Oryginał : Viva Vegas
Autor : suallenparker
Zgoda na tłumaczenie: jest
To moje pierwsze tłumaczenie, dlatego będę wdzięczna, jeśli wytkniecie mi wszystkie błędy. Chcę ich uniknąć w przyszłości :
Oddaję na Wasze ręce, fani Huddy!
Prolog
House bez entuzjazmu przykuśtykał do swojej szafy, chwycił trzy koszule, które wyglądały schludnie, mimo iż były pomarszczone i włożył je razem z wytartymi dżinsami do swojej torby podróżnej, razem z resztą rzeczy, których według niego mógł potrzebować podczas weekendowej wycieczki do Vegas. Przede wszystkim sto dolarów, w banknotach jednodolarowych… Skoro Cuddy zmusiła go, by wygłosił wykład, to przynajmniej mógł jej podziękować za ten wątpliwy zaszczyt zmuszeniem jej do wizyty w klubie ze striptizem. House uśmiechnął się.
Rozdział 1: Stan Nevada, Bóg i Elvis.
Cuddy ostrożnie otwarła swoje wciąż ciężkie od snu powieki, tylko po to, by natychmiast je zamknąć, kiedy jasne światło porannego słońca w Las Vegas uderzyło w jej twarz. Jej czaszka brzęczała, jakby cała chmara budowlańców pracowała tam młotami pneumatycznymi. Jęknęła i podniosła lewą rękę, by osłonić oczy przed oślepiającym światłem. Wzdrygnęła się, kiedy nagle poczuła jak coś zimnego i metalicznego na jej palcu, zetknęło się z jej policzkiem. Po chwili zdała sobie sprawę, że ta sama ręka leżała wcześniej na czymś ciepłym i oddychającym… Ponownie otwarła oczy, spojrzała na swój palec, który otaczała złota obrączka, by po chwili przenieść wzrok na to coś ciepłego i oddychającego obok niej.
O cholera.
House.
O. Cholera.
Starając się zachować spokój zamknęła na chwilę oczy i wzięła głęboki oddech.
- Spokojnie Lisa – powiedziała do siebie – tylko spokojnie.
Zaraz potem uświadomiła sobie, że była naga.
O CHOLERA.
'Zapomnij o spokoju…' w pośpiechu usiadła, chwytając luźny koc, który ledwo przykrywał– jej i House'a – nagie ciała i przycisnęła go do piersi. Budowlańcy, którzy wciąż prowadzili prace w jej czaszce, zaprotestowali głośno przeciwko gwałtownemu ruchowi i zaczęli używać koparek.
-O cholera – wymruczała Cuddy. Przyciągnęła nogi do swojego ciała i położyła bolącą głowę na kolanach. Niespokojnie kiwała się w przód i tył, kiedy próbowała sobie przypomnieć jakieś wydarzenia z ostatniej nocy. Pracownicy odpowiedzieli na jej pytania jedynie większym bólem. Nagle House poruszył się, a ona zamarła.
-Proszę nie pozwól mu się obudzić. – Modliła się cicho. – Proszę, nie pozwól mu się obudzić. Proszę…
-Dzień dobry, moje kochane słoneczko. – House usiadł, uśmiechając się.
Zamiast odpowiedzieć albo zbesztać go, bo nie wydawał się cierpieć z powodu kaca jak ona, pokazała mu bez słowa swoją lewą rękę, na której widniała obrączka. Besztanie go mogło zaczekać, aż jej własny głos nie będzie powodował tak wielkiego echa w jej głowie…
- O cholera. – House wypuścił powietrze ze swoich płuc ze świstem. Wziął jej rękę swoją prawą i przytrzymał blisko swojej twarzy.
– Cuddles, nosisz tanią podróbkę… - popatrzył na nią z szeroko otwartymi oczami. – Jestem w szoku!
Położył swoją lewą rękę na sercu w melodramatycznym geście.
Cuddy rzuciła mu groźne spojrzenie i wskazała lekkim ruchem głowy, czego natychmiast pożałowała, na jego własną lewą rękę, która wciąż spoczywała na jego nagiej klatce piersiowej.
Dopiero wtedy House zauważył własną obrączkę.
- O cholera. – Puścił jej rękę, jakby parzyła.
Na dźwięk wibracji oboje się wzdrygnęli. Przeklinając, House złapał swoją komórkę, która leżała mrugając i wibrując na jego stoliku nocnym, podczas gdy Cuddy zakryła rękami uszy z wyrazem bólu na twarzy.
-Tak?
-House?- Znajomy głos wydobył się z jego telefonu.
-Nie, Wilson, mówi Bóg. – Hause przewrócił oczami. – Więc chcesz czegoś konkretnego? Jak nie to się rozłączam… Mam mnóstwo ważnych rzeczy do roboty. Zapobieganie powodziom, leczenie raka, sam wiesz… Ratowanie świata, jak zawsze.
-W porządku, Boże. Jeśli jesteś teraz zajęty, bądź tak miły i połącz mnie z House'm, dobra? – Głos Wilsona był przesiąknięty sarkazmem.
-Powiedz mu, żeby zadzwonił do ciebie później. – Powiedziała zirytowana Cuddy. Budowlańcy w jej głowie nie przerywali. Zazdrosna patrzyła na House'a, który nie podzielał jej bólu. Do diabła z nim.
House pomachał i przyłożył palec do ust, by była cicho, ale było już za późno. Wilson rozpoznał głos Cuddy.
-Cuddy jest z tobą?- Wilson był zdezorientowany. – Co robi Cuddy o 10 rano w twoim pokoju?
-Powinienem raczej spytać, dlaczego dzwonisz do mnie o pieprzonej10 rano. –House warknął, by rozproszyć Wilsona, ale się nie udało.
-Dlaczego Cuddy jest w twoim pokoju? – Wilson drążył bez litości.
-Zakładając, że ostatnia noc, była naszą nocą poślubną, byłoby niegrzecznie wywalić ją jak zwykle, nie sądzisz?
Cuddy zajęczała.
-Co? – Zapytał Wilson z niedowierzaniem, próbując złapać powietrze.- Czy ty właśnie powiedziałeś noc poślubna?
House pokiwał głową, po chwili zdając sobie sprawę, że rozmawia przez telefon, więc dodał.
-Tak, noc poślubna, Wilson. To ta noc zaraz po ślubie.-Zdenerwowany House wywrócił oczami. Kolejny gest, który przegapił Wilson. – Coś, o czym powinieneś wiedzieć więcej niż ja… Masz dużo więcej doświadczenia…
-Ślub. – Powtórzył Wilson, jakby nie wierzył własnym uszom. Albo poczytalności House'a.- Czy to znaczy, że jesteś żonaty z Cuddy?
House znów zmarnował cyniczne przewrócenie oczami na Wilsona.
- Tak, Wilson. Żonaty. Z Cuddy. W dodatku w obliczu stanu Nevada, Boga i Elvisa. Chociaż niektórzy wierzą, że dwa ostatnie to to samo.
Pokonana, Cuddy schowała twarz w dłoniach i jęknęła. House spojrzał na nią, marszcząc brwi, zanim zwrócił się do Wilsona, który dalej był zbyt zszokowany, by się odezwać.
-Muszę kończyć. – House wyjaśnił sucho i podniósł brew. – Moja droga żona potrzebuje całej mojej uwagi, jeśli wiesz, co mam na myśli…
Nie zostawiając Wilsonowi czasu na odpowiedź, zamknął telefon i położył z powrotem na szafce nocnej. Ostrożnie dotknął ramienia Cuddy prawą ręką.
-Cuddy, wszystko w porządku?
Oszołomiona Cuddy podniosła głowę i uraczyła House'a gniewnym spojrzeniem.
- To znaczy, pomijając fakt, że obudziłam się z wielkim kacem i moim najbardziej denerwującym pracownikiem, jako mężem? – Zasyczała na tyle głośno, na ile pozwoliła jej pękająca głowa. Jej oczy zwężyły się.
-Dlaczego nie masz kaca?
- Korzyść z długotrwałego uzależnienia od leków… Ciało dostosowuje się do wszystkiego. – House wzruszył ramionami, zgarnął Vicodin ze stolika nocnego, połknął dwie tabletki na sucho i podał buteleczkę Cuddy.
Burknęła coś, czego House nie zrozumiał i przełknęła tabletkę. Zanim wstała, rozejrzała się po pokoju i szczelnie owinęła cienki koc wokół swojego ciała. Wzięła swoją torebkę, która leżała na wprost drzwi, częściowo przykryta jej stanikiem, który także podniosła, mocno się rumieniąc.
House obserwował ją z uśmiechem.
-Kochanie, nie musisz się ubierać. Po prostu pozwól nam się trochę nacieszyć naszym małżeństwem.
Cuddy przez chwilę rozważała, czy nie powinna rzucić w niego torebką, ale zdecydowała, że lepiej, jeśli poszuka tam swojej komórki.
- Nie ubieram się…
- Dobrze!
Rzuciła w niego starym długopisem.
- Szukam mojego telefonu.
- Telefonu?
- Żeby zadzwonić do mojego adwokata.
- Adwokata?
- W sprawie anulowania…
- Anulowanie po niecałym dniu? Zwolnij Britney…
Cuddy spojrzała na niego przez ramię i wyjęła komórkę z torebki.
- Chyba nie myślisz, że zostaniemy małżeństwem.
- Dlaczego? Już mnie nie kochasz?- House znów położył rękę na swoim sercu.
– Myślałem, że łączy nas coś wyjątkowego. – Jęknął, po czym parsknął arogancko. – Może przegapiłaś fakt, że powiedziałem Wilsonowi, że jesteśmy małżeństwem, więc cały szpital wie. – Popatrzył na nieistniejący zegarek na swoim nadgarstku. – Więc… Naprawdę chcesz im jutro powiedzieć, że jesteśmy już po rozwodzie? Nie będzie to wyglądało zbyt profesjonalnie, jak na dyrektora szpitala, prawda?
W zamyśleniu Cuddy wrzuciła telefon do torebki i przygryzła dolną wargę. House miał rację, co niechętnie musiała przyznać. Nikt nie brałby jej poważnie, gdyby się wydało, że poślubiła swojego najgorszego pracownika, kiedy była pijana. Cholera! Znów.
- Co proponujesz? – Podniosła brew. To, że się z nim zgadzała, nie znaczyło, że on musi o tym wiedzieć. – Może po prostu zostać małżeństwem?
- A dlaczego nie? Skoro Britney i Kevin i Jessica i Nick dali radę, to my też sobie poradzimy…
- Obie pary są rozwiedzione, House.
-Tak, ale byli małżeństwem przez lata! Powiedzmy, że zostaniemy małżeństwem przez pół roku, by zachować twój honor, a później wyjaśnimy, że nasze drogi się rozeszły, albo, że ożeniłem się z tobą dla mojej kariery… Jak wolisz. – Uśmiechnął się zadowolony z siebie.
Cuddy podejrzliwie zmarszczyła brwi.
- A co ty z tego będziesz miał, House?
- Masz na myśli oprócz tego ciepłego uczucia w żołądku, które pojawia się, kiedy pomagasz innym?
- Jedyna rzecz, która daje ci uczucie ciepła w żołądku, to świeży muffin...
- Oj, Cuddy – House pokręcił głową z politowaniem. –Taka cyniczna w najszczęśliwszym dniu twojego życia?
- House… - powiedziała ostrzegawczo.
- To chociażby to ciepłe uczucie, które pojawia się, kiedy cały męski personel szpitala ci zazdrości, bo pieprzyłeś gorącą szefową. – Wzruszył ramionami, zrelaksowany.
- Nie. Prześpię. Się. Z. Tobą. House.
- Znów.
- Co proszę?
- Nie prześpisz się ze mną znów, Cuddy. Albo jak myślisz, co robiliśmy ostatniej nocy? – Uniósł sugestywnie brwi.
- Żadnego seksu, House.- Powiedziała Cuddy surowo, próbując stłumić obrazy jej i House leżących nago na tym łóżku, nie wiedziała, czy to były wspomnienia, czy jedynie fantazje. Musiała się dowiedzieć, co naprawdę stało się zeszłej nocy… Pamiętała, że razem z House'm poszli na zbiórkę pieniędzy, którą zorganizował przystojny mężczyzna. Ten sam mężczyzna, nie opuścił jej ani na chwilę przez cały wieczór i w niewłaściwy sposób próbował ją poderwać.
- To też powiesz męskiemu personelowi? – House przerwał jej myśli.
Cuddy prychnęła.
- To by zepsuło nasz kamuflaż. Po za tym nie omawiam mojego życia erotycznego z pracownikami.
- Skąd mam wiedzieć? W końcu poślubiłaś też jednego z twoich pracodawców, kiedy się upiłaś.
Cuddy zignorowała jego komentarz i zaczęła zbierać swoje ubrania, które były porozrzucane po całym pokoju. House obserwował ją w ciszy.
- Skoro nie będziesz ze mną spać, będziesz płacić za moje dziwki? – Zapytał. – Jako rodzaj małżeńskiej wymiany?
- Nie.
- Ale zostaniemy małżeństwem?
- Tak. – Warknęła. Wyrwała swoje slipy, które leżały pod bokserkami House'a i zaczerwieniła się. W jakiś sposób wydawało się to być złym znakiem dla jej małżeństwa… Miała przeczucie, że House zażąda od niej o wiele więcej za utrzymanie kamuflażu niż nie mówienie o jej nieistniejącym życiu erotycznym.
House uśmiechnął się, patrząc na jej wspaniały tyłek, kołyszący się tuż przed nim.
- Świetnie, w takim razie zadzwonię do Wilsona i powiem mu, żeby nam kupił ekspres do kawy, jako prezent ślubny.
