ROZDZIAŁ 1
Harry miał już dość nienawistnych spojrzeń, które posyłali mu Ron, Dean i Seamus odkąd tylko Czara Ognia wyrzuciła jego nazwisko. Jeśli miałby być szczery to prawie wszyscy uczniowie patrzyli na niego nieprzychylnym wzrokiem. Jednym z niewielu, którzy tego nie robili był Neville, ale to i tak nie miało najmniejszego znaczenia zważywszy na to, że i tak z nim nie rozmawiał, bo obawiał się tego, co mogli zrobić mu pozostali współlokatorzy za zadawanie się ze ,,zdrajcą''. Oczywiście była również Hermiona, ale i ona próbując pogodzić czas między nim i Ronem coraz bardziej się od niego odsuwała. On nie mając nic lepszego do roboty zaczął się więcej uczyć. W końcu powinien jak najlepiej przygotować się do pierwszego zadania, by mieć, choć minimalną szansą na jego przeżycie. Przez to, że spędzał większość czasu nad książkami, jego oceny zaczęły się poprawiać, oczywiście nie licząc tych przeklętych eliksirów, a nauczyciele zaczęli go za to chwalić. Hermiona widząc to, zaczynała być trochę zazdrosna, że jej przyjaciel zaczyna mieć równie dobre oceny jak ona, choć nie chciała tego przyznać nawet przed samą sobą, ale on zaczynał to pomału zauważać. Któregoś dnia doszło między nimi o to do dość poważnej kłótni i dziewczyna przestała się do niego odzywać. Teraz został zupełnie sam, ale miał nadzieję, że kiedyś będzie tak jak dawniej.
Po kolejnej awanturze z Ronem schował się w łazience Jęczącej Marty. Jakoś nie miał ochoty siedzieć w tamtym momencie znów w bibliotece nad książkami i uczyć się albo przygotowywać się do pierwszego zadania Turnieju Trójmagicznego. Prawdę powiedziawszy to nie miał w ogóle na nic ochoty, nawet na latanie, które tak kochał, a co dopiero mówić o nauce. Znalawszy się już w łazience, usiadł na parapecie i nieobecnym wzrokiem spoglądał przez okno na znajdujące się tam boisko do quidditcha. Żałował, że w tym roku rozgrywki między domowe zostały odwołane, ale nie mógł nic na to poradzić. Gdyby Ron nie był na niego wściekły za coś, czego nie zrobił, to mógłby razem z nim i kilkoma innymi osobami zagrać. Oczywiście McGonagall musiałaby wyrazić na to zgodę, ale jednak istniałaby wtedy na to szansa, a tak to nie pozostaje mu nic innego jak przygotowywania do zadania.
Kiedy westchnął i zamierzał pogrążyć się we wspomnieniach, drzwi do łazienki otworzyły się i do środka weszła niewysoka dziewczyna o długich, czarnych włosach, które lekkimi falami opadały jej na ramionach, a równie czarne oczy miały wraz głębokiego zamyślenie. Ubrana była w szkolny mundurek z zielono–srebrnym krawatem i herbem Slytherinu na piersi. W momencie, gdy jej wzrok padł na niego, wyraźnie oprzytomniała. Unosząc brwi w geście zdziwienia, zapytała:
– Potter? A co ty robisz w łazience dla dziewczyn?
– I tak nikt tutaj nie przychodzi, więc to idealne miejsce by się schować przed światem, Lestrange – burknął. Nawet nie wiedział, dlaczego w ogóle odpowiedział. Może, dlatego, że Lestrange była jedną z nielicznych osób, które nie posyłały mu nienawistnych spojrzeń, ani nie nazywały go zdrajcą. Tak naprawdę to Lestrange była praktycznie jedyną osobą z domu węża, która od pierwszego roku nauki traktowała go neutralnie. – A ty? Co tu robisz? Bo chyba nie przyszłaś skorzystać z toalety, prawda? – zapytał, przyglądając się jej z lekką ciekawością.
– Miałam dość nieustannej paplaniny Draco o tych jego durnych plakietkach, które zrobił i chciałam pobyć przez chwilę sama, ale skoro byłeś tutaj pierwszy to ja sobie pójdę – stwierdziła, wzruszając przy tym ramionami i już miała się odwrócić i wyjść, kiedy Harry, marszcząc brwi w zastanowieniu, powstrzymał ją od tego, pytając z niewielką niepewnością w głosie:
– Plakietki? O jakich plakietkach ty mówisz?
– Hum? Jakich? No o tych z napisem ,,Potter cuchnie'' – odparła. – Nie widziałeś ich jeszcze? Już na śniadaniu kilku Ślizgonów je miało, a teraz już chyba połowa szkoły je nosi.
– Jeśli miałbym być szczery jakoś specjalnie się ostatnio nie przyglądam uczniom, więc nie, nie widziałem ich jeszcze. Malfoy naprawdę zrobił takie plakietki? Cholerny dupek. Jak zawsze musi mnie poniżać – warknął zły, uderzając pięścią w okienną ramę, a szyba pod wpływem ciosu zadrżała lekko.
– Wiesz… Osobiście nie pochwalam jego zachowania, ale mimo wszystko nie zawsze jestem wstanie na niego wpłynąć. W końcu takie zachowanie nie przystoi czarodziejowi czystej krwi. Do tego jeszcze z rodu Malfoy. Choć może gdybym napisała do cioci Narcyzy… – dziewczyna zamyśliła się przez chwilę. – Ale nie wiem czy to coś by dało. W każdym razie ja już sobie pójdę.
– Jasne – mruknął Harry, odprowadzając ją spojrzeniem. Kiedy drzwi łazienki się za nią zamknęła, westchnął cicho. Pierwszy raz, odkąd pokłócił się z Hermioną, rozmawiał z kimś w normalny sposób, bez obrażania siebie nawzajem jak było w przypadku jego współlokatorów czy warczenia jak to robili pozostali uczniowie. A co było w tym najbardziej zaskakujące to, że osobą, z jaką udało mu się przeprowadzić cywilizowaną rozmowę była Araminta Lestrange, kuzynka Draco Malfoya. To było nie tyle zaskakujące, co szokujące, zważywszy na to, że on był Gryfonem, a ona Ślizgonką.
Posiedział w łazience jeszcze przez kilka minut, po czym udał się na obiad. Wchodząc do Wielkiej Sali poczuł na sobie nieprzychylne spojrzenia większości znajdujących się tam uczniów. Rozejrzawszy się po pomieszczeniu zauważył plakietki o których mówiła wcześniej Lestrange. Starając się to ignorować, usiadł na swoim miejscu. Gdy to zrobił, siedzący tam jego współlokatorzy ostentacyjnie wstali i wyszli, szepcząc między sobą coś o ,,brudnych zdrajcach''. Neville, widząc ich zachowanie, posłał mu przepraszający uśmiech, ale kiedy otwierał usta, by coś powiedzieć, Ron na powrót pojawił się w drzwiach Wielkiej Sali i, patrząc na niego ze zniecierpliwieniem, krzyknął:
– Neville, idziesz czy nie?!
Longbottom z westchnieniem rezygnacji wstał i, ponownie uśmiechając się do Pottera przepraszająco, skierował się w stronę wyjścia. Harry nie miał mu tego za złe, choć było mu trochę przykro z tego powodu. Z lekkim ociąganiem nałożył na talerz ziemniaki, surówkę i dwa udka z kurczaka. Mimo, że nie miał jakoś ochoty jeść, zmusił się by przełknąć chociaż kilka kęsów. Nie bardzo mu się widziało zemdleć z głodu i trafić z tego powodu do skrzydła szpitalnego. Gdy skończył jeść, zamierzał na resztę dnia zaszyć się w bibliotece. Chciał poszukać jakiś zaklęć, które mogłyby mu pomóc w pierwszym zadaniu. Fakt, że nie miał pojęcia na czym ma polegać pierwsze zadanie znacznie utrudniał sprawę, ale stwierdził, że i tak spróbuje. Niestety, ale jakimś cudem Ron razem z Deanem i Seamusem również znalazł się w bibliotece, więc nie mając ochoty wdawać się z nimi w konfrontacje, a na pewno by do niej doszło, gdyby jednak zdecydował się tam zostać, wrócił do wieży Gryffindoru i schował się w dormitorium. Może nie było to w jego stylu, ale uważał, że tak będzie dla niego najlepiej.
W poniedziałek pierwszymi zajęciami były podwójne eliksiry na które mało się nie spóźnił. Na szczęście przyszedł pod pracownie w ostatniej chwili, zanim zjawił się Snape w całej swej przerażającej postaci, wpuszczając ich do klasy. Oczywiście tak jak było już od dłuższego czasu, Harry usiadł sam w ostatniej ławce. Wcześniej zawsze siedział z Ronem, ale teraz był zmuszony siedzieć sam, ale dzięki temu nikt nie przeszkadzał mu w czasie ważenia eliksirów swoimi nie bardzo śmiesznymi uwagami na temat Ślizgonów. Kiedy wypakował już podręcznik, plik pergaminów i pióro z kałamarzem, zwrócił całą swą uwagę na Snape'a, który przeszedł wzdłuż ławek, tocząc zimnym spojrzeniem po uczniach, po czym staną na przodzie klasy i zaczął przemawiać:
– Przez najbliższe trzy miesiące będziemy ważyć dość skomplikowane eliksiry, dlatego żeby uniknąć jak najwięcej wybuchów i uszkodzeń będziecie ważyć je w parach na które osobiście was podzielę. Panna Granger z panem Malfoyem, pan Finnigan z panem Zabinim, pan Potter z panną Lestrange… – kiedy mężczyzna kontynuował, uczniowie zaczęli się przesiadać. Po kilku chwilach każdy siedział już ze swoją parą i posyłali sobie nawzajem zniechęcone spojrzenia. Wyjątkiem byli Harry i Araminta, którzy patrzyli wyczekującym wzrokiem na profesora. – Dziś uwarzycie eliksir na czyraki. Przepis macie na tablicy. Brać się w tej chwili do roboty.
Momentalnie po sali rozniosło się ciche szuranie i trochę gniewne szepty między partnerami. Araminta widząc takie zachowanie, skrzywiła się. Była naprawdę zadowolona, że dostał jej się do pary Potter, a nie Weasley czy co gorsza Longbottom, który zawsze musi wysadzić swój eliksir. Jeszcze zawsze mogła skończyć w parze z Granger, a co by było chyba jeszcze gorsze. Może i ta dziewucha była najlepszą uczennicą na ich roku, ale po prostu nie cierpiała jej i raczej nic tego nie zmieni. Jej zdaniem była zbyt przemądrzała i ciekawska. Zawsze musiała wszystko wiedzieć, a ją to niezwykle wkurzało.
– Potter, ty pójdziesz po potrzebne składniki, a ja w tym czasie przygotuję nasz kociołek – stwierdziła, odwracając głowę w kierunku swojego partnera, który kiwnął głową, zgadzając się na to bez słowa, po czym poszedł w stronę szafki na składniki. Zabrał te, które potrzebowali do eliksiru na czyraki i wrócił na miejsce.
Przygotowywanie eliksiru szło im dość sprawnie. Dziewczyna z cierpliwością tłumaczyła Harry'emu jak powinien pokroić poszczególne składniki. Ani razu go nie obraziła tak jak to zazwyczaj robił Malfoy czy Snape, więc był z tego zadowolony. Musiał przyznać, że od niej dowiedział się więcej o ważeniu eliksirów niż od Snape'a przez ostatnie trzy lata, a ich wywar był w odpowiednim kolorze i konsystencji. Choć idealny tak jak ten Draco i Hermiony nie był, to Snape nie bardzo miał się do czego przyczepić i musiał wstawić im Powyżej Oczekiwań. Kiedy wstawiał im tą ocenę, posyłał Potterowi podejrzliwe spojrzenia.
Pod koniec drugiej lekcji, w momencie gdy wszyscy już oddali swoje eliksiry w bardziej lub mniej użytecznej postaci, profesor stanął na katedrze i potoczył po wszystkich zimnym wzrokiem pod wpływem którego praktycznie każdy mimowolnie się wzdrygnął, po czym odchrząknął i powiedział głosem w którym doskonale było słychać sarkazm:
– Na następnej lekcji będzie sprawdzian. Zdaję sobie sprawę, że nawet jeśli jesteście o nim poinformowani to jedynie część z was się do niego przygotuje. I to naprawdę mała, więc i tak wyświadczam wam przysługę mówiąc o nim, bo każdy kto go obleje będzie miał zakaz wstępu na lekcje eliksirów przez następne trzy miesiące. Podzieliłem was na pary już dzisiaj, bo jeśli jeden z partnerów nie zda tego testu to automatycznie również ta druga osoba go nie zdaje.
W sali dało się słyszeć oburzone głosy uczniów, które ucichły jak tylko Snape odebrał Gryffindorowi dwadzieścia punktów za robienie niepotrzebnego zamieszania. Ron, zrobiwszy się purpurowy na twarzy ze złości, już chciał coś powiedzieć, wygarnąć mu co o nim myśli, ale na szczęście został powstrzymany przez siedzącą za nim Hermionę. Jeśli by ona tego nie zrobiła na pewno nie skończyłoby się to tylko na dwudziestu ujemnych punktach.
Jak tylko zadzwonił gong oznajmiając koniec lekcji, wszyscy zaczęli się pakować w wręcz ekspresowym tempie, by jak najszybciej opuścić laboratorium i nie podpaść Snape'owi jeszcze bardziej. Nikomu nie marzyło się dostanie szlabanu i spędzenie co najmniej tygodnia na szorowaniu brudnych, cuchnących kociołków.
– Jejku, nigdy bym nie pomyślał, że kiedykolwiek dostanę z Eliksirów wyższą ocenę niż nędzny – przyznał Harry, wychodząc razem z Lestrange z klasy. – Ale jestem zadowolony i nie mam zamiaru na to narzekać.
– Nie rozumiem czemu przez poprzednie trzy lata twoje eliksiry wyglądały fatalnie, skoro teraz poszło ci przy ważeniu naprawdę dobrze. Owszem jest kilka rzeczy nad którymi powinieneś popracować jak choćby techniki krojenia, ale i tak jest to spora różnica – powiedziała Araminta, zatrzymując się w połowie korytarza i patrząc na niego pytająco.
– Sądzę, że to dlatego, że ty wytłumaczyłaś mi jak powinienem przygotowywać dane składniki. I nie warczałaś na mnie za każdym razem kiedy mało nie zepsułem naszego eliksiru – mruknął, odwracając wzrok z lekkim zawstydzeniem. – Poza tym umiesz w bardziej przystępny sposób wytłumaczyć to wszystko w przeciwieństwie do Snape'a.
– Jeśli chcesz mogę ci pomóc w eliksirach – zaproponowała. – Oczywiście proponuję to tylko dlatego, że mam zamiar zdać ten test, a jak słyszałeś Snape'a to jeśli jeden z dwóch partnerów go nie zaliczy, oboje oblewają, a ja w żadnym wypadku nie mam zamiaru do tego dopuścić.
Harry spojrzał na nią zaskoczony. Nie spodziewał się takiej propozycji, ale musiał przyznać, że była ona korzystna dla obojga. On podszkoli się z przedmiotu, który mu totalnie nie idzie, a ona będzie miała pewność, że oboje zdadzą ten najbliższy test. Poza tym w końcu dziewczyna zawsze mogła chcieć w zamian za pomoc nie wiadomo czego, a tak układ ten wydaje się być równie korzystny dla obu stron. W końcu, mimo wszystko, była Ślizgonką, więc było to oczywiste, ale nie wyczuł od niej żadnego podstępu dlatego właśnie zdecydował się jednak zaryzykować. Przecież chyba nic nie ma takiego do stracenia, prawda?
– Zgadzam się.
– W takim razie co powiesz, żebyśmy spotykali się codziennie po ostatniej lekcji w bibliotece na, powiedzmy, jakieś dwie godziny? Postaram ci się jak najbardziej zrozumiale wytłumaczyć sposoby krojenia i przygotowywania składników oraz ich właściwości i dlaczego niektórych nie powinno się ze sobą łączyć – powiedziała Araminta, ponawiając drogę do klasy transmutacji, a Harry ruszył za nią. Po drodze mijali wielu uczniów śpieszących się na następne lekcje, którzy widząc spokojnie rozmawiających ze sobą Gryfona i Ślizgonke byli po prostu zszokowani i zaczynali między sobą szeptać, ale oni sobie z tego w ogóle nic nie robili. W tamtym momencie jakoś nie bardzo ich to interesowało, z różnych powodów.
– Codziennie? No wiesz, mnie to nie przeszkadza, ale twoi przyjaciele pewnie będą źli, że poświęcasz im przez to mniej czasu – stwierdził, przyglądając się jej z uwagą.
– To nie będzie problemem. Zrozumieją. Poza tym jeśli nie miałbyś nic przeciwko od czasu do czasu by się do nas przyłączyli. To jak? Pasuje ci taki układ?
– Tak. Raczej tak.
– W takim razie do zobaczenia po obiedzie – dziewczyna mówiąc to posłała mu szybkie spojrzenie, a następnie weszła do klasy profesor McGonagall, zostawiając pod drzwiami lekko oszołomionego Pottera. Nie przejmując się tym, usiadła w trzeciej ławce obok swojej najlepszej przyjaciółki, Dafne Greengrass, która przyglądała jej się uważnie. Gdy tylko to dostrzegła, zapytała: – O co chodzi?
– Zastanawiam się jakim cudem udało ci się zdobyć za tamten eliksir Powyżej Oczekiwań mając za partnera taką łamagę jak Potter – mruknęła Dafne, opierając głowę na ręce.
– Potter nie jest aż taką łamagą z eliksirów jak sądzisz. Wystarczy mu dobrze wytłumaczyć, a idzie mu całkiem nieźle. Rozmawiałam z nim na ten temat i zaproponowałam mu korepetycje z eliksirów – odparła Araminta, patrzą na nią zdziwiona jej swobodną postawą. Jej przyjaciółka zazwyczaj siedziała na lekcji wyprostowana niczym struna. Oczywiście wyjątkiem była Historia Magii, ale jedyną osobą siedzącą w tedy prosto i słuchającą nauczyciela była ta głupia Granger.
– Pogięło cię?! – syknęła Dafne zdenerwowana. – Przecież to Gryfon! Już nawet nie wspomnę, że to Harry ,,Cholerny'' Potter! Powiedz mi, że tylko żartowałaś, błagam cię.
– Nie, nie żartowałam. Codziennie po lekcja będziemy spotykać się w bibliotece. Zrobiłam to tylko dlatego, że naprawdę chcę zdać ten cholerny test, a to chyba jedyne wyjście. Jeśli chcesz możesz do nas dołączyć.
– Nie, dzięki. Raczej nie skorzystam.
– To twoja decyzja, ale jakbyś zmieniła zdanie zawsze może przyjść.
– Ok, ale nie wydaje mi się, żebym zmieniła zdanie – szepnęła Dafne i w tej samej chwili do klasy weszła profesor McGonagall, a wszystkie rozmowy szybko ucichły. Tak kobieta potrafiła być naprawdę straszna, gdy się zdenerwuje, a nikt wolał nie sprawdzać granic jej cierpliwości.
Transmutacja jak i reszta przed popołudniowych lekcji minęła tego dnia w miarę spokojnie, za to w czasie obiadu cała Wielka Sala wprost huczała od plotek na temat Harry'ego i Araminty. Niektórzy sądzili, że on chce ją wykorzystać w wygraniu Turnieju Trójmagicznego, a inni uważali, że jest wręcz na odwrót, ale większość była zgodna co do tego, że Potter bratał się z wrogiem. Samemu zainteresowanemu nie podobało się to, że musi tego wszystkiego wysłuchiwać, ale jeśli chciał zjeść obiad był do tego zmuszony. Właśnie z tego powodu starał się zjeść posiłek jak najszybciej tylko mógł. Gdy jego talerz zrobił się pusty, wstał od stołu i szybkim krokiem skierował się w stronę wyjścia. Już miał wyjść, kiedy drogę zagrodził mu Ron mając wściekły wyraz twarzy.
– Mógłbyś się przesunąć? – poprosił, starając się być uprzejmym. – Chcę przejść.
– Ach tak? Wielki Harry Potter chce przejść? Wiesz, co, Potter? Nie zawsze to czego ty chcesz jest najważniejsze, podły zdrajco – warknął Ron, popychając swojego byłego najlepszego przyjaciela, który stracił na moment równowagę, ale już po chwili ją odzyskał. – Nie dość, że wrzuciłeś swoje nazwisko do Czary Ognia to jeszcze zaczynasz zadawać się z tymi oślizgłymi Ślizgonami? Nawet nie wiedziałem, że można aż tak nisko upaść.
– Ron, ile razy mam ci powtarzać, że to nie ja wrzuciłem swoje nazwisko do Czary Ognia? Poza tym jestem z Lestrange w parze na eliksirach i oboje mamy zamiar zaliczyć ten cholerny test, który ma być na następnej lekcji. Dlatego właśnie mamy zamiar się razem uczyć. Przecież słyszałeś co powiedział Snape. Jeśli jeden z partnerów nie zda tego testu, to obaj oblewają, więc radzę ci się również wziąć za naukę. Świat nie kręci się tylko wokół quidditcha – stwierdził Harry, po czym wyminął purpurowiejącego rudzielca i wyszedł z Wielkiej Sali. Nawet nie zauważył, że po jego słowach zapadła w pomieszczeniu cisza, a po chwili wybuchły głośne rozmowy na temat tego zajścia.
Ron, upokorzony na oczach prawie całej szkoły, wybiegł na korytarz, gdzie czekali na niego Dean, Seamus oraz Neville i całą czwórką udali się na ostatnią tego dnia lekcję, którą była opieka nad magicznymi stworzeniami. Kiedy tam dotarli, na miejscu było już większość uczniów z czwartego rocznika Gryffindor–Slytherin. Hagrid, wprost promieniejąc szczęściem i dumą, stał przed klasą, a obok niego piętrzył się stos skrzynek w których znajdowały się sklątki tylnowybuchowe. Pół olbrzym zdawał się w ogóle nie zwracać uwagi na zdegustowane miny swoich studentów, którzy odruchowo cofnęli się od skrzyń krok do tyłu. Kiedy wyjaśnił im co będą z nimi robić, po polanie na której się znajdowali rozniósł się szmer cichych rozmów.
Wyprowadzanie tych stworzeń nikomu nie przypadło do gustu. Tym bardziej, że średnio co kilka minut któraś wybuchała, a pechowiec, który trzymał jej smycz został pociągnięty kawałek brzuchem po ziemi okropnie brudząc sobie szatę na zielono–brązowo. Kolory te w szczególności nie spodobały się Gryfonom, którzy głośno wyrażali swoje zdanie na ten temat przy wtórze narzekań i dogryzań równie brudnych Ślizgonów.
Harry z bolesnym jękiem po raz kolejny wylądował na twardej, lekko wilgotnej ziemi, a niezbyt duża sklątka tylnowybuchowa, którą trzymał na smyczy, przeciągnęła go dość spory kawałek po polanie. Kiedy się zatrzymał, usłyszał po chwili nad sobą głośny, ironiczny, bardzo dobrze mu znany śmiech. Zerknął szybko w górę i zauważył uśmiechającego się szyderczo Draco Malfoya, który patrzył na niego z doskonale widoczną w oczach złośliwością.
– Co, Potter, w końcu zrozumiałeś, że nie dorastasz mi nawet do pięt? – zakpił Malfoy, a jego kumple zaczęli rechotać.
– Wiesz co, Malfoy? Masz rację. Nie dorastam do pięt twojemu ogromnemu ego – stwierdził Harry, wstając i, otrzepawszy się względnie z ziemi, posłał mu chłodne spojrzenie, po czym szybkim krokiem oddalił się od niego niezbyt mocno pociągając za sobą na smyczy sklątkę tylnowybuchową.
– Pożałujesz tego jeszcze, Potter! – krzyknął za nim nieźle wkurzony Malfoy, ale on nic sobie z tego nic nie robił. Prawdę powiedziawszy jakoś w tym roku naprawdę miał go gdzieś. Jedyne co się dla niego teraz liczyło to to żeby przeżyć ten głupi turniej w możliwie w jednym kawałku. Naprawdę nie widziała mu się śmierć w wieku zaledwie czternastu lat.
– Cholibka, Harry, wszystko w porząsiu? – zapytał Hagrid, patrząc na niego zmartwionym wzrokiem.
– Na tyle na ile może być w porządku w moim przypadku – mruknął, wzruszając przy tym lekko ramionami.
– Może wpadłbyś do mnie po lekcji na herbatkę? – zaproponował Hagrid, kładąc swoją wielką dłoń na jego ramieniu, na co pod Harrym mimowolnie ugięły się kolana pod wpływem jej dość sporego ciężaru.
– Wybacz, ale nie mogę. Umówiłem się w bibliotece z Lestrange. Będzie mi tłumaczyć eliksiry.
– Z panną Lestrange? – zdziwił się Rubeus. – Cholibka, Harry, wiesz co robisz? Nie mówię, że każdy Ślizgon jest zły, ale powinieneś na nią uważać. Jej rodzice… nie ważne. Po prostu powinieneś mieć oczy szeroko otwarte.
– ,,Jej rodzice'' co? Co masz na myśli? – Harry spojrzał na niego z niezrozumieniem w oczach. Naprawdę nie wiedział co może być nie tak z rodzicami Lestrange. Byli niebezpieczni czy co? Ale ona nie wyglądała jakby coś knuła przeciwko niemu, więc nie miał zielonego pojęcia o czym mężczyzna mówił.
– Jak mówiłem, nie ważne, ale proszę, bądź ostrożny.
– Dobrze, ale wiesz, ona zaproponowała te korepetycje tylko ze względu na to, że Snape podzielił nas dzisiaj na pary i przez następne trzy miesiące będziemy w nich ważyć eliksiry, oczywiście jeśli zdamy test, który zrobi nam na następnej lekcji. Powiedział, że jeśli jedna osoba go nie zda to obaj partnerzy oblewają, więc sądzę, że robi to tylko dlatego, by się upewnić, że go zaliczymy – wyjaśnił Harry, a Hagrid pokiwał ze zrozumieniem głową, po czym powiedział:
– Rozumiem, ale i tak chciałbym , żebyś na siebie uważał.
Chłopak zgodził się, a następnie oddalił się kawałek ze swoją sklątką tylnowybuchową zastanawiając się dlaczego Hagrid był taki przerażony, gdy wspominał o rodzicach Lestrange. Najłatwiej byłoby zapytać Ślizgonke, ale uważał, że raczej by mu tego nie powiedziała. W końcu nie miała ku temu żadnych powodów, więc się nawet temu nie dziwił. Postanowił poczekać i spróbować wyciągnąć to od Hagrida. Przecież jego przyjaciel zawsze miał długi język, kiedy wypił za dużo, dlatego nie pozostało mu na razie nic innego jak czekać na moment, kiedy ten będzie po kilku głębszych. Z tym postanowieniem kontynuował wyprowadzanie swojej sklątki tylnowybuchowej, która po raz kolejny wybuchła, odrzucając go nieznacznie w tył, a następnie pociągnęła kawałek po ziemi.
