W wigilię mam dla was prezent w postaci nowego opowiadania!
A oprócz niego, składam wam serdeczne życzenia. Abyście nigdy nie doznali smutku, aby wasz każdy kolejny dzień był pełen przygód i samer radości w najczystszej postaci. Aby wasze życie było kolorowe dzięki wyobraźni, którą każdy z nas posiada :)
To był idealny dzień na zemstę. Po tylu latach ukrywania się Naród Ognia wreszcie zdobędzie to czego od tak dawna pragnie…
-Kataro, to ważna misja, a ponieważ jesteś jedną z najlepszych mistrzyń sztuk walki, przydasz nam się- powiedział Ozai podchodząc do klęczącej dziewczyny.- Nie zawiedź mnie, ani całego narodu. Jesteś jedyną nadzieją pozbycia się awatara. Tobie zaufa.
Czternastolatka wysłuchawszy polecenia skinęła głową. Ma pozbyć się chłopca w jej wieku. Nie będzie to trudne.
-Wstań- nakazał Władca Ognia- Dostaniesz ode mnie miecz zawierający truciznę. Jedna mała rana i przeciwnik staje się trupem. Mam dla ciebie również lekarstwo, gdyby tobie jakimś cudem coś się stało. Jeden łyk wystarczy aby powrócić do zdrowia.
-Dziękuję- odparła i odeszła wraz z darami od króla. Miała jasno wyznaczony cel: Awatar i jego śmierć. To jedyne, co ją teraz interesowało.
Pozostawało do zrobienia znalezienie największego wroga Narodu Ognia oraz zdobycie jego zaufania. Potem wystarczy czekać na odpowiedni moment i bez świadków zadać cios. Już słyszała w głowie te oklaski i wiwaty na jej cześć. Na cześć Pogromczyni Awatara.
Stojąc na tarasie pałacu zagwizdała i oto struś-koń, którego była posiadaczką przybiegł do niej odpychając dziobem wszystkich służących, którzy akurat go karmili.
-Lapo, czas na misję- powiedziała dziewczyna z podstępem w głosie i wsiadła na grzbiet zwierzęcia. Po chwili ruszyli w dzikim tępie przed siebie, aby szukać jakichkolwiek śladów Awatara.
00000ooooo00000
Zapadał zmrok i ani jednego miasteczka w pobliżu. Struś-koń był już zmęczony, tak samo jak jego posiadaczka.
-Lapo, byliśmy w tylu wioskach i miastach, a nikt nie widział tam tego Awatara. Nie poznałam go osobiście a on już mnie denerwuje...- warknęła próbując sobie go wyobrazić. Według niej był to brzydki, wysoki i nadęty mięśniak, myślący że wszystko mu wolno. Przecież to Awatar... dla takiego ludzie są gotowi zrobić wszystko.
Młoda dziewczyna zatrzymała zwierzę, zsiadła z niego i z torby przywiązanej do siodła wyjęła gruby koc.
"Cóż, więcej nie mam, ale zawsze to jest coś"- pomyślała i położyła się na wilgotnej od rosy trawie, po czym udała się w strefę marzeń...
00000ooooo00000
Katara obudziła się późnym rankiem. Otworzyła oczy i patrzyła się na materiał wiszący nad nią. Nie do końca wiedziała o co chodzi.
Przetarła oczy i zorientowała się że coś jest nie tak. Powinna... powinna spać na ziemi pod gołym niebem, przykryta jedynie kocem! Tymczasem była w namiocie.
Zrzuciła z siebie śpiwór i wyszła na zewnątrz. Rozglądała się nerwowo szukając swojego struś-konia, ale nigdzie go nie było.
-Lapo! Lapo!- krzyczała chodząc dookoła. Zastanawiała się co mogło się wydarzyć. Porwano ją? Czy może była aż tak zmęczona że nie zauważyła nawet gdzie usnęła? Czy to może jest właśnie sen?
-Lapo!- krzyknęła po raz ostatni. Ale nigdzie nie było jej zwierzęcia. Załamana przykucnęła i schowała twarz w dłoniach.
-Hej, ale nie musisz od razu płakać- dziewczyna usłyszała za sobą sympatyczny głos- Twój struś-koń był głodny, więc mój przyjaciel poszedł go nakarmić.
Katara od razu wstała i spojrzała na nieco wyższego od niej chłopca.
-Gadaj gdzie on jest!- wrzasnęła.
-Dobra, dobra, bez nerwów- uśmiechnął się głupkowato- Zaprowadzę cię do niego.
Szli oboje przez gęsty las. Dziewczyna po jakimś czasie zrozumiała, kim był nieznajomy. Niebieskie tatuaże na rękach i głowie- jeden człowiek na świecie je posiadał. Ostatni mag powietrza, Awatar.
Katara dotknęła ręką miecza który miała schowany pod płaszczem. Była gotowa zabić.
-Jesteśmy.- poinformował ją chłopiec.
Wściekłość o zabranie jej zwierzaka i nieudaną próbę zabicia Awatara złączyły się. Teraz dziewczyna była jak bomba, nie wiadomo w której chwili mogła wybuchnąć.
Chwyciła lejce struś-konia i spojrzała na dwoje chłopców.
-Kim jesteście i kto pozwolił wam ruszać mojego Lapo?- zapytała
-Przepraszam, że się nie przedstawiłem.- uśmiechnął się wytatuowany chłopak- Jestem Aang, to mój przyjaciel Sokka- wskazał na swojego towarzysza.
Dziewczyna była zdziwiona odpowiedzią Awatara. Była pewna że przedstawi się jako największe na świecie bóstwo, jako awatar, a tymczasem... powiedział o sobie tak pospolicie, "Aang".
-Eh... przepraszam że tak na was naskoczyłam... byłąm pewna że ukradliście go, albo coś w tym stylu- wyjaśniła udając skruchę. Musiała naprawić swój błąd, aby osiągnąć cel. Przecież wrzeszcząc na Awatara, nie mogłaby się do niego zbliżyć...
-Nic nie szkodzi. W sumie... sam pewnie też byłbym zły gdyby ktoś zabrał Appę- odparł czternastolatek.
-Kto to Appa?- zapytała spontanicznie dziewczyna.
-Nie mów, że go nie zauważyłaś kiedy wyszłaś z namiotu!- zaśmiał się- No cóż, chodź z nami to go zobaczysz.
00000ooooo00000
Sokka szedł obok przyjaciela bacznie obserwując dziewczynę.
-Nie ufam jej. Tobie też radziłbym mieć się na baczności. Ta dziewczyna jest jakaś dziwna...- szepnął do Aanga.
-Mi także nie ufałeś i co? Teraz jesteśmy przyjaciółmi- odparł chłopak.
-Wiem, ale teraz mówię poważnie. Nie należy jej ufać.
-Dobra, dobra. Będę uważał- spasował szesnastolatek.
