Z dedykacją dla zwariowanej Zoey, dzieki której wpadłem na ten pomysł.
Sonia powstała na wzór mojej kuzynki, która uwielbia Beast Wars. Pozdrowienia dla ciebie Sonia i przepraszam że cię w to wpakowałem :)
Cześć 1
Sonia ze złością uderzyłam w blat biurka. Na monitorze świeciły na czerwono olbrzymie litery: GAME OVER! YOU LOSE!
- Też cię lubię – warknęła i wyłączyła symulator lotów.
Dziewczyna przeciągnęła się i spojrzała na zegarek. Dochodziła godzina siódma, czy nie był tak późno jak się spodziewała. Znudzona rozejrzała się po pokoju.
Ściany były pomalowane na mocny zielony kolor, które nie cierpiała z całego serca. Jednak jej matce szczególnie się podobał i podobno pasował do wiekowej szafy jaka stała w pokoju dziewczyny. Poza tym pokój był w porządku. Na ścianie wsiało kilkanaście dyplomów i dwa brązowe medale – nagrody z zawodów karate shotokan. Sonia może nie była najlepsza, ale wiedziało o co w tym stylu walki chodzi.
Było też kila zdjęć rodzinnych, oraz tablica korkowa, nad czarny biurkiem z komputerem. W całości pokrywały wszelkiego rodzaju papiery i notatki. Również okolice komputera były niesamowicie wprost zaśmiecone.
Dla relaksu Sonia otworzyła jeden z odcinków Beast Wars i zachichotała widząc Rattrapa spadającego ze sporej wysokości. Uwielbiała tą serie Transformers. Jednak musiała przerwać oglądanie, czując jak parne powietrze daje się we znaki. W pokoju było duszno, czego winien było gorące popołudnie. Dziewczyna wstała z obrotowego krzesła i podeszła do okna. Otworzyła je na rozcież i delektowałam się wiatrem wiejącym ze wschodu. Stamtąd nadciągały też ciężkie burzowe chmury. Wreszcie, po tym parnym tygodniu trochę popada. W pewien niewytłumaczalny sposób gwałtowne burze przynosiły jej dobre samopoczucie. Raz jej sensei powiedział – „jesteś jak wichura niosąca deszcz i błyskawice". Być może to był powód dla którego tak kochała burze. Gdy usłyszałam pierwszy grzmot wróciła z powrotem przed monitor, by sprawdzić czy nic się przypadkiem nie stało z komputerem.
Gdy na ekranie trwał zażarty pojedynek między Predaconam, a Maximalami Sonia robiłam małe porządki na zawalonym najróżniejszymi śmieciami blacie biurka. Była to syzyfowa praca, zawsze był tam bałagan i nawet gdyby w końcu by posprzątała do końca, po jednym dniu biurko wróciło by do poprzedniego stanu. Zbyt wiele czasu tu spędzała by utrzymać idealny porządek. Leżała tam też osobliwa bransoleta. Do ogniw wąskiego łańcucha przyczepione były talizmany. Była to niewielka kolekcja Seleny, choć w gruncie rzeczy nigdy nie wierzyła w ich moc. Czasem ofiarowywała jeden lub dwa znajomym z okazji urodzin czy imienin. Teraz było ich pięć: Miecz św. Jerzego, Pierścień Atlantów, Młot Thora, Aztecki Orzeł i Celtycki Triskel. Sonia zapięła bransoletę na dłoni. Wzdrygnęła się słyszą kolejny potężny grzmot. Chyba pora wyłączyć zasilanie za nim jakieś wyładowanie spali płytę główną.
Gdy komputer był bezpiecznie wyłączony, Sonia rzuciła się na łóżko i zamknęła oczy. Cofnęła się w głąb swego umysłu, obserwując swoje własne wspomnienia. Mocno stąpała po ziemi nie wierząc w te wszystkie paranormalne bzdury, ale karate prawiło że zaczęła postrzegać swój umysł jako osobna rzeczywistość, w którą można było się wybrać po odpowiednim treningu. Sonia, która zapamiętywała wszytko co ja ciekawego, nauczyła się odbywać takie podróże. Teraz szła korytarzem po którego obu stronach było mnóstwo drzwi, za nimi czaiły się sceny z jej życia, lub archiwa zabierające informacje na dany temat. Mimo iż ona sama była bałaganiarą, umysł pozostawał zagadkowo uporządkowany. Jednak tu nie wygrasz z podświadomością. Ona swoje, a ty swoje.
Nagle dojrzała drzwi, za którymi jaśniało światełka. Nigdy ich tu wcześniej nie wdziała, bez namysłu podbiegła do nich i szarpnęła klamką do siebie.
Wtedy świat zniknął w rozbłysku jaskrawego światła. Dziewczyna została zbita z nóg, lecz zamiast upadła na podłogę coś pchnęło ją do to tyłu. Szarpnął nią ból niczym cios wymierzony w splot słoneczny. Przed rozbłyskiwały mi wielobarwne wzory. W końcu uderzyła plecami coś twardego. Dziewczyna obieła się ramionami drżąc usiłując opanować ból w klatce piersiowej.
- Ofiara! – Usłyszała czyjś zachrypnięty głos.
- Ale oberwała… - ktoś chwycił ją za ramiona.
- Nie mamy szans! Musimy się wycofać! – Głos był skrzekliwy i przepełniony strachem.
Dziewczyna bała się otworzyć oczy.
- Nie.
- Musimy! – Dłonie się cofnęły.
- NIE.
„To brzmiało jak… niemożliwe" – pomyślała. – To nie mógł być ON!"
Dziewczyna w końcu zdołała rozchylić powieki. Przed jej oczyma wirowały czarne pszczoły. Uklękła powoli i przyłożyła dłonie do twarzy. Co ciekawe wydała się ona obca i jakaś dziwnie… kanciasta? Na prawym przegubie wciąż miała bransoletę.
Po chwili uświadomiła sobie, że wokół niej pada gesty deszcz strzałów, a podłoże wibruje w rytm eksplozji. Lęk ściskał jej serce.
- Zetrą nas na proch! – Ten sam zachrypnięty głos.
Zapodała chwila ciszy.
- Predacony odwrót!
„Wolne żarty!"
Dziewczyna spojrzała w górę. Nad nią pochylał się nie, kto inny jak Scorpnok.
- Wstawaj, pora się zmywać – powiedział.
Sonia lekko przekrzywiła głowę. Jej umysł z wolna trawił informacje, ale ciało juz przeskoczyło na tryb instynktu samozachowawczego. Ręka wystrzeliła do przodu w ciosie z otwartej dłoni zwany przez nią pieszczotliwe „łamaczem nosów". Predacon wrzasnął upadając na tyłek. Nos został miażdżony i wciśnięty w metalową twarz. W życiu nie wyprowadziła tak silnego ciosu.
Jadąc na kompletnych odruchach zerwała się z ziemi i sadząc susy jak wystraszona sarna pobiegła miedzy ciemnymi skałami pola bity. Przy niesamowitej dawce szczęścia nie trafił ją żaden pocisk z obfitej wymiany ognia. Jednym susem przesadziła spory głaz by trafić prosto w... obcięciach zdębianego Rattrapa. Zbyt zaskoczony by zrobić cokolwiek został zwalany na ziemię siłą rozpędu. Dziewczyna zaryzykowała spojrzenie w boki i zobaczyła Dinobota z nieco głupim wyrazem zaskoczenia na twarzy. Trzy sekundy później przetoczyła się przez ramię i znów poderwała się do ucieczki.
Gdzieś za nią coś bzyczało. To Waspinator usiłował zagrodzić jej drogę. W przypływie nagłej odwagi, a może desperacji postawiła wyeliminować go jako przeszkodę w postaci przerośniętej osy. Gdy zawisł przed nią w powietrzu usiłując ja zatrzymać skoczyła i posłała go na ziemię potężnym kopnięciem z boku, który był jej specjalnością. Upadła na ziemię i ból, który nie opuszczał jej odkąd znalazła się w tym wariatkowie uderzył z pełną mocą. Nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Upadła ciężko i przewróciła się na bok. Dreszcze wstrząsnęły jej ciałem, które wydawało się zbyt wielkie i ciężkie. Spojrzała na sznur amuletów, a nieznanej jej ręce przypominającej ramie cyborga, częściowo pokryte lśniącym szarym futrem. Dałaby głowę, że Młot Thora otaczała go blada poświata, szeroka na jakiś centymetr.
Z trudem podniosła się na łokciach. Rattrap patrzy ma nią z szeroko otwartymi ustami. Gdyby miała trochę więcej sił pewnie śmiała by się teraz z jego miny. Właśnie nadchodziła reszta Maximali. Gdzieś dalej Waspinator zebrał się szybko z ziemi i w beast mode uciekła najszybciej jak pozwalałbym mu na to uszkodzenia.
- No i fajnie – stwierdziłam i straciłam przytomność.
CDN
