Młody mężczyzna stał pośród zniszczonych biurowców z wyrazem uprzejmego zdziwienia na twarzy. Rozglądając się po otoczeniu przypominał trochę turystę oprowadzonego przez przewodnika po jakichś ruinach. Choć biały niczym śnieg garnitur i płaszcz z kapturem sięgający ziemi dobitnie świadczył o tym że ów człowiek nie należy to tego świata przybysz nic sobie z tego nie robił. Nawet deszcz który jeszcze chwilę temu ledwo kropił a teraz zaczął padać jak szalony nie zmienił wyrazu twarzy młodego mężczyzny. Jego dość chuda sylwetka przemierzała zniszczoną ulicę wolnym jednostajnym krokiem by po dość długiej chwili zatrzymać się. Charlie - gdyż tak nazywał się ów człowiek - widząc że noszone przez niego okulary tylko utrudniają widzenie zdjął je ukazując temu ponuremu światu swoje szare oczy. Nim zakrył on swoją twarz kapturem można było dostrzec pociągłą twarz na której rzadko gościł uśmiech.
- A psik - nagle kichnięcie nie zagłuszyło łomotu spadającego deszczu który zapewne był tego przyczyną
- Na zdrowie - odrzekł nagle jakiś głos naprzeciwko Charliego, który skierował oczy w tym kierunku choć jego głowa ciągle była skierowana w stronę budynku po jego prawej stronie.
- Dziękuję - odparł. Widać było analityczny chłód czający się w jego oczach. - " Jakim cudem coś usłyszał w tym hałasie? Ciekawe..." - pomyślał
Nagle ulewa ustała... Zupełnie jakby ktoś pilotem wyłączył ją zmuszając natychmiast krople deszczu do zatrzymania się. Nowo-przybyły osobnik ciągle stał zbyt daleko by można było dostrzec cokolwiek poza jego sylwetką do złudzenia przypominającą sylwetkę Charliego.
- Z kim mam przyjemność? - Charles przerwał ciszę nieco głośniej niż zwykle nie będąc pewnym czy tamten na pewno go usłyszy.
Cisza...
- Przykro mi... - ten sam głos który przed chwilą życzył mu zdrowia teraz rozległ się za jego plecami. Gwałtownie się odwrócił - teraz wyraźnie można było dostrzec pociągłą bladą twarz, szare oczy, czarne włosy i chudą sylwetkę. Jego wygląd nie był tylko podobny do Charlesa... Był identyczny!
- Przykro mi lecz tutaj na pytania trzeba sobie zasłużyć... Charlesie Thunder...
Nagle dookoła obu pojawiła się cała masa rozmaitych broni wiszących w powietrzu jedna obok drugiej... Wszystko... pistolety, karabiny, maczety... kątem oka dostrzegł nawet bazookę...
- Wybierz swoją broń... - ten komentarz który padł z ust "kopii" Charlesa był niepotrzebny - sam wiedział że nie ma innego wyboru. - Ja wybiorę tą samą...
Na twarzy Thundera widać było zdenerwowanie - rozglądał się po całym arsenale gorączkowo myśląc... Jeśli wybierze broń palną tamten zapewne natychmiast go zastrzeli... Zatem zostaje tylko biała... Lśniące ostrze katany przyciągnęło jego wzrok... co prawda nie był mistrzem w używaniu tej broni ale to był jedyny oręż którym jakoś umiał się posługiwać... Chwycił rękojeść... Miecz wydawał się dość lekki co było dla chłopaka dość dużym zaskoczeniem... zwykle taka broń waży kilogram ale praktycznie nie czuł tej wagi.
Jego przeciwnik uśmiechnął się - w oczach widać było samozadowolenie... jakby spodziewał się co Charlie wybierze... teraz on także trzymał katanę a do pasa miał już przywiązaną pochwę miecza... On także zapewne miał podobną... czuł jej ciężar na sobie... Mężczyzna schował katanę zaś Charlie uczynił to samo...
Charlie przyjął postawę... Już wiedział że to nie będzie łatwa walka... Przeciwnik powoli się do niego zbliżał...
- Nie martw się... nie musisz mnie zabić... wystarczy że dotkniesz mnie mieczem... niezależnie którą stroną - uśmiechnął się
- Jakby to miało jakoś pomóc - pomyślał i ruszył do ataku
Powietrze wypełnić szczęk uderzanych o siebie z dużą prędkością ostrzy... Twarz obu szermierzy wyrażała pełną koncentrację choć nieznajomy lekko się uśmiechał...
Prawa!
Lewa!
Blef... z góry!
Kolejny blef.. prawa! Nie! lewa! Klinga niebezpiecznie blisko musnęła jego gardło...
Jeszcze trochę...
Przyspieszyli... Ostrze Charliego zderzyło się z tym jego przeciwnika lecz siła była zbyt duża i obu lekko odrzuciło... Nie zawahał się i wyprowadził blefowany atak w kierunku żeber przeciwnika... ten ledwo się obronił...
Na twarzach obu pojawiły się krople potu...
Jeszcze chwilę i będzie wiedział... co raz lepiej mu szło... teraz mógł zmusić przeciwnika do uległości...
Ten jednak nagle zaczął napierać na Charliego z co prawda nieco mniejszą prędkością ale za to tak wielką siłą że dziwiło go jakim cudem miecz jeszcze nie pękł... Na twarzy agresora pojawiła się obleśna żądza... to nie chodziło o zwycięstwo tylko o życie...
Nagle stało się to na co Charles czekał od początku tej walki... Przeciwnik przestał myśleć a zaczął "walić przed siebie". Gdy tylko uniósł miecz niczym kat Thunder błyskawicznym ruchem ciął go po nadgarstkach... Z żył trysnęła niebieska ciecz a trafiony przeciwnik upuścił broń. Spojrzał na swoje nadgarstki i głośno się zaśmiał...
Spojrzał na ostrze.. z którego ściekała niebieska ciecz... dziwne...
- Kim właściwie jesteś? - zapytał głównie po to by przerwać ten jego donośny śmiech od którego dudniło mu uszach...
- Ja? Twoją siłą woli - odparł takim tonem jakby to było oczywiste...
Charles uniósł brwi... tak naprawdę nie miał powodu by mu wierzyć... z drugiej strony po co miałby kłamać? Wygląda na to że miejsce jest czymś w rodzaju jego domu... Nie zachowuje się też jak jakiś sadysta...
- Kiedy walczyliśmy koncentrowałeś się głównie na analizowaniu mojej techniki... tam twoja wola była najsilniejsza... i stamtąd też odebrałeś mi MOJĄ siłę... dlatego wpadłem w amok i - tu lekko się uśmiechnął - przegrałem...
Charles dalej milczał... Wielu z rzeczy które się tu działy nie rozumiał a ta która działa się teraz była kulminacją tego wszystkiego...
- Zaatakuj mnie... a zobaczysz...
Thunder ruszył do ataku.. nie zamierzał poddawać się jakimś obłąkanym pomysłom... Tym razem jednak jego przeciwnik nie atakował tylko patrzył...
Cios za ciosem
Co on właściwie robi? Przecież w tym tempie pokona go tylko wtedy jeśli sam się nawinie pod miecz...
Mocniej...
Mocniej...
MOCNIEJ!
Nagle poczuł że ostrze wylatuje mu z dłoni i wbija się ostrzem w podłoże... Dlaczego był taki nieostrożny?
- Poczułeś to? Tak właśnie mnie urządziłeś... sprytne trzeba przyznać... zwłaszcza jak na amatora...
To było bez sensu.. jeżeli ON jest moją siłą woli to...
- Gdzie my jesteśmy?
- W twojej duszy...
