- Co teraz, Cas?
Dean usiadł przy niewielkim stoliku naprzeciwko bruneta. W końcu wypowiedział na głos pytanie, które wisiało w powietrzu od dłuższego czasu.
- Nie mam pojęcia. – odparł anioł z westchnieniem – To wszystko moja wina, to przeze mnie anioły upadły.
- Nie możesz tak myśleć. – zaoponował Winchester – Nie wiedziałeś, że tak to się skończy. Ty chciałeś wszystko naprawić, a Metatron okazał się mściwym dupkiem.
- Muszę znaleźć sposób, by to naprawić.
Castiel zdawał się nie słyszeć słów bruneta. Odwrócił głowę w stronę okna, wbijając wzrok w dal. Zapadła już głęboka, ciemna noc. Motel, w którym się zatrzymali znajdował się na całkowitym pustkowiu, dlatego przez szybę można było dostrzec tylko rozległe pola i majaczącą w oddali ścianę lasu. Czarne niebo nieozdobione było nawet jedną gwiazdą. Także księżyc nie zdołał przebić się przez grubą warstwę chmur, która spowiła świat.
- Raczej musimy. My musimy znaleźć sposób, by to naprawić. – odezwał się Dean, wyrywając przyjaciela z zamyślenia.
- Ale… Jestem teraz bezużyteczny. Nie masz obowiązku mi pomagać. Teraz, gdy nie mam już mojej łaski…
- Ty myślisz, że mógłbym…? – przerwał mu blondyn, nie będąc w stanie dokończyć pytania.
Powoli odsunął się na oparcie krzesła. Poczuł się jakby właśnie dostał w twarz i to od osoby, po której nigdy by się tego nie spodziewał. Pokręcił głową, parskając śmiechem.
- Naprawdę myślisz, że cię zostawię. – powiedział powoli, jakby jeszcze raz przetrawiając tę informację.
- Dean, wszystko zepsułem. Zatrzasnąłem drzwi do nieba przed sobą, przed wszystkimi aniołami. I kompletnie nie wiem jak to naprawić. Jestem człowiekiem, brak mi moich umiejętności. Będę dla ciebie tylko ciężarem. Na nic ci się nie przydam. Już mnie nie potrzebujesz.
Każde słowo, było niczym ostra szpilka, wbijana prosto w serce Deana. Każde krótkie zdanie, było szybkim ciosem, przed którym nie miał szans się obronić.
- Cholera, Cas! – nie wytrzymał Łowca uderzając pięścią w stół – Po tym wszystkim co przeszliśmy naprawdę tak uważasz?! Naprawdę uroiłeś sobie, że tylko twoje anielskie sztuczki mnie przy tobie trzymały?!
Winchester przymknął na chwilę powieki i wziął kilka głębokich oddechów, starając się uspokoić.
- Posłuchaj kretynie – zaczął jeszcze raz, nadał nie mogąc opanować emocji, które odbijały się na brzmieniu jego głosu. – Mam być szczery? Gówno mnie obchodzi to, co myślisz. Nie mam zamiaru więcej słuchać tego pieprzenia. I nie mam zamiaru pozwolić ci odejść. Rozumiesz?
W przypływie nagłego pragnienia, chwycił Castiela za dłoń. Objął jego delikatną, miękką dłoń, opuszkami palców czując jej ciepło. Po chwili, niczym impuls elektryczny, rozeszło się ono po całym jego ciele.
- Nigdy. – podkreślił – Zwłaszcza teraz, gdy trzeba od podstaw nauczyć cię jak działa nasz świat. Nie zostawię cię. Jesteś na mnie skazany czy ci się to podoba, czy nie. Stałeś się zbyt ważną częścią mojego życia, żebym pozwolił sobie to odebrać.
Tymi słowami zakończył tę chaotyczna mowę, którą obdarował Castiela. Jeszcze przez chwilę machał palcem wskazującym w jego stronę, bezsensownie otwierając i zamykając usta, jednak wszystko wskazywało, że potok słów wysechł. Dopiero milczenie anioła uświadomiło mu, co właściwie powiedział.
Niebieskooki siedział w bezruchu, raz po raz przenosząc wzrok z Deana na ich splecione na blacie dłonie. Delikatnie wzmocnił uścisk, jakby chcąc sprawdzić co się stanie. Czy wszystko nagle pryśnie, a on obudzi się daleko stąd, sam, zagubiony i bezradny? Czy Łowca odskoczy jak oparzony, wypierając się wszystkiego? Jednak nie stała się żadna z tych rzeczy. Na pozór blondyn nawet nie zauważył różnicy, jednak Castielowi nie umknął błysk w oku i nieśmiały uśmiech, który zamajaczył w kącikach ust Winchestera.
- Dziękuję, Dean. – odparł cicho Cas – I ja ciebie też.
