-Powinnam odwrócić się od ciebie lata temu!- krzyczy Caroline, wykrzywiając swoje delikatne oblicze w grymasie wściekłości.
Zamieracie, a ciężkie słowa wciąż dźwięczą wam w uszach. Czujecie się, jakby właśnie wybuchła bomba. Widzisz, jak bezgłośnie porusza ustami i szeroko otwiera oczy. Wiesz, że żałuje tych słów i zrobiłaby wszystko, by je cofnąć, jednak nie zamierzasz nic z tym zrobić. Z jednej strony jesteś zbyt zszokowany, a z drugiej ten temat został pogrzebany z jej inicjatywy. Jakaś część ciebie z niecierpliwością wyczekiwała chwili,w końcu złamie się i coś powie. Pamiętałeś o tym cały czas, każdego dnia.
Nie umiałbyś zapomnieć.
XXX
12 lat wcześniej
Letnie słońce przyjemnie grzeje i mieni się w tafli sadzawki. Soczyście zielona trawa ugina się pod wpływem lekkich podmuchów wiatru, przynoszących ulgę po bezlitośnie gorącym popołudniu. Niebo jest przejrzyście niebieskie; takie, jak jej oczy.
Radosną scenerię psuje ciemna ściana lasu, widoczna w tle za domem.
Bierzesz łyk lemoniady. Robisz to głównie z grzeczności. Może i nie umywa się do krwi, jednak jest słodka i orzeźwiająca.
Naprzeciw ciebie przy ogrodowym stole siedzi trzydziestodwuletnia Liz Forbes. Ma długie, spięte w koński kucyk włosy, gładką, opaloną cerę i bystre, piwne oczy. Jest ubrana w zwykłe jeansy i cienką, letnią tunikę na ramiączka, jednak na oparciu krzesła widzisz granatową kurtkę z odznaką szeryfa, która od ostatnich miesięcy wydaje się być jej drugą skórą.
Pomiędzy palcami trzyma cienkiego papierosa. Gdy wypuszcza dym, twój wyczulony węch wychwytuje nutkę miętowego zapachu, jaki mają mentolowe papierosy.
-Odnotowano siedem śmiertelnych przypadków ataków zwierząt w hrabstwie. Dwa w odległościach 5 mil od Mystic Falls, jedno w północnej części lasu.
Zaczęła palić od kiedy mąż ją porzucił. Jej głos od tamtej pory zrobił się oschły i szorstki. Jedyne, co wydawało się utrzymywać w ryzach to praca.
I córka.
Obserwujesz ją od dłuższego czasu. Siedzi nas sadzawką i moczy stopy w wodzie. Ma na sobie zwiewną, białą sukienkę w czerwone groszki. Jej twarz zakrywają niesforne blond loki.
-Klaus, czy ty mnie słuchasz?- pyta Liz, gasząc papierosa w popielniczce.
-Tak, to niepokojące. Wyślę moich ludzi, by zbadali sprawę. Jesteś pewna, że to młode wampiry? Znika krew ze szpitali?
-Tylko młode są tak nieodpowiedzialne i zachłanne.
Nie zauważasz dziewczynki, dopóki nie przechodzi obok stołu. Masz okazję spostrzec, że ma strasznie chude kolana, pozbawione choć odrobiny dziecięcego tłuszczu, jaki pozostał u jej rówieśniczek. Również przykuwa uwagę jej blada cera. Masz ochotę zbesztać Liz, ale nie jesteście w na tyle bliskich stosunkach, byś mógł sobie na to pozwolić. Macie po prostu układ- ona daje ci informacje o wampirach kręcących się w pobliżu, a ty sprawdzasz czy mają jakieś powiązania z Mikaelem i, naturalnie, zabijasz je, by w Mystic Falls panował spokój.
Tak, łączy was specyficzna przyjaźń, jednak wiesz, że rozzłościłyby ją uwagi o wychowywaniu córki. Nienawidzi ich i z determinacją ignoruje wszystkich uważających, że nie poradzi sobie jako samotna matka.
-Caroline!- woła miękko Liz, posyłając małej uśmiech.
Ta całkowicie ją ignoruje i idzie dalej, czym mocno cię zaskakuje. Widzisz, jak Liz wypuszcza powietrze, przymykając powieki ze zbolałym wyrazem twarzy.
-Zachowuje się tak, od kiedy Bill odszedł.-mówi, wyciągając następnego papierosa.- Nie odzywa się, unika jakiegokolwiek kontaktu. Lekarz powiedział, że mogą to być objawy autyzmu. Naprawdę nie wiem, jak do niej dotrzeć.
-Odejście ojca może tak oddziałać na siedmiolatkę?- pytasz, marszcząc brwi.
-Caroline jest inna niż dziewczynki w jej wieku.- Liz uśmiecha się lekko.- Jest bardzo inteligentna. I, niestety, bardzo wrażliwa.
Nie wiesz, co tobą kieruje, gdy wstajesz i podchodzisz do dziewczynki. Wreszcie jesteś w stanie zobaczyć jej twarz- drobną, w kształcie serca, z małym, lekko zadartym noskiem i zaciśniętymi, malinowymi wargami. Uśmiechasz się, gdy widzisz nieliczne piegi na jej zaróżowionych policzkach. Kucasz, by się z nią zrównać i spoglądasz w jej przejrzysto niebieskie oczy, wpatrujące się w ciebie beznamiętnie.
-Witaj, Caroline. Jestem Klaus.
Dziewczynka nie reaguje. Jedyne, co robi, to mocniej zaciska wargi.
Do głowy wpada ci pewien pomysł. Świadomie wysuwasz kły i czujesz, jak żyłki wokół twoich oczu puchną.
Dziewczynka ze świstem wciąga powietrze, wzdryga się i powstrzymuje, by nie cofnąć o krok. Jej oczy robią się duże i z zadowoleniem stwierdzasz, że można dostrzec w nich cień zaskoczenia oraz lekkiego zaciekawienia.
-Liz, mam pewien pomysł.
