Autor - anga971
Bety brak :)
Egzystencja
Stał na skraju lasu, spoglądając nieobecnym wzrokiem na rozciągające się przed nim jezioro. Od gładkiej tafli wody odbijało się wielobarwne niebo na tle zachodzącego słońca. Trzymał w dłoni latawiec, który nie miał wzbić się w powietrze; już nie.
Drżał, jednak nie było spowodowane to niską temperaturą, czy strachem wynikającym z dźwięku kroków, dobiegających zza niego. Czekał na nie. Czekał, by nie zareagować, gdy ktoś zajdzie go od tyłu i obejmie silnymi ramionami. Nie wzdrygnąć się, kiedy zostanie odwrócony do napastnika przodem i namiętnie pocałowany. Nie sprzeciwić się, gdy mężczyzna położy go na miękkiej, zielonej trawie i zacznie rozbierać. By z jego ust nie wydobył się najmniejszy jęk, gdy dłonie o długich palcach będą pieściły jego ciało. Nie krzyknąć, kiedy silny ból przeszyje jego ciało, chwilę później przynosząc nieopisaną rozkosz.
Właściciel kroków już o to zadbał, kiedy zorientował się, że nikogo nie można zmusić do miłości. Długimi dniami i nocami uczył go, jak ma się zachowywać, a najmniejszy sprzeciw przynosił tylko więcej bólu i śmierci bliskich osób. Jednak gdyby nie będący żywą marionetką chłopak, Tom Riddle nigdy nie dowiedziałby się, jak boli nieodwzajemnione uczucie. Nie zapragnąłby ciepła drugiego ciała; nie zrozumiał, jak palą niechciane łzy. Nie wpadłby w szał za każdym razem, gdy chłopak nie odpowiedział na jego pytanie lub nie jęknął z rozkoszy.
Jednak Harry ofiarował mu to, chociaż nie dobrowolnie, ale rezygnując ze swojego życia; człowieczeństwa. Oddał mordercy przysługę, za którą ten dziękował mu za każdym razem, gdy przychodził i zabierał z jego dłoni latawiec, dający nadzieję na wolność.
