Pierwszetłumaczenie, więc nie oceniajcie zbyt surowo.

Oryginalny tytuł: The Stark Truth

Autorka: misteeirene

Zgoda: Jest

Tłumaczenie: Rokishoo

Beta: Medowell

Tytuł: The Stark Truth

Raiting: M (17+)

Fandom: Avengers i Harry Potter

Link: s/10796296/1/The-Stark-Truth

Vernon złapał szczupłego nastolatka za gardło i przyszpilił go boleśnie do ściany. Uśmiechnął się, gdy chłopak kopał nogami, próbując dosięgnąć ziemi i wziąć głęboki wdech, gdyż zaciśnięte na jego szczupłej szyi ręce wuja odcinały mu dopływ powietrza.

- Przy odrobinie szczęścia będzie to ostatnia noc, kiedy muszę znosić twoją obrzydliwą twarz – warknął Vernon plując w lekko niebieskawą twarz.

Harry gorączkowo szarpał ciasno zaciśnięte palce wuja i drapał go po ramionach. Rozpaczliwe potrzebował tlenu, gdyż jego wzrok zasnuwały już ciemne plamy. Jeśli nie dane mu będzie wziąć wdechu w ciągu kilku następnych sekund to straci przytomność lub nawet umrze. Gdyby miał wybierać, wybrałby śmierć. Był zmęczony przeżywaniem w kółko tego koszmaru, który nazywał swoim życiem i chciał po prostu, aby to się skończyło.

Vernon bez większego pomyślunku przerzucił chłopca przez pokój i ten uderzył w przeciwległą ścianę. Bynajmniej nie przejął się, gdy usłyszał obrzydliwy trzask pękającej kości.

Harry nie wydał żadnego dźwięku, gdy jego głowa zderzyła się ze ścianą lub gdy jego prawe ramię zostało złamane podczas uderzenia. To nie był pierwszy raz, gdy jego ręka została złamana... do diabła, to nawet nie piąty raz. Ból był czymś, z czym był doskonale zaznajomiony gdy tylko skończył piętnaście miesięcy.

Vernon stał nad swoim trzęsącym się siostrzeńcem, który przyciskał bezwładne ramię do klatki piersiowej, cicho skomląc.

- Założę się, że zastanawiasz się czemu przywieźliśmy cię do Ameryki zaraz po odebraniu cię z tej twojej szkoły dla dziwaków, prawda?

W rzeczywistości, Harry był bardzo ciekawy dlaczego przybyli do Nowego Jorku, ale wiedział z doświadczenia, że lepiej nie zadawać pytań. Od najmłodszych lat był uczony, że zadawanie pytań równało się bólowi. W sekundzie gdy opuścili peron 9 i 3/4, jego wuj kazał mu wypuścić Hedwigę z klatki, a następnie wrzucił go do samochodu na siedzenie obok jego otyłego kuzyna i warknął, by nie ośmielił się wydać żadnego dźwięku. Potem zamiast pojechać do Surrey, skierowali się na lotnisko, gdzie wsiedli na najbliższy samolot do Nowego Jorku. Obecnie znajdowali się w trzypokojowym apartamencie w luksusowym hotelu na Manhattanie.

- Dziwaku, gdy zadaję ci pytanie to masz odpowiedzieć! - warknął Vernon, kopiąc w złamaną rękę nastolatka tak mocno, jak tylko mógł.

Harry próbował nie krzyknąć, ale ból był zbyt duży.

- Tak, wujku Vernonie. - jęknął głosem nie wiele głośniejszym od szeptu.

Nawet nie spojrzał na swego opiekuna, wiedząc że lepiej nie utrzymywać kontaktu wzrokowego z wielkim mężczyzną. Może i był czternastoletnim, prawie piętnastoletnim czarodziejem, ale jego wuj śmiertelnie go przerażał. Bał się wuja bardziej, niż Voldemorta kiedykolwiek. Voldemort chciał go tylko zabić, jego wuj zaś torturować, okaleczać, zgwałcić i złamać. Ponad tym wszystkim powitałby śmierć z otwartymi ramionami.

Vernon uśmiechnął się złośliwie do swego siostrzeńca.

- Jesteśmy tutaj, w Nowym Jorku, ponieważ mogę zarobić mnóstwo pieniędzy za twoją bezwartościową skórę.

Harry zbladł, czując że zaraz zemdleje. Wujek miał teraz zamiar zrobić to, czym groził mu już przeszło od sześciu zamierzał sprzedać go w celach dziecięcej prostytucji.

Vernon odrzucił głowę do tyłu, wybuchając śmiechem, gdy zauważył strach w oczach siostrzeńca.

- Tak jak kusząco to brzmi, i tak jak bardzo chciałbym wiedzieć, że spędzisz resztę swojego bezwartościowego życia będę pieprzonym przez niezliczoną ilość ludzi, znalazłem inny sposób, by zarobić na tobie jeszcze więcej pieniędzy. A ty, jeśli dopisze ci szczęście, będziesz żył w luksusie.

Vernon podszedł do łóżka, opuszczając spodnie. Usiadł nago, rozłożył szeroko nogi i wziął swojego sztywnego penisa w dłoń.

- Podejdź tutaj i zacznij ssać, a jeśli dobrze się sprawisz opowiem ci historię.

USUNIĘTA ZŁA SCENA

- Trzy miesiące temu – zaczął Vernon – dostałem awans, który odmienił moje życie, oznaczało to jednak konieczność przeniesienia się do USA, dokładnie do Kalifornii. Gdy twoja ciotka zaczęła pakowanie, odkryła klucz do zapomnianej szopy, którą ostatni raz otworzyliśmy gdy zabici zostali twoi bezwartościowi rodzice, a my utknęliśmy z tobą – ich dziwacznym pomiotem. Kiedy sortowaliśmy i niszczyliśmy rzeczy, natrafiłem na bardzo interesujący dziennik twojej matki.

USUNIĘTA ZŁA SCENA

Harry był bardzo zainteresowany dziennikiem swojej matki. Nie wiedział o niej wiele i nie posiadał nic, co kiedykolwiek do niej należało. Remus i Syriusz opowiadali mu wiele o jego ojcu, ona sam miał pelerynkę niewidkę kiedyś do niego należącą, ale nie miał żadnych pamiątek po jego zmarłej matce.

Vernon uśmiechnął się złośliwie do siostrzeńca.

- Bardzo dobrze, mój mały dziwolągu. - zachichotał.

- Więc tak dziennik twojej matki był bardzo interesujący, ponieważ udokumentował jej problemy z poczęciem dziecka. Początkowo sądzili, że problemem jest tu twój ojciec, ale po wykonaniu szeregu testów, że to twoja matka nie była w stanie zajść w ciążę i sprowadzić na świat kolejnego dziwaka. Twoja ciotka była zachwycona, dowiadując się, że jej doskonała siostra zawiodła w czymś, co ta mogła zrobić bez problemu. Twoja matka była więc tylko bezwartościową dziwką, którą twój ojciec mógł pieprzyć.

USUNIĘTA ZŁA SCENA

Harry potrząsnął głową próbując wyprzeć tę myśl, zdezorientowało do to co powiedział wuj i nie do końca to wszystko rozumiał.

- Teraz, jak już mówiłem – kontynuował Vernon – Twoja bezużyteczna matka nie mogła zajść w ciążę, ale jako że trwała wojna i bali się, że umrą bezpotomnie, postanowili uczynić coś innego. Teraz dochodzimy do tej najbardziej obrzydliwej części – Vernon zachichotał mrocznie – Wygląda na to, że twoi ludzie są jeszcze większymi dziwolągami niż początkowo sądziliśmy. Czy wiesz, że mężczyźni w twoim świecie mogą zajść w ciążę?

Harry prawie się zakrztusił. Nigdy nie powiedziano mu, że czarodzieje mogą zajść w ciążę. Czy oznaczało to, że James był jego matką, a nie ojcem?

- Nie przestawaj ssać - warknął Vernon - Twój ojciec, choć raczej powinienem powiedzieć matka - Vernon wydał z siebie zdegustowany odgłos - Pewnego wieczoru wybrał się do mugolskiego baru, gdzie uwiódł nieznajomego. Przespał się z przypadkowym facetem, żeby mógł zajść w ciążę i urodzić ciebie.

Harry nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Jego tata był w rzeczywistości jego matką? Ale jak to możliwe? Miał miliony pytać, ale wiedział, że lepiej nie zadawać ich wujowi. Desperacko chciał dostać w ręce dziennik matki, nie było mowy żeby ta absurdalna historia była prawdą. Z drugiej strony, wuj Vernon nie był osobą, która wymyśliłaby taką wybujałą historię.

- Na szczęście dla nas - jęknął Vernon - Twój ojciec zdobył nazwisko mugola, z którym się przespał, a twoja tak zwana matka zapisała je w dzienniku. Jutro wybierzemy się do tego człowieka i sprzedamy mu ciebie za dobrą sumkę. Wydaje się, że ten człowiek jest bardzo bogaty i sławny, i jestem pewien, że zrobi wszystko, aby jego mały, brudny sekret nie wylądował na pierwszych stronach gazet, i na każdej stacji telewizyjnej. Oczywiście nie możemy go poinformować, że spłodził dziecko z facetem, na szczęście jesteś do niego na tyle podobny, że możemy powiedzieć, że przespał się z twoją matką, a on na bank temu nie zaprzeczy.

USUNIĘTA ZŁA SCENA

Trzymając się za złamaną rękę, Harry zdjął z siebie ubranie i odwrócił się do ściany opierając na niej tę zdrową.

Vernon wyjął pas ze spodni i czekał cierpliwie aż jego siostrzeniec zajmie pozycję. Jak na chłopca Harry miał piękną, niemal kobiecą sylwetkę, a widząc go nago i drżącego przed nim musiał się ostro hamować. Będzie tęsknił za używaniem tego chłopca jak zabawki, ale pieniądze, które miał otrzymać było po prostu zbyt dużo, aby to przepuścić. Z taką kwotą mógłby codziennie wieczorem kupować sobie prostytutkę, gdyby chciał. Jego żona zdawała sobie sprawę z jego ciemnej strony i tak długo jak nie wymagał od niej tych brudnych i upokarzających rzeczy, nie obchodziła jej ona. Lubił dominować i ranić swoje małe męskie zabawki, a Harry był jego pierwszym i zarazem najbardziej ulubionym.

Za pierwszym razem gdy wepchnął mu penisa do gardła, chłopiec miał tylko sześć lat. Poprosił Petunię, by go ssała, ale gdy ta nie zgodziła się i opuściła dom, wyciągnął swojego siostrzeńca z szafki pod schodami i kazał mu polizać główkę jego penisa. Minęło zaledwie kilka minut nim wepchnął w gardło chłopca całego i doznał najlepszego orgazmu w swoim życiu. Potem wszystko już poszło gładko, nie trzeba było długo aż jego siostrzeniec wypiął się, pochylając nad podłogą, krzycząc, gdy on pieprzył jego mały tyłek.

- Trzydzieści uderzeń, na które myślę, że zasługujesz za swoje nieposłuszeństwo. Za każdym razem gdy wydasz z siebie najmniejszy odgłos dostaniesz kolejne pięć, więc lepiej gdy będziesz trzymał swoje cholerne usta na kłódkę.

Harry wsunął dolną wargę między zęby i przygryzł ją mocno, kiwając głową. Pięć lub dziesięć uderzeń mógłby spokojnie znieść w ciszy, ale trzydzieści jest niemożliwością. Wiedział, że jego plecy skończą jako rozerwany krwawy bałagan, gdy skończy.

Vernon przesunął palcami po zakrwawionych plecach siostrzeńca, wbijając paznokcie w długie rany.

- Czterdzieści batów - uśmiechnął się - Ostrzegałem cię, byś nie wydawał żadnego dźwięku.

USUNIĘTA ZŁA SCENA

Harry zdławił krzyk, wiedząc, że ten przyniesie mu tylko więcej bólu. Bolało tak bardzo, że naprawdę chciał umrzeć. Jego wujek obszedł się z nim bardziej szorstko niż zazwyczaj, kiedy był wściekły i wyładowywał się nie nim.

- Na dłoniach i kolanach - rozkazał Vernon szorstkim głosem - Przygotuj się, bo ode mnie żadnej łaski nie otrzymasz.

Harry boleśnie upadł na kolana, ale tylko lewą rękę mógł położyć na ziemi. Wuj bardzo rzadko go przygotowywał, więc i tym razem niczego takiego się nie spodziewał. Osobiście wolał to w ten sposób. Inaczej wydawało się to zbyt osobiste, zbyt troskliwe; chciał tylko, żeby wujek zrobił to jak najszybciej, nawet gdy oznaczało to dla niego więcej bólu.

Harry zwiesił głowę i ugryzł się w lewe ramię. Jeśli wyda jakiś dźwięk, gdy jego wujek w niego wejdzie, wtedy ten uczyni to pięć razy gorszym niż miało to rzeczywiście być.

USUNIĘTA ZŁA SCENA

***HP***

Harry leżał w wannie w pozycji płodowej, płacząc, gdy gorąca woda raniła jeszcze bardziej jego zmaltretowane i obolałe ciało. Przez całą noc jego wuj znęcał się nad nim, gwałcił niezliczoną ilość razy i zmuszał do ssania jego kutasa. Był już ranek i zaraz po tym jak jego rodzina skończy jeść śniadanie w hotelowym bufecie, zamierzali się udać do domu człowieka, który podobnież był jego biologicznym ojcem. Nie dano mu nawet czasu na przetworzenie wiadomości, które przekazał mu wuj, ale w to wszystko naprawdę ciężko było uwierzyć. Dlaczego nigdy nie słyszał, że czarodziej też może zajść w ciążę? Myśl o tym, że jego wuj mógłby go zapłodnić, wywołała u niego mdłości i sprawiła, że klęczał teraz przed toaletą, wymiotując.

Harry podniósł się chwiejnie i zaczął osuszać swoje ciało używając tylko jednej ręki. Ta złamana wykrzywiona była w dziwny sposób i nawet najmniejszy ruch nią powodował u niego rwący ból. Wujek naprawdę ciężko pracował nad nim minionej nocy, a na dowód tego ma siniaki na całej twarzy. Nie miał pojęcia jak mężczyzna wyjaśni jego stan, ale wiedział, że ten człowiek miał plan. Nie chciał rozbudzać w sobie bezpodstawnych nadziei, że tamten mężczyzna rzeczywiście może być jego ojcem, ale był przekonany, że jeśli jego wujek nie otrzyma pieniędzy to ten zamierza sprzedać do jakiemuś alfonsowi lub zabić. Nawet jeśli tamten mężczyzna mógłby być jego ojcem, dlaczego wuj myślał, że on mógłby chcieć Harry'ego?

- Chłopcze! - krzyknęła za drzwiami ciotka - Mam dla ciebie trochę ubrań, nie mogę pozwolić ci spotkać się z twoim dawcą spermy w tych obrzydliwych szmatach.

Harry otworzył drzwi nie patrząc na ciotkę, nawet gdy ta wzięła zszokowany oddech.

- Cholera - zaklęła Petunia - Przecież wiedział, że zabieramy cię na spotkanie z twoim ojcem! Ubierz się, a ja przyniosę ci tabletki przeciwbólowe.

Petunia odeszła, kręcąc głową na to, że jej mąż zostawił siostrzeńca wyglądającego jakby potrąciła go ciężarówka. Przecież powiedziała mu wczoraj wieczorem, żeby nie zostawił na chłopcu żadnych widocznych śladów.

Harry z zaskoczeniem stwierdził, że otrzymał parę dżinsów, czarną koszulkę z długimi rękawami, czerwoną bluzę oraz tanie tenisówki, które były w jego rozmiarze. Jedynymi ubraniami, które rzeczywiście na niego pasowały były szaty szkolne. Zazwyczaj nosił jedynie za duże trampki oraz porozciągane i zużyte ubrania jego wielkiego kuzyna. Najszybciej jak mógł ubrał się i przeczesał włosy. Przez ostatni rok urosły i teraz sięgały mu już do łopatek. Dłuższe i cięższe nie odstawały już w każdym kierunku, tworząc gniazdo, ale opadały łagodnie na plecy, lekko kręcone na końcach. W zeszłym roku, podczas pobytu w Hogsmeade, magicznie poprawił sobie wzrok. Hermiona, po pierwszym zadaniu, zasugerowała, że mądrzej będzie zrezygnować z okularów, gdyż mógł z łatwością je stłuc, co pozostawiło by go bezradnym i bezbronnym.

Patrząc w lustro, nastolatek skrzywił się, patrząc na swoje odbicie. Był zbyt blady, jego szmaragdowe oczy wyglądały na martwe z okalającymi je cieniami, a duży siniak zajmował większą część prawej strony jego twarzy. Odchylając lekko głowę, zobaczył na szyi siniak wielkością i kształtem przypominający dłonie jego wujka. Pod koszulką skóra na jego plecach była w strzępach, a prawe ramię miał złamane prawdopodobnie w więcej niż jednym miejscu. Wyglądał wybitnie źle i w tym właśnie stanie miał spotkać swojego - potencjalnie - biologicznego ojca. Nie było mowy, żeby jakiś bogacz go chciał, nawet jeśli okazałoby się, że jest jego synem.

- Masz - warknęła Petunia, podając siostrzeńcowi pod nos dwie tabletki przeciwbólowe. - Wychodzimy za pięć minut, więc pośpiesz się. I do diabła, trzymaj głowę w dół i nie odzywaj się, rozumiesz?

Harry kiwnął głową, nie patrząc ciotce w oczy.

- Nie lubię cię i nigdy nie lubiłam, ale nie zasługujesz na to, co wyprawia z tobą twój wuj. Jeśli twój ojciec cię nie przygarnie, wtedy Vernon może zgotować ci jeszcze większe piekło. Lepiej byłoby gdyby cię zabrał i zapłacił pieniądze, których zażądał twój wuj, jeśli jednak tego nie zrobi...Ucieknij i schowaj się gdzieś na ulicach Nowego Jorku, i nigdy, przenigdy nie wracaj. Wtedy nic nie powstrzyma twojego wuja...choćby miał zatłuc cię na śmierć, ja po prostu chcę się ciebie pozbyć i nie obchodzi mnie w jaki sposób Vernon to zrobi.

Harry nic nie powiedział, tylko wrzucił do ust tabletki i połknął je. Jego ciotka zazwyczaj nie dawała mu nic przeciwbólowego i był naprawdę wdzięczny, że tym razem to zrobiła. Niestety przyjął je na pusty żołądek, co zawsze powodowało u niego nudności. Przemowa jego ciotki też mu za bardzo przeszkadzała, od dawna zapewniała go o swej nienawiści do niego i już się przyzwyczaił.

- Choćmy, taksówka już jest. Vernon już załadował twój kufer. - warknęła Petunia.

***HP***

- Czy mogę w czymś pomóc? - spytała sekretarka pracująca w Stark Tower, wielkiego mężczyznę stojącego przed biurkiem.

- Tak, jesteśmy tu, aby spotkać się z panem Starkiem - ogłosił głośno Vernon, wydymając pierś i próbując wyglądać na ważnego.

- Przykro mi, ale pan Stark wyjechał w interesach. Czy zechciałby pan umówić się na spotkanie?

- Nie, potrzebuję tego spotkania natychmiast i żądam obecności pana Starka natychmiast! - wykrzyknął Dursley, opluwając się śliną.

Harry cofnął się poza zasięg wuja, rozpoznając oznaki jego rozdrażnienia. Kiedy jego wujek tracił panowanie nad sobą, zwykle kończył nieprzytomny. Po wczorajszej nocy czuł się wyjątkowo niekomfortowo w towarzystwie mężczyzny. Wiedział, że jeśli jego wujek nie zobaczy się z panem Starkiem, zamierza się on na nim wyładować i miał bardzo silne przeczucie, że nie dożyje następnego spotkania.

Sekretarka dyskretnie wcisnęła przycisk pod biurkiem, wzywając ochronę.

- Naprawdę mi przykro, proszę pana, ale pan Stark wyjechał za granicę w interesach i nie spodziewamy się go wcześniej niż w przyszłym tygodniu. Jeśli zostawi mi pan swój numer telefonu, nazwisko i powód zwołania spotkania, jego osobista asystentka skontaktuje się z panem, aby ustalić datę spotkania w pierwszym dogodnym terminie.

- Przyjechałem aż z Anglii, by sprowadzić Tony'emu Starkowi jego bękarta i nie odejdę, jeśli z nim nie porozmawiam! - ryknął Vernon.

Sekretarka spojrzała na dwóch chłopców towarzyszących mężczyźnie. Większy z nich był oczywiście synem niegrzecznego mężczyzny, był tak samo gruby jak ojciec. Drugi chłopiec był drobny, miał zaledwie około 160 cm i wyglądał jakby rozpaczliwie potrzebował jedzenia; był zbyt chudy. Nie widziała jego twarzy, ponieważ miał na sobie bluzę z założonym kapturem, co było dość dziwne, zważywszy, że był czerwiec i było naprawdę ciepło.

- Czy istnieje tu jakiś problem?

Vernon skierował swoje spojrzenie na strażnika, który powoli się zbliżał. Chwycił siostrzeńca za złamaną rękę i przyciągnął szorstko do piersi.

- To jest mój bratanek i biologiczny syn Tony'ego Starka. Jeśli nikt ze mną na ten temat nie porozmawia w ciągu najbliższych pięciu minut pójdę z tym do prasy i powiem jakim sukinkotem jest Stark, porzucając kobietę w ciąży i swoje nienarodzone dziecko. Sugeruję byś zadzwonił do Starka i wyjaśnił mu sytuację.

Harry krzyknął, a łzy napłynęły mu do oczy, gdy wuj złapał go za złamane ramię.

- Proszę spojrzeć, przynajmniej raz w tygodniu mamy kogoś kto twierdzi, że jest zaginionym dzieckiem Tony'ego Starka, aby móc wyłudzić pieniądze. Proszę więc zostawić swoje nazwisko i numer telefonu, a my przekażemy dane pannie Potts, kiedy wróci. - ochroniarz położył dłoń na pistolecie, nie tak subtelnie grożąc gniewnemu mężczyźnie.

Harry zaczął drżeć pod ciężarem dłoni wuja spoczywającej na jego ramieniu. Gdyby stąd wyszli, nie spotykając się ani nie rozmawiając z Tonym Starkiem to wuj Vernon sprawi, że zeszła noc będzie wyglądać jak niewinna zabawa. Sugestia Petunii dotycząca ucieczki zaczynała wyglądać jak doskonały pomysł, z tym wyjątkiem, że tabletki przeciwbólowe przestawały działać, a on był osłabiony z powodu wygłodzenia. Próbował coś zjeść w Wielkiej Sali przed wyjściem do Hogwartu Ekspres, ale był zbyt wystraszony wiszącym mu nad głową powrotem do domu, by móc coś przełknąć. Wciąż też odczuwał skutki trzeciego zadania, zwieńczonego powstaniem Voldemorta. Na dodatek, Voldemort aż trzy razy rzucił na niego przekleństwo Cruciatus i wciąż miał z tego powodu drgawki od czasu do czasu.

- Nie zostawię tu mojego nazwiska ani numeru, aby jakiś bogaty drań mógł mnie po prostu zignorować. Niech ta panna Potts albo pan Stark porozmawiają ze mną przez telefon. Tak czy inaczej nie wyjdę bez rozmowy z którymś z nich. Odkąd chłopak skończył piętnaście miesięcy, karmiłem go, ubierałem i dawałem mu dach nad głową. Odmawiam opieki nad tym niewdzięcznym dziwolągiem choćby dzień dłużej. - ryknął Vernon, przyciągając uwagę dużej ilości ludzi - Petunia, znajdź dla mnie jakąś lokalną stację telewizyjną, jestem pewien, że będą bardzo zainteresowani wysłuchaniem naszej historii. Może to przyciągnie uwagę Tony'ego Starka.

Moc z jaką jego wuj ściskał jego ramię sprawiła, że złamane kości Harry'ego zgrzytnęły o siebie powodując potworny ból, który powalił chłopca na kolana. Opuścił głowę i mocno przygryzł policzek, żeby nie rozpłakać się przed zgromadzonymi ludźmi.

Ochroniarz podszedł, by obezwładnić mężczyznę, który najwyraźniej krzywdził nastolatka, kiedy ktoś chwycił go za ramię i zatrzymał.

- Poradzę sobie z tym Willis - powiedział Bruce, wpatrując się w obrzydliwego mężczyznę, krzywdzącego chłopca. Był w holu, kiedy ten grubas po raz pierwszy wygłosił swoje roszczenia. Pretensje dotyczące ojcostwa były bardzo częste u Tony'ego, szczególnie biorąc pod uwagę jego fortunę i wcześniejszy tryb życia. Właśnie na takie wypadki mieli w laboratorium zapisane jedo DNA. Jak dotąd z setek roszczeń, ani jedno nie zostało potwierdzone. Tony może i był gorliwy i roztrzepany, ale był bardzo dobry w niedawaniu się złapać w takie sytuacje jak ta, gdzie musiałby płacić jakiejś chciwej kobiecie alimenty.

- Jeśli uprzejmie puścisz chłopca, zaprowadzę was do mojego laboratorium, gdzie przeprowadzę test na ojcostwo, a jeśli ten wyjdzie pozytywny skontaktuję się z jego osobistą asystentką, która później nawiąże z nim kontakt. - warknął Bruce, próbując opanować drugiego faceta, który chciał wyjść i nauczyć tego człowieka jak właściwie traktować dziecko. Nie widział twarzy chłopca, ale było w nim coś...coś co sprawiało, że chciał go chronić.

Vernon prychnął.

- Pozwolę ci przeprowadzić te testy, ale jak mówiłem, ten chłopak jest synem Starka.

- W takim razie nie powinieneś mieć problemu z testem - warknął Bruce - Willis, proszę, zaprowadź ich do mojego laboratorium, podczas gdy ja pomogę chłopcu z bagażem.

Vernon uśmiechnął się, odpychając od siebie złamane ramię siostrzeńca. Szczerząc się do ochroniarza, Dursley i jego rodzina podążyli za ochroniarzem do czekającej windy.

Harry zdławił krzyk i mocno przycisnął rękę do klatki piersiowej. Czuł się jakby jego wujek wyrwał jego ramię ze stawu.

- Hej, dzieciaku, wszystko w porządku?- zapytał Bruce klękając obok chłopca. Wydawało mu się, że usłyszał jak coś pękało w ramieniu nastolaka, ale ten nie wydał żadnego odgłosu wskazującego na to, że cierpi.

Harry skinął głową, niezdolny do udzielenia odpowiedzi miłemu mężczyźnie. Nie miał pojęcia ile jeszcze minie czasu, nim straci przytomność.

- Tak, ciekawe dlaczego ci nie wierzę. - Bruce zachichotał - Nazywam się Bruce Banner, ale możesz mówić mi Bruce. Jak ty masz na imię?

- H-Harry - odpowiedział, dźwigając się na nogi - Harry Potter.

- Cóż, Harry Potterze, po tym jak wykonamy ten test DNA, przyjrzę się temu ramieniu i przy okazji opatrzę. Podejrzewam, że może być zwichnięte lub nawet złamane.

- W porządku, proszę pana, naprawdę - wyrzucił z siebie szybko, wiedząc, że jego wuj będzie zły, jeśli ktoś zacznie przyglądać się bliżej ich relacjom. - Uderzyłem się, to wszystko.

- Jasne, ale wciąż zamierzam na to spojrzeć - Bruce próbował uważniej przyjrzeć się chłopcu, ale ten miał założony kaptur i odwróconą głowę. - Chodźmy do mojego laboratorium zanim twój wielorybi wujek je zniszczy. - Banner wziął kufer chłopca i bez trudu uniósł go jedną ręką. Skierował się wraz z chłopcem prosto do windy.

- JARVIS - zawołał, gdy zamknęły się za nimi drzwi windy - Niech Clint przyjdzie do mojego laboratorium. Mam wrażenie, że będę potrzebował pomocy z tą grupą.

- Zaraz mu przekażę, doktorze Banner - odpowiedział JARVIS, sprawiając, że Harry podskoczył i rozejrzał się.

Bruce zachichotał.

- JARVIS też mnie nieco przestraszył, gdy usłyszałem go po raz pierwszy. Jest tworem Tony'ego. Człowiek może być bólem w dupie, ale jest cholernym geniuszem. JARVIS oznacza Just A Rather Intelligent System (Tylko bardzo inteligentny system). Jest to sztuczna inteligencja, która pełni rolę lokaja Tony'ego i tak właściwie może zrobić wszystko. Czy wiesz coś o Tonym Starku? - zapytał zaciekawiony Bruce.

- Nie, proszę pana - Harry opowiedział cicho.

- Nazywaj mnie po prostu Bruce, proszę - Bruce powiedział, nieco zaskoczony, że chłopak nie słyszał nic o Starku. Tony był sławny na całym świecie, nie tylko w Ameryce, a teraz z powodu Ironmana był uważany za superbohatera.

- Tony Stark różnie jest nazywany: miliarder, geniusz, inżynier, biznesmen, playboy, bohater, zarozumiały sukinsyn, ból w dupie, który gada jak najęty - Bruce uśmiechnął się, gdy usłyszał cichy chichot - Biorąc to wszystko pod uwagę Tony jest dobrym facetem, a jeśli jesteś jego synem będzie się tobą dobrze opiekował. - Bruce miał nadzieję, że ten chłopak rzeczywiście jest Tony'ego, nie chciałby odsyłać go z powrotem z tym okropnym mężczyzną. Był prawie pewien, że to właśnie wuj jest przyczyną złamanego ramienia nastolatka.

- Powiedz mi, czy myślisz, że Tony jest twoim ojcem? - zapytał Bruce, znów próbując zobaczyć twarz chłopca.

Harry wzruszył ramionami, ale krzyknął, gdy potworny ból znów przeszył jego prawe ramię.

- Hej, nie ruszaj tą ręką - Bruce zganił nastolatka - Może powinniśmy je sprawdzić jeszcze przed testem DNA...

- Nie, proszę! -błagał Harry - Zróbmy najpierw test, mój wujek...

- Skrzywdzi cię, jeśli nie zrobimy najpierw testu DNA? Tak rozumiem, ten facet jest tyranem, ale jestem prawie pewien, że sobie z nim poradzę. - Bruce uśmiechnął się wiedząc, że drugi facet tylko czekał by ustawić grubasa do pionu. - Ale jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej, najpierw zrobimy test, a gdy będziemy czekać na wyniki, prześwietlę twoje ramię i zobaczę co da się zrobić. Nie jestem lekarzem, ale miałem na tyle praktyki w tym polu, że dam radę ci pomóc.

- Dziękuję - powiedział Harry, mając nadzieję, że przynajmniej ktoś zajmie się jego ramieniem, zanim test okaże się negatywny, a jego wujek wpadnie w szał. Bruce wydawał się naprawdę miłym facetem, może doradziłby gdzie mógłby się ukryć przed wujem.

- Więc, myślisz, że Tony jest twoim ojcem? - zapytał ponownie doktor.

- Wujek Vernon powiedział mi tylko wczoraj, że niedawno znalazł dziennik mojej matki. Powiedział, że nazywała go w nim moim biologicznym ojcem. Mówił też, że miała problemy z zajściem w ciążę z moim ojcem, więc pewnego razu uwiodła pana Starka w jakimś klubie i się z nim przespała.

Bruce prychnął.

- To brzmi tak bardzo jak Tony, nigdy nie był w stanie odmówić pięknej kobiecie.

- Przykro mi z tego powodu - powiedział Harry nieśmiało - Mój wujek jest trochę...

- Osłem - przerwał mu Bruce z warknięciem w głosie - Nie przejmuj się tym Harry, twój wujek nie jest pierwszym, który przyprowadza tu dziecko, twierdząc, że jest ono Tony'ego.

- Czy oni w rzeczywiśtości byli...Tony'ego?

Bruce potrząsnął głową.

- Tony nie jest żonaty i, o ile nam wiadomo, nie ma dzieci. O, to nasz przystanek. - powiedział Bruce, gdy winda się zatrzymała. Kiedy drzwi się otworzyły Bruce nie był zaskoczony opierającym się o ścianę Clintem, który najwyraźniej już na niego czekał

- Harry, to jest Clint Barton, mieszka on w Stark Tower razem ze mną i kilkoma innymi osobami. Clint, to jest Harry Potter, jego wuj przyprowadził go, twierdząc, że Tony jest jego ojcem. Idziemy właśnie do mojego laboratorium, aby przeprowadzić test na ojcostwo, ale chciałbym abyś miał oko na jego wuja. Ten człowiek ma poważne problemy z panowaniem nad gniewem.

Clint westchnął.

- Kolejny? Który to już? Trzysta drugi?

Harry skulił się, zbliżając lekko do Bruce'a.

- Wybacz, dzieciaku - przeprosił Clint, widząc, że wystraszył chłopca - Nie miałem na myśli nic złego, po prostu zauważyłem, że każdy chce czegoś od Starka. Bóg tylko wie, do czego się posuną, aby to osiągnąć.

- Choć, nie zmuszajmy twojego wujka, by dłużej czekał - powiedział Bruce, prowadząc ich do swojego laboratorium. To właśnie dzięki niemu Tony był w stanie przekonać go, aby się wprowadził do Stark Tower. Cały ten sprzęt był najnowocześniejszy i Bruce nie miał złudzeń - kosztował Tony'ego fortunę.

- Cholernie długo tu szedłeś - warknął Vernon, patrząc na swojego siostrzeńca - Nie mam całego dnia, wykonaj ten test. Chcę się pozbyć dziwaka.

- Uroczy - wyszczerzył się Clint, patrząc na najgrubszego mężczyznę jakiego kiedykolwiek widział z niezadowoleniem - Teraz rozumiem, dlaczego mnie wezwałeś.

Bruce przewrócił oczami na jego dziecinne zachowanie.

- Ok, Harry, ponieważ nie sądzę, że twój wuj będzie zadowolony jeśli nie uzyska jasnego dowodu, przeprowadzimy test na dwa sposoby. Najpierw potrzyj wnętrze ust wacikiem, a następnie pobiorę próbkę twojej krwi.

- Krew nigdy nie kłamie - krzyknął Vernon, sprawiając, że Harry podskoczył.

Clintowi nie umknął fakt, jak płochliwy jest chłopiec w stosunku do wuja. Nie umknęło mu również, że chłopak nie nawiązuje w ogóle kontaktu wzrokowego ani nie podnosi głowy. Z powodu kaptura nie widział też jak chłopiec wygląda. Było to dziwne, że w tak ciepły dzień nosi coś tak grubego.

- Tato, jestem głodny - zaskomlał Dudley - Ile czasu to jeszcze zajmie?

Clint uniósł brwi, kręcąc głową.

- Dzieciaku, jesteś taki wielki...

- Clint, wystarczy - przerwał Bruce nie chcąc kolejnej kłótni, ledwo powstrzymując się od śmiechu. Szczerze mówiąc, chłopiec rzeczywiście był olbrzymi, nie sądził, że kiedykolwiek widział tak wielkie dziecko. - Trochę czasu minie, nim uzyskamy wyniki, więc zaraz po zakończeniu testu zamówię pizze i będziesz mógł zjeść ją w sali konferencyjnej.

- Akurat wyjdziemy, abyś mógł zmienić wyniki testu! - warknął Dursley - Nie opuścimy tego pokoju, póki testy nie zostaną ukończone, a wyniki odczytane.

- W porządku - odwarknął Bruce, czując, że podnosi się jego ciśnienie krwi. - Po prostu starałem się być miły. Minie co najmniej dwie godziny zanim uzyskamy wyniki i nie chciałbym słuchać skomlenia twojego syna przez ten cały czas,

- Taaaaatooo - jęknął Dudley, głosem który sprawił, że nawet drugi facet się skulił - Chcę pizzę z podwójnym serem i podwójnym boczkiem, i nie chcę czekać dwóch godzin. Chcę ją teraz! Chcę ją teraz!

- Oh, na miłość...Nakarm świnię teraz, zanim wbiję mu strzałę w głowę! Nie ma możliwości, aby to przyśpieszyć! - Clint również warknął.

Bruce ścisnął nasadę nosa, starając się zachować spokój.

- A może zamówię pizzę i twoja żona i chłopcy pójdą do sali konferencyjnej, żeby coś zjeść, a ty zostaniesz tu wpatrując się w mój sprzęt laboratoryjny i zachowując się jakbyś wiedział co robić?

- W porządku - zgodził się Vernon, a jego twarz stała się purpurowa - Ale dziwadło pozostaje tutaj, zjadł ogromne śniadanie niecałą godzinę temu i nie chcę, aby sprawiał kłopoty.

- Problemy sprawiasz jedynie ty i twój gruby syn - zadrwił Clint zbliżając się do Vernona. Był doskonały w czytaniu ludzi i wiedział, że mężczyzna kłamie. Harry wyglądał jakby od lat nie jadł porządnego posiłku.

- Vernon - odezwała się po raz pierwszy Petunia - Podczas, gdy czekamy na wyniki, ja wezmę Dudleya, aby coś zjeść. Widziałam ładną, małą kawiarnię po drugiej stronie ulicy i jestem pewna, że mają coś, co Dudziaczek pokocha.

- Ale maaamooo, ja chcę pizzę! - krzyknął Dudley, a jego oczy wypełniły się sztucznymi łzami.

- Dudziadzku, kochanie - powiedziała Petunia, próbując uspokoić swojego idealnego syna. - Kawiarnia ta z pewnością ma najlepsze desery i będziesz mógł wybrać, co tylko będziesz chciał. A wieczorem, na obiad, zamówię ci pizze, zgoda?

Paciorkowate oczy Dudleya rozjaśniły się.

- A będę mógł zamówić dwa lub trzy desery?

- Oczywiście, że możesz, mój synu - powiedział dumnie Vernon - W końcu jesteś dorastającym młodym mężczyzną, oczywiście, że możesz dostać tyle deserów, ile chcesz.

- Jak już dojrzeje, to będziemy musieli go smarować masłem, aby przecisnąć jego gruby tyłek przez drzwi - mruknął pod nosem Clint.

Harry chciał zacząć się śmiać. Nikt wcześniej nie rozmawiał z Vernonem i Dudleyem tak jak oni. Naprawdę ich polubił i po raz pierwszy naprawdę żałował, że ten Tony Stark nie był jego ojcem. Nadal nie znalazł czasu, żeby to wszystko przemyśleć, więc nie był pewien, co czuje. Nie podobał mu się zamysł, aby utracić Lily jako matkę, ale myśl o posiadaniu ojca, który wciąż żył...cóż bał się swoich wzrastających nadziei. Nawet jeśli okaże się to prawdą, wątpił, by mężczyzna taki jak Stark chciałby kogoś tak żałosnego i brudnego jak on za syna.

- Teraz, gdy problem został zażegnany - zaczął Bruce wpatrując się w Vernona i Dudleya - Harry wiem, że to zaszkodzi twojemu ramieniu, ale będę potrzebował, abyś zdjął swoją bluzę.

Harry kiwnął głową, tak właśnie myślał, że będzie musiał to zrobić, gdy Bruce wspomniał o badaniu krwi. Biorąc głęboki oddech ściągnął kaptur z głowy i zaczął zdejmować bluzę w szybkim tempie. Sycząc z bólu szybko zdjął rękaw ze złamanego ramienia. Ból był przerażający, ale udało mu się nie krzyknąć. Jego wujek uwielbiał widzieć, że jego działania pozostawiły siostrzeńca cierpiącego, więc Harry nie chciał dać mu satysfakcji krzycząc. Przygryzł wnętrze policzka i upuścił bluzę na krzesło, podnosząc głowę nie nawiązując jednak z nikim kontaktu wzrokowego.

Clint sapnął, zszokowany i zniesmaczony tym co zobaczył.

- Cholera, dzieciaku, co się z tobą stało?

Wystarczająco wiele razy miał złamane bądź zwichnięte ramię, aby teraz rozpoznać tego oznaki, ale to właśnie od twarzy chłopca nie mógł oderwać wzroku. Wyglądała, jakby ktoś uderzył w nią kijem bejsbolowym.

- Zaczął pyskować - warknął Vernon - Nie był w stanie utrzymać swoich cholernych ust zamkniętych, więc kilku zbirów postawiło go do pionu zeszłej nocy.

Clint odwrócił się i spojrzał na wuja Harrye'go.

- I nawet nie pomyślałeś, aby zabrać go do szpitala? - wściekał się - Chłopiec cierpi, jego ramię jest złamane, a ty nawet nie pomyślałeś, aby go opatrzeć! - przez sekundę nawet nie wierzył, że nastolatek komuś pyskował. Dzieciak niemal się nie odzywał, nie było mowy, żeby wdał się w utarczki słowne z jakimiś zbirami.

- Dziwak dostał to, na co zasłużył. Nie miałem zamiaru marnować na niego ciężko zarobionych pieniędzy. Jeśli wpakował się w kłopoty, musi teraz ponieść tego konsekwencje. - Vernon uśmiechnął się drwiąco.

Bruce również wpatrywał się w twarz chłopca, jednak nie tylko z powodu siniaków. Nie, Bruce się wpatrywał, ponieważ tuż przed oczami miał młodszą wersję Tony'ego Starka. Nie było mowy, żeby ten dzieciak nie był jego synem. Zauważalne były pewne różnice, takie jak jego kości policzkowe, kolor oczu i kobiece cechy, ale poza tym, ten dzieciak to mały Tony Stark.

- JARVIS - zawołał Bruce - Zadzwoń do Pepper i powiedz jej, że potrzebuję jej tu natychmiast. Nie obchodzi mnie czy jest w trakcie spotkania, musi tutaj być jak najszybciej.

- Panna Potts będzie tutaj za piętnaście minut - odezwał się po chwili JARVIS.

- Dziękuje - Bruce uśmiechnął się do Harry'ego - Proszę, usiądź tutaj - powiedział wskazując krzesło obok laboratoryjnego stołu. - Za minutkę lub dwie zajmę się twoim zranionym ramieniem.

- Nie zrobisz czegoś takiego! - ryknął Vernon na lekarza - Chłopak dostał to, na co zasłużył, a ja nie pozwolę ci go rozpieszczać jak jakaś opiekuńcza mamusia!

- Mam cię już wystarczająco dość! - warknął Bruce głosem, który nie był całkowicie ludzki, a jego oczy świeciły na zielono.

Vernon potknął się i zatoczył, prawie lądując na swoim grubym tyłku.

- O, spokojnie, stary - powiedział Clint chwytając Bruce'a za ramię i próbując powstrzymać pojawienie się drugiego faceta. Później zwrócił się do Vernona, który już otwierał usta - Popieram mojego kolegę, masz trzymać swoją cholerną jadaczkę zamkniętą. Uwierz mi, nie chcesz wkurzyć miłego lekarza i poznać drugiego faceta.

Vernon mądrze posłuchał rady i pociągnął swoją żonę i syna na drugą stronę pokoju.

Bruce zamknął oczy, biorąc głęboki wdech.

- Przepraszam, Harry - powiedział, posyłając chłopcu uspokajający uśmiech. Zaskoczyło go, że dzieciak nie patrzył na niego z lękiem, a z ciekawością i zrozumieniem.

- Wyprostuj ramię i zaciśnij pięść, obiecuję, że to ci nie zaszkodzi - powiedział uprzejmie Bruce.

- Czy...czy mógłbyś mi pomóc podwinąć rękaw? - zapytał Harry nieśmiało.

- Jasne - zaoferował Clint, widząc jak Bruce przygotowuje strzykawkę. Nie spuszczając oka z Dursleya, Clint podwinął rękaw chłopca, warcząc na widoczne siniaki i ugryzienia, które zdobiły szczupłe ramię - Rozumiem, że to też pochodzi z twojego spotkania z bandytami?

Harry nic nie powiedział, tylko skinął gwałtownie głową. Wiedział, że jeśli coś powie, wujek będzie tłukł go do nieprzytomności, gdy wrócą do pokoju hotelowego.

- Te odciski dłoni na twej szyi, podejrzanie przypominające dłonie twojego wuja to również pochodzą z tego ataku bandytów? - zapytał Clint, wiedząc że dziecko powie ''tak'', nawet jeśli oczywistym było, że to wuj jest odpowiedzialny za obrażenia.

Znowu Harry jedynie skinął głową, odwracając wzrok od mężczyzny.

- Będziesz potrzebował zastrzyku przeciw tężcowi na te ugryzienia - ostrzegł Bruce - Ludzkie usta są pełne bakterii.

Harry wzdrygnął się, nie podobał mu się pomysł wbijania większej ilości igieł w jego skórę.

Bruce zacisnął opaskę na ramieniu Harry'ego i zaczął szukać odpowiedniej żyły.

- Harry, kiedy ostatni raz coś piłeś?

- Umm, dziś rano? - odpowiedział, ale brzmiało to bardziej jak pytania. Od czasu zakończenia uczty nie miał nic w ustach nic do picia. - Czy coś jest nie tak?

Bruce potrząsnął głową.

- Kiedy jesteś odwodniony bardzo ciężko jest znaleźć żyłę. Możesz mówić, że piłeś coś tego ranka, ale twoje ciało mówi coś innego.

- Przepraszam - wymamrotał nastolatek.

- W porządku, znalazłem odpowiednią żyłę, ale zdecydowanie dam ci coś do jedzenia i picia po zakończeniu. Nie chcę, żebyś padł nam tu nieprzytomny. I obawiam się, że nastawianie twojego ramienia będzie bolesne - powiedział doktor, patrząc na Harry'ego z sympatią.

Bruce szybko pobrał krew i przetarł usta chłopca wacikiem. Nie potrzebował nawet czekać na wyniki testu, to oczywiste, że ten dzieciak był Starkiem. Tony będzie wyjątkowo zaskoczony, kiedy wróci z konferencji z Francji. Tata Tony był nieco przerażającą myślą.

Pepper weszła do pokoju, rzucając na chłopca tylko jedno spojrzenie i zaklęła.

- Cholera, to się w końcu stało, prawda?

Bruce potrząsnął głową, chichocząc.

- Przeprowadzam właśnie testy, ale...

- Ten dzieciak jest oczywiście Tony'ego. - Pepper skończyła przyglądać się chłopcu i zliczać jego liczne obrażenia. - Skontaktuję się z Tonym i poinformuje go o tym. Chcę zdjęcia wszystkich obrażeń chłopca i nazwiska osoby odpowiedzialnej za nie.

Pepper zwróciła się w kierunku Dursleyów, taksując ich wzrokiem, w szczególności Petunię. W piekle nie było mowy, żeby Tony się z nią przespał, nawet jeśli był pijany w trzy dupy.

- W jaki sposób jesteś spokrewniona z dzieckiem?

Vernon wydął pierś.

- Ten dziwak jest siostrzeńcem mojej żony. Zostawiono go u nas na progu w wieku piętnastu miesięcy, po tym jak jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym.

- Jazda po pijanemu - dodała Petunia, szydząc z Harry'ego i prowokując go, by coś powiedział.

Harry musiał ugryźć się w język, by nic nie mówić. Nienawidził, gdy ludzie mówili źle o jego rodzicach, ale nie mógł się odezwać, nie łamiąc Statutu Tajemnicy.

- Nazwiesz go dziwakiem jeszcze raz, a na pewno nie wyjdziesz stąd w jednym kawałku - zagroził Clint, kierując dłoń na rękojeść noża.

- Dosyć - westchnęła Pepper - Wasza trójka - powiedziała wskazując na krewnych chłopca - Idzie ze mną, abyśmy mogli przedyskutować kwestię opieki nad dzieckiem. - widziała w ich oczach, że będzie to nieco kosztować Tony'ego. Nie oznaczało to jednak, że zrobi jakiś znaczny ubytek w jego rachunkach.

- W końcu ktoś, kto wie, jak traktować kogoś ważnego - powiedział Vernon i wyciągnął rękę do rudowłosej damy - Vernon Dursley, opiekowałem się dziwa...chłopcem przez ostatnie trzynaście lat.

Pepper spojrzała na wyciągniętą dłoń, starając się nie pokazać jak bardzo jest zdegustowana. W tym mężczyźnie było coś, co sprawiało, że skóra jej cierpła. Nie musiała być geniuszem, żeby wiedzieć, że między wujem, a chłopcem było coś nie w porządku. W jej głowie rozbrzmiewały wszelkiego rodzaju dzwony alarmowe i wszystkie spowodowane były osobą Vernona Dursleya.

Pepper szybko potrząsnęła wyciągniętą dłonią, a następnie swoją wytarła o spódnicę.

- Pepper Potts, dyrektor generalny Stark Industries i w zasadzie opiekun Tony'ego. Proszę za mną, mamy wiele do omówienia.

- Nie otrzymaliśmy jeszcze wyników - zauważyła Petunia.

Pepper spojrzała na chłopca, który był tak podobny do młodszego Tony'ego, że to aż przerażające.

- Nie muszę czekać na wyniki, już teraz, tylko patrząc na niego, mogę powiedzieć, że Tony jest jego ojcem. Jednakże przed podpisaniem jakichkolwiek dokumentów poczekamy na wyniki. Dzięki temu wszystko pójdzie szybciej, a ty i twoja rodzina cieszyć się będziecie miłym wieczorem w mieście. - Pepper chciała tylko, aby ci ludzie zniknęli, ich obecność sprawiała, że czuła się brudna.

- Czy powinienem iść z nią? - zapytał Clint, obserwując jak Pepper wyprowadza tych nikczemników z laboratorium.

- Pepper sobie poradzi - zachichotał Bruce - A ja będę potrzebować twojej pomocy, żeby nastawić ramię Harry'ego.

***HP***

Bruce patrzył jak młody chłopak bawi się niedojedzoną połówką swojej kanapki. Żałował, że Harry nie zjadł więcej, ale zdawał sobie sprawę, że gdyby ten wziął kolejny kęs istniała szansa, że zwymiotuje.

- Nie musisz już się zmuszać do jedzenia.

- Przepraszam - Harry się skrzywił. Jego oczy chciały dokończyć kanapkę, ale jego żołądek na to nie pozwalał. - Po prostu nie jestem żarłokiem.

- Nie mogę sobie wyobrazić, żeby w tamtym domu zostawało wiele jedzenia, biorąc pod uwagę z kim mieszkałeś - zażartował Clint, próbując rozbawić chłopaka.

Harry zaśmiał się cicho.

- Na całe szczęście od września do czerwca uczęszczam do szkoły z internatem w Szkocji, więc spędzam z nimi tylko dwa miesiące w lecie.

- Szkoła z internatem, huh. I jak ci się ona podoba? - zapytał Bruce przygotowując wszystko, aby prześwietlić ramię Harry'ego.

- Jest okey - odpowiedział nastolatek - Nie to co zobaczyłem wyobrażałem sobie, kiedy na początku o tym usłyszałem, ale mam tam kilku dobrych przyjaciół. Poza tym, dzięki temu jestem daleko od wujostwa. - mimo, że początkowo w Hogwarcie czuł się jak w domu, były chwile, że żałował, że otrzymał list akceptacyjny. Sam zamek był wspaniały, w przeciwieństwie do wielu przebywających tam osób. Był zmęczony odgrywaniem osoby, którą nie był. Nie chciał uwagi i sławy, chciał tylko zdobyć kilku przyjaciół, dobrze się bawić, a potem ukończyć szkołę i znaleźć pracę. Był zmęczony tym, że jego życie było w ciągłym niebezpieczeństwie i gdyby miał wybór, nigdy by nie wrócił.

- Nie można zaprzeczyć temu atutowi - zachichotał Clint - Szczerze mówiąc, nie sądzę, żebym kiedyś spotkał osobę równie nikczemną jak twój wujek.

- Nie masz pojęcia - szepnął Harry, nie spodziewając się, że łucznik go usłyszy. Ten jednak miał doskonały słuch.

Clint i Bruce wymienili spojrzenia. Podejrzewali, że chłopiec został poważnie wykorzystany przez wuja.

Bruce westchnął, nie chciał bardziej skrzywdzić tego chłopca, ale nie mogli już dłużej czekać z nastawieniem tego ramienia. Chciał to zrobić od razu, ale Harry nie pozwolił mu na to, aż do zakończenia testów.

- Harry, muszę zdjąć twoją koszulkę, żeby zobaczyć co konkretnie jest nie tak z twoim ramieniem.

Harry zbladł, nie mógł im pozwolić zobaczyć jego pleców.

- Dlaczego muszę zdjąć koszulkę? - zapytał, wstając i cofając się lekko.

- Hej, zrelaksuj się, dzieciaku - Bruce powiedział, podnosząc ręce - Muszę obejrzeć twoje ramię, a żeby to zrobić potrzebuję, abyś zdjął koszulkę. Bez tego nie będę mógł dokładnie cię zdiagnozować i mógłbym popełnić jakiś błąd. W ten sposób łatwiej też będzie mi je nastawić.

Harry gorączkowo potrząsnął głową.

- W porządku...nic mi nie jest. Naprawdę nie muszę zdejmować koszulki.

- Harry, dlaczego nie chcesz zdjąć koszulki? - zapytał Bruce, podejrzliwy z powodu dziwnego zachowania chłopca.

- Proszę, nie każ mi zdejmować koszulki. Nie możesz po prostu odciąć rękawa?

Bruce westchnął, naprawdę nie chciał bardziej denerwować chłopca i zniszczyć tego kruchego zaufania, które udało mu się zdobyć. Harry był bliski ataku paniki i była to ostatnia rzecz, jakiej chciał.

- W porządku, zrobimy po twojemu. Odetnę rękaw twojej koszulki i nastawię ci ramię.

Harry wyraźnie się rozluźnił, nie zdając sobie sprawy, że ciężko oddychał. Gdyby zobaczyli ślady po pasie i ugryzienia na grzbiecie, dowiedzieliby się co naprawdę mu zrobiono.

- Dziękuje ci - powiedział cicho.

- Cholera - przeklął Bruce, gdy zobaczył ramię chłopca. Nawet nie robiąc prześwietlenia, mógł stwierdzić, że zostało złamane w dwóch miejscach. Widoczny był też wielki purpurowy siniak, w miejscu gdzie trzymał go wuj w holu.

- Czy tylko ja uważam za dziwne, że siniak na ramieniu pasuje do tego na szyi? - zapytał Clint, wpatrując się intensywnie w chłopaka. Nie widział zdarzenia w holu, jednak Bruce opowiedział mu o wszystkim.

Harry spuścił głowę nie odpowiadając na pytanie.

- W porządku, Clint, potrzebuję żebyś stanął za Harrym i pomógł mu się utrzymać w pozycji pionowej. Zamierzam nastawić to ramię, ale będzie to naprawdę bolało. - Bruce podniósł podbródek chłopca, więc Harry po raz pierwszy naprawdę spojrzał mu w oczy. Harry miał najniezwyklejsze oczy, jakie kiedykolwiek widział. - Na trzy, ok?

Harry potrząsnął głową na ''nie''.

- Nie, po prostu zrób to i załatw sprawę - Harry wziął głęboki oddech i zamknął oczy.

Bruce spojrzał na Clinta i skinął głową. Bez ostrzeżenia wepchnął ramię chłopca na miejsce i po mógł go podtrzymać, gdy ugięły się pod nim kolana. Wiedział, że Harry musiał odczuwać ból, jednak nie wydał z siebie najmniejszego dźwięku.

- Jesteś twardym dzieciakiem - stwierdził Clint z podziwem - Ostatnim razem, gdy mnie nastawiano ramię, darłem się jak mała dziewczynka.

Harry podniósł głowę z ramienia Bruce'a i odsunął się od Clinta. Czuł jak kilka jego ran ponownie otwiera się w miejscu, gdzie otarł się o nie Clint.

- Prześwietlimy to ramię, a później odbierzmy wyniki. Nie chcemy, aby twoi krewni czekali - powiedział Bruce.

***HP***

Pepper przyprowadziła grupę z powrotem do laboratorium Bruce'a, zaciskając pięści w gniewie. Nigdy nie spotkała kogoś tak chciwego jak Vernon Dursley, a mimo wszystko pracowała ona w biznesie. Pół miliona dolarów...pół miliona dolarów, które chciał za opiekę nad chłopcem przez trzynaście lat. Było to oczywiste, w sposobie w jakim się wyrażał, że nie robił nic innego jak sprzedawanie chłopca Tony'emu. Gdyby wyniki okazały się pozytywne, a ona nie miała wątpliwości, że będą, pieniądze te zostaną przekazane zaraz po podpisaniu dokumentów o opiece nad dzieckiem. Zaraz po tym Pepper z radością pokaże im drzwi. Nie martwiła się o pieniądze, Stark Industries odrobiłby to w ciągu jednego dnia, po prostu nienawidziła gdy takiemu rodzajowi ludzi udawało się uciec z pieniędzmi, ponieważ wiadome było, że nie wydał nawet jednej czwartej z tej kwoty na opiekę nad Harrym.

Pepper weszła do laboratorium i uśmiechnęła się do siebie pod nosem. Harry spał głęboko w skórzanym fotelu Bruce'a, a prawe ramię miał w zielonym gipsie od samych palców.

- Zielony - powiedziała, przewracając oczami i patrząc na Bruce'a

Bruce wzruszył ramionami.

- Hej, on wybrał kolor, to nie miało nic wspólnego z drugim facetem.

Clint uderzył Bruce'a w plecy.

- Może dlatego, że zielony był jedynym kolorem jaki miałeś.

- Jestem zaskoczony, że dziwak nie wybrał różowego - mruknął Dudley.

- Jak go nazwałeś? - warknął Clint, patrząc na chłopca.

Dudley szybko schował się za matką, próbując ukryć swoje chorobliwie otyłe ciało za jej kościstym. Wiedział wszystko o tych facetach, wiedział do czego byli zdolni. Widział wiadomości po ataku kosmitów w Nowym Jorku.

Pepper potarła skronie, czując nadchodzącą migrenę. Potrzebowała jakiś leków przeciwbólowych i to wkrótce, najlepiej zanim zadzwoni do Tony'ego i poinformuje go, że ma nastoletniego syna. Powinna po prostu poczekać i pozwolić mu wpaść w szok po powrocie do domu.

- Wyniki są gotowe - oznajmił Bruce, stojąc z kartką papieru w dłoni. Już zdecydował, wraz z Clintem, że gdyby okazały się one negatywne, zmierzali skłamać i powiedzieć, że Harry jest jednak synem Starka. Harry potrzebował pomocy i byli gotowi zrobić wszystko, aby odciąć go od wuja tyrana. Spoglądając na kartkę, uśmiechnął się. Wyglądało na to, że nie będzie musiał kłamać.

- Jest 99,9 procent zgodności, że Tony jest ojcem.

- Mówiłem ci! - wykrzyknął Vernon, strasząc Harry'ego i powodując jego upadek na ziemię. Zdezorientowany Harry odskoczył w tył, tak, że jego plecy uderzyły w ścianę i uniósł ręce, aby chronić głowę.

Bruce rzucił się w kierunku chłopca, próbując go uspokoić.

- Harry wszystko jest w porządku. Wyniki właśnie przyszły, jesteś synem Tony'ego Starka.

- Co...co to znaczy? - zapytał chłopiec, opuszczając ramiona i mrugając zaspany.

Pepper podeszła do nastolatka i uklękła przy nim.

- Harry, to oznacza, to jest teraz twój dom, jeśli chcesz. Dokumenty są gotowe, a jak tylko zostaną podpisane, Tony zostanie twoim opiekunem.

- Naprawdę nie muszę już żyć z Dursleyami? - nagle dotarło do Harry'ego, że Dursleyowie nie byli nawet spokrewnieni z nim za pomocą krwi.

- Nie Harry, jesteś synem Tony'ego, tutaj jest twój dom - odparła miło Pepper.

- A co jeśli mnie nie polubi? A jeśli mnie nie zechce? - Harry czuł, że zaczyna wpadać w panikę. Co zrobiłby Tony, gdyby dowiedział się co robił mu wuj, odkąd był małym dzieckiem?

- Harry, wolałbyś zostać tutaj czy iść z ciocią i wujkiem? - zadała pytanie Pepper.

- Tutaj - odparł szybko chłopiec - Proszę, obiecuję być dobry. Proszę, pozwól mi tutaj zostać.

Pepper wyciągnęła rękę i delikatnie przesunęła ręką po posiniaczonym policzku nastolatka. Serce jej niemal pękło, gdy na jej dłoń spadło kilka łez.

- Masz tu dom Harry. Z nami. Już nigdy nie będziesz musiał do nich wracać.

Pepper podniosła się i zwróciła do Bruce'a.

- Czy możesz zabrać go na górę i włączyć mu telewizję, lub coś w tym rodzaju? Muszę przygotować dla niego pokój.

- Proszę o kilka minut z moim siostrzeńcem...sam na sam - Vernon uśmiechnął, zauważając jak Harry zbladł i zaczął dygotać.

- Do diabła - warknął Clint, zasłaniając Harry'ego przed wujem - Test wyszedł pozytywnie, a ty dostaniesz swoje cholerne pieniądze, nie zamierzam zostawić cię z nim sam na sam, choćby nie wiem co. Cholernie nie podoba mi się, że wciąż przebywasz z nami w tym pokoju.

- Nadal jest moim siostrzeńcem, jeśli chcę...

Pepper wepchnęła papiery w ręce Vernona.

- Zaraz po podpisaniu dokumentów, pieniądze są twoje. Chyba, że zmienisz zdanie i chcesz iść do sądu. Tony ma wystarczająco dużo pieniędzy, aby spotykać się z tobą codziennie w sądzie, nie sądzisz?

- Proszę spojrzeć, młoda damo - warknął Vernon, a jego twarz stała się jasnoczerwona - Jestem pewien, że pan Stark nie chce żadnego skandalu w mediach.

- Zapewniam cię, panie Dursley, Tony też potrafi wywołać burzę w mediach - warknęła Pepper wgapiając się w Vernona - A może masz jakieś brudy w szafie, o których nie chcesz powiedzieć? - Pepper spojrzała na Harry'ego i wróciła wzrokiem do Vernona - Tony Stark jest geniuszem i nie ma niczego, czego nie mógłby się dowiedzieć o człowieku w przeciągu dziesięciu minut, od pierwszych zdjęć z przedszkola po najgłębsze mroczne sekrety. Bądź wtedy przygotowany, że historię twojego życia pozna cały świat.

Vernon spojrzał na Harry'ego z zaciśniętymi pięściami. Chciał spędzić jeszcze trochę czasu przypinając mu o jego miejscu. Chciał, aby ten mały dziwoląg dowiedział się, co by się z nim stało, gdyby powiedział swojemu tatusiowi co mu zrobił.

- Vernon, po prostu podpisz te dokumenty - błagała Petunia, nie chcąc stracić wszystkich tych pieniędzy.

- W porządku - warknął Vernon. Rzucając papiery na stół, szybko je podpisał, cały czas patrząc w tym czasie na Harry'ego.

- Miałeś rację - zachichotał Clint - Pepper może zająć się sobą.

Bruce pomógł Harry'emu wstać i odciągnął go od wuja.

- Przez lata miała kontakt z Tonym, nie ma nic, z czym nie mogłaby sobie poradzić.

***HP***

Bruce obserwował jak Pepper wyprowadzała trio z biura, a jego oczy były nieludzko zielone. Nie wiedział czego ten człowiek chciał od Harry'ego, ale był przekonany, że nie było to nic dobrego. Nie podobał mu się sposób w jaki Vernon patrzył na chłopca, a drugiemu facetowi podobał się jeszcze mniej.

- Hej, dzieciaku, wszystko w porządku? -zapytał Clint zaniepokojony tym, jak blady i trzęsący się był Harry.

Harry opadł z powrotem na fotel Bruce'a, jego nogi zbyt się trzęsły, aby utrzymać jego ciężar.

- Nie mogę uwierzyć, że to prawda, myślałem, że...Vernon to wymyślił, bo chciał tylko podsycić i zniszczyć moje nadzieje. Co roku błagałem dyrektora mojej szkoły, o ty, żeby mnie tam więcej nie posyłał i co roku odrzucał moją prośbę, mówiąc, że to moja rodzina, i że mnie kochają - Harry prychnął. - Miłość, jakby ten chory drań wiedział cokolwiek o miłości.

Bruce złapał za podłokietniki fotela i uklęknął przed chłopcem. Martwił się, chłopak wyglądał jakby był w głębokim szoku.

- Harry, spójrz na mnie - zażądał delikatnie.

Harry'emu zajęło jakąś minutę skupienie wzroku, ale kiedy już to zrobił z zaskoczeniem zobaczył przed sobą Bruce'a, wyglądającego na zmartwionego.

- Naprawdę nie udajesz, prawda? - Harry próbował powstrzymać łzy, ale nie udało się. Odkąd pamiętał żałował, że nie ma taty, który by go zabrał i ochronił przed wujem. W każde swoje urodziny i w każde święta, pragnął rodziny, która by go kochała.

Bruce złapał lewą dłoń Harry'ego, z niezadowoleniem zauważając jaka była zimna.

- Clint, w mojej szafie jest koc, czy mógłbyś mi go podać? - Clint potrzebował tylko paru sekund, by wziąć koc i okrył nim drżące ramiona chłopca.

- Wiem, że to trochę dużo Harry, ale to się dzieje naprawdę. Tony Stark jest twoim ojcem i nigdy więcej nie zobaczysz już swojego wujostwa. - Bruce wyjaśnił cicho, bojąc się, że jeśli będzie mówił zbyt głośno, lub wykonywać gwałtowne ruchy, jeszcze bardziej przestraszy chłopca. - Tony nigdy dotąd nie był za nikogo odpowiedzialny, więc oboje będziecie mieli czas, aby się tego nauczyć. Tony nigdy nie był tatą, a ty go nigdy nie miałeś, ale wiedz, że Tony będzie cię chciał i będzie cię kochał.

Harry, odrętwiały, pokiwał głową. Jego życie właśnie drastycznie się zmieniło i poczuł lekkie mdłości. Wszystko teraz będzie nowe i nieznane, całkiem inne niż z Dursleyami, i wiedział, że będzie się musiał dużo nauczyć. Był zachwycony, że nie będzie musiał do nich wracać, ale nieznane zawsze go przerażało.

- Harry, zanim zabiorę cię na piętro rodzinne, muszę wiedzieć czy jesteś zraniony w innym miejscu. - Bruce zwrócił szczególną uwagę na działania Harry'ego. Wiedział, że ten nie powie prawdy i nie chciał go jeszcze bardziej przestraszyć dotykając go.

Harry potrząsną głową.

- Jestem w porządku, tylko bolało mnie ramię. - powiedział, nienawidząc tego, że kłamie. Jego plecy mogły zostać rozerwane na strzępy, ale to nie było coś, z czym nie mógł sobie poradzić. Wujek robił mu to, odkąd skończył cztery lata. Po prostu czuł ulgę, że tym razem był to pas, a nie specjalny bat Vernona.

- A twoja szyja i twarz? - dodał Clint patrząc na małego chłopca - Harry, jeśli jesteś ranny lub coś cię boli, musimy wiedzieć. Chcemy ci pomóc.

Harry znów potrząsnął głową.

- Naprawdę jestem w porządku - technicznie nie kłamał, naprawdę był w porządku, przecież potrafił poradzić sobie z bólem.

Bruce westchnął, nie spodziewał się uzyskać prawdy od Harry'ego. Będzie musiał go uważnie obserwować.

- W porządku, dzieciaku, jeśli udasz się z nami, zabierzemy cię na górę, gdzie znajdują się piętra dla rodziny.

- Piętra? - zapytał Harry z zaciekawieniem. Podniósł się z niepewnym uśmiechem, gdy Clint podał mu rękę.

Bruce zachichotał.

- Jak można się domyślić, Stark Tower jest olbrzymie. Tony zarezerwował kilka pięter dla tych, którzy tu mieszkają, jednak wszyscy dzielą kuchnię, salon i jadalnię.

- Ilu ludzi tutaj żyje? - spytał chłopiec, próbując ukryć strach w swoim głosie. Zawsze był nerwowy, gdy musiał poznawać nowych ludzi, nigdy nie wiedział od czego zacząć.

- No cóż, oczywiście jest Tony i Pepper, ja i Clint oraz Natasza, choć aktualnie pracuje gdzieś w polu, więc nie będzie jej przez kilka dni. Steve trenuje nowych rekrutów, więc będzie dopiero wieczorem, a Thor mieszka dość daleko, więc zatrzymuje się tylko od czasu do czasu - wyjaśnił Bruce.

- Czy wszyscy jesteście spokrewnieni?

- Nie, ale wszyscy razem pracujemy...Tony otworzył Stark Tower dla nas wszystkich niedługo po inwazji, więc jest to trochę jak nasza kwatera główna - powiedział Clint.

- Kwatera główna? Po co? - dopytywał Harry. Znów wchodzili do windy, która miała ich zabrać na główne rodzinne piętro.

Bruce spojrzał dziwnie na nastolatka.

- Ty naprawdę nic nie wiesz i Tonym, prawda? - kiedy Harry potrząsnął głową na ''nie'', ponownie zapytał - A słyszałeś coś o Avengers?

- Nie, przepraszam - odpowiedział chłopiec.

- Cholera, czy ty mieszkałeś w jaskini? - sapnął Clint - A co z atakiem obcych na Nowy Jork? O tym słyszeć musiałeś.

- Niestety, moja szkoła z internatem naprawdę nie posiada żadnej technologii. Nie mamy telewizora ani radia, w rzeczywistości nie mamy nic, co zużywa energię elektryczną.

- Oh, to do du...

Bruce uderzył Clinta w tył głowy, zanim ten zdążył dokończyć zdanie.

- Nie mów o tym Tony'emu, chyba dostałby wylewu. Inżynieria technologiczna to jego pasja...jego życie - Bruce pokręcił głową. Jaka, do diabła, szkoła nie pozwalałaby na elektryczność?

- Opowiem ci o tym, gdy tylko się zakwaterujesz. Pokażę ci wiadomości o Tonym, Avengers i inwazji kosmitów, to będzie łatwiejsze niż próba wyjaśnienia tego - zaoferował Clint.

Harry już teraz chciał usłyszeć więcej o kosmitach, ale nie znał tych ludzi na tyle dobrze, by zadawać więcej pytań.

***HP***

Harry naprawdę starał się nie stać tam wyglądając jak idiota, ale miejsce było niesamowite. Otaczały go wysokie od sufitu do podłogi okna, które pokazywały zapierający w dech widok na miasto. Nie był pewien jak wysoko się znajdował, ale czuł się jakby był na szczycie świata. Obracając się, zauważył, że znajdował się ponad szczytami budynków w zasięgu jego wzroku.

- Mam nadzieję, że nie boisz się wysokości - zażartował Clint.

- To niewiarygodne - stwierdził z podziwem chłopiec. W końcu wracając wzrokiem do wnętrza pokoju, zauważył jak bogato ten jest umeblowany. Było tam wiele kanap i foteli wykonanych z cienkiej skóry oraz osiemdziesięcio calowy telewizor, który zajmował większość ściany. Po drugiej stronie pokoju znajdował się duży, w pełni zaopatrzony barek, stół bilardowy, starsze gry wideo oraz automaty do gry w paintballa.

Bruce uśmiechnął się do chłopca, poczuł się tak samo, gdy po raz pierwszy zobaczył ten pokój. Spędził tak dużo czasu na ucieczce i ukrywając się w obcych krajach, ciągle śpiąc w namiotach, że zapomniał jak to jest być otoczony bogactwem.

- To jest nasz główny salon, myślę, że Tony ma tu każdy wyprodukowany kiedykolwiek film. Na dodatek jesteś w stanie każdy kanał na świecie, włączając to te w językach obcych. Ten pilot jest nieco skomplikowany w użyciu, więc zazwyczaj prosimy JARVISA, by włączył cokolwiek chcemy oglądać. Poza tym, nie sądzę, że jest jakaś rzecz, której JARVIS nie potrafi zrobić.

- To nie prawda, proszę pana - odparł głos znikąd - Chociaż nie mogę dla pana gotować fizycznie, mogę zamówić dla pana wszystko czego pan zapragnie z restauracji na wynos. Wystarczy zapytać i mogę zdobyć to w czasie trzydziestu minut.

- To szalone - sapnął Harry - Więc JARVIS może nas usłyszeć gdziekolwiek i w każdej chwili? Jak to możliwe? Jest maszyną, ale brzmi jak człowiek.

- Tak jak powiedziałem, Tony jest geniuszem - Bruce zachichotał - Rozumiem więc, że twoja szkoła ma braki w elektronice, podzielasz miłość ojca do inżynierii?

Trochę zajęło Harry'emu przetworzenie słów Bruce'a, który nazwał Tony'ego jego ojcem. Test DNA mógł udowodnić, że to prawda, ale wciąż trudno było mu w to uwierzyć.

- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia o elektronice. Nie mogłem nawet dotknąć telewizora w domu.

Bruce i Clint wymienili spojrzenia ponad głową Harry'ego.

- Harry, musimy porozmawiać o twoim poprzednim życiu domowym - powiedział ostrożnie Bruce, starając się wyłapać reakcję Harry'ego.

- Nie, nie musimy - odparł szybko nastolatek z paniką w głosie. Nigdy już nie chciał myśleć o swoim poprzednim życiu. Dursleyów już nie było i już nigdy nie będzie musiał ich oglądać. Nawet Dumbledore nie mógł go tam odesłać, nie był spokrewniony z Petunią, więc osłony krwi już nie działały. Zachichotał sam do siebie, gdy dotarło do niego, że nigdy nie było żadnych osłon krwi, a wielki i potężny Albus Dumbledore tego nie zauważył. Ponieważ ten zmusił go rywalizacji w Turnieju Trójmagicznym, stracił wiarę i szacunek do starca. Przeprowadził badania po pierwszym zadaniu i odkrył więcej niż jeden sposób, aby mógł zostać zwolniony z udziału. Wiedział, że Dumbledore zdawał sobie z nich sprawę, jednak wciąż zmusił go do udziału.

- Harry, chcemy ci tylko pomóc - powiedział spokojnie Bruce. Harry wyglądał jak spłoszony zając, który mógł uciec w każdej chwili.

- Proszę posłuchać, oni mnie nie lubili i zaakceptowałem to kiedy byłem młodszy, nie ma wiele do rozmowy na ten temat. Chcę po prostu iść dalej - Harry skrzywił się, gdy ból zapulsował w jego ramieniu. Tylko dlatego, że zostało prawidłowo nastawione, nie znaczy, że nie bolało jak skurwysyn.

- Cholera, pozwól, że przyniosę ci coś przeciwbólowego - Bruce ruszył do łazienki Tony'ego, wiedząc, że znajdzie tam jakieś tabletki w apteczce. Desperacko chciał wyciągnąć z Harry'ego prawdę, jednak nie za cenę utraty zaufania chłopca. Chciał też, aby ten czuł się komfortowo w swoim nowym domu i na pewno nie stałoby się tak, gdyby cały czas go nękał.

Clint wskazał kanapę przed telewizorem.

- Dlaczego nie usiądziesz? Wyglądasz trochę blado, mimo, że jest jeszcze wcześnie sporo przeszedłeś i wyglądasz jakbyś był bliski mdłości.

Harry spojrzał nerwowo na kanapę. Uderzyło go, że nie był wystarczająco godny, aby usiąść na meblach, a przecież meble u Dursleyów były zdecydowanie brzydsze niż te tutaj. Nawet podczas pobytu w Norze wolał stać, albo siedzieć na podłodze. Nie wiedział co robić, Clint i Bruce już byli wystarczająco podejrzliwi co do jego poprzedniego życia z rodziną, i rzeczywiście zbierało mu się na mdłości.

Clint widział, że chłopiec patrzył na meble, jakby te chciały go zaatakować. To była tylko skórzana kanapa, czemu boi się zwykłej kanapy?

- Śmiało, zajmij miejsce. Poproszę JARVISA, aby uruchomił jakieś filmy Tony'ego - Clint spróbował jeszcze raz.

Harry powoli przysunął się do kanapy, w ostatniej jednak chwili usiadł na podłodze. Ostrożnie oparł się poranionymi plecami o chłodną skórę, po cichu modląc się, by już nie krwawiły. Chłodna skóra działała cuda na jego pulsujące bólem plecy. Jego wujek smagnął go jeszcze kilka razy zeszłej nocy, przez co czuł, jakby jego plecy były w ogniu.

Mężczyzna zmarszczył brwi, zdezorientowany działaniami Harry'ego.

- Dzieciaku, możesz usiąść na kanapie, przecież wiesz.

- Tutaj mi wygodniej - powiedział Harry ukrywając się za długimi włosami - Naprawdę lubię siedzieć na podłodze.

Clint patrzył na dziecko kilka długich minut, po czym westchnął.

- Tak długo jak ci wygodnie, to jest ok. Myślę, że ja sam czuję się komfortowo w wysokich miejscach - wskazał na mały hamak, który wisiał wysoko w rogu pokoju - Chyba wszyscy mamy swoje dziwactwa.

Bruce pomaszerował do pokoju, ale zastygł w pół kroku. Uniósł brew w kierunku Harry'ego i spojrzał na Clinta w milczeniu zadając mu pytanie. Ten tylko wzruszył ramionami i potrząsnął głową. Bruce podszedł do chłopca i postawił przed nim, na stoliku do kawy, puszkę coli i pigułki.

- Ta tabletka jest dość silna i prawdopodobnie powali cię na kolana, ale zabije też ból na kilka godzin.

Harry uśmiechnął się z wdzięcznością i połknął tabletkę, nie pytając nawet co to jest. Czuł taki ból, że pewnie wziąłby eliksir od samego Voldemorta, gdyby ten wężowy drań powiedział mu, że zlikwiduje to jego ból.

- JARVIS, włącz nam ten dokument na temat Tony'ego. - poprosił Hawkeye, siadając na tej samej kanapie, o którą opierał się chłopak. Nie przegapił też jak ten napiął się i delikatnie od niego oddalił.

Bruce'owi także nie umknęło uwadze, że chłopak unika kontaktu z ludźmi. Próbował to oczywiście ukryć, ale ponieważ byli oni podejrzliwy już wcześniej wobec tego jak go traktowano, nie umknęło to żadnemu z nich.

Harry naprawdę starał się nie zasnąć, kiedy w końcu zaczął dowiadywać się więcej o swoim ojcu, ale jego ciało w końcu się poddało. Właśnie dowiedział się, że jego ojciec był cudownym dzieckiem, najmłodszym jakie kiedykolwiek ukończyło MIT, kiedy w końcu przegrał sam ze sobą. Gdy zasypiał, nie mógł przestać się martwić, że jego ojciec będzie go nienawidzić, ponieważ był głupi. Nie był w żadnym razie geniuszem i jego oceny zawsze były poniżej średniej. Kiedy po raz pierwszy rozpoczął naukę w szkolę, pokochał to i zdobywał same najwyższe oceny, dopóki wuj nie pokazał mu dlaczego nierozsądnie jest zdobywać wyższe oceny niż Dudley. Ponieważ jego kuzyn był najgłupszy w klasie, musiał naprawdę ciężko pracować, aby być głupszym od niego.

Clint wyłączył telewizor i zwrócił się do Bruce'a. Nie oglądali nawet przez piętnaście minut, a chłopak już spał.

- Co z nim robimy?

- Pepper powinna tu być w każdej chwili, żeby przygotować dla niego pokój, ale na razie położę go na kanapie. Dlaczego w ogóle siedział na podłodze?

- Dzieciak wyglądał jakby kanapa miała go zaatakować, kiedy powiedziałem mu, że może na niej usiąść. Nie wiem Bruce, czy to było tylko zwykłe nadużycie.

Bruce próbował stłumić warkot wydobywający się z jego gardła, ale nie udało mu się.

- Zgadzam się, on coś ukrywa...Widziałeś jak wpadł w panikę, gdy powiedziałem, żeby zdjął koszulkę? On cierpi, Clint i to nie tylko jego złamana ręka jest powodem.

- Nigdy w życiu nie miałam do czynienia z tak okropnymi ludźmi - zajęczała Pepper wchodząc do pokoju. Kiedy zauważyła, że nastolatek śpi, ściszyła głos - Pół miliona dolarów i ani grosza mniej to to, czego zażądali za opiekę nad chłopcem. Ten człowiek powiedział, że jeśli nie zapłacę, znajdą się inne osoby chętne kupić tak ładnego chłopca.

Clint skoczył na równe nogi i zaczął chodzić po pokoju.

- Nie sądzisz, że miał na myśli...

- Dokładnie to miał na myśli - warknął Bruce, przez zaciśnięte zęby. Żałował teraz, że nie pozwolił drugiemu facetowi udzielić mu lekcji - Widzieliście jak bardzo go nienawidził, myślę że to ich zabijało, że Harry w końcu znalazł miejsce, w którym będzie odpowiednio traktowany i będzie mieć rodzinę. Gdyby nie możliwość otrzymania za to pieniędzy, pewnie sprzedałby go jakiemuś alfonsowi i nigdy więcej o nim nie pomyślał.

Pepper w zamyśleniu patrzyła na Harry'ego.

- Wygląda tak bardzo jak Tony, że to aż przerażające. Gdy tylko zobaczyłam go siedzącego w tym laboratorium, od razu wiedziałam, że jest synem Tony'ego.

Bruce zamknął oczy i wziął kilka głębokich wdechów.

- Harry jest bardzo płochliwy, nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, wzdrygał się za każdym razem, gdy jego wuj się poruszał i jest chudszy niż anorektyczna supermodelka, zaś po usłyszeniu tego komentarza o sprzedaży go do prostytucji... Myślę, że mamy do czynienia z poważnym przypadkiem głodzenia, przemocy fizycznej i - módlmy się do Boga - prawdopodobnie wykorzystywaniem seksualnym.

Pepper, blada, opadła na fotel obok.

- Tony wpadnie w szał, kiedy się dowie. Może i nie znał Harry'ego wcześniej, ale ten jest jego synem i prawdopodobnie ich zabije.

- Pomogę mu - warknął Clint - Ten człowiek jest taką arogancką świnią, a gdy przed wyjściem zażądał tego czasu sam na sam z Harrym... Jestem pewien, że dzieciak wróciłby z kilkoma nowymi siniakami.

- On jest bardzo ładny jak na chłopca - zauważył Bruce, obserwując śpiącego chłopca - Z tymi długimi włosami, miękkimi rysami i drobną budową mógłby z łatwością uchodzić za dziewczynę.

- Widziałeś jego oczy? - zapytała Pepper - Nigdy wcześniej nie widziałam takiego koloru, gdyby ten człowiek sprzedał do alfonsowi... Nie mogę nawet myśleć o tym, co by się stało z Harrym - Pepper potarła oczy, zazwyczaj nie okazywała słabości, ale myśl o synu Tony'ego w roli seksualnej zabawki bardzo ją zdenerwowała.

Bruce wstał i cicho podszedł do śpiącego chłopca. Miał przeczucie, że Harry miał lekki sen, ale miał nadzieję, że prześpi przynajmniej kilka godzin bez bólu po tych tabletkach, które mu dał. Najdelikatniej jak tylko mógł podniósł chłopca i położył go na kanapie. Wziął koc, przykrył go i odgarnął mu z twarzy czarne włosy. Chłopiec był naprawdę bardzo ładny.

- Dzwoniłaś do Tony'ego? - zapytał Bruce, odwracając się i wracając na swoje miejsce naprzeciwko Harry'ego. Z jakiegoś powodu czuł, że musi chronić chłopca gdy spał.

- Nie - zachichotała Pepper - Nie wydaje mi się, że niespodziewane odkrycie, że jest się ojcem nastoletniego chłopca, powinno być wiadomością przekazaną przez telefon. Gdy tylko Tony wróci do domu, to złapię go i przekażę mu to osobiście.

Bruce kiwnął głową. Tony nie potrzebował takiego wstrząsu na konferencji.

- Myślę, że musimy porozmawiać ze wszystkimi, jak powinni sobie radzić z Harrym. Jest bardzo niepewny i przestraszony, musimy zrobić wszystko co w naszej mocy, aby poczuł się tu jak w domu. Podejrzewam też, że jest ranny i to dość mocno, więc musimy wszyscy mieć na niego oko.

- To dobry pomysł. Wyślę SMS do Steve'a i dam mu znać, że musimy porozmawiać. Jednak nie jesteśmy w stanie zrobić nic w sprawie Nataszy i Thora, dopóki się nie pojawią. - Pepper wstała - Umieszczę Harry'ego w pokoju na przeciw Tony'ego. Niech na razie tu śpi, a kiedy się obudzi pokażemy mu jego nowy pokój.

- Jeśli mnie potrzebujesz, będę w pokoju treningowym. Muszę zrobić coś, by powstrzymać chęć wytropienia tego drania i wpakowania mu strzały między oczy - warknął Clint, kierując się do windy.

- JARVIS, przyciemnij proszę światła - poprosił Bruce - Zostanę tu i będę czuwał nad Harrym. Obudzi się zapewne zdezorientowany i przestraszony, nie mogę zostawić go samego.