Betowała wspaniała okularnicaM:*
Scott przeciągnął się wchodząc do kuchni. Allison wciąż w szlafroku i piżamie nie wygląda od niego o wiele lepiej. Podkrążone oczy, blada cera i nagła bezkompromisowa miłość do kawy były znanymi wszędzie oznakami kaca. Stiles dodatkowo miał światłowstręt, więc nie spodziewali się chłopaka poza jego łóżkiem przez najbliższe osiem godzin. Stilinski uwielbiał długo odsypiać nocne wypady.
- Nie możemy tyle pić – stwierdził Scott.
Allison przewróciła oczami i przyssała się z powrotem do swojego kubka.
- Rozmawiałam z mamą – odparła niby bez związku.
Scott jednak doskonale zdawał sobie sprawę, że Argent dzisiejszego kaca zawdzięcza głównie rodzicom, którzy po ponad dwudziestu latach małżeństwa postanowili się nagle rozwieść i żadne nie chciało jej podać faktycznego powodu. W zasadzie nie był zaskoczony, że dziewczyna irytowała się. Miała dwadzieścia dwa lata, więc potrafiła patrzeć trzeźwo na rzeczywistość. No może z wyjątkiem wczorajszego dnia, ale to była już zasługa alkoholu.
- Wyprowadził się z domu i zabrał swoje rzeczy. Przeniósł się do motelu – powiedziała Allison nie używając podmiotu, co było fatalnym znakiem.
Scott zirytował ją tylko raz w swoim życiu i nie zamierzał już nigdy powtórzyć tego błędu. Nie groziła mu śmiercią, ale właśnie totalnie ignorowała jego istnienie, co paradoksalnie było tylko gorsze. Nie pamiętał nawet co takiego zrobił, że zasłużył sobie na usunięcie z prywatnej mapy Allison Argent, ale stało się i bardzo długo znowu docierał do punktu, w którym dziewczyna mówiła o nim przy znajomych używając imienia.
Tak po prostu musiał się czuć Lord Voldemort, gdy zbanowano jego nazwisko – a przynajmniej tak twierdził Stiles, który zawsze miał teorię na wszystko.
- Allison, nie chcę się w to wtrącać – zaczął szybko Scott. – Prawie nie pamiętam tego jak moi rodzice się rozwodzili. Tylko migawki z kłótni, ale jedyne co mi zostało to uczucie ulgi, że wszystko się skończyło, gdy już podpisali papiery. Czasami, jeśli dwoje ludzi przestaje się kochać – zaczął i wziął głębszy oddech, bo nie bardzo wiedział czy nie powiedział czasem czegoś nieodpowiedniego.
- Oni się dogadują, Scott – westchnęła Allison. – To jest dziwne. Mama była spokojna, gdy mówiła o jego wyprowadzce, jakby to była naturalna kolej rzeczy. Nie kłócą się…
- Tego nie możesz być pewna – wtrącił swoje trzy grosze.
- Widziałam ich pokłóconych i wiem, że się teraz nie kłócą. Akurat teraz właśnie się nie kłócą – podkreśliła Allison, jakby to była jakaś fatalna zbrodnia.
Scott przygryzł wargę.
- Nigdy ich nie poznałem, ale z twoich opowiadań wynikało, że są raczej rozsądnymi ludźmi. Nie decydowaliby się na rozwód, gdyby go nie chcieli – zauważył, prawie wzdychając z ulgi, gdy ekspres w końcu wypluł z siebie kawę.
Powinni naprawić ten szmelc, ale w zasadzie żadne z nich nie znało się na takich rzeczach. Allison zresztą notorycznie żartowała, że najbardziej spodnie w ich mieszkaniu nosi ona. Stiles nigdy nie zaprzeczał, a Scott naprawdę nie miał nic przeciwko dopóki dokręcała śrubki i zmieniała żarówki.
- Mam cały czas dziwne wrażenie, że coś mi umyka – ciągnęła dalej Allison. – Nawet pomijając, że chodzi o moich rodziców. Pary nie rozwodzą się od tak bez dobrych powodów. Oni byli zawsze z sobą… - urwała, pocierając nerwowo kubek.
- Może, gdy ochłoną, porozmawiają z tobą. To dużo do przetrawienia nawet dla nich – zaczął Scott. – Pamiętam jak moja mama jeszcze przez miesiące później przygotowywała ojcu kawę, chociaż z nami nie mieszkał – dodał.
Allison przewróciła oczami.
- A mówiłeś, że niewiele pamiętasz – sarknęła.
- Pamiętam migawki. To jak się kłócili. Raczej nie często wracam do tych wspomnień, bo nie niosą niczego dobrego – wyjaśnił, wzruszając ramionami. – Wiem natomiast, że cieszy mnie, że moja mama podjęła taką decyzję, bo teraz wiem, że tu chodziło też o jej szczęście. Zostawanie ze sobą z powodu dziecka jest najgorszą…
- Wiem – przerwała mu Allison szybko. – I nie jestem zła o rozwód – powiedziała z naciskiem.
- Jesteś zła o rozwód, ale szukasz powodu, żeby tak nie myśleć. Szukasz dziury w całym, w ich życiu, bo Allison fakty są takie, że wyprowadziliśmy się, studiujemy i pracujemy. Odeszliśmy z domu i rodzice zostali ze swoim życiem, które muszą przeżyć tak jak oni chcą. To nie jest fair wtrącać się do tego, co robią, gdy oni nie wtrącają się do naszych spraw – dodał.
Allison obróciła się w stronę okna i odstawiła kubek. O kilka rozmiarów za duży szlafrok rozsunął się lekko, ale dziewczyna go nie poprawiła. Na jej ustach już po chwili zagościł lekki uśmiech.
- Myślisz, że stajesz się taki mądry przez osmozę? Przez ciągły kontakt ze mną i ze Stilesem? – spytała ewidentnie retorycznie i Scott spróbował zmarszczyć groźnie brwi, ale nie udało mu się to najwyraźniej. – Jeszcze kilka lat temu musiałam ci uświadomić, że jesteś gejem, a teraz ty dajesz rady mi – przypomniała mu wrednie.
- Zawsze wyciągasz tę kartę – sarknął, chociaż nie był na serio rozzłoszczony.
Oboje ze Stilesem uwielbiali go dręczyć, więc bardzo szybko się przyzwyczaił. Zresztą na teksty Stilinskiego już dawno wyrobił sobie niespotykaną dotąd tolerancję. Allison jakoś też dawała sobie radę, chociaż czasami zdarzało im się wdać w jakąś dłuższą dyskusję na temat współczesnego feminizmu.
- Bo oczywiście super logicznym było powiedzieć coś takiego do swojego chłopaka na dziesiątej randce – zakpił.
Allison przewróciła oczami po raz kolejny.
- Powiedz mi, ile miałam czekać na jakąś akcję? – spytała podniesionym tonem, w którym można było usłyszeć rozbawienie.
- Szanowałem twoje ciało i twoją osobę – stwierdził Scott, jak zresztą zawsze, gdy dochodziło do takiej rozmowy.
- Jasne! – zakpiła Allison i chyba zrobiła to trochę za głośno, bo drzwi do kuchni otworzyły się i stanął w nich totalnie zaspany Stiles.
Chłopak osłonił się ręką przed rażącym światłem popołudniowego słońca i spojrzał na nich z nienawiścią. Jego pomięte spodnie od piżamy luźno zwisały na biodrach.
- Twój ojciec sprzedaje broń! A ty strzelasz z łuku! – uświadomił jej Stiles. – Czy te argumenty do ciebie docierają?! Czy mogę iść nareszcie spać?! – zakończył lekko histerycznie jak miał w zwyczaju i powłóczył nogami z powrotem do swojej sypialni.
Dopiero, gdy drzwi zamknęły się za nim z trzaskiem, zaczęli się śmiać.
ooo
Scott wiedział, że mieli spore szczęście. Stiles był najinteligentniejszy z nich i nie musiał pracować podczas studiów. Wystarczały mu pieniądze zarobione w lecie i pełne stypendium, o które dzielnie walczył każdego roku, co nie przeszkadzało mu zresztą w imprezowaniu na równi z nimi, co było generalnie niesprawiedliwe.
Allison pracowała na strzelnicy, co było logiczne i przerażające zarazem. Jej szef niejednokrotnie zresztą korzystał z jej umiejętności i urody, więc Argent jeździła wciąż na zawody strzeleckie, ale tym razem pomiędzy firmami, które trudniły się sprzedażą broni i prowadzeniem szkoleń. Scott nie mógł przestać sobie wyobrażać miny pierwszej osoby, która przejrzy jej CV, bo Allison przy całym zamiłowaniu do polowań, noży, pistoletów i łuków, miała najcieplejsze brązowe oczy jakie w życiu widział. Czuło się w nich dobro i to wrażenie bardzo szybko znikało, gdy tylko dziewczyna dostawała do rąk coś niebezpiecznego. Wtedy z pełnym profesjonalizmem wyjaśniała jak odbezpiecza się magazynek i czy dany typ pistoletów znosi pociski. Zabójcze i seksowne zarazem. Pewnie niejeden klient strzelnicy wrócił do domu z przyciasnymi spodniami. Zawsze jednak wracali i tylko to liczyło się dla szefa Allison.
Scott natomiast zdawał sobie sprawę ze swoich braków. Nie miał sarnich oczu Allison czy intelektu Stilesa, który pozwalałby mu pić trzy dni, pójść na egzamin i zdać go najlepiej w grupie. Był całkiem znośnym sportowcem, ale jego astma wciąż dawała o sobie znać, więc mógł zapomnieć o zawodostwie. Znalazł zatem pracę, która pozwalała mu rozwinąć swoje inne umiejętności, a było coś w czym Scott był wybitny. Znakomicie słuchał ludzi.
Stiles miał tendencję do marudzenia i gderania z prędkością karabinu maszynowego na tematy, które zanudziłyby na śmierć zabalsamowane zwłoki. O nich zresztą Stilinski wiedział też sporo, co z kolei mogłoby doprowadzić do histerii każdego normalnego obywatela świata, który akurat nie był patologiem czy nie zajmował się samym balsamowaniem. Nie Scotta jednak. Scott potrafił godzinami słuchać wykładów o obrzezaniu, piercingu dziwnych części ciała i wziernikowaniu. Jak Stiles znajdował na to wszystko czas, pozostawało zagadką. Ale Scott nie pytał i niczemu się nie dziwił, co też czyniło go świetnym barmanem.
Większość weekendowych nocy spędzał więc w jednym z nielicznych klubów gejowskich, który cieszył się pewną renomą wśród studentów, chociaż generalnie leżał na tyle daleko od kampusu, aby gwarna brać nie do końca rozbijała klimat swoją nadruchliwą młodością. Towarzystwo było mieszane i ludzie często wymieniali się, więc Scott starał się nie zapamiętywać imion. Część z twarzy wydawała się często znajoma, ale w zasadzie ich też nie archiwizował, bo kolejną z zasad Scotta było to, że jeśli coś stało się w barze, w nim też pozostawało. Żaden wykładowca, student czy pracownik uczelni nie był zatem narażony na plotki, które mógłby rozsiewać, a materiału miałby sporo.
Scott w zasadzie zawsze starał się być przyjaznym i rozmownym. Od tego zależały jego napiwki. Zagadywał więc klientów, który przyszli sami i okupywali miejsca tuż przy ladzie. Kilku przedstawił Stilesa, samemu biorąc tylko kilka numerów. Umawianie w pracy i cały ten flirt wciąż nie wychodził mu dobrze. Allison zresztą została jego dziewczyną tylko dzięki staraniom jego najlepszego przyjaciela, któremu puściły nerwy i zabrał mu telefon. Po kilku naprawdę żenujących smsach, rozmowie w cztery oczy, Argent zgodziła się na pierwszą randkę, którą zdaje się powinien był zakończyć pocałunkiem.
Nie był dobry w tych gierkach i zawsze mówił szczerze co myśli, więc kiedy ubrany we flanelową koszulę i czarne dżinsy mężczyzna podszedł do lady Scott uśmiechnął się szeroko.
- Coś podać? – spytał, a widząc, że facet rozgląda się nerwowo wokół, dodał: - To bar dla gejów.
Mężczyzna spojrzał na niego, marszcząc brwi. Nie wyglądał na wściekłego, ale raczej analizował Scotta, co było dziwne, bo to barmani byli od obserwowania klienteli.
- Jestem tego świadomy – odparł mężczyzna.
Miał przyjemny głos. Niezbyt niski, ale wciąż męski, a niezgolony kilka dni zarost nadawał mu lekko niebezpiecznego wyglądu. Scott odpuścił sobie próby zapuszczania czegokolwiek. Allison zbyt często żartowała na temat jego bród i wąsów, które były niepełne, a raczej małymi kępkami, które czysto przypadkowo porastały jego twarz.
Mężczyzna musiał być po czterdziestce, chociaż wciąż miał coś zadziornego w oczach.
- I nie wyglądam na geja? – spytał nieznajomy.
- Nie w tej koszuli – odparł Scott nim zdążył się powstrzymać. – To znaczy z koszulą wszystko okej. Po prostu mój przyjaciel, kiedy był nastolatkiem, próbował powiedzieć ojcu, że woli chłopców, a jego ojciec na to 'Nie tak ubrany', więc mój kumpel poszedł do sklepu i kupił najbardziej obcisłą koszulkę jaką znalazł w kolorze różu i wrócił do tej rozmowy… - wyjaśnił Scott pospiesznie.
Mężczyzna uśmiechnął się samymi kącikami ust, co było dziwne, bo ludzie przeważnie robili to całą twarzą.
- Czyli powinienem dopasować się do tutejszego dress code'u? Kupić coś różowego i brokatowego? – spytał nieznajomy.
Scott poczuł, że zaczyna się pocić. Mężczyzna nie spuszczał z niego oka, co tylko zwiększało jego dyskomfort.
- Nie to miałem na myśli – wykrztusił. – Jeśli pana uraziłem…
- Więc chodzi o mój wiek? – spytał mężczyzna, marszcząc brwi.
- Nie, totalnie nie – zaprzeczył Scott. – Po prostu…
- Po prostu? – Mężczyzna pociągnął go za język.
Scott westchnął.
- Wyglądasz na zapracowanego ojca, posiadającego jednorodzinny domek z białym płotem – wyjaśnił będąc teraz pewnym, że jest cały czerwony na twarzy.
Mężczyzna uśmiechnął się znowu krzywo.
- Jestem w tym nowy, ale to chyba nie jest dobrze? – spytał nieznajomy całkiem szczerze.
Scott zamrugał, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Bardziej był przyzwyczajony do tego, że ludzie mówili do niego i chcieli, aby słuchał. Nie zadawali mu innych pytań niż te dotyczące drinków.
- Jesteś w czym nowy? – odbił piłeczkę Scott.
Ta metoda działała na Allison w większości przypadków.
- Jestem pierwszy raz w gejowskim barze i przyszedłem tutaj całkiem świadomie. Chciałem zamówić piwo, ale to chyba jeszcze bardziej mnie wyróżni, a chcę się wtopić – wyjaśnił mężczyzna znowu przybierając tę dziwnie poważną minę, której nie widuje się w barach. – Co mi zatem polecisz… - zawiesił sugestywnie głos.
- Scott. Mam na imię Scott – przedstawił się szybko, chociaż diabelnie rzadko to robił.
- Chris – odparł tamten i chyba miał ochotę wyciągnąć rękę, ale oddzielała ich dość wysoka świecąca lada.
Scott uśmiechnął się szeroko jak zawsze to czynił, gdy poznawała kogoś nowego.
- Masz ochotę na coś owocowego? – spytał Chrisa.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Coś kolorowego? – dopytał Scott, sięgając po szkło.
Chris spojrzał na niego dość wymownie, co było jeszcze bardziej zabawne.
- Coś gejowskiego? – dorzucił jeszcze Scott, starając się brzmieć zadziornie.
Mężczyzna wbił w niego badawczy wzrok. Miał trochę straszne oczy. Dość poważne, dziwnie jasne, ale nie w ten przyjemny sposób, gdzie pisze się o nich wiersze. Nie, żeby Scott był specjalistą od poezji.
- Coś specjalnego – dodał i tym razem nie było to też pytanie.
Postawił przed Chrisem zwykłe piwo z kolorową parasolką i kawałkami owoców wbitych na krawędzi kufla. Nie był artystą, ale wiedział mniej więcej jak dobierać kolory. Stiles nazwałby to sałatką owocową.
- Napój prawdziwego mężczyzny – rzucił jeszcze na wszelki wypadek.
Z tym jednym klientem nie czuł się tak swobodnie jak z innymi. Nie był pewien gdzie przebiega granica tego co wypada, a czego nie. I bynajmniej nie chodziło tutaj o wiek.
Chris patrzył jednak na niego z przyjemnym rozbawieniem i nawet uśmiechnął się. Tym razem szerzej, bardziej szczerze i jednocześnie Scott odniósł wrażenie, że mężczyzna nie uśmiechał się tak od lat, bo jego twarz wydawała się dziwnie nieprzyzwyczajona do tej miny.
Chris nie ruszył się ze swojego miejsca przez cały wieczór, chociaż nie rozmawiali więcej. Scott od czasu do czasu zerkał tylko czy mężczyźnie kończy się piwo i podsyłał mu nowe kufle. Nie był nawet bardzo zaskoczony, gdy pod koniec zmiany zorientował się, że dostał dwudziestkę napiwku.
