Długim korytarzem przechadzała się 3 letnia dziewczynka. Czarne włosy miała spięte w dwa kucyki, które były zawiązane jedwabną, żółtą wstążeczką. Jej pomarańczowa sukienka prawdopodobnie była uszyta z drogietu. Przy kołnierzyku zostały przyszyte falbanki tego samego koloru co wstążeczki we włosach. Na nogach założone miała buciki z małymi, wełnianymi bąbelkami, które przy chodzeniu, raz po raz podskakiwały.
Szare oczy dziewczynki rozglądały się po pomieszczeniu. Jej uwagę zwróciła szklana figurka Avatar Yang Chen. Stała ona na bardzo wysokim stoliku do, którego czarnowłosa nie mogła dosięgnąć, lecz pokusa dotknięcia figurki była zbyt silna. Dziewczynka wspięła się na palcach, wyciągnęła rączkę przed siebie, próbując schwytać posążek, gdy nagle zaskoczył ją latający lemur, który niepodziewanie wskoczył na stolik. Srebrnooka upadła na ziemię wraz ze stołem i figurką. Po chwili rozległ się trzask tłuczonego szkła. Statuetka rozkruszyła się na setki kawałeczków, który leżały wokół dziewczynki.
- Miki! - krzyknął przerażony Aang i szybko podbiegł do swojej siostry.- Nic ci nie jest?
Dziewczynka przecząco pokiwała głową. Avatar wziął ją na kolana i czule przytulił do siebie.
- Przepraszam – powiedziała swoim słodkim głosikiem.
- Nic się nie stało. Musisz po prostu bardziej uważać – uśmiechnął się.
- Dobrze...Pójdziemy do cioci Katary? - zapytała.
- Ykhm...Ciocia Katara jest teraz zajęta. Później, dobrze?
Miki niechętnie pokiwała głową.
- Chodźmy stąd. Nie chcę żebyś się skaleczyła.
- A co będziemy robić? Pobawisz się ze mną? Proszę...- Miki błagalnie spojrzała na Aanga. Nie mógł się jej oprzeć. Była taka słodka!
- No dobrze – odparł.
- Hura!- krzyknęła szczęśliwa i w podskokach pobiegła do swojego pokoju. Avatar od razu ruszył za nią.
Pokój dziewczynki był utrzymany w zielonych barwach. Na środku leżał pomarańczowy dywan na, którym leżał stos zabawek. Przy oknie stało ogrodzone, drewniane łóżko – aby dziewczynka przypadkiem z niego nie spadła i nie zrobiła sobie krzywdy. Ogólnie pokój był bardzo bezpieczny. Wszystkie przedmioty, które mogłyby się stłuc, lub okaleczyć dziecko, zostały ustawione poza jej zasięgiem. Okno było szczelnie zamknięte i wysoko wmurowane. Wszystkiego dopilnował Aang. Nie chciał, żeby jej młodszej siostrzyczce coś się stało...Po prostu nie chciał jej stracić tak jak Gyatsa i innych magów powietrza. Oni byli jego rodziną. Teraz musi się postarać, aby nie stracić nowej.
Mnich usiadł naprzeciwko dziewczynki. Ona zaś wzięła do ręki jedną z zabawek, i zaczęła się nią bawić. Mag powietrza cały czas przyglądał się Miki. Była do niego strasznie podobna. Szare oczy, mały nosek, czarne włosy i ten uśmiech...
- Aang? - usłyszał za sobą głos Katary. Obrócił się.
- Cześć kochanie. Czujesz się już lepiej? - zapytał troskliwie.
- Tak – uśmiechnęła się – Chodź. Musimy porozmawiać.
- Teraz? Obiecałem Miki, że się z nią pobawię.
- To bardzo ważne – nalegała.
Mnich wstał i udał się ze swoją żoną do bogato urządzonej kuchni. Przez całą drogę kobieta milczała i szła z opuszczoną głową. Aang nie wiedział co się dzieje. Od jakiegoś czasu mniej ze sobą rozmawiali. Przy śniadaniu nie trzymali się za ręce, a mieli to w zwyczaju. Oddalali się od siebie. Może coś zrobił źle? Powiedział coś, co mogło ją obrazić lub zasmucić? Próbował sobie przypomnieć ich ostatnią rozmowę. Dzieci. Tak. Rozmawiali o dzieciach. O rodzinie i przyszłości. Już rozumiał. Katara bardzo pragnęła mieć dzieci, a Aang odkładał te sprawy na bok. Bowiem nie miał czasu na wychowanie dzieci, gdyż Avatar nadal był potrzebny światu. Jego sprawy osobiste zawsze były na drugim miejscu. Tak samo jak Katara. Ale przecież była jeszcze Miki! Za każdym razem, gdy Katara poruszała temat dzieci, Aang zasłaniał się Miką. Mówił, że przecież może się nią zajmować. Może ją traktować jak własną córkę. Wtedy kobieta tylko kiwała głową i wracała do swoich zajęć.
Katara usiadła przy stole, a Aang naprzeciwko niej. Niebieskooka spuściła wzrok.
- J-ja nie wiem jak mam ci to powiedzieć – zaczęła. Gdy otworzyła usta, aby coś powiedzieć brakło jej odwagi. W jej oczach zaszkliły się łzy – Jestem...
- To chyba musi poczekać – mnich spojrzał w stronę drzwi. W futrynie stała Aiko. Podeszła do chłopaka i podała mu list zawinięty w rulon.
- Wybacz, ale pozwoliłam sobie zerknąć – po tych słowach udała się w stronę wyjścia. Zatrzymała się w drzwiach i spojrzała na swojego syna po czym zniknęła w korytarzu.
Aang patrząc na list zauważył herb z płomieniem ognia. Taki znak posiadały tylko wiadomości od samego Władcy Ognia. Szybko otworzył zwój i zaczął czytać.
- Co się stało?- Katara wyczekująco spojrzała na Aanga.
- M-muszę lecieć – wyjąkał.
- Co? Gdzie? O co ci chodzi? - zapytała zdziwiona.
- Mam się spotkać z Zuko i omówić plany dotyczące oczyszczeniu kilku miast Królestwa Ziemi z żołnierzy Narodu Ognia.
- Jeszcze tego nie zrobił?! Minęło tyle lat. Nie może teraz ciebie ode mnie zabrać – oburzyła się dziewczyna.
- Wybacz, Kataro – powiedział kładąc dłoń na policzku dziewczyny. Chciał ją pocałować, lecz ta odsunęła się.
- Lepiej będzie, jak pójdziesz się już pakować- mruknęła i spuściła głowę – Poszukam ci jakiejś torby – dodała i poszła do sypialni.
Gdy Aang był już spakowany rodzina wyszła przed dom, aby się z nim pożegnać.
- Uważaj na siebie, synku – Aiko przytuliła do siebie syna, ten odwzajemnił uścisk.
- Dobrze mamo - powiedział – Pa, Miki. Będę tęsknił – zwrócił się do siostry, lecz ona nic nie mówiła. Schowana za swoją mamą, milczkiem płakała. Raz po raz ocierała łzy, spadające po jej policzku. Katara podeszła do Aanga, podając mu kilka szat i prowiant na drogę.
- Przepraszam, że muszę lecieć – powiedział i przytulił ją.
- Spokojnie, rozumiem. Masz swoje obowiązki. Będę na ciebie czekała – uśmiechnęła się.
- Dziękuję i pamiętaj, ja zawszę będę cię kochał.Obiecuję.
- Ja też cię kocham, Aang – powiedziała i otarła łzę. Chłopak odwrócił się i wolny krokiem poszedł ku bizonowi. Nagle zatrzymał się i podszedł do Katary.
- Zapomnieliśmy cię pocałować – zaśmiał się.
- Tak wiem – odparła ze łzami w oczach. Nawet nie próbowała tego ukryć. Pozwoliła, aby łzy napełniły jej oczy. Chłopak przysunął się do niej. Delikatnie odsunął dłonią włosy, które zakrywały jej błękitne oczy. Była taka piękna... Objął ją w tali, a ona zarzuciła ręce na jego szyję. Po chwili ich usta złączyły się w delikatnym pocałunku. Trwali tak złączeni przez kilka sekund. W końcu odsunęli się od siebie.
- Żegnaj – wyszeptała dziewczyna.
- Nie mów „żegnaj"...To odbiera nadzieję na ponowne spotkanie, a przecież niedługo się spotkamy. Nigdy nie mów „żegnaj". Dobrze? - uśmiechnął się czule
- Dobrze – przytaknęła – Aang?
- Tak?
- Zawsze pozostaniesz w mojej pamięci i chcę bym i ja pozostała w twojej – rzekła.
- Miłe i ważne chwile, gdy już przeminą, często jedynie snem nam się wydają – powiedział i tajemniczo uśmiechnął się do Katary, po czym wsiadł na Appę i zniknął na niebie. Dziewczyna nie wiedziała co właściwie powiedział. Czy w tym zdaniu był jakiś sens, a może dał jej do zrozumienia, że być może już nigdy nie wróci?
Po kilku dniach Appa wraz z Aangiem wyleciał na otwarte morze. Nagle wokół nich zebrało się coraz więcej burzowych chmur.
- Chyba będzie burza... - stwierdził Aang. Dopiero po chwili zorientował się, że mówi sam do siebie. Czuł się samotny. Nie było przy nim jego przyjaciół. Sokki, Suki, Katary i Toph.
- „Toph" - pomyślał Avatar. Ciekawe co się z nią stało. Zniknęła zaraz po tym, gdy wyznała mu miłość, a on wtedy nic nie powiedział. Dziewczyna musiała się tym speszyć i uciekła. Jaki on jest głupi! Zniszczył Drużynę Avatara! Teraz na pewno nie będzie tak jak dawniej...
Aang ocknął się. Zaczął stopniowo zniżać Appę, gdy nagle cała dwójka znalazła się pod wodą. Woda zaczęła zalewać ich z każdej strony. Wlewała im się do płuc i oczu. Mocne fale kołysały nimi jak opętane. Przerażony Aang zaczął krzyczeć, a Appa wydał z siebie głośny ryk. Niebo ciskało w nich piorunami, ani razu nie trafiając. Po długiej walce z żywiołem, chłopak opadał z sił. Zamknął oczy i pozwolił, aby morze wciągnęło go do swoich ciemnych otchłani...
