Prolog - Nicht da

"Auf wiedersehen, lieber Gott"



Wszystko wokół zlewało się w jeden nierozpoznawalny dźwięk i rozmigotane plamy światła, znikające tak szybko, jak się pojawiały. Dopiero gdzieś z przodu statyczny szum krystalizował się powoli w formie mechanicznego rzężenia i rozdrganego jęku rozdartego metalu.

- Uh, Naruto... z-złaź ze mnie... jesteś ciężki jak cholera - wymamrotał półprzytomnie Sasuke po kilku bezskutecznych próbach wyprostowania się. Jego zdezorientowany umysł, nie mogąc wciąż jeszcze objąć tego, co się stało, skupił się tylko na jednym problemie: jak pozbyć się kogoś przygniatającego go w bardzo niewygodny sposób do siedzenia fotela i skrzyni biegów. Siedemnastolatek był pewny, że jeżeli jego kręgosłup się jeszcze nie złamał, to najprawdopodobniej zrobi to wkrótce i to na dodatek w kilku miejscach. Tak samo jak jego głowa, w której bok wciskał się właśnie hamulec ręczny. Ponownie spróbował się podnieść, ale, podobnie jak wcześniej, udało mu się zdobyć jedynie kilka centymetrów, zanim rozległ się metaliczny zgrzyt, ciche plaśnięcie i jego wycieczka w górę gwałtownie się zatrzymywała.

- R-rusz się... - powtórzył w końcu niewyraźnie, trącając zwisającą tuż przed jego nosem rękę Naruto. Nie uzyskał żadnej odpowiedzi, ale za to po jego dłoni spłynęło coś ciepłego. Chłopak przybliżył ją do twarzy, usiłując rozpoznać w półmroku, co to jest. 'Cholera... Benzyna?' potarł drżące palce o siebie i powąchał. Jego nadal nieco skołowany umysł zdołał jedynie stwierdzić, że nic nie czuje.

- Hej, tam ktoś się rusza!

- Szybko!

- Co się dzieje?

Gdzieś z zewnątrz dobiegły go czyjeś głosy i do środka wpadło światło, pozakrzywiane chaotycznie na odłamkach stłuczonej szyby. Sasuke przymrużył oczy, każąc w myślach zamknąć się mglistym postaciom, których okrzyki rozbrzmiewały potężnym echem w jego czaszce. Kilka sekund później rozległy się ciche kraknięcia szkła, gdy jedno ze źródeł nieznośnych dźwięków podeszło aż do samego okna i spróbowało otworzyć drzwi od samochodu. Najwyraźniej były mocno zakleszczone, bo po kilku silnych szarpnięciach nieznajomy poddał się i skierował latarkę do środka pojazdu.

- Na razie nie dadzą się otworzyć, ale nie martw się, zaraz wszystko... o mój Boże... - uspokajający głos mężczyzny załamał się niespodziewanie, gdy światło latarki padło na dwie postacie w aucie. Sasuke otworzył powoli oczy, zdziwiony, że źródło hałasu nagle umilkło.

- Hm? - wymamrotał, obserwując jak z ciemności wynurzają się znajome kształty wnętrza jego samochodu, teraz powyginane i powgniatane siłą uderzenia. 'Zaraz, jakiego uderzenia?' Uniósł niepewnie dłoń, dotykając białej poduszki powietrznej, zwisającej teraz bezużytecznie przez deskę rozdzielczą aż do podłogi. Jego drżące palce zostawiły na niej pięć chwiejnych, czerwonych smug.

'SASUKE, DROGA!'

Czarne oczy siedemnastolatka rozszerzyły się gwałtownie, gdy wszystkie wspomnienia tego wieczora w jednej chwili powróciły do jego świadomości. Światło latarki poruszyło się ponownie w dygoczących dłoniach mężczyzny skamieniałego u drzwi pojazdu, oświetlając zwisającą obok twarzy Sasuke rękę. Wykręcił się w bok, tym razem nie zważając na wciskającą mu się niemiłosiernie w żebra skrzynię biegów, a jego wzrok podążył wzdłuż linii nienaturalnie wygiętego, opalonego ramienia. Aż do ciała, które wciąż przygniatało Sasuke do dołu, chroniąc przed metalowymi rurami, które po rozniesieniu w kawałki przedniej szyby przebiły się aż poza przednie fotele.

- N-naruto?

Z rur ściekła na podłogę kolejna kropla krwi.