Sen.

Czym on jest? Rzeczywistością? Wyobraźnią? Marzeniami? Sen to coś, co uwielbiamy. Sen to coś, co kontrolujemy. We śnie można być kim się chce.

Sen jest jak oddech - raz jest, raz go wstrzymujemy, a raz go nie ma. Sen jest nierealny. Sen to nasza kraina, do której chętnie powracamy o zmroku.

Ale to cechy normalnych snów śmiertelników.

Sny herosów są inne. Są to wizje. Są to przepowiednie. Są to wydarzenia rzeczywiste i przyszłe.

Sen herosa praktycznie zawsze jest prawdziwy.

Koszmary nie należą do najprzyjemniejszych.

Gdy heros się budzi z koszmaru, najpierw czuje ulgę. Ale jest cos gorszego od nocnych zjaw. Ten szary świat. Świat pełen potworów, bogów, rzeczy niestworzonych, niebezpieczeństw i śmierci.
I gdy zwleka się ze wstawaniem, zaczyna docierać do ciebie, że koszmar byłby lepszy niż życie.

Ale i tak wleczesz się jak co dzień. A ona?

Miała plan. Sprytny, podstępny plan, który zrujnował wszystko.
Oddałeś jej swoje serce.
Ona nie dała ci swojego, ale zabrała twoje.
Pobawiła się nim, dawała nadzieję, a i tak później coraz bardziej je okaleczała, rozrywała, gniotła, deptała, aż w końcu je oddała.

Zerwała wszystkie twoje więzi, miłości, zaufania. Zostawiła ci tylko podarte sercedo wyleczenia.

Zaszyłeś się w odmętach pamięci i leczyłeś rany. Sklejałeś mozolnie, źle i krzywo. Robiłeś to dniami i nocami. Wyszło, jak wyszło.

Pamiętasz te wspólnie spędzone chwile, lecz chciałbyś zapomnieć.
Zapomnieć o tym, jak sztucznie się uśmiechała.
Zapomnieć o tym, że znikała, gdy ją potrzebowałeś.
Zapomnieć o tym, jak rozdrobniła twój umysł.
Zapomnieć o tym, że kiedyś cię naprawdę kochała.

Ale miłość jest jak oddech - przemija, raz jest, raz nie ma.

Popadłeś w depresję, smutek, otchłań zdradzenia. Przekroczyłeś linię, zza której nie da się wrócić.

I jesteś sam. Czas leczy rany.

Aż pojawiła się ona - twoje światełko w tunelu.
Twój grom na niebie, prowadzący przez pustynię.
Twój kojący wiatr w upalne dni.
Siedziała z bratem. Dosunęła stoły i przysiadła się.
Jej błękitne oczy bardzo cię oczarowały.
Jej słowa wyniosły cię z przepaści.
Jej niby nic nieznaczące gesty, były jak balsam na twoje rany.

Zastanawiałeś się, czy oddać jej swoje serce, czy trzymać pod kluczem i zamurować.

Pewnego wieczoru, otoczony wianuszkiem prawdziwych przyjaciół, podeszła do ciebie i podarowała ci swoje sklejone serce.
Zdziwiłeś się bardzo, ale swoje także wyciągnąłeś i oddałeś pod opiekę.
Włożyła je na miejsce swojego i przytuliła, jak własne. Zrobiłeś to samo.

Ona odeszła z Łowczyń, bo cię kochała. A ty ją.

A gdy następnego, ciepłego lata się spotkaliście, przywitaliście się pocałunkiem.
Zalała was mgiełka otępienia, wszystko zwolniło, ucichły dźwięki.
Byliście tylko wy. I tylko to się liczyło.

A w nocy, gdy budziłeś się z kolejnego sennego koszmaru, czułeś na sobie jej delikatny oddech. Przytulałeś ją mocno, nie chcąc wypuścić i jej stracić.
To był tylko sen, uspokajałeś się w myślach. A jej oddech czuć było na twojej nagiej klatce piersiowej.

-Kocham cię Thalia. - Szeptałeś do jej ucha. Uśmiechała się przez sen.

Jej oddech był senny.
A senny oddech, to dobry omen.