A/N: Kolejność rozdziałów została zmieniona, aby były one poustawiane chronologicznie; dodatkowo zakończenie tego rozdziału brzmi nieco inaczej.
Bułeczki, ględzenie i nadchodzące cienie
Sona wychodziła właśnie z noxiańskiej części sypialnej przeznaczonej dla bohaterów, w dłoni trzymając oryginał i dwie kopie stworzone właśnie przed chwilą przez LeBlanc. Tej nocy Sona obudziła się nagle i, porażona weną, dokończyła najnowszy utwór, który tworzyła wraz z Yorickiem. Z samego rana zaś naniosła parę drobnych poprawek, przepisała swoje notatki na czystą kartkę, zjadła kawałek chleba z miodem i po upewnieniu się, że jest już odpowiednia godzina na odwiedziny, skierowała się do LeBlanc z prośbą o skopiowanie jej notek, które zajmowały ponad trzy strony.
Noxianka bez żadnego problemu jej pomogła, szepcząc konspiracyjnie, że jak tylko będzie znała datę swojego następnego koncertu, niech najpierw jej powie, bo zamierza podpuścić Swaina, żeby ten ją na niego zaprosił. Oczywiście, na razie to tajemnica i Swain o niczym nie wie, ale LeBlanc tak to zorganizuje, żeby genialny strateg pomyślał, że to on wpadł na pomysł wspólnego wyjścia na koncert.
Sona jedynie z uśmiechem pokiwała głową, podziękowała LeBlanc za skopiowanie kartki i wyszła, żeby zostawić jedną kopię u Yoricka, a drugą u Karthusa. Ich trójka już dawno przestała konsultować się z Mordeakaiserem i Olafem w kwestii tworzenia utworów – ten pierwszy nie miał do tego cierpliwości, zamiast tego improwizując (niekiedy bywało tak, że na próbach grał w jeden sposób i gdy Sona była zadowolona, że każdy wie, co ma robić, na scenie okazywało się, że metalowy olbrzym stwierdził jednak, że zagra inaczej. Z początku ją to denerwowało, ale po kilkukrotnym przekonaniu się, że tak czy inaczej idealnie dopasowuje się on do reszty zespołu, odpuściła sobie), a spotkanie tego drugiego w pełni świadomego, co się wokół niego dzieje i chętnego do nauki było niezwykle rzadkie. Na szczęście miał on tak dobry słuch i pamięć muzyczną, że parę prób wystarczyło, żeby zapamiętał swoją część.
Szła powoli, cicho stukając butami na niskich obcasach o kamienną podłogę, korzystając z tego, że drogi są w miarę puste i nikt jej nie zaczepia na przyjacielską pogawędkę. Nie to, że Sona nie lubiła porozmawiać z innymi; po prostu w tej chwili była tak zaabsorbowana najnowszym utworem, raz po raz grając go w głowie, że nie chciała tracić tego skupienia.
Na szczęście przez większość czasu była sama, spotykając jedynie Malzahara i Viktora zachwycających się metalową nóżką pusklęcia, które po raz pierwszy w życiu mogło normalnie chodzić, opierając się na wszystkich czterech łapkach. Wiedziała, że dwójka bohaterów pracowała nad w pełni działającą protezą dla pusklęcia, które miało niewielki wypadek podczas przechodzenia przez portal z Pustki i była szczęśliwa, że udało im się znaleźć rozwiązanie. Tak bardzo byli zajęci wynalazkiem (Malzahar gruchając szczęśliwie do pusklęcia biegającego z radosnymi piskami po chodniku, nie przejmując się stukotem wydawanym przez nóżkę, a Viktor instalując jakieś śruby i blaszki w czymś, co wyglądało jak metalowy pancerz dla dorosłego pusklęcia), że nawet nie zauważyli, gdy Sona przystanęła, z lekkim uśmiechem przyglądając się tej podnoszącej na duchu scenie.
Nie stała jednak zbyt długo, zostawiając ich samych sobie i odwracając się do ciemnych, okutych drzwi, nad którymi na metalowej tabliczce napisano ozdobnym pismem: „Cieniste Wyspy". Na początku była ona drewniana, ale pewnego razu Mordekaiser burknął, że jest tu za mało metalu i pokrył ją warstwą... cóż, metalu.
Wokół drzwi ściany także były ciemniejsze i popękane, ale jak dotąd nawet Instytut nie ośmielił się zaproponować renowacji. Za to Sona bez wahania weszła do środka, kierując się bezpośrednio do pokojów należących do Yoricka.
Chwilę później (z racji niewielkiej ilości bohaterów dotarcie do końca korytarza zajmowało naprawdę mało czasu) stanęła przed drzwiami prowadzącymi do nich i zapukała, niecierpliwie przeglądając swoje notatki. Poczekała pół minuty (wiedziała, że czasem, zanim Yorick stwierdzi, że warto otworzyć drzwi, może minąć trochę czasu), po czym powtórzyła.
Gdy Yorick nadal nie odpowiadał, z bezgłośnym westchnięciem przeszła kawałek i zapukała do pokoju Karthusa, mając nadzieję, że chociaż on odbierze od niej notatki i przekaże jeden zestaw kopii Yorickowi, ale dwie minuty później, gdy nadal stała na korytarzu, nie słysząc nikogo w środku, zastanowiła się.
Mogła spróbować zostawić je u innych, ale nie wszystkim ufała, jeśli chodzi o powierzenie tak delikatnych przedmiotów jak kartki. Kalista używała ich za cele dla włóczni, u Elise byłyby całe posklejane pajęczyną, Mordekaiser zapomniałby o nich i wyrzuciłby je chwilę później, znalezienie Evelynn, gdy nie chciała być znaleziona graniczyło z cudem, Maokai krzyczałby, że niszczy drzewa, Thresh próbowałby upchnąć do latarni, a Hecarim... W sumie, Hecarim był teraz jej jedyną opcją, o ile Sona nie chciała po prostu wrócić do siebie i przyjść tu później.
Po chwili zastanowienia podeszła do pokoju Hecarima i zapukała, mając nadzieję, że chociaż on będzie u siebie. Ku jej radości, już po chwili drzwi się otworzyły, ukazując zaskoczonego centaura z kubkiem herbaty lub czegoś podobnego w dłoni.
- Sona? Wejdź, wejdź! - odsunął się i Sona z lekkim uśmiechem weszła do środka, a gospodarz odłożył zielony kubek.
- Wybacz mi bałagan! Zajmowałem się czymś wczoraj i nie zdążyłem posprzątać – wyjaśniał Hecarim, rzucając na bok jakiś świecący lazurowy-złoty materiał, zamykając otwarty notes i wrzucając do miski długopisy oraz ołówki.
Obrzucił krytycznym spojrzeniem pokój.
No, jakoś to jest. Chcesz może czegoś do picia? Zaproponowałbym ci babeczki Yoricka, ale ostatnie zjadła mi Elise i jeszcze nie zdążyłem go poprosić o kolejną porcję. - Sona zawahała się, ale pokręciła głową, nie chcąc przeszkadzać mu w tym, co właśnie robił. Hecarim zajrzał do kuchni i zawołał do niej:
- Mam też trochę zamrożonych owoców prosto z Cienistych Wysp, parę bananowych bułeczek od Morgany i trochę miodu wprost od Iverna. Chcesz się poczęstować? - spytał. Sona poczekała chwilę, aż na nią spojrzy, ale ten nadal był na wpół schowany w kuchni.
- Sona? Nadal tam jesteś? - wycofał się do pokoju, w którym siedziała, odwracając głowę, żeby na nią spojrzeć. Z ulgą powiedział:
- Już się martwiłem, że poszłaś, bo nic nie mówiłaś!
Sona uniosła brwi, ze znaczącą miną klepiąc się po gardle. Hecarim zarumienił się na ciemniejszy turkus.
- Oh! Ależ ja głupi, wybacz, mam nadzieję, że się nie obraziłaś – niezręcznie uderzył kopytami o ziemię.
Sona jedynie z uśmiechem machnęła ręką. Była przyzwyczajona do zapominalstwa i rozkojarzenia Hecarima, poza tym lubiła go i wiedziała, że nie ma nic złego na myśli – w przeciwieństwie do niektórych osób, które przez jej wadę traktowały ją niezwykle protekcjonalnie, uważając, że jest niezdolna do samodzielnego życia. Przewróciła oczami w myślach, nie chcąc, by Hecarim uznał, że jest to skierowane do niego i spojrzała na centaura, który ponownie się jej spytał, czy chce się czymś poczęstować. Tym razem jednak dodał:
- Tylko nie mów, że nie mi przeszkadzać albo robić problemów! Gdybym miał coś przeciwko gościom, nie otworzyłbym drzwi.
Przyznając sama przed sobą, że z chęcią skosztowałaby słodkich bułek od Morgany z kawałkami bananów – zdobytych dzięki uprzejmości Soraki – Sona wstała i podeszła razem z Hecarimem do jego jak zawsze czystej kuchni, by pomóc mu zanieść talerz z wypiekami do pokoju. Sam centaur obok nich położył swoją herbatę, kubek z wodą, o którą poprosiła Sona oraz brązowy słoik pełen złocistego miodu.
Usiedli naprzeciwko siebie, Hecarim w specjalnie przygotowanym dla niego miejscu, a Sona na wygodnym fotelu z ciemnoturkusowym obiciem, starając się zignorować zamknięty granatowy notes z brokatowym napisem „My Little Pony" oraz złotym centaurem na okładce. Na szczęście Hecarim zwrócił się do niej, skupiając na sobie jej uwagę.
- Pamiętasz ostatni mecz, ten przedwczoraj? - Sona kiwnęła. - Nie miałem okazji ci tego powiedzieć, bo poszedłem od razu do Siona, a ty gdzieś potem zniknęłaś, – rzeczywiście, po skończeniu meczu Sona spotkała się na chwilę z Soraką zanim ta poszła planować coś z Auelionem i Bardem, a wieczorem była umówiona z Karthusem – ale powiem to teraz; Sona, dzięki tobie wygraliśmy tę grę. Twoje ostatnie zagranie było genialne!
Sona wzruszyła ramionami. Jej wyczyn był w równym stopniu jej zasługą, jak i jej przywoływacza. Sięgnęła po jedną z bułeczek, po czym łyżką nabrała miodu, polewając go na talerz i zamaczając w nim wypiek. Hecarim za to sięgnął po swoją herbatę i upił z niej łyk.
- Wiem, wiem, nie ty sama o tym decydowałaś, ale to ty byłaś tam, patrząc wprost na szarżującego i drącego się dziko Olafa, a nie oni. Oni tylko patrzyli i mówili co robić, nie wiedząc, jak to jest, widząc szalonego freljordzkiego berserkera spowitego w pioruny – zaśmiał się, a Sona wiedząc, że pomimo tego niezbyt przyjaznego opisu dwóch bohaterów było dobrymi kolegami, uśmiechnęła się z rozbawieniem. Niezbyt przyjazny opis, ale za to bardzo dokładny.
- Ale! Sona, wpadłaś tak po prostu czy w jakiejś konkretnej sprawie? Nie, że mam coś przeciwko – dodał szybko – po protu się zastanawiam, co się tu sprowadza i nie chciałbym cię zatrzymywać, jeśli chciałaś ode mnie coś ważnego.
Sona sięgnęła po kartki, które położyła na fotelu i podała mu w ten sposób, żeby zobaczył podkreślone imiona Yoricka i Karthusa. Hecarim zmarszczył brwi.
- Hmm, szukasz ich? - Sona potwierdziła, wskazując na korytarz za drzwiami i wzruszając ramionami. - Nie ma ich w pokojach? - dopytał się Hecarim, na co Sona kiwnęła głową.
Centaur zacmokał i wstał, podchodząc do wiszącego kalendarza z obrazkami szarych, ponurych ruin niewątpliwie leżących na Cienistych Wyspach. Sona zauważyła, że aktualny rysunek był podpisany jako „Dawne Stajnie przy Dawnym Zamczysku na Dawniej Zielonej Górze", a Hecarim szukał czegoś przez chwilę, dając Sonie czas na skosztowanie bananowej bułki zamoczonej w miodzie.
- Ah, obawiam się, że trafiłaś na nieodpowiedni moment. Są dzisiaj na spotkaniu dla nowych przywoływaczy, żeby ci mogli się z nimi obeznać i tak dalej, i tak dalej.
Sona uniosła zaskoczona brwi. Kompletnie zapomniała o planowych zapoznaniach z młodymi magami, głównie dlatego, że rzadko była na nie proszona. Jak podejrzewała, jej brak mowy był tego przyczyną; żeby wyjaśnić coś przywoływaczowi musiałaby być z nim połączona jak na Rifcie, a, co by nie mówić o Instytucie, pomimo tej kontroli nad bohaterami, robili wszystko, żeby zapewnić im prywatność i, gdy nie było to konieczne, powstrzymywali się od wykorzystywania wiązań. Dlatego też Sona była zwykle zostawiana sama, czasem jedynie proszona do prezentacji i powitania nowych.
Hecarim tymczasem dodał:
- Ja byłem z rana, więc już mam wolne, jeśli chcesz u mnie posiedzieć.
Wskazała z pytającą miną na swoje notatki i na szczęście centaur zrozumiał, co miała na myśli.
- Nie ma problemu, przekażę im, jak wrócą, jeśli już do tego czasu pójdziesz.
Sona podziękowała, po czym z pytającą miną wskazała na kalendarz, a dokładniej na obrazek.
Centaur się rozpogodził.
- Ah! Kiedyś tam mieszkałem, dawno temu. O, a widzisz to? - zdjął go ze ściany i pokazał Sonie, wskazując na ogrodzenie w tle za ruinami. - Ogród Yoricka. Ah, pamiętam jak kiedyś uciekałem przed Threshem próbującym złapać mnie na lasso i całkowicie zniszczyliśmy jego sadzonki – zarechotał i usiadł, kładąc kalendarz na stole, zwracając go w stronę Sony. - Stare, dobre czasy... A tutaj, te postacie, widzisz? To Kalista goniąca jakiś biednych obywateli, którzy nie dotrzymali słowa, że zwrócą jej pieniądze do końca tygodnia... Spójrzmy, co mamy dalej...
Sona wygodnie ułożyła się na krześle, kryjąc uśmiech, gdy wyobraziła sobie biednego Karthusa próbującego dogadać się z jakimś przerażonym i mdlejącym ze strachu przed liczem młodym magiem, pomimo spokoju i kultury, którą z pewnością będzie wykazywał się jej przyjaciel.
Wówczas jednak jej wzrok padł na dzisiejszą datę i poczuła, jak jej rozbawienie opada, gdy wpatrywała się w nadchodzącą datę zaznaczoną w kalendarzu Hecarima granatowym kółkiem.
Harrowing.
Niedobrze.
