Tytuł: Quidditch
Autor: euphoria
Betowała wspaniała okularnicaM:*
Fandom: Teen Wolf
Pairing: Derek/Stiles
Rating: +12
Ostrzeżenia: AU uniwersyteckie, nerd Stiles, Derek-futbolista… nawiązania do popkultury [będę się starać]

tłumaczone również na język rosyjski, link w profilu


Kiedy Derek wszedł do szatni i zastał swoich kolegów z drużyny kompletnie zdezorientowanych, początkowo nie wiedział co się dzieje.

- Dlaczego się nie przebraliście? – spytał zirytowany.

Przeważnie przychodził na trening w ostatniej chwili, żeby uniknąć typowo męskich rozmów, które w przypadku Jacksona polegały na przechwalaniu się co i z którą ze studentek robił ostatniej nocy. Niestety Whittemore nie do końca pojmował, że szczegóły mogą większość kolegów po prostu mdlić i potrafił perorować na temat swojej sprawności seksualnej godzinami.

- Ktoś zajął boisko – poinformował go Isaac nieśmiało.

Derek spojrzał na Laheya kompletnie wybity z rytmu, bo nawet drużyna dopingująca nie miała prawa w środku sezonu zabierać im czasu ani przestrzeni treningowej. W tym roku nareszcie mieli okazję zdobyć mistrzostwo i nic, i nikt nie mógł ich przed tym powstrzymać.

Derek nie zdążył nawet spytać kto śmiał rościć sobie prawo do boiska, gdy do środka wparował trener.

- Dobra, panienki. Dlaczego jesteście nieprzebrani?! – krzyknął do nich, ustawiając chłopaków od razu do pionu. – Ruchy! Ruchy!

- Podobno ktoś zajął boisko – poinformował go chłodno Hale.

Finstock spojrzał na niego jak na idiotę.

- Nasze boisko?! – spytał kilka tonów za głośno.

Trener chwycił mocniej swoje notatki i gwizdnął głośno, podnosząc pięść do góry.

- Za mną! – zarządził, więc bez wahania podążyli jego śladem.

Nie zdążyli nawet wyjść na linię boczną, gdy dobiegły ich podniesione głosy. Na boisku faktycznie ktoś trenował.
Derek z przerażeniem obserwował grupę dzieciaków obu płci, które biegały po trawie z miotłami w rękach. Po obu stronach boiska ustawione były dziwne obręcze, przez które dziewczęta próbowały przerzucić podejrzanie wyglądającą piłkę.

Finstock musiał być w takim samym szoku jak oni, ponieważ przystanął i zaniemówił, co nie zdarzało mu się znowuż tak często. Pozbierał się jednak szybko i gwizdnął głośno, zwracając na siebie uwagę intruzów.

- Kto za to odpowiada?! – krzyknął, gdy grupa odwróciła się w ich kierunku.

Z tłumu wyłonił się szczupły, wysoki chłopak, który ku totalnemu zaskoczeniu nosił jaskrawo czerwony szalik w środku października, gdy na zewnątrz panowała temperatura powyżej trzydziestu stopni. Nieznajomy przyciągnął bliżej do piersi miotłę, gdy podbiegł do nich niezwłocznie, a potem ku rozbawieniu pozostałych, wyciągnął z kieszeni spodni okulary o grubej oprawce i założył je na nos.

- Stiles Stilinski, kapitan – przedstawił się z przyjaznym uśmiechem.

Finstock rzucił mu jedno ze swoich sławetnych spojrzeń, ale chłopak nie wydawał się poruszony.

- Zajęliście nam boisko. Moi chłopcy muszą trenować przed zawodami – warknął trener.

- Przykro mi, ale zgodnie z planem boisko przez najbliższe dwie godziny będzie wyłącznie do naszej dyspozycji – wyjaśnił uprzejmie Stilinski. – Ponad pół roku temu zarezerwowaliśmy je, żeby ze spokojem trenować – dodał.
Finstock spojrzał na miotłę w dłoniach Stilesa i jego przyprawiający o traumatyczne przeżycia szalik.

- Słuchaj, Bilinski, nie mam zielonego pojęcia czy trenujecie zamiatanie w waszym klubie przyszłych woźnych, ale to boisko…

- W zasadzie to quidditch – wszedł mu w słowo Stilinski.

- Co? – zdziwił się Finstock.

- Quidditch, trenujemy quidditch – wyjaśnił chłopak, wskazując na miotłę. – No wie pan: Harry Potter, Voldemort, Puchar Domów… - ciągnął dalej, ale trener spoglądał na niego kompletnie niczego nie rozumiejąc.

Derek zresztą też nie pojmował co chłopak próbował mu wytłumaczyć. Czymkolwiek nie byłby ten sport, na tym boisku nie było miejsca dla dwóch drużyn. Nie w środku sezonu.

- Na Thora i jego rozrywkowego brata Lokiego, kompletnie nie wiecie o czym mówię, prawda? – spytał rozbawiony Stiles i Hale musiał przyznać, że chłopak miał całkiem przyjemny uśmiech.

Jeden z tych zaraźliwych i rozgrzewających od środka. Oczywiście interesujący na tyle na ile mógłby być uśmiech jakiegoś cholernego nerda, bo Derek rozpoznawał takowych na kilometr.

- Wyjaśnię to zatem prostymi słowami, żeby tacy mugole jak wy pojęli to w lot – ciągnął dalej Stiles. – Mamy zarezerwowane boisko, zgodę dyrekcji, trenera – wyliczył, wskazując na brązowowłosą dziewczynę, która właśnie wrzeszczała na jednego z zawodników. – Oraz kapitana. – Dygnął. – O ile nie przedstawicie mi nowego harmonogramu użytkowania tego trawnika, będziemy kontynuować treningi o wyznaczonych godzinach – zakończył, spoglądając spokojnie na Finstocka, który wyglądał jakby się zapowietrzył.

Stiles odczekał chwilę, ale ponieważ nikt go nie zatrzymywał, zabrał swoją miotłę, zawinął pewnym ruchem szalik wokół szyi i odwrócił się na pięcie, wracając do swojej drużyny.

- Uwierzcie w magię! – krzyknął im jeszcze na pożegnanie i ktoś za Derekiem zachichotał.

Wrócili do szatni w niebyt przyjaznych nastrojach i sięgnęli po torby. Jeśli faktycznie zostali odcięci od boiska, plan ich treningów został totalnie zaburzony.

- Hale! – warknął Finstock, zwracając na siebie jego uwagę. – Pogadaj z tym Bilinskim – zaczął. – Nie wiem jak to zrobisz, ale musisz odzyskać nasze boisko – dodał, wychodząc z szatni.

ooo

Derek szybko zdał sobie sprawę, że nastraszenie Stilinskiego nie będzie dobrą metodą przemówienia mu do rozsądku. Bynajmniej nie wydedukował tego wcześniej. Po prostu Jackson postanowił poczekać z nim, aż nerdzi skończą swój podejrzany trening, by zamienić ze Stilesem słówko.

Derek nie zdążył nawet otworzyć ust, a Whittemore ściskał już w dłoniach czerwony szalik chłopaka, który przytrzymywał przekrzywione okulary. Pozostali członkowie drużyny zamarli totalnie zaskoczeni.

- Wypad z naszego boiska, za tydzień nie chcę was tu widzieć – warknął Jackson i Derek już w tym momencie wiedział, że sprawa jest przegrana, bo Stiles przestał się wyrywać i spojrzał na Whittemore'a z kpiącym uśmieszkiem.

- Jackson, zostaw go. Chcieliśmy tylko pogadać – zaczął szybko Derek, ale wiedział, że jest już za późno.

Dziewczyna, którą Stiles przedstawił wcześniej jako trenera, przerzuciła swoją miotłę z lewej ręki do prawej i uderzyła trzonkiem prosto w krocze Whittemore'a, który z jękiem upadł na trawę puszczając Stilinskiego.

- Dzięki, Allison – wykrztusił Stiles, poprawiając szalik i spojrzał na Dereka tymi swoimi wielkimi brązowymi oczami.

Z tej odległości Hale mógł dostrzec każdy z wielu pieprzyków usianych na twarzy Stilinskiego. Chłopak wyglądał absurdalnie, ale nie odstawał od swoich przyjaciół. Dziewczyna – Allison, prócz rażącego w oczy szalika nosiła jeszcze czapkę naciągniętą niedbale na włosy i właśnie spoglądała na niego groźnie, jakby spodziewała się, że on też zaatakuje jej kolegę.

- Chciałem z tobą porozmawiać jak kapitan z kapitanem – podjął w końcu Derek, ignorując jęczącego na trawie Whittemore'a. – Czas, który przeznaczyliście na treningi jest w zasadzie jedyną optymalną dla nas porą, ponieważ studiujemy na różnych kierunkach i ten semestr jest dla wielu z nas ostatnim na uczelni – poinformował go w miarę neutralnym tonem.

- Och, prawnik – zacmokał Stiles, spoglądając na niego z uznaniem. – Wypadałoby się jeszcze przedstawić i nie zaczynać od rękoczynów. W innym wypadku Allison ponownie potraktuje was jak Doctor Who Daleków.

Derek otworzył usta, kompletnie zaskoczony i spojrzał na otaczających go nerdów.

- Jesteście pierwszoroczni? – zdziwił się.

Pierwszy raz spotkał się z tym, żeby ktoś nie znał jego nazwiska. Na tej uczelni była tylko jedna drużyna futbolowa oraz jeden kapitan tejże drużyny. I Derek dzierżył tę funkcję od prawie trzech lat. Nawet Finstock w końcu przyswoił sobie jego nazwisko.

- Pierwszoroczni – powtórzyła za nim z rozbawieniem dziewczyna o blond włosach, stając nad Jacksonem. – Brzmi jak Hagrid – westchnęła. – Ten tutaj ma buźkę jak Kapitan Ameryka, ale czuję, że to Tony Stark tylko bez seksownej inteligentnej riposty. – Kopnęła w kostkę Jacksona.

Stiles parsknął.

- Nie fraternizuj się z wrogiem, Lyds – ostrzegł ją Stilinski. – Pamiętasz jak skończyła się historia Neytiri i Jake'a*?
- Jake stał się Na'vi i uratowali Pandorę. Mieliśmy poszukać szukającego – przypomniała mu kobieta. – Poza tym… Nie martw się, nie jestem zainteresowana samcami, których długość penisa liczona w milimetrach jest mniejsza niż liczba całkowita mojego ilorazu inteligencji – dodała znudzona.

Allison zachichotała i chociaż Derek zrozumiał tylko połowę z tej dziwnej dyskusji, musiał zgodzić się z Lyds. Cokolwiek Jackson mógł opowiadać w szatni o swoich podbojach – jednak widywali go pod prysznicem.

- Moment – przerwał im Hale.

- Nie, słoneczko. Jesteś Robinem do mojego Batmana, więc niestety to ty postoisz i posłuchasz – wtrącił się Stiles, trącając go w ramię.

- Jest najwyżej Alfredem – rzuciła Allison.

- Sądzę, że go nie doceniamy – dodał Stiles. – Skądinąd, Lydia ma rację – westchnął.

Odwinął szalik z wyjątkowo jasnej szyi, na której – na wszelkich bogów – miał jeszcze więcej pieprzyków i powiesił go na miotle. Jackson w końcu doszedł do siebie, siadając na jednej z ławek, gdy Allison pogroziła mu sugestywnie trzonkiem. Spoglądał na Lydię z dziwną fascynacją, która nagle bardzo nie spodobała się Derekowi.

Drużyna Stilesa, w cokolwiek by nie grali, jak na razie składała się z trzech kobiet i dwóch mężczyzn. Allison, Lydia i blondynka z wyzywającą szminką na ustach, stały zaraz koło czarnoskórego dwudziestolatka, który z powodzeniem mógłby grać w futbol. Z takimi mięśniami na pewno dałby sobie radę w pierwszej linii obrony.

- Dobra, Robin. Sprawa wygląda tak, że niestety ale nie ma innego terminu, który interesowałby nas na dłuższą metę. A jeśli nie posiadasz Jedynego Pierścienia Władzy, a podejrzewam, że jednak go nie masz, nie jesteś w stanie nas przekonać – zakończył Stilinski.

- Co robimy z szukającym? – spytała Lydia.

- No chyba nie chcesz, żeby Harvey Specter** poznał magię. Nie naszą rolą jest tchnąć w niego życie, Arweno – pouczył ją Stilinski, taksując wzrokiem Dereka.

Lydia wzruszyła rękami.

- Dla mnie może być gadatliwy jak R2D2*** i rozgarnięty jak Joey Tribbiani****, byle wyglądał jak Wolverine – podsumowała i tym razem Derek poczuł się jak kawałek mięsa.

- Może od razu złóż zamówienie na Hulka? – zakpił Stiles.

- Zawsze możemy go przemalować – zaproponowała bez chwili zawahania.

Derek w końcu odchrząknął, bo zaczynało się robić już późno, a nie za bardzo nadążał za tokiem rozmowy.
- Możemy porozmawiać na osobności? – poprosił, bo Stilinski wśród znajomych posługiwał się językiem, który nie do końca był zrozumiały.

- Och, nie ma takiej opcji. Jeszcze mi życie miłe – odparł Stiles z uśmiechem. – Nie posługuję się też tak sprawnie miotłą jak Allison – dodał, szczerząc się w kierunku dziewczyny.

- Oooo… Nie bądź taki – zaćwierkała Lydia. – Jestem pewna, że miałeś ich pomiędzy nogami więcej niż Allison – dodała.

Stiles klepnął się w czoło, ale nie wyglądał wcale na zażenowanego insynuacją, która przyciągnęła baczniejszą uwagę Dereka.

- Nie wiem jak to robisz. Chciałem wyjść na szowinistę, a zostałem dziwką – podsumował Stilinski.

Lydia zaśmiała się i poklepała chłopaka po policzku.

- Już wiesz jak czujemy się my kobiety, gdy chcemy funkcjonować jako singielki w tym zmaskulinizowanym społeczeństwie – stwierdziła wzruszając ramionami.

Derek nie był pewien jakim cudem przeszli do typowo socjologicznych tematów, ale był pewien jednego; rozmowa ze Stilinskim, o ile do takiej faktycznie dojdzie, nie będzie najłatwiejsza.

ooo

Finstock był wściekły i to w ten upiorny, piekielny sposób. Przesunęli wstępnie trening z wtorku na środę, skutkiem czego pojawiła się tylko połowa składu drużyny. Pozostali w tym czasie mieli wykłady.

Przez prawie dwie godziny biegali, uderzali w manekiny i w siebie wzajemnie, nie dotykając przy tym piłki, więc Derek wyszedł z treningu w gorszym niż zwykle humorze. Doskonale wiedzieli, że jeśli nie będą ćwiczyć całą drużyną, nie zgrają się na boisku przy następnym meczu.

Toteż cały wieczór Hale spędził na zaznajamianiu się w tym, czym faktycznie jest dziwny sport, który trenował Stiles. Początkowo brzmiało mu to na coś europejskiego. W końcu mieszkańcy Starego Kontynentu znani byli z podejrzanych zamiłowań, ale odnalezione przez Dereka informacje, przeszły jego najśmielsze oczekiwania.

Quidditch okazał się sportem, który wymyśliła jakaś pisarka. Zawody organizowano co prawda na całym świecie i powstały nawet oficjalne drużyny, ale sama idea nie umywała się do futbolowych tradycji uczelni. Derek nie mógł zrozumieć jak Dziekan mógł zgodzić się na zajęcie ich boiska, żeby banda kujonów mogła pobiegać z miotłami. Oczywiście rozumiał, że to zapewne jedyny sport, który Stilinski jest w stanie uprawiać sądząc po jego niesamowitej muskulaturze, którą trudno było dostrzec spod warstw hipsterkich ciuchów, ale nie zmieniało to faktu, że Puchary zbliżały się nieubłaganie, a oni nie mieli gdzie trenować.

Dziekanat jednak umył ręce, twierdząc, że studenci w tym wypadku powinni dogadać się między sobą. Stilinski zarezerwował boisko zgodnie z wszystkimi zasadami i Derek nie mógł znaleźć żadnej luki. To, że quidditch nie był faktycznym ustawowym sportem nie kolidowało ze statutem uczelni. W zasadzie beerpong też nie został uznany przez związki sportowe, a i tak otrzymywali dotacje na nagrody w zawodach.

- Stary, nie dam rady opuścić więcej zajęć, żeby zdążyć na trening – jęknął Lahey i Derek naprawdę miał tego dość. – Może zaprosimy ich na imprezy bractwa? Musi być coś czego chcą – dodał.

Derek westchnął zirytowany, bo z dwojga złego wolał unikać przekupstwa. Nigdy nie miało się pewności czy druga strona dotrzyma warunków umowy. Zresztą Stilinski nie widniał na żadnych zdjęciach rocznikowych, więc równie dobrze mógł być jednym z tych nieletnich geniuszy, którzy studiowali na całkiem innych zasadach. Wtedy upicie go nie wchodziło w grę.

Otworzył kolejną kartę na swoim laptopie i z westchnieniem wpisał w wewnętrznym systemie uczelni nazwisko dzieciaka. Nie czekał długo, aż wyskoczyły mu podstawowe informacje na temat Stilesa. Nie był nawet zaskoczony, gdy chłopak okazał się studentem inżynierii informatycznej. Z tego kierunku wywodziło się najwięcej świrów.
Skopiował adres email i zaplótł dłonie przed twarzą. Nie miał pojęcia dlaczego ktoś mógłby stawiać inicjał przed imieniem, ale w Stilesie Stilinskim wszystko było na opak. Zresztą kto nadałby swojemu dziecku imię 'Stiles'. Jego rodzice na pewno byli zaćpanymi hipisami.

Do: .stilinski
Od:
Temat: Boisko we wtorki po południu

Drogi Panie Stilinski,
W związku z kolidującymi terminami naszych treningów, pragnąłbym umówić nasze wspólne spotkanie w celu dalszej dyskusji. Mam nadzieję, że incydent na boisku nie wpłynął na Pańskie zdanie na temat zachowania futbolistów.
Proszę podać datę oraz miejsce dogodną dla Pana.

Z poważaniem
Derek Hale
Kapitan Uczelnianej Drużyny

Wysłał niezwłocznie wiadomość i już miał zamknąć komputer, gdy w jego skrzynce pojawił się zwrotny mail.

Do:
Od: .stilinski
Temat: Re: Boisko we wtorki po południu

Witaj,
To podanie o pracę? Prawie dostałem zawału, że oblałem egzamin z trygonometrii przestrzennej.
Nasze spotkanie nie jest konieczne. Nie zamierzam zajmować twojego cennego czasu, który niedługo będziesz liczył w setkach dolarów. My również nie znaleźliśmy dogodnego terminu, więc o ile nie masz zmieniacza czasu, z którego moglibyśmy korzystać, nie ma takiej opcji, abyśmy odstąpili wam boisko.

Pozdrawiam
Stiles

Derek zagryzł wargę i przeklął pod nosem.

Do: .stilinski
Od:
Temat: Re: Re: Boisko we wtorki po południu

Stiles,
będę szczery. Sprawdziłem czym jest quidditch i uważam, że dobra jednostek nie można przedkładać nad dobro uczelni.
Próbujesz zatuszować brak argumentów pop kulturową papką, przez którą nikt normalny nie potrafi się przebić.
To nie są argumenty w dyskusji i ostatecznie, jeśli z waszej winy zawalimy Puchary, sądzę, że nawet wasi wykładowcy nie będą zadowoleni.

Pozdrawiam
Derek

Wiedział, że posunął się odrobinę za daleko, ale Stilinski działał mu już na nerwy. Był zbyt pewny siebie, za bardzo przekonany o własnych racjach i zdawał się kpić z niego już wtedy na boisku. Powinien się zatem przekonać, że to nigdy nie jest dobrym pomysłem.

Do:
Od: .stilinski
Temat: Re: Re: Re: Boisko we wtorki po południu

Dereku,
Gdybyśmy nie przedkładali dobra jednostek nad dobro ogólne nigdy nie znieślibyśmy niewolnictwa. Stadne podążanie za odgórnie wyznaczonymi normami zabija indywidualizm, a więc i stopuje rozwój świata.
Historia nas rozsądzi.

Stiles

Derek z niedowierzaniem spoglądał na maila i ze złością zamknął laptopa. Isaac spoglądał na niego lekko zdezorientowany, ale na szczęście powstrzymał się od komentarza.

- Ta twoja koleżanka, która jest redaktorką w gazecie uczelnianej, masz jeszcze jej numer? – spytał Laheya.

- Nie jestem pewien czy to dobry pomysł – stwierdził Isaac, ale mimo wszystko podał mu komórkę.