CHOROBA ARTHURA
- Merlinie, nie idź tam, to niebezpieczne – powiedział ten stary dziad, co się zawsze koło niego kręcił.
- Ale Arthur jest moim przeznaczeniem! – zaprotestował młody mag.
- Wiem. Wiem, ale to nieważne w tej chwili. Już nic go nie uratuje. Nie możesz mu pomóc.
- Nie wierzę ci! To nie może być prawda! – Biednemu Merlinowi łzy pociekły z oczu. – Ja go uratuję!
Wyrwał się z ramion starucha i pobiegł korytarzami zamku do komnaty księcia. Powiedziano mu wcześniej, że leży on w łóżku, chory na bardzo szybko rozprzestrzeniającą się chorobę. Tak więc młody czarodziej ryzykował życiem wchodząc do jego komnaty. Ale wiedział, że jego przeznaczenie go potrzebuje. Jak burza wpadł do pokoju.
I… zemdlał na miejscu.
Wydawało mu się, że właśnie nakrył Arthura z jakąś ulicznicą, która przyszła na wizytę domową. Ale nie, to musiał być tylko sen…
Merlin obudził się w łóżku Arthura.
- Wszystko w porządku? – zapytał książę.
- Arthur… ja… widziałem cię właśnie z… z… dziw… z dziewką.
- No co ty – obruszył się książę. – Przecież wiesz, że kocham tylko ciebie. Jesteśmy sobie przeznaczeni – powiedział Arthur i ukradkiem schował damskie majtki pod łóżko.
