tytuł: Diadem
autor: euphoria
pairing: Salric - w domyśle
dostałam: Kamienna Ściana, szczerość, kołatka, Walia
Niewielu wiedziało, że w pięć lat po tym jak Salazar opuścił Hogwart, Rowena odnalazła go w niewielkim dworku w środkowej Walii. Budynek nie był okazały, ale znać było w nim rękę Slytherina. Kamienne ściany aż drżały od magii, która je stworzyła, a kołatka w kształcie węża nie była przymocowana do żadnych drzwi.
Rowena okrążyła dworek, nie spodziewając się prostej odpowiedzi na pytanie jak przywołać gospodarza. Salazar był przebiegły i inteligentny. Nigdy w niego nie wątpiła. Jednak, gdy nie odnalazła żadnego śladu drzwi, powróciła do kołatki, która poruszyła się, kiedy tylko spróbowała po nią sięgnąć. Wąż ożył na jej oczach, więc wzdrygnęła się zabierając dłoń nim gad zdążył ja ukąsić. Sytuacja powtarzała się, chociaż starała się zaklęciami uspokoić pupilka Salazara. Strażnika jego drzwi, jak się okazało. Bezskutecznie.
- Salazarze! – krzyknęła, wiedząc, że w promieniu wielu kilometrów nie było innego dom i nikt jej nie usłyszy.
Z jakiegoś powodu Slytherin nie użył czarów nienanoszalności, ale wątpiła, by nie zabezpieczył w jakiś sprytny sposób okolicy. Sama czuła przemożną chęć zawrócenia, gdy dotarła do pierwszej bariery jego mocy. Dzięki niej zresztą wykryła jego obecność w tej części Walii.
Nie mogła też wycofać się, nie gdy dotarła tak daleko. Ta rozmowa nie mogła czekać ani dnia dłużej, jeśli sny nie myliły jej. Helga od paru miesięcy też była zaniepokojona zachowaniem Godryka, który zamykał się coraz bardziej w sobie. Nie chciał jadać z nimi, a w zamian przemierzał piętra Hogwartu nocami, jakby wierzył w to, że uda mu się samotnie odszukać wejścia do Komnaty Tajemnic.
Nie rozmawiali od Slytherinie od dnia, w którym rzucili zaklęcie chroniące zamek. Zaklęcie, którego zaczynała powoli żałować.
- Salazarze! – krzyknęła po raz kolejny, tym razem wkładając w to jeszcze więcej przekonania.
Usłyszała wściekły syk w odpowiedzi i nim zdążyła się odsunąć, kołatka w kształcie węże zawinęła się wokół jej nadgarstka i gad ukąsił ją boleśnie.
ooo
Ocknęła się w ciemnym pomieszczeniu, które przesiąknięte było zapachem wosku i czegoś metalicznego, co do złudzenia przypominało jej krew. Zakazana magia musiała zbezcześcić każdy centymetr komnaty, bo każdy oddech Rowenie przychodził z trudem.
- Zbudziłaś się wreszcie – odezwał się z rogu pomieszczenia chropowaty głos.
Jakaś część podświadomości podpowiadała jej, że musi to być Salazar, ale siła, która biła od mężczyzny nie miała nic wspólnego z magią jaką praktykował wcześniej. Nie byłaby też zaskoczona, gdyby rozmawiał z nikim od bardzo dawna. Jego usta były odzwyczajone od ludzkich głosek, a sam akcent wydawał się jej obcy.
- Salazarze – zaczęła ostrożnie, szukając mężczyzny w ciemności.
Dostrzegała jego niewyraźny kształt ukryty w mroku, ale Slytherin nie poruszył się ani o centymetr. Czuła nawet bardziej niż widziała, że ją obserwuje. Jego wzrok był ciężki, prawie przytłaczający.
- Roweno – odparł w końcu, smakując to słowo.
- Przybyłam porozmawiać z tobą – rozpoczęła cicho.
Mężczyzna zaśmiał się gorzko.
- Wiem po co przyszłaś – wysyczał bardziej niż powiedział. – Twój diadem traci moc jak przewidziałem lata temu – ciągnął dalej podchodząc powoli. – Chcesz mojej rady. Ty, najmędrsza ze wszystkich – zakpił.
Dzieliło ich od siebie zaledwie kilka kroków, ale z trudem rozpoznała jego twarz. Teraz wychudzoną, szarą i zniszczoną. Magia wyssała z niego ostatnie krople życia, zostawiając wyłącznie skorupę z człowieka, czarodzieja, którym był wcześniej. Zrobiła nerwowy wdech prawie dusząc się ciężkim powietrzem przesiąkniętym śmiercią i złem. Powstrzymała się tym razem przed dotknięciem diademu zdobiącego jej głowę, ale Salazar obserwował ją z uśmieszkiem, który sugerował, że dawno przejrzał jej myśli.
- Pewnego dnia zrezygnuję z klejnotu i diademu. Odłożę go lub podaruję godnej następczyni – powiedziała siląc się na spokój. – Nie jestem tutaj jednak z tego powodu. Liczyliśmy, że wrócisz, gdy się opamiętasz – podjęła i poniewczasie zrozumiała swój błąd, gdy wściekły syk przeciął powietrze.
Salazar szeptał coś w wężomowie, a powietrze wydawało się wirować o magii, która napierała na nią i zmuszała ją do posłuszeństwa. Rowena pozwoliła sobie na bierny opór, zdając sobie sprawę, że nie miała innego wyjścia. Jak niebezpieczną była potajemna wyprawa w pojedynkę w poszukiwaniu Slytherina.
- Salazarze – jęknęła i moc, która ją otaczała osłabła, ale nie zniknęła do końca jak nieme ostrzeżenie.
- Opamiętam?! – zaśmiał się Slytherin. – Opamiętałem się przed laty, gdy próbowaliście zniszczyć moje dzieło. Opuściłem miejsce, które plugawiliście szlamem dzieci brudnej krwi. Niegodnych, by być adeptami sztuki – ciągnął dalej. – Czekaliście?! Myślisz, że nie wyczułem zaklęcia, którym otoczyliście Hogwart? Twoje kłamstwa już nigdy nie oplotą mojego umysłu jak trujący bluszcz. Czuję ich odór w powietrzu. Chcesz szczerości?! – spytał o kilka tonów za głośno, przeciągając spółgłoski. – Jesteście żałośni i gardzę wami! Wasza magia jest brudna jak wasze myśli. Wypływa z przedmiotów, z którymi utożsamiacie waszą moc. Czym jesteście bez nich? Tylko ja miałem odwagę szukać magii w sobie i udoskonaliłem tę sztukę. Posiadłem wiedzę i władzę – warknął.
Rowena spojrzał na niego kompletnie zaskoczona.
- Jesteś opętany, Salazarze – powiedział. – Zapomniałeś co w naszej magii jest najważniejszego – dodała pospiesznie, gdy chciał się wtrącić. – Pewnego dnia zdejmę ten diadem i dalej będą tą samą osobą. Kim będziesz, gdy przestaniesz praktykować czarne zaklęcia? Widziałeś siebie? Nie jesteś sobą! Wróć ze mną do Hogwartu. Godryk tęskni za tobą, chociaż tego nie okazuje. Znajdziemy sposób, żeby…
- Godryk?! Głupiec, który nie potrafił mi zaufać. Zrozumieć, że dąży do samo zniszczenia! Nie zamierzam wyciągać ponownie dłoni w jego stronę! – warknął Slytherin. – Znam cię Roweno. Nie bez powodu mawiali, że nasza magia jest podobna. Znam cię, a ty znasz mnie, dlatego wiem, że gdy znajdę się w murach zamku spróbujesz odebrać mi co moje. Co czyni mnie mądrzejszym od ciebie. Co czyni mnie od ciebie silniejszym. Nigdy nie potrafiłaś znieść konkurencji, dlatego tutaj jesteś – odparł. – Zapamiętaj to sobie. Nigdy mi nie odbierzesz mojej mocy, bo w przeciwieństwie do ciebie i twojego diademu, moja magia jest częścią mnie – dodał pochylając się na centymetry od jej twarzy. – Twój diadem jest bezużyteczny przy mojej mocy i chcę, żebyś o tym pamiętała każdego dnia, gdy spróbujesz z niego skorzystać – zakończył dotykając kościstymi palcami błękitnego klejnotu, który na tę krótką chwilę rozbłysnął w ciemności.
