tytuł: Spadłeś mi z nieba
autor: euphoria
betowała wrotka777 :*
fandom: Teen Wolf
pairing: Derek/Kate Argent, Stiles/Derek
rating: +15
info: bezwilkołacze AU (poważnie chyba tylko w fandomie HP wszystko jest na tyle magiczne, że nie kombinuje... ), Derek jest ojcem bliźniaków (bo totalnie sobie to wyobrażam), Stiles tworzy profile psychologiczne dla policji (w ramach tego, żebyście się dalej dziwili dlaczego zawsze wszystko muszę skomplikować)

wylosowałam w koszyczkach: morderstwo, bijatykę w pubie, bibliotekę, opiekować się


Stiles nie bardzo wiedział, co myśleć, gdy zobaczył za oknem spadającego mężczyznę. Nie wyłączył nawet kuchenki, ani ekspresu do kawy. Popędził od razu na zewnątrz, do gródka za kamienicę, w której wynajmował mieszkanie.
Mężczyzna leżał na wznak, ale wyglądał na jak najbardziej żywego. Żadna z jego kończyn nie była dziwnie wykrzywiona, a puls był silny, gdy Stiles sprawdził pospiesznie jego nadgarstek. Bardzo duży, przyjemnie owłosiony nadgarstek.
Stiles sięgnął po komórkę i wystukał numer ratunkowy.
- Pogotowie? Chciałbym zgłosić wypadek – powiedział siląc się na spokój, po czym podał adres i starał się ułożyć nieznajomego w bezpiecznej pozycji.
Nie wiedział, kto wprowadził się kilka dni temu na drugie piętro, ale to nie był idealny sposób do zaznajamiania. Na wszelki wypadek spojrzał w górę, na , z którego wypadł mężczyzna i zamarł.
- Kurwa – mruknął, zdając sobie sprawę, że na drugim piętrze zostało dwoje dzieci. – Wejdźcie do środka! – krzyknął i dziewczynka zniknęła, a potem pociągnęła za sobą brata.
Po chwili wahania zaczął przeszukiwać spodnie mężczyzny. Było dość wcześnie, ale nieznajomy ubrał się już do pracy. Jego dżinsy przyjemnie opinały pośladki i Stiles starał się nie myśleć o tym, że maca nieprzytomnego, bezbronnego faceta. W końcu, jednak wyciągnął komórkę i klucze. Kiedy pogotowie podjechało, wskazał im ukryty za żywopłotem ogródek, a sam udał się z powrotem do budynku.
- Cześć – przywitał się z dwójką dzieciaków, które przyglądały mu się nieufnie. – Wasz tata pojedzie teraz na wycieczkę, chcecie wybrać się z nim? – spytał.
- Nie znam cię – parsknął chłopiec, marszcząc brwi.
- Ja ciebie też – odparł Stiles. – Może zatem się przedstawicie, bo nie zabieram obcych na wycieczki.
Dziewczynka wydawała się zaskoczona jego odpowiedzią, ale to chłopiec znowu się odezwał.
- Jestem Chase, a to Talia. A ty? – spytał.
- Mam na imię Stiles – przedstawił się i wyciągnął dłoń.
Chase uścisnął ją ostrożnie, a potem spojrzał na trzymane przez Stilesa klucze i chyba uznał to za jakiś znak, bo od razu się uspokoił.
Prawie godzinę później siedzieli w poczekalni jedynego w Beacon Hills szpitala i Stiles starał się nie zgubić dzieci. Bliźniaki nie wiedziały, jak się nazywają, ani jak na imię ma ich tata. W ich kamienicy nikt jeszcze nie naniósł zmian na liście lokatorów, więc mężczyzna widniał jako John Doe na drzwiach sali, w której leżał. Lekarz nie potrafił powiedzieć, kiedy dokładnie nieznajomy się ocknie, ale nie groziło mu żadne niebezpieczeństwo. Spadł miękko na trawnik i generalnie, nawet się bardzo nie podrapał. Najgorsze, co mogło się stać to to, że obudzi się okropnym bólem głowy i wstrząśnieniem mózgu.
Stiles w końcu westchnął i odblokował telefon nieznajomego. Nie przepadał za szpiegowaniem, ale najwyraźniej nie pozostawało mu nic innego. Dzieciaki wspominały o jednej krewnej, o cioci Laurze, więc chwilę przeszukiwał kontakty, aż znalazł numer i przez moment się wahał, zanim nacisnął zieloną słuchawkę.
- Der, oby to było coś ważnego. Tutaj jest druga w nocy – wychrypiał kobiecy głos.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale właściciel tego telefonu jest w szpitalu i właśnie siedzę w poczekalni z dwójką jego dzieci – wyrecytował wcześniej przygotowaną formułkę. – Wszystko jest ok, to nic poważnego, tylko jest nieprzytomny i nie wiem, co zrobić z dziećmi – dodał.
Kobieta podniosła się pospiesznie i chyba przeklęła po francusku, ale starał się to zignorować.
- Kim jesteś? – spytała.
- W zasadzie sąsiadem, ale mój tata jest tutaj szeryfem. Znaczy w Beacon Hills, więc dzieci są ze mną bezpieczne – dodał, bo wypadało ją uspokoić. – Nazywam się Stiles Stilinski.
- Laura Hale – odparła kobieta. - Zaraz za-bookuję bilet na samolot, ale nie będę w Stanach wcześniej niż za dwanaście godzin. Czy istnieje szansa, że mógłbyś do tego czasu siedzieć w swoim mieszkaniu albo w mieszkaniu Dereka z dziećmi? Trudno mi o to prosić, ale nie mamy krewnych, a nie chcę, żeby dzieciaki trafiły do pogotowania rodzinnego czy, co tam macie… – urwała i Stiles usłyszał, że kobieta najwyraźniej zaczęła się ubierać.
- Dwanaście godzin? – spytał zaskoczony.
- Jestem w Europie, w Paryżu – odpowiedziała.
- Cholera – mruknął, bo Talia właśnie wylała na siebie sok. – Słuchaj muszę iść do pracy, ale mogę zabrać je ze sobą. Nie płaczą ani bardzo nie rozrabiają. Dam ci mój numer i numer mojego ojca, gdybyś nie mogła mnie złapać. Kończę po piętnastej – urwał. – Twój brat znajduje się w szpitalu na trzecim piętrze jako John Doe, ale uzupełnię jego dane – dodał.
- Dziękuję, Stiles. Będę tam, jak najszybciej się da.

ooo

Budynek uniwersytetu, w którym prowadził wykłady, nie różnił się niczym od pozostałych, należących do uczelni. Jedynie wystrój wzbudzał emocje, ponieważ na ścianach sal wykładowych opisane były morderstwa, których dopuszczono się w okolicy, a które rozwiązano dzięki stworzeniu profilów psychologicznych podejrzanych.
Stiles, sam miał swój udział w rozwiązaniu dwóch spraw i niektóre z artykułów opowiadały o nim. Współpracował w biurem szeryfa od kilku lat, chociaż skupiał się na kształceniu przyszłych profile-rów. Jego studenci byli dość zaskoczeni, gdy na kilka minut przed zajęciami dostali SMS-a, iż mają usunąć z jednej z sal, wszelkie fotografie oraz plansze. Stiles na wszelki wypadek upewnił się, że wywiązali się z zadania, ale ta grupa była akurat dość odpowiedzialna.
- Mam dla was dzisiaj niespodziankę – powiedział na wstępie wprowadzając za sobą dzieci. – Dzisiaj popracujecie z tą dwójką, ponieważ czasami policja sobie nie radzi i wtedy, to wy musicie, nie tylko opracować materiał dowodowy, ale także go zdobyć – odparł, stawiając swoją torbę na stole. – Talia i Chase odpowiedzą na wasze pytania dotyczące kreskówek. Możecie rysować z nimi, ganiać po sali, ale nie wolno wam dopytywać, jak nazywają się postacie, które będą opisywać. Musicie się domyślić sami – urwał, bo podniósł się zbiorowy jęk. – Dobra wiadomość jest taka, że te zajęcia zaliczy każdy z was – dodał na zachętę i faktycznie studenci, co prędzej zaczęli organizować kredki i mazaki.
Talia spojrzała na Stilesa podejrzliwie, ale posłusznie usiadła na wskazanym miejscu.
- Ciocia Laura mówiła, że macie mnie słuchać – przypomniał im i Chase poszedł w ślady siostry. – Potem zabiorę was na obiad, na gofry! – zarzucił przynętę.
Kilka godzin później Chase wyglądał na śpiącego, ale dzięki bogom zajęcia Stilesa skończyły się i mógł wrócić do domu. Studenci okazali się wyjątkowo pomocni tego dnia. Nawet ci, z którymi Stilinski nie miał zajęć. Najwyraźniej dzieci działały jak lep na kobiety, tym bardziej, że Stiles ewidentnie nie do końca sobie z nimi radził. Nigdy jeszcze nie zdarzyło mu się, żeby okrążało go takie stadko kobiet.
Laura wysłała mu kilka SMS-ów, ale przez ponad dziewięć godzin musiała mieć wyłączony telefon, więc przynajmniej do osiemnastej był uziemiony z dzieciakami sam. Już wcześniej zastanawiał się, czy nie podrzucić ich ojcu na posterunek, ale szeryf zmuszony byłby oddać je pod opiekę miejscowych pedagogów, a większych konowałów znudzonych własną pracą Stiles nie widział. Sam z nimi przesiedział kilka dobrych godzin w swoim życiu i nikomu tego nie życzył.
Kiedy w końcu znaleźli się pod drzwiami kamienicy, Stiles wiedział, że będą musieli przesiedzieć ten czas w mieszkaniu Dereka. W jego własnym walały się wszędzie książki, których tematyki dzieciaki nie powinny poznać. Nie teraz, a najlepiej nie nigdy. Ostatnio też rozpoczął prace nad kilkoma sprawami, których nie rozwiązano kilka lat temu, ponieważ pojawiły się nowe tropy. Profile psychologiczne należało, zatem dopasować i odpowiednio wymodelować. Zabójcy też się zmieniali z biegiem lat.
Stiles wolał nie myśleć, co zrobiłaby Talia, gdyby znalazła jakiekolwiek ze zdjęć dostarczonych przez posterunek w Beacon Hills czy Sacramento. Chase dałby się zbyć pierwszą lepszą wymówką, ale to dziewczynka była zabójczo inteligentna. Przez prawie dwie godziny wyprowadzała w pole jego studentów i gdyby nie anielska minka, zacząłby podejrzewać, że trzylatka z nich kpi. Dzieci nie powinny znać pojęcia ironii, ale jej pytania były tak celne, że niejednokrotnie zamiast odpowiadać, wyprowadzała ich w pole.
Stiles otworzył drzwi do mieszkania Hale'ów, ignorując zaskoczone spojrzenie sąsiadki z naprzeciwka. W tym niewielkim budynku rezydowały dwie staruszki; jedna na parterze, która w zasadzie czuwała nad wchodzącymi i wychodzącymi, a druga najwyraźniej odzyskała właśnie sens swojego życia, bo mogła swobodnie szpiegować Dereka, który dopiero co się wprowadził. Osobiście Stiles unikał ich obu, ponieważ były przekonane o tym, że dilował narkotykami albo jeszcze gorzej. Bardzo często odwożono go w końcu radiowozem lub po niego przyjeżdżano właśnie w takiej obstawie.
Talia wpadła do mieszkania i skopała buty, Chase poszedł w jej ślady i niemal od razu wdrapali się na kanapę.
Dopiero teraz Stiles miał szansę na to, żeby obejrzeć ich dom. Kuchnia i salon połączone były tak, jak w jego mieszkaniu. Łazienka znajdowała się pomiędzy dwoma niewielkimi, dziecinnymi pokojami, a do sypialni Dereka musiał, zatem prowadzić niewielki korytarz. Stiles nie zamierzał przeglądać rzeczy mężczyzny, bo po pierwsze nie był świrem, a po drugie większość z nich znajdowała się wciąż w pudłach. W końcu dopiero się tutaj wprowadzili i Stilinski wcale nie był zaskoczony. Sam mieszkał tutaj dopiero pół roku, a część jego dawnych spraw wciąż okupowała tekturowe opakowania.
- Co chcecie na obiad? – spytał, otwierając lodówkę, bo co prawda dzieciaki zjadły gofry, ale nie zamierzał ich zostawiać o czymś takim.
Talia przestała szarpać się z pilotem i spojrzała na niego prosząco.
- Makaron. Włączysz nam 'didi'? – poprosiła.
Sięgnął do włącznika i przez chwilę przeglądali wspólnie programy. Nie miał zielonego pojęcia czym jest 'didi', ale był pewien, że Talia go poinformuje, gdy tylko trafi na odpowiedni program. Wcześniej sprawdzał kilka razy telefon, ale od Laury wciąż nie było żadnych wiadomości. W obecnej chwili powinna przelatywać nad oceanem.
Chase był tą milczącą częścią rodzeństwa. Miał o wiele ciemniejsze włosy od Talii i nieśmiały uśmiech, ale też nie sprawiał tyle kłopotu pytaniami, co dziewczynka. On wolał zapodziać się gdzieś, gdy tylko Stiles odwracał się na moment, tak jak teraz.
- Gdzie jest Chase? – spytał Stilinski, kiedy Talia ukontentowana zaczęła oglądać kreskówki.
Dziewczynka wzruszyła ramionami, ale na szczęście drzwi do jednego z pokoi otworzyły się.
- Pobawisz się ze mną? – zaczął chłopak, niosąc ze sobą dwa roboty.
- No, tak – westchnął Stiles z paczką makaronu w dłoni. Spojrzał tęsknie na prace swoich studentów i dokumenty, które powinien przygotować na jutrzejsze wykłady. – Jasne.

ooo

Nie był pewien, która była godzina, ale obudził go ruch w okolicy kanapy, na której spał.
- Talia – wymruczał. – Trzy razy cię już odnosiłem. Idź spać do łóżka – wyziewał.
- Stiles? – spytał niepewnie kobiecy głos i ktoś dotknął jego ramienia.
Otworzył szeroko oczy, przeciągając się, bo ta, cholerna kanapa była niewygodna. Sam zadbał o to, żeby meble w jego mieszkaniu nadawały się do spania, bo bardzo często zdarzało mu się, jednak nie wrócić do pokoju. Szczególnie, gdy pracował nad jakąś ważną sprawą.
- Tak – odparł. – Laura? – spytał, a kobieta pokiwała głową.
Wstał, zauważając niemal natychmiast, że obok niej stoi wyglądający na całkiem przytomnego Derek.
- Miło mi cię poznać – przywitał się, starając się poprawić kołnierzyk zmiętej koszuli.
- Powierzyłaś opiekę nad moimi dziećmi jakiemuś dzieciakowi? – spytał mężczyzna z niedowierzaniem.
Stiles zmarszczył brwi.
- Mam dwadzieścia siedem lat i się doktoryzuję – warknął.
- Der, mówi się "dziękuję, drogi sąsiedzie" – zbeształa brata. – Stiles jesteśmy ci naprawdę wdzięczni za pomoc i przepraszam za mojego brata. Nie jest zbyt…
- …komunikatywny – dokończył za nią i zaczął zbierać swoje rzeczy.
- Dokładnie – westchnęła. – Naprawdę, dziękuję. Miałam od razu przyjechać tutaj, ale okazało się, że Derek jest całkiem przytomny.
Stiles uśmiechnął się lekko i spojrzał na zegarek.
- Dzieciaki zjadły kolację, obiad i śpią, więc zmykam, zanim się obudzą – dodał w drzwiach.
Dochodziła prawie jedenasta, a on miał jeszcze ocenić kilka studenckich prac.
- Jeśli tylko będziemy mogli się jakoś odwdzięczyć… - zaczęła Laura, ale machnął ręką.
- Jak mnie tylko nie pogryzie ten zły wilk, już będę wdzięczny –parsknął, spoglądając znacząco na Dereka, który przez chwilę wyglądał, jakby ktoś uderzył go w żołądek.
Laura zamrugała zaskoczona i przepuściła go w końcu na korytarz.

ooo

Ranek rozpoczął się fatalnie. Stiles zaspał, a pióro zostawiło na jego twarzy kilka granatowych śladów, których nie mógł domyć. Wypadł z mieszkania nie kłopocząc się nawet zamykaniem drzwi. Kiedy wprowadził się tutaj kilka miesięcy temu jego ojciec zażądał jednego z tych zamków, które same zatrzaskiwały się za właścicielem, bo Stiles miał tendencję do zapominania o czymś tak przyziemnym, jak zamykanie za sobą mieszkania.
Wybiegł przez kamienicę i zamarł, bo Derek właśnie zapinał dzieciakom pasy w czarnym Camaro.
- Stiles! – krzyknęła Talia. – Jak mówiłeś, tata wrócił z wycieczki!
Derek obrócił się ostrożnie. Chociaż nie miał bandaży na głowie najwyraźniej, jednak wciąż doskwierał mu ból.
- Dzień dobry – odparł z uśmiechem, starając się za wszelką cenę nie wypuścić z rąk swoich notatek.
- Spóźniony? – spytał Hale. – Podwieziemy cię – zaproponował i Stiles nie miał, nawet ochoty udawać, że go to nie ucieszyło.
Wskoczył na przednie siedzenie, przy okazji witając się z wiecznie milczącym Chasem. Położył na kolanach teczkę z dokumentami, pilnując, by nic nie wystawało z tekturowego obramowania, a potem starał się doczyścić tusz z policzka, ale marnie mu to wychodziło.
- Przepraszam za wczoraj – powiedział w końcu Derek.
- Nie ma problemu. Ciężki dzień, mogę to zrozumieć. Mój ojciec jest szeryfem – odparł.
Hale patrzył uparcie przed siebie, ale jego dłonie zacisnęły się na kierownicy.
- Tak, Laura wspominała. To dziwne, że to była pierwsza z informacji, które jej przekazałeś – zaczął.
- Ludzie bardziej ufają przedstawicielom prawa lub ich rodzinom – odpowiedział bez zastanowienia i Derek spojrzał na niego zaskoczony. – Zajmuję się pewnymi zagadnieniami z zakresu behawioryzmu – zaczął ogólnikowo, ale Hale najwyraźniej nie był przekonany. – Czym się zajmujesz Derek, prócz spadania z dachu? – spytał zamiast odpowiedzi.
Przez chwilę mężczyzna milczał i Stiles nie spodziewał się, że odpowie. Przeważnie nie miał zwyczaju analizowania ludzi, których znał i spotykał, bo to nie było ani przyjemne, ani łatwe do przełknięcia.
- Jestem specjalistą od pi-jaru, przeprowadziliśmy się z Sacramento kilka dni temu. I sięgałem po zabawkę Talii – dodał gwoli wyjaśnienia.
- Specjalistą od pi-jaru? – powtórzył Stiles kompletnie zaskoczony.
Spojrzał na dopasowaną koszulę mężczyzny i ciemne spodnie. Marynarka wisiała rozłożona na fotelu kierowcy, ale Stilinski jakoś dalej sobie nie mógł tego wyobrazić.
- Tak – odparł Derek. – Naprawdę masz dwadzieścia siedem lat? – spytał z niedowierzaniem, spoglądając na umazany tuszem policzek Stilesa.
- Tak. Wiem, że nie wyglądam. Notorycznie z tego powodu się ze mnie żartuje. Więc… specjalista od pi-jaru… - urwał. – Nie obraź się, ale wyglądasz na mechanika.
- A ty na piętnastolatka – odparł bez zastanowienia Derek.
Stiles uśmiechnął się lekko.
- Czyli ustaliliśmy, że wygląd bywa mylący – podsumował, a Hale kiwnął głową. – Wiesz, gdzie pracuję? – zdziwił się, bo Derek zajechał na parking uczelniany.
- Talia mi powiedziała, że zabrałeś ich na zajęcia – wyjaśnił.
- Dziękuję, zatem. Spadłeś mi dziś z nieba! – dodał, a Derek parsknął.
- Wczoraj – powiedział.
- Co? – zdziwił się Stiles, zbierając swoje rzeczy.
- Wczoraj spadłem ci z nieba – odparł mężczyzna.

ooo

Stiles stanął przed zamkniętymi drzwiami i zamarł, bo nie znalazł w kieszeni kluczy, co oznaczało tylko kłopoty. Jego telefon był rozładowany, bo wczoraj Chase prawie godzinę bawił się aplikacjami. Oparł się czołem o chłodne drewno i warknął, gdy usłyszał, że drzwi sąsiadki z naprzeciwka otwierają się cicho.
- Pani Huddens, słyszę panią! – mruknął i kobieta zatrzasnęła je za sobą. – Wścibskie babsko – warknął pod nosem, gdy wraz z dokumentami zaczął wspinać się na wyższe piętro.
Jeśli, cokolwiek mogło mu poprawić humor, to obecność Dereka w mieszkaniu. Było stosunkowo późno, ale mężczyzna, przecież musiał dostać jakieś zwolnienie z powodu wypadku i nie powinien się przepracowywać. Poza tym dzieciaki jeszcze nie zostały zapisane do żadnego żłobka czy innej instytucji, która odciąga nieletnich, od rodziców w czasie godzin ich pracy.
Zapukał i westchnął z ulgą, gdy usłyszał ruch po drugiej stronie drzwi. Po chwili otworzyła mu Talia.
- Nie powinnaś wpuszczać nieznajomych – oznajmił jej z karcącą miną i dziewczynka uśmiechnęła się.
- Znam cię, poza tym jest tata – odparła.
- Mała mądrala – dodał, a ona pokazała mu język i tylko ostatkiem sił powstrzymał się przed tym, żeby samemu nie wystawić swojego i dobrze, bo w korytarzu pojawił się Derek. – Cześć. Pewnie nie będziesz zadowolony, ale czy mógłbym skorzystać z waszego telefonu? Zatrzasnąłem rano klucze w mieszkaniu i wyładowałem komórkę… - urwał.
Chase wyjrzał zza rogu i pomachał mu, więc Stiles też wystawił rękę.
- Jasne. Wejdź, właśnie siadaliśmy do obiadu – zaprosił go Derek. – Zjesz z nami? To pewnie trochę potrwa – dodał, podając mu swoją komórkę.
- Nie. Znam ludzi, którzy to bardzo szybko zrobią – odparł, wybierając numer posterunku.
Talia pociągnęła go za rękę do środka, gdy Derek zamknął za nim drzwi.
- Hej Clarice, możesz dać mi tatę? – powiedział szybko. – Cześć, tato. Nie, nic się nie stało. Słuchaj, zatrzasnąłem klucze… Tak, wiem, że jestem roztrzepanym idiotą, ale… Tak… Kolacja w ten piątek… zrobię ci stek, ale zjesz sałatkę – rzucił Derekowi przepraszające spojrzenie, bo szeryf Stilinski właśnie się targował o posiłek bez warzyw. – Czy mógłbyś mi wypożyczyć Matta? Normalnie na dwanaście minut, wiesz, że nie zajmie mu to długo… Nie nazywaj go kryminalistą! To młody człowiek z niezwykłymi zdolnościami… Tak, już mówiłeś… Nie, jeszcze nic nie mam, ale jeśli tylko do czegoś dojdę natychmiast do ciebie zadzwonię… Jasne… Za dwadzieścia minut? Ekstra, dzięki – zakończył z przepraszającym uśmiechem.
Derek uniósł brew i spoglądał na niego podejrzliwie.
- Wypożyczam włamywacza z posterunku, żeby otworzył mi drzwi bez uszkadzania zamka – wytłumaczył, bo szczerość zawsze była najlepszą metodą przechodzenia przez takie rozmowy.
- Jesteś wykładowcą? – spytał z niedowierzaniem Derek. – Talia mówiła, że wczoraj cały dzień rozmawialiście o kreskówkach – dodał, spoglądając na córkę, która siedziała z bratem przed telewizorem i okupowała dywan.
- Generalnie, to moi studenci przepytywali twoje dzieci o znaki szczególne bajkowych postaci. Prowadzę wykłady z tworzenia profili psychologicznych – wyjaśnił i twarz Dereka poszarzała. – Dokładnie. Słuchaj, nie widziały niczego niebezpiecznego czy złego, czy ogólnie okropnego – dodał pospiesznie. – Malowały, biegały, skakały…
- Nie, nie o to chodzi – przerwał mu Derek. – Ufam intuicji mojej siostry. Wygooglowała cię zanim oddała ci moje dzieci pod opiekę – dodał.
- Więc pytasz „pro forma"? – zdziwił się Stiles.
Derek przewrócił oczami zirytowany.
- Laura nie ma tendencji do dzielenia się ze mną informacjami. Sam nie miałem czasu sprawdzić.
- Czyli specjalista od pi-jaru, który nie ma na nic czasu – podsumował Stiles i Derek skrzywił się.
- Nie próbuj mnie analizować – mruknął i Stiles podniósł do góry ręce w obronnym geście.
- Nigdy w życiu. To po prostu sąsiedzka ciekawość. Poza tym… Gdzie jest Laura? – spytał, bo dotarło do niego, że jednego elementu brakuje w mieszkaniu.
Derek podszedł do piekarnika i sprawdził jego zawartość, mrucząc coś pod nosem i dopiero, gdy wstał, odparł.
- Odmówiła spania na tej kanapie i wynajęła pokój w hotelu, ale powinna pojawić się za kilka minut – poinformował go.
- Och, nie dziwię się. Kanapa jest fatalna – odparł, starając się sprowadzić rozmowę na lżejsze tematy.
Co prawda Derek nie wyglądał na kogoś, kto potrafi żartować, ale może to była nadinterpretacja. W końcu Hale wyglądał też na mechanika…
- Zdziwiłem się, że zostałeś u mnie w mieszkaniu. Spodziewaliśmy się raczej, że znajdziemy dzieci u ciebie – odparł mężczyzna.
- Zacząłem przeglądać kilka starych spraw i raczej nie wpuszczam do mnie, nawet dorosłych, więc sam rozumiesz… - urwał niezręcznie. – Jeśli Laura nie boi się podejrzanie brzmiących tytułów książek i równie podejrzanego wystroju wnętrz, to mogłaby zostać u mnie przez te kilka dni. Miałaby bliżej do dzieci, a ja mam akurat dwa pokoje wolne.
- Mieszkasz sam? – zdziwił się Derek.
- Nie całkiem. Miała ze mną mieszkać przyjaciółka, ale zostawiła tylko kapcie, a okupuje mieszkanie swojego chłopaka – westchnął. – Sypia u mnie tylko, gdy się pokłócą – wyjaśnił.
Derek uśmiechnął się do swoich myśli, a potem wyszedł z kuchni, bo ktoś zaczął dobijać się do drzwi.
Laura pojawiła się w środku jak huragan. Dopiero teraz Stiles miał czas tak naprawdę się jej przyjrzeć. Była trzydziestoparolatką, która buzowała od energii. Jej ciemne włosy i oczy musiały być charakterystyczne dla Hale'ów, bo Talia i Chase wyglądali dokładnie tak samo. Ubrana w wąską spódnicę i białą koszulę zdawała się bardziej pasować do drogiej restauracji w Nowym Jorku niż mieszkania w Beacon Hills. Nie była też piękna w ten nudny sposób, który prezentowały sobą aktorki z Hollywood, ale coś interesującego znajdowało się w jej twarzy, bo nie sposób było odwrócić od niej wzroku.
- Stiles, miło cię widzieć – zaczęła radośnie. – Widzę, że mój brat, jednak przypomniał sobie o jakiś podstawach kultury i zaprosił cię na obiad! – Przytuliła oboje bratanków, wręczając im po niewielkiej torbie z cukierkami, które Derek natychmiast skonfiskował, mrucząc pod nosem o rozpuszczaniu nieswoich dzieci. – Der, nie bądź nudziarz!
- Wiesz, w zasadzie to… - urwał Stiles, bo telefon Hale'a rozdzwonił się.
Derek zaskoczony wysłuchał kogoś po drugiej stronie i spojrzał na Stilesa.
- Twój kryminalista jest pod kamienicą – powiedział najwyraźniej cytując szeryfa.
Stiles uśmiechnął się przepraszająco po raz setny już tego dnia i skierował się do drzwi.
- Przekaż propozycję Laurze i jeszcze raz dzięki za użyczenie telefonu – rzucił wychodząc.