Shane uniósł do góry brew, patrząc na Mudflap'a i Skids'a, bijących się w hangarze, bo najwyraźniej znowu pokłócili się o to, kto jest brzydszy. Szczerze, Shane mógł stwierdzić, że nie było za dużej różnicy. Obaj wyglądali paskudnie, w jego opinii oczywiście.
Otworzył butelkę z wodą biorąc łyka, kiedy nagle pojawił się, najwyraźniej zirytowany całym hałasem, zwłaszcza krzykami przypadkowych ofiar, Sunstreaker. Nie dając im nawet zareagować, chwycił ich obu za karki i bez skrupułów zaciągnął na zewnątrz.
Shane mimo woli skrzywił się z powodu okropnego odłogu wybitego metalu, kiedy Autobot zderzył ich głowy i rzucił na asfalt.
Szatyn zaśmiał się, kiedy tamten zaczął narzekać o zarysowanej farbie, aż w końcu, kiedy do niego doszedł, mógł usłyszeć:
- Ludzie, jestem otoczony przez idiotów – wymamrotał.
Donnelly zaśmiał się na nowy język, którego używał Sunstreaker'a, od razu domyślając się, że spędzał za dużo czasu z Zaryą. Mimo to, uniósł butelkę jakby w toaście.
- Ja też, stary, ja też.
Sunstreaker tylko wywrócił oczami, maszerując do swojego pokoju.
