Tsukamoto nie mógł oddychać.

I nie chodziło tu o bliskość parzącą skórę czy długie włosy łaskoczące podbródek. Chodziło o ciężkie ciało Kazamy, ułożone na nim bez pardonu. Jin spał głęboko; nic nie wskazywało na to, by w najbliższej przyszłości się obudził. Nie przed budzikiem.

Tsukushi był w kropce.

Może dałby radę przetrzymać do rana w obecnej pozycji, jednak nie ze zgiętym kolanem blondyna, ubijającym pełny pęcherz.

Nie miał wyjścia, musiał działać. Nim jednak zdołał cokolwiek zrobić, ręka Kazumy przygarnęła go w objęcia, a nacisk na podbrzusze całkowicie ustał.

Tsukamoto zdecydowanie posiadał więcej szczęścia, niż inicjatywy.

Teraz uśnie. Wtulony w Jina.