na ramieniu
-A dzisiaj? – spytał, obejmując ją
-Dzisiaj zostanę tu, z tobą.
