To był jeden z tych wyjątkowo parnych i gorących dni, które męczą zarówno psychicznie i fizycznie, a które rzadko mają miejsce w Asgardzie. I chociaż słońce skryte było za zwiastującymi burzę chmurami, to mieszkańcy szukali schronienia w chłodnych murach swych domostw, by choć chwilę odpocząć. Między wysokimi blankami królewskiego zamku, siedząc na kamiennej posadzce i opierając się plecami o chłodny, kamienny mur, siedział książę Asgardu, i rozpinając kolejne zapinki lekkiej szaty, próbował złapać oddech w tym powietrzu zwiastującym nieuchronnie zbliżającą się ulewę. Niemiłosiernie znudzony, ale i nie mający siły na podjęcie żadnych działań wymagających większego wysiłku, zapewniał sobie rozrywkę obserwując krzątających się po dziedzińcu ludzi; kupców przywożących zapasy dla dworu, udające zapracowane pokojówki, rzucające ukradkowe spojrzenia leniącym się stajennym ,służących wyciągających wodę ze studni, dzieci, które próbowały się w niej ochłodzić. Ich widok wzbudził w nim wspomnienie z dzieciństwa, na które uśmiechnął się sam do siebie. On i jego brat biegający po dziedzińcach, Thor, który powoli odkrywał swoje moce i wywoływał małe burze, za które nieraz dostał porządną burę od Wszechojca, i on, robiąc dziecięce psikusy służącym. Mimo to, wszyscy uśmiechali się na widok braci. A on był tak doskonale nieświadomy zdziwionych spojrzeń ludzi. Już wtedy, nie był ani trochę podobny do reszty rodziny.
Jego wspomnienia przerwała zmiana w widoku – na dziedziniec, przez główną bramę wjechał orszak, niewielki acz bogaty. Zaintrygowany bóg podniósł się i oparł o balustradę, obserwując przyjezdnych. Gdy powozy zatrzymały się, a dyplomaci asgardzcy wyszli powitać gości, z powozu wysiadła kobieta w długiej, zbyt ciężkiej na taką pogodę, purpurowej sukni, z czarnymi włosami. Lecz tylko tyle Loki mógł zobaczyć, była ona bowiem odwrócona do niego plecami. Zaintrygowany, pragnąc zobaczyć jej twarz, bóg podniósł dłoń i prostując się, jednym ruchem nadgarstka spowodował, że dzbany z wodą stojące między nim a gośćmi pękły z hukiem, na co wszyscy odwrócili się w ich stronę. Wtedy zobaczył jej piękną twarz, którą okalały czarne loki. Gdy zlokalizowała źródło hałasu, podniosła wzrok i spojrzała w miejsce, gdzie stał. Spojrzała prosto na niego, a zieleń jej oczu przeszyła go na wskroś. Przez dosłownie sekundę nie mógł nic zrobić. Ona uniosła wygięte łukowato brwi w niemym zapytaniu. Chwilę przed tym, zanim odwróciła głowę, zdążył wysłać jej uśmiech, który odwzajemniła, spuszczając wzrok. Dyplomaci królewscy coś do niej mówili, gnąc się w ukłonach, niby przed jakąś księżniczką. Wpatrywał się w nią uporczywie, kpiąc z zasad dobrego zachowania. Wiedział, że spod wachlarza czarnych rzęs skromnie spuszczonych oczu, ona także go obserwuje. Ich skupioną na sobie uwagę odwrócił tętent końskich kopyt na moście i po chwili na dziedziniec z impetem wjechał jeździec na okazałym kasztanku. Na pierwszy rzut oka można było z całą pewnością stwierdzić, że nie jest to Asgardczyk. Młody mężczyzna miał na sobie nietypowy w kroju, brązowy płaszcz. Z całą pewnością nie był przygotowany na pogodę, jaką przywitał go Asgard. Dookoła szyi owinął coś, co z początku wydawało się być szalem, jednak dokładniejsza obserwacja pozwalała stwierdzić, iż jest to warkocz spleciony z jego własnych, niezwykle długich, kasztanowych włosów. Mężczyzna zeskoczył z konia podbiegł do wyraźnie ucieszonej jego widokiem dziewczyny. Pochwycił ją w ramiona i okręcił się z nią dookoła własnej osi kilka razy. Dziewczyna śmiała się głośno i dźwięcznie, speszeni dworzanie wydali z siebie coś na kształt uprzejmego, acz nerwowego chichotu. Obserwujący tę scenę bóg zmrużył oczy. Wcale nie podobało mu się uczucie gniewu, które pojawiło się całkiem niepotrzebne i nieproszone. Odwrócił się gwałtownie i skierował w głąb pałacu, aby zasięgnąć języka o nowo przybyłych gościach.
Prawdopodobnie mógł o to zapytać ojca, albo Thora, jednak nie miał ochoty wysłuchiwać znowu, jak to nie interesuje się sprawami domu, królestwa, rodziny. Zresztą, to nie tak, że go ot nie obchodziło. Po prostu rzeczy działy się z jego udziałem, lub też bez. Jeśli oczekują od niego, że pogodzi się z faktem, iż nie zostanie królem, to niech oni pogodzą się z tym, iż nie będzie wiecznie zajmował się polityką za Thora. Po prostu, nie jego cyrk. Teraz jednak żałował nieco swojej postawy, gdyż to, kim jest owa dziewczyna i tamten mężczyzna, ciekawiło go niesamowicie.
Spośród królów, panów, arystokracji i wielu innych ludzi posiadających służbę, Loki należał do tych niewielu, zdających sobie sprawę z prostego faktu, że służba nie jest głucha. Jednak zwyczaj traktowania ich jakby nie mieli uszu ni języka, sprawiał, że stawali się doskonałym źródłem informacji. I nawet nie był potrzebne żadne tortury, plotki w królewskim zamku poruszały się w tempie mogącym wpędzić w kompleksy Bifrost.
Tak więc, po przepytaniu kilku osób dowiedział się, że przybysze to Midgardzkie bliźnięta, syn i córka kogoś ważnego w ich świecie, a co najistotniejsze, kluczowe postaci pewnej organizacji, o której jednak nikt nic konkretnego nie słyszał. Ta informacja zaciekawiła go szczególnie, byle nie byli to Avengersi. Nie do końca też było wiadomo, w jakim celu przybyli. Najbardziej prawdopodobna wersja mówiła, że przybyli w celu zamknięcia ustaleń dotyczących pewnych handlowych traktatów między Midgardem, a Asgardem. Tak, coś mu się obiło o uszy, chociaż nie miał pojęcia, czego Asgard może chcieć od marnej ziemi. Dowiedział się również, że specjalnie z tej okazji zostanie wieczorem wyprawiony bal, do którego przygotowania trwały już trzy dni. Bale nie były jednak miejscem, w którym często go można było spotkać – była to raczej domena jego brata, oraz przyjaciół. Thor wygłaszał toasty na tyle głośno, że pewnie i w Jotunheimie mogliby się przyłączyć, Sif starała się odgrywać damę, którą nigdy nie była, męcząc się w eleganckiej sukni i starając się naśladować zachowanie matki. Hogun dzielnie podpierał ściany z obrażoną miną, jakby wcale nie chciał tam być, chociaż było pewne, że wyjdzie ostatni, w przeciwieństwie do Volstagga, który słynął z tego, że nie wychodził, a zostawał wynoszony. No i Fandral, niezależnie od poziomu spicia, niestrudzenie flirtujący z damami. Jedyną rozrywką, jaką znajdował w tych balach Loki, było płatanie psikusów biesiadnikom, co z kolei nie podobało się ojcu. Siłą rzeczy, ograniczał swój udział w takich wydarzeniach, jak się dało. Lecz tym razem oczywistym było, że na pewno się tam zjawi.
Wieczorem, niechętnie przywdział elegancką szatę z czarno- zielonego aksamitu, ozdobioną złotymi klamrami i ruszył w stronę sali balowej, w której zabawa widocznie trwała w najlepsze, gdyż z daleka po korytarzach niosły się wesołe głosy biesiadników, z górującym nad nimi wołaniem Thora „jeszcze jeden!". Wszedł bocznymi drzwiami, niezauważony przez odźwiernych, i powoli idąc wzdłuż blanek sali, dłonią wiodąc po chłodnej balustradzie, dokładnie przyglądał się tłumowi gości, szukając jej. Gdy doszedł do szerokich schodów, zauważył ją siedzącą kilka miejsc od Odyna, obok jej brata, zabawiającego damy dworu. Zabawne, przy innych stołach było mnóstwo wolnego miejsca, a one dobrowolnie cisnęły się akurat przy tym zajmowanym przez bliźniacze rodzeństwo. Jeszcze zabawniejszy był widok Fandrala, który obrażony siedział koło pałaszującego bażanta Volstagga. Loki nie mógł nie uśmiechnąć się na widok tej sceny. Oto ktoś odebrał blondynowi jego tytuł nadwornego bawidamka.
Zgromadzone przy stole, rozchichotane damy nie pozostawiały już miejsca dla męskiej części dworu, która mogła tylko z daleka spoglądać na czarnowłosą dziewczynę. Bez względu na urodę gości, a była ona doprawdy niezwykłego rodzaju, byli po prostu nadworną nowością. Świadome tego doświadczone małżonki przymykały na to oko. Młodsze obrażały się ostentacyjnie.
Młoda kobieta nic sobie z tego nie robiła. Wesoło dyskutowała z siedzącym koło niej chłopakiem, uśmiechała się uroczo, popijając wino i co chwila omiatała salę spojrzeniem znad złotego pucharu, jakby kogoś szukając. Loki uśmiechnął się do siebie i wciąż trzymając się balustrady, lekkimi, pełnymi gracji krokami, dyskretnie zszedł na salę. Lecz w połowie schodów jego plan zostania niezauważonym legł w gruzach. Nie mógł się powstrzymać przed przewróceniem oczyma.
-A oto i on! kielich dla mojego brata! - krzyknął Thor, poganiając służących i podchodząc do Lokiego. Cała sala spojrzała się w ich kierunku, w tym i ona, mrużąc oczy. - bracie, cóż ty tu robisz?
-Postanowiłem się rozerwać – odparł, zażenowany – mógłbyś zejść z tonu? Nie jestem tu główną atrakcją.
-Nie naburmuszaj się, tylko siadaj z nami – zaprowadził go do miejsca, które właśnie przygotowano, przy Odynie i Fridze. Siadając, spojrzał jeszcze przelotnie na powód swego przyjścia tutaj – lecz ona spoglądała w swój kielich, zupełnie jakby jego zawartość była najciekawszą rzeczą w całych dziewięciu królestwach. I wtedy poczuł na sobie wzrok kogoś innego, a spojrzenie to było jak sztylet wbity między żebra, nie dało się go zignorować. Powoli odwrócił głowę w tamtą stronę i natychmiast napotkał wrogie spojrzenie czarnych oczu brata kobiety, która wytrąciła go z jego zwyczajnej równowagi na cały dzień. Panny dookoła młodzieńca dalej dwoiły się i troiły, by zwrócić na siebie jego uwagę, a on, gdy tylko Loki zauważył jego spojrzenie, jakby złagodniał. Nawet uniósł lekko swój kielich na znak toastu. Bóg odwzajemnił ten gest, przypatrując się chłopakowi, zastanawiając się, cóż takiego sprowokowało takie zachowanie. Nie lubił go. Co za bezczelny prostak. Tymczasem, gość przeniósł wzrok na swoją siostrę, która z idealnie niewinną miną kroiła mięso na talerzu. W końcu, uznawszy, że nie może dłużej ignorować swojego bliźniaka, podniosła głowę i uniosła brwi wysoko do góry, posyłając mu spojrzenie w stylu „Nie mam pojęcia o co ci chodzi". W tym momencie, wyjątkowo mało subtelnie biorąc pod uwagę sytuację, wtrącił się Thor.
– Widzę bracie, że obserwujesz naszych gości! - Ryknął mu do ucha, gdyż obok właśnie zaczęły się zwodu w piciu miodu na czas między Hogunem a Volstaggiem, a odgłosy kibicowania skutecznie wszystko zagłuszały.
– Tak, nie miałem przyjemności ich poznać – Odparł, przykładając dłoń do ucha. I tak czuł, że będzie na nie głuchy przez jakiś czas.
– To dlatego, że się spóźniłeś!
– Przepraszam. I nie musisz tak krzyczeć – Nie spojrzał już ani na nią, ani na niego, chociaż korciło go niesamowicie. Lekko drżącymi dłońmi sięgnął po swój puchar, by zwilżyć wyschnięte usta. W tym momencie zawody w piciu zakończyły się brawurowym zejściem Volstagga, który tym samym zdobył tytuł pierwszego gościa opuszczającego sale przy pomocy innych. Widząc to Wszechojciec stwierdził, że czas zakończyć wieczerze. Wstał z miejsca, jednocześnie dając znak innym, by siedzieli. Gestem ręki dał znać przysypiającym już w kącie grajkom, że czas zacząć tańce. Momentalnie gwarną salę wypełniła skoczna muzyka. A Odyn, jak na gospodarza przystało, zwrócił się w stronę swojej żony i podając jej ramię, pierwszy ruszył do tańca. Za królewską parą poszli następni i już po chwili stół znacznie opustoszały. Loki obserwował tańczących znad brzegu pucharu. Szczególnie zabawne było obserwowanie, jak raz po raz ktoś przydeptywał komuś stopę, lub gdy któraś z dam próbowała dyskretnie poprawić opadającą pończochę. I nikt nie musiał wiedzieć co ma z tym wspólnego jego ukryta pod stołem dłoń. Zajęty swoją ulubioną, balową rozrywką, nie zauważył nawet, że ktoś się do niego przysiadł.
– Wybacz, panie. Nie zostaliśmy sobie przedstawieni – Oczy tak ciemno- zielone, że z daleka zdawały się być czarne, patrzyły na niego z sympatią, bo dziwnej złości nie pozostał nawet ślad. Odstawił puchar na stół i odwrócił się w stronę rozmówcy.
– To ja powinienem przeprosić za spóźnienie. Jestem Loki, syn Odyna, książę Asgardu.
– To dla mnie zaszczyt, panie. - Jego głos był niski, głęboki i przyjemny a nienaganne zachowanie nie pozostawiało złudzeń, co do jego pochodzenia – Nazywam się Dastan Bernadotte, w służbie sir Integral Willgetsa. A ta czarująca istotka, której niestety nie zdołałem wyrwać z rąk owego jegomościa – wskazał dyskretnie na zapełniony parkiet, gdzie właśnie mignęła im przed oczyma czarnowłosa dziewczyna wraz z jakimś podstarzałym szlachetką – to moja droga siostra, Nur. - Loki czuł się nieswojo. Zachowanie młodzieńca pozostawało dla niego tajemnicą. By pokryć zmieszanie, uśmiechnął się uprzejmie i sięgnął po dzban z winem. Dokładnie tak samo uśmiechnięty Dastan, podstawił mu swój kielich, a gdy opróżnił go jednym haustem, powiedział:
– Za pozwoleniem, panie, chciałbym zatańczyć z pewną damą. Mam tylko nadzieję, że obejdzie się bez wypadków – Puścił oczko do Lokiego, lecz nim ten zdążył w całym swym zdziwieniu coś odpowiedzieć, Dastan zniknął w roztańczonym tłumie. Młodemu bogu nie pozostało nic innego, jak wrócić do obserwowania zabawy. Jednak jakoś stracił ochotę na psikusy.
Po jakimś czasie znowu ją zobaczył, wyłoniła się z tłumu tańcząc wciąż z tym samym jegomościem, uśmiechając się bardzo wymuszenie. Najwyraźniej ten gentlemen radził sobie z deptaniem po palcach i bez jego pomocy. Doprawdy, nawet jego na co dzień toporny brat, w tańcu radził sobie całkiem nieźle. Jeśli pominiemy fakt, że dookoła tańczącego Thora zawsze było mnóstwo wolnej przestrzeni, pozostawionej przez pozostałych tancerzy.
Obserwowana przez niego para wykonała obrót i teraz Nur znajdowała się twarzą w jego stronę. Spojrzała na niego z błaganiem w kocich oczach, za którym stała wyczerpana cierpliwość. Wiedział, co robić. Dopił szybko wino i podniósł się z miejsca. Nie żeby chciał odegrać rolę rycerze- wybawiciela, ratującego niewiastę z opresji. Parsknął śmiechem na tę myśl.
Po prostu tak bardzo pragnął jej dotknąć...
– Wybacz Damorisie, czy mógłbym porwać twoją uroczą towarzyszkę do tańca? - Damoris, syn Datorina przybrał wygląd zdziwionej żaby. Nie znaczyło to, że nagle zrobił się zielony, w praktyce, oznaczało to tylko wielkie zdziwienie. O ile samo zjawienie się na balu księcia Lokiego, było zjawiskiem niezwykłym, tak zobaczenie młodego boga w tańcu, było wręcz abstrakcyjne. Nie śmiał odmówić, głównie dlatego, że będąc w radzie królewskiej dobrze wiedział, ze w przeciwnym razie mógłby się obudzić w łóżku pełnym jaszczurek. Książę źle znosił odmowy. A poza tym, jego uśmiech w tym momencie był niemal przerażający. Damoris skłonił się nisko Nur i pocałowawszy jej dłoń, przekazał ją Lokiemu, delikatnie kładąc jej drobną dłoń na jego. A potem szybko się oddalił.
– Taka zimna... - Wyszeptała, patrząc na ich splatające się z wolna palce. Loki delikatnie objął jej szczupłą kibić. Oczywiście, że umiał tańczyć, ale tak dawno już tego nie robił. Dziewczyna podniosłą na niego wzrok. Miał wrażenie, że jasne ogniki zatańczyły w jej oczach. Jej wilgotne, lekko uchylone usta były bardziej zachęcające, niż wszystkie rozkosze Wallhali. Uśmiechnęła się do niego wdzięcznie.
– Dziękuję za ratunek – Wyszeptała. Patrzyli sobie w oczy z takim uporem, jakby chcieli zmusić to drugie do odwrócenia spojrzenia.
– Cała przyjemność po mojej stornie, pani. - Muzyka grała, ludzie dookoła wirowali w tańcu, nie mogli stać tak w miejscu w nieskończoność. Nawet nie mrugnąwszy, Loki zabrał dłoń z jej talii i dyskretnie wykonał nią skomplikowany ruch. Muzyka nagle się urwała, jakby muzycy nagle zapomnieli, co tak właściwie grali. A gdy zabrzmiała znowu, była dużo wolniejsza, delikatniejsza. Uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo, powoli ruszając w walc.
– Słyszałam wiele o tobie. Jesteś Loki, syn Odyna, książę tej pięknej krainy. Teraz dowiaduję się też, że jesteś czarownikiem.
– To ciekawe, twój brat, pani, zdołał mnie rozgryźć – Nur roześmiała się cicho.
– Mów mi Nur. Dastan jest bardzo bystry. Widziałam, że już się poznaliście – Nur w tańcu poruszała się lekko, niczym mgła. Postronni obserwatorzy, to znaczy ci, którzy nie mieli już sił tańczyć, ale spać też nie zamierzali, mogli podziwiać z jaką gracją ta para sunie przez parkiet. Kremowa suknia dziewczyny stanowiła piękny kontrast dla ciemnej szaty księcia.
– Bardzo miły człowiek. Jednak odniosłem dziwne wrażenie...
– Nie przejmuj się nim – Przerwała mu niecierpliwie – Jemu chodzi o mnie – Wyjaśniła wymijająco, odwracając wzrok. Loki zmarszczył brwi. Pociągała go i intrygowała jak nikt inny. To co ukrywała, to co było w niej, to za kocim spojrzeniem... Musiał to odkryć. Póki co, nie chciał drążyć tematu.
– Mam nadzieję, że nie ma nic przeciwko naszemu tańcu.
– To raczej ja powiem mu parę słów, za to, że nie pomógł mi uwolnić się od tamtego człowieka. Co za kompletny brak wyczucia rytmu – Uniosła oczu ku niebu, a zaraz potem znów spojrzała mu głęboko w oczy, gdy gwałtownym ruchem przysunął ją do siebie. Ich rozchylone usta znalazły się tuż przy sobie. Drżała, czuł to. Cudowne, jednocześnie nieznośnie męczące dreszcze przeszły wzdłuż jego kręgosłupa. Gdyby tylko teraz wszystkich, cały świat dookoła mógł szlag trafić – Ale właściwie, dobrze się stało – Wyszeptała, odsuwając się od niego powoli. Kremowa suknia zsunęła się z jej ramienia. Jej roziskrzone oczy zdawały się rzucać mu wyzwanie. Wolna muzyka skończyła się, ponownie zagrano coś skoczniejszego, nie wiadomo skąd na salę wtoczył się nagle wskrzeszony Volstagg, do którego zaraz doskoczyło kilku mężczyzn, w tym Dastan. Widząc to Nur zbliżyła usta do ucha Lokiego.
– Chodźmy na zewnątrz – zaproponowała. Loki podał jej swoje ramię i niezauważeni przez kogokolwiek, opuścili salę.
Zeszli aż nad brzeg ciemnego morza, nie odzywając się do siebie ani słowem. Nur zdawała się być nieobecna, zatopiona w swoich myślach, Loki wpatrywał się w jej profil, nie mogąc oderwać wzroku od idealnych ust. Usiedli obok siebie na wciąż rozgrzanym piasku, Nur wciąż patrzyła na morze, przygryzając lekko dolną wargę. Loki zbliżył twarz do jej włosów, a wtedy odwróciła głowę w jego stronę. Znowu ich twarze dzieliły milimetry. Jej usta same się rozchyliły, a powieki opadły, delikatnie nakrywając rzęsami policzki. Zamknął oczy i delikatnie dotknął dłonią jej twarzy.
– Taka zimna – Wyszeptała niemal bezgłośnie. Poczuła, że się uśmiecha, jednak było w tym coś smutnego. Chłodny palec przesunął się po policzku, dotarł do ust i delikatnie je obrysował. Westchnęła, lecz gdy chciał ją pocałować, cofnęła się nagle.
– Powinieneś trzymać się ode mnie z daleka – Powiedziała pustym głosem wstając.
– Co...
– Mój brat ma rację. Tak będzie najlepiej – Kontynuowała jak zaprogramowana. A potem szybko odeszła, nie oglądając się za siebie.
– Nur! - Usłyszała, jak woła za nią. Noc była ciemna i duszna, jednak upragniona burza mająca przynieść ulgę, nie nadchodziła. Gdy tylko znalazła się poza zasięgiem jego wzroku, osunęła się na uliczny bruk, opierając plecami o ścianę jakiegoś budynku. Ukryła twarz w dłoniach i stłumiła szloch. Powoli przesunęła palcami po swoich ustach. Zamknęła oczy i pod powiekami ujrzała jego spojrzenie. Szybko uniosła powieki. Tak bardzo się czasem nienawidziła.
