Pełen przejęcia kroczył korytarzami zamku. Kierował się w stronę gabinetu dyrektora, by poinformować go o swojej decyzji. Nie powinien się cieszyć, ponieważ sytuacja była poważna i niezwykle smutna, jednak nie mógł powstrzymać się przed odczuwaniem satysfakcji. Miał okazję w końcu zatriumfować nad Dumbledorem. Może wtedy starzec przestanie wtrącać się do jego spraw. To on tu był ministrem i więcej nie pozwoli sobie wejść na głowę. Pomoże mu w tym oczywiście Harry Potter. To co dla niego przygotował, na pewno sprawi, że będzie pełen wdzięczności i całkowicie mu zaufa, porzucając starego głupca. Był tego pewien.

Korneliusz źle wspominał poprzedni rok. Przyznał sam przed sobą, że postąpił karygodnie. Nie powinien był lekceważyć słów Wybrańca, nawet jeśli był nim nastolatek. Nie lubił dzieci i zawsze uważał, że prawie każde ich słowo jest kłamstwem, którym próbują manipulować dorosłymi. No cóż, prawie. Jego pewność siebie bardzo go zawiodła w ostatnim czasie. Oczernianie Chłopca, Który Przeżył na forum gazet, zlekceważenie jego ostrzeżeń, podejrzewanie o zbrodnie i zatrudnienie Umbridge jako nauczycielki, okazało się dla niego zgubne. Był zagrożony jako minister. Musiał jakoś poprawić swoją sytuację, żeby móc zachować władzę w Magicznej Anglii.

Miał już kilka pomysłów i zamierzał je zrealizować. Przede wszystkim musiał zdobyć władzę nad Potterem. W magicznym społeczeństwie, opiekę sprawuje nad nim dyrektor Hogwartu, ale według niego to nigdy nie powinno się wydarzyć. Sprawując taką funkcję, nie będzie mógł w pełni zadbać o potrzeby chłopca, ponieważ już ma całe grono bachorów do pilnowania. Dlatego jego decyzje nigdy nie mogły być obiektywne. Nastolatkiem powinien się zająć ktoś, kto poświęci mu całą swoją uwagę. Dorosły, który będzie odpowiedzialny, majętny, z dobrej Jasnej rodziny oraz bezdzietny. Na myśl przychodziła mu tylko jedna osoba. On sam.

Zamierzał adoptować chłopaka.

To jednak dopiero początek. To jak niesprawiedliwie został potraktowany przez Ministerstwo wymagało całkowitej zmiany. Traktowali jego słowa jak powietrze, dodatkowo je ubarwiając. Na niekorzyść nastolatka oczywiście. Teraz jego obowiązkiem było pokazanie społeczeństwu, że traktuje tę sprawę poważnie, tak jak i wszystko co symbolizuje sobą Wybraniec. Dlatego kiedy wcześniej starali się ograniczać wiedzę młodzieży, teraz chcą ją rozbudować. Plany edukacyjne mają zostać zmodernizowane, a sam Złoty Chłopiec dostanie prywatnych nauczycieli, którzy przygotują go odpowiednio do walki.

Wiąże się to ze zniesieniem wszelkich ograniczeń jakie nałożone są na tego młodego mężczyznę. Będzie miał możliwość swobodnego korzystania z magii, nawet dostanie pozwolenie na użycie zaklęć niewybaczalnych. Według prawa będzie prawie jak dorosły. Na szczęście jednak, w ich świecie nawet dekrety stworzone przez ministra nie mogą sprawić, by ktoś był samodzielny przed ukończeniem 17 lat. Władzę nad osobą niepełnoletnią sprawuje rodzic, opiekun prawny lub małżonek. To nie podlega zmianom. Tak więc jedynym sposobem, by Korneliusz mógł sprawować nad chłopakiem pełną władzę, jest adopcja.

Zamierzał zrealizować swój cel, bez względu na koszty. Z determinacją więc wszedł po schodach do gabinetu dyrektora i zapukał w drzwi. Otworzył je niemal od razu, nie czekając na zaproszenie i wszedł do środka. Tak jak się spodziewał Dumbledore znajdował się w pomieszczeniu sam. Skierował więc swoje kroki do fotela stojącego przed biurkiem starca, po czym usiadł.

- Witaj Albusie. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. – zaczął od małych form grzecznościowych. Prawdę mówiąc nie obchodziło go czy w czymś przeszkodził, jako minister miał do tego prawo. – Przyszedłem, by poinformować cię o moich planach.

- Dzień dobry, Korneliuszu. Miło cię widzieć. Może herbaty, albo cytrynowego dropsa? – zaproponował uprzejmie siwobrody, po czym wyczarował filiżanki i imbryczek pełen gorącego płynu. – Słucham cię uważnie, Ministrze. Cóż to za tak nagląca sprawa, że pofatygowałeś się przyjść do mnie osobiście? – zapytał.

- Otóż, zamierzam adoptować Harry'ego Pottera. – powiedział stanowczo. Widząc zaskoczone spojrzenie dyrektora uśmiechnął się zwycięsko. – Wszelkie formalności są praktycznie zakończone. Potrzebuję jedynie sygnatury chłopca do potwierdzenia dokumentów.

- To niedorzeczne, Korneliuszu. Nie możesz tego zrobić. Harry dobrze się czuje pod moją opieką, dlaczego więc sądzisz, że potrzebuje zmiany? – protestował starzec.

- Nie zatrzymasz już tego Dumbledore. Zarząd w departamencie praw rodzinnych, zgodził się ze mną, że jako dyrektor masz obowiązek zajmować się zbyt wielką ilością uczniów, przez co możesz zaniedbywać chłopaka. – poinformował go Knot. – Nasz Wybraniec potrzebuje odpowiedniej uwagi, którą mogę zapewnić mu tylko ja.

- Ale to niebezpieczne. Harry pod opieką wujostwa ma zapewnione najsilniejsze bariery ochronne, które oparte są na poświęceniu jego matki. Nigdzie indziej nie zadziałają. Nie pozwolę ci na narażanie jego życia. – starzec mówił gniewnym głosem. Nie było w nim nic z dobrotliwego dziadka.

- Jestem pewny, że ochrona kilku wykwalifikowanych aurorów będzie równie skuteczna. Skończ się ze mną kłócić Albusie. Decyzja zapadła i nie masz tu nic do gadania. – ciągnął uparcie mężczyzna. – Mówię ci o tym tylko z obowiązku. Żądam abyś zabrał mnie do obecnego miejsca zamieszkania Pottera. Tylko ty znasz jego lokalizację, a chcę przekazać wieści chłopcu osobiście. – zakończył dumnie i z ogromnym zadowoleniem. Wszystko szło tak jak sobie to zaplanował.

- Nie wiesz co czynisz, Korneliuszu. – ze smutkiem kręcił głową. Po chwili dało się usłyszeć zrezygnowane westchnienie i dźwięk odsuwanego fotela. – Miejmy to już za sobą.

Dumbledore skierował swoje kroki do wyjścia z gabinetu, a potem poza bariery antyaportacyjne. Mężczyzna z zielonym melonikiem na głowie, dumnie kroczył tuż za nim. Szli powoli w ciszy, a jedyne słyszalne dźwięki były wydawane przez stukot butów ministra i szepczące obrazy. Dyrektorowi w żadnym stopniu nie podobała się ta sytuacja. Zaskoczony był też, że nic nie wiedział o wcześniejszych przygotowania Knota. Mogły wywiązać się z tego całkiem spore kłopoty. Miał niestety związane ręce. Wszystkiego dowiedział się za późno.

Będąc już w odpowiednim miejscu, złapał Korneliusza za ramię i ze zrezygnowaniem teleportował ich na ulicę Privet Drive. Okolica jak zawsze była spokojna, a rząd prawie jednakowych budynków, sprawiał wrażenie skopiowanych. Nie wyglądało to naturalnie i lekko odpychało przechodniów odwiedzających tę okolice. Dom pod numerem czwartym nie wyróżniał się niczym prócz numeru. Starzec pełen obaw o konsekwencje jakie z tego wyniknął, zapukał.

Otworzył im gruby mężczyzna, który na ich widok zbladł i próbował zatrzasnąć z powrotem drzwi. W normalnej sytuacji na takie zachowanie Albus jedynie uśmiechnąłby się dobrotliwie i próbował dalej. Tym razem jednak jedyne czego chciał to zabrać stąd Korneliusza. I może byłoby to możliwe, gdyby ten w całej swojej zaciętości nie uderzał w zamknięte drzwi. Nie oszczędzał siły, chciał by go wpuszczono za wszelką cenę.

- Wynocha z mojego podwórka! Nie chcę w moim domu widzieć więcej takich dziwolągów jak wy! – dało się słyszeć głośny, męski krzyk pana domu.

- Widocznie nie jesteśmy tu mile widziani, Korneliuszu. Powinniśmy odejść. Spotkasz się z Harry'm po rozpoczęciu roku szkolnego. – próbował go przekonać Dumbledore. Niestety nie przyniosło to zamierzonych skutków, a raczej tylko pogorszyło sytuację.

- Nie! Nie po to organizowałem to w takiej tajemnicy, żebyś teraz zniweczył moje plany, starcze! – wykrzyczał do niego Knot, po czym znów zaczął uderzać w drzwi. – Otwierać! Jako Minister domagam się spotkania z Harrym Potterem! Nie odejdę stąd póki go nie zobaczę!

Drzwi zostały otwarte tak nagle, że niczego niespodziewający się Korneliusz, zachwiał się. Stojący przed nim, wściekły z czerwoności mężczyzna, przeraził go nie na żarty. Nic jednak nie powiedział.

- Głusi jesteście?! Powiedziałem, że nie chce was tu widzieć! Wynocha!

- Nazywam się Korneliusz Knot, chciałbym... - mówił niezrażony krzykami.

- Nie obchodzi mnie kim jesteś! Masz się stąd wynosić, albo wezwę policje.

- Ale Harry Potter... – wciąż próbował.

- Żaden Potter tu nie mieszka! Do widzenia! – po czym drzwi znów się zatrzasnęły przed ich nosami.

Zły i zdezorientowany Knot popatrzył na dyrektora. Miał go zaprowadzić do Chłopca, Który Przeżył, a okazało się, że ten tutaj nie mieszka. W takich chwilach nienawidził tych okropnych manipulacji siwego starca. Wrócili na główną ulicę, aby więcej nie denerwować wielkiego mężczyzny.

- Co to ma znaczyć Dumbledore? Jeśli to jedna z tych twoich gierek, obiecuję że pożałujesz tego kłamstwa. Sprawą zajmie się Ministerstwo. – powiadomił go gniewnym głosem, po czym oddalił się i teleportował do własnego biura. Miał zamiar polecić zbadanie tego domu Aurorom. Jeśli kiedykolwiek znajdował się tam Harry Potter, dowie się tego. Skoro dyrektor nie wykazał się chęcią pomocy, ukarze go później odpowiednio.

Albus natomiast dalej stał na chodniku, w pobliżu domu Dursley'ów. Z jednej strony odetchnął z ulgą, ponieważ zyskał choć odrobinę czasu na przemyślenia i jakieś działania. Był tą sytuacją bardzo zaniepokojony. Zarówno samą chęcią Knota do adopcji Harry'ego, ale i tym, że tego nie przewidział. Od dawna nie był czymś tak zaskoczony, w końcu słynął z wspaniałych planów i posiadania wyjścia z każdej sytuacji. To jak dał się podejść, było jego ujmą na honorze.

Z niemałym zdziwienie też spoglądał w okno, gdzie powinien znajdować się pokój Chłopca, Który Przeżył. Nie widział nic co mogłoby świadczyć, że ten się tam znajduje, ale też i nie odrzucał możliwości, że jednak tam jest. Nie przejął się zbytnio słowami starszego Dursleya. Ta rodzina była... specyficzna. Mówili wszystko, co mogłoby być dla nich korzystne. Nie zamierzał wchodzić do domu, ale postanowił, że sprawdzi jakość osłon i stan chłopca. Potrzebował do tego tylko kilku przedmiotów znajdujących się w jego gabinecie. Nie ma potrzeby, aby musiał dłużej znosić obecność tych wstrętnych mugoli.

Był niemal pewny, że jego Wybrańcowi nic nie jest, a głupota Korneliusza dała mu jedynie możliwość by działać. Za trzy dni nastolatek ma urodziny. Szesnaście lat było wiekiem zezwalającym już na małżeństwa i jeśli dobrze to rozegra, chłopak nie będzie już dłużej potrzebował opiekuna prawnego. Musi tylko rozważnie wybrać pionka do tego zadania, a był pewny, że znajdzie się wielu, chcących skosztować tak młodego i czystego ciała.

Nigdy nie brał pod uwagę podobnego rozwoju wydarzeń, ale sprawi, że i ten będzie dla niego korzystny. Nikt mu nie odbierze jego Złotego Dziecka.

*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*

Severus Snape siedział przy długim stole w kuchni i ze zirytowaniem patrzył na pozostałe osoby znajdujące się w pomieszczeniu. Nie pojmował, dlaczego w ogóle tu przyszedł. Nie pasował do tego towarzystwa. Przebywanie z nimi było dla niego jedynie stratą czasu. On, śmierciożerca pośród zbiorowiska zidiociałych miłośników wszystkiego co dobre i jasne. Lekko surrealistyczne zjawisko.

Po wizycie ministra Dumbledore zarządził spotkanie, na którym poinformował ich jakie są plany Knota. Nikomu się to nie spodobało. Każdy z nich zdawał sobie sprawę, że ta adopcja ma być jedynie sposobem Korneliusza na pozostanie przy władzy. Nie liczyło się tu zdanie, ani zdrowie nastolatka. Mężczyzna był głuchy na zagrożenie ze strony Voldemorta. Sytuacja ta mogła zrodzić okropne skutki.

Snape sceptycznie patrzył też na rozwiązanie jakie wymyślił dyrektor. Potter był bardzo młody, ledwo szesnastoletni chłopak. Biorąc pod uwagę jego gwałtowny charakter, będzie się od tej decyzji zapierał rękami i nogami. Mężczyzna nie dziwiłby mu się za bardzo. Kto chciałby się związać na całe życie w tak młodym wieku, dodatkowo z praktycznie obcą sobie osobą? Wydawało się to takie drastyczne. Ale była to też jedyna możliwość, w której Chłopiec, Który Przeżył będzie mógł pozostać pod ich kuratelą.

Jako pierwszą propozycję partnerki, Albus podał Tonks. Była niezdarna, trochę niechlujna i gapowata, ale była też aurorką. Takiego zawodu nie zdobywa się bez odpowiednich umiejętności. A jako członkini Zakonu, Dumbledore jej ufał i mógł wciąż mieć chłopca blisko siebie. Pomysł był naprawdę udany.

Dyrektor jednak nie przewidział, że kobieta zdążyła się już z kimś związać. Dokładniej z Remusem Lupinem. Wilkołakiem. Severus obserwował tę sytuację z ironicznym uśmieszkiem. Z doświadczenia wiedział, jak to jest stać naprzeciwko wściekłego Likantropa. Nie polecał tego nikomu. Tak więc widok jaki przedstawiał sobą skruszony starzec, był satysfakcjonujący. Miał za swoje. Należało mu się po tym, jak postąpił wobec niego kilkanaście lat temu. Kiedy Dumbledore oznajmił, że jednak Nimphadora się nie nadaje, Lupin uspokoił się. Ale za to Severus był zawiedziony, ponieważ przedstawienie skończyło się tak szybko. Miał ochotę na więcej przyjemnych widoków.

Był znużony tym spotkaniem. Nie obchodziło go życie bachora Potterów. Niech sobie ten Stary Trzmiel łączy go z kim zechce, ale on nie musi w tym uczestniczyć. Nie i koniec. Tak więc jednym uchem słuchał propozycji dyrektora, a drugim wypuszczał. Nie interesowało go nic, co nie było związane z jego osobą. Dlatego nie wiedział o czym tym razem wszyscy rozmawiają, kiedy usłyszał swoje imię.

- Co mówiłeś Albusie? Musisz mi wybaczyć, ale nie słuchałem już niemal od pół godziny. – powiedział z ironicznym uśmieszkiem.

- Mój chłopcze, wykazałbyś trochę więcej zaangażowania. Ta sprawa jest niezwykle poważna. Harry jest priorytetem, musimy... - mimo łagodnego głosu, Severus usłyszał w nim lekką naganę. Może starzec był dla niego niczym ojciec, ale nie pozwoli sobą tak manipulować. Nie weźmie go na poczucie winy, dlatego mu przerwał.

- Tak, tak. Wielki Złoty Chłopiec jest najważniejszy. Do rzeczy, co mówiłeś? – zapytał stanowczo.

- Zostałeś nam tylko ty, Severusie. Gdybyś słuchał, wiedziałbyś dlaczego musieliśmy odrzucić pozostałe kandydatki i kandydatów. Naszą ostatnią nadzieją jesteś ty.

- Ty chyba nie mówisz poważnie, Dumbledore. – Snape miał ochotę pokręcić z niedowierzania głową, ale ten gest wydawał mu się poniżej jego godności jako szpieg. On nie pokazuje w ten sposób emocji. On wcale ich nie okazuje. – Nie zgadzam się! – powiedział stanowczo.

- Ależ chłopcze... - próbował postawić swoje argumenty.

- Nie! Po pierwsze chłopak mnie nienawidzi, nigdy się na to nie zgodzi. – mimo swojego gniewu, wciąż potrafił logicznie myśleć i zamierzał to wykorzystać.

- Mylisz się. Harry na pewno zrozumie, że to dla większego dobra i postąpi rozsądnie. Twoje zdanie na jego temat jest błędne i... - znów nie skończył swojej wypowiedzi, ponieważ przerwał mu zimny, niosący obietnicę cierpienia głos.

- Moje zdanie, jest moje. I nic ci do tego, Albusie! Zapominasz też chyba o takim małym fakcie, jak Czarny Pan. Jestem szpiegiem, nie mogę nagle zostać mężem Wybrańca! Więc nie, nie zmusisz mnie do tego. – chcąc podkreślić swoje zdanie na ten temat, wstał z zamiarem opuszczenia tego beznadziejnego spotkania.

- Zaczekaj, mój chłopcze. Proszę, wysłuchaj mnie do końca. Nie możemy tego tak zostawić. Harry cię potrzebuje, nie poradzi sobie bez twojej pomocy. Musi mieć przy sobie kogoś kogo zna i komu będzie mógł zaufać.

- Naprawdę w to wierzysz? – po raz kolejny nie pozwolił mu kontynuować. Nie mógł tego zrobić, ponieważ wtedy by przegrał. Dyrektor był mistrzem manipulacji. Jest w stanie przekonać każdego, byleby tylko mógł powiedzieć wszystko czego wymaga sytuacja. Dlatego musi stąd wyjść jak najszybciej. – Nie można komuś zaufać, jeśli przez większość życia się go nienawidziło. Jesteś głupcem, Dumbledore.

- Nie możesz... - cokolwiek chciał powiedzieć zostało przerwane przez ciche „Do widzenia" i głośne trzaśnięcie drzwiami wyjściowymi.

Severusowi w głowie się nie mieściło, jak ten stary głupiec mógł chcieć go związać z bachorem Potterów. Dobrze wiedział o ich stosunkach, a i tak chciał zrobić swoje. Tej właśnie cechy u dyrektora Snape nienawidził najbardziej. Jego słowo zawsze musiało być tym ostatecznym. Nawet jeśli dotyczyło czegoś tak idiotycznego jak to małżeństwo.

Mężczyzna cieszyłby się tym zwycięstwem słownym, gdyby nie miał świadomości, że to było dopiero ich pierwsze starcie. Albus na pewno nie odpuści. Dopóki coś nie pokrzyżuje mu planów, będzie trwał przy swoim. Snape w myślach niemal błagał Pottera o jakieś działanie, które odwiedzie starca od tego pomysłu. Po raz pierwszy pokładał nadzieję w cudownym szczęściu Złotego Chłopca.

Sytuacja wydawała mu się absurdalna. Wciąż miał w głowie słowa Albusa. Wiedział, że sprawa była poważna, ale po prostu nie mógł przetrawić tego, o czym go poinformował. To nie mógł być on. Ktokolwiek, ale nie on. Z każdą chwilą na nowo odtwarzał sobie argumenty, które przytoczył na Grimmuald Place oraz wymyślał wciąż nowe. Powiedział nie i zamierzał się tego trzymać. Nawet jeśli będzie musiał tak wychodzić z każdego spotkania.

Nie był jednak przygotowany na to, czego dowiedział się następnego dnia. Z samego rana sowa pocztowa przyniosła mu najnowszy numer „Proroka codziennego". Nie była to lektura, za którą przepadał, ale zawsze uważał, że należy być na bieżąco z tym co mówi społeczeństwo.

Kiedy na pierwszej stronie ujrzał wielkie zdjęcie Wybrańca, miał ochotę wrzucić gazetę do ognia. Miał dość czytania o tym chłopaku. Tym razem jednak z zaskoczeniem zauważył, że w nagłówku, to nie imię Złotego Chłopca jest kluczowe, a Starego Trzmiela.

Albus Dumbledore, zaniedbał swojego wychowanka!"

Severusa bardzo zaciekawiło, czemu akurat to zdjęcie znajduje się pod tym tytułem. Z nowym zapałem pochylił się nad obszernym tekstem.

Opiekun setek dzieci, ale czy potrafi odpowiednio zająć się choć jednym?

Albus Dumbledore jako dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa, ma pod swoimi skrzydłami setki dzieci w różnym wieku. Jego obowiązkiem jest sprawić, aby ich pobyt w tej placówce był odpowiednio wygodny zarówno do nauki, jak i do życia. W końcu nasze dzieci spędzają tam prawie dziesięć miesięcy w roku. Wielu rodziców posyła tam swoje pociechy z myślą, że te słowa się sprawdzają.

Ale czy tak jest na pewno? Czy to nie są tylko piękne słowa. Mamy przypuszczenia, że Albus Dumbledore nie wypełnia swoich obowiązków należycie. W Dodatku wykorzystuje swoją pozycję Jasnego Pana dla własnych korzyści i luksusu.

Od kiedy nasz minister Korneliusz Knot, dokonał błędnego osądu na naszym Chłopcu, Który Przeżył, bardzo pragnął to naprawić. Wiedział, że musi mu wynagrodzić te wszystkie złe słowa, dlatego postanowił bardziej zainteresować się jego życiem. Z dokumentów Ministerstwa dowiedział się, że opiekunem prawnym Harrego Pottera jest dyrektor Hogwartu. I tu pojawiły się pierwsze wątpliwości pana Korneliusza na temat odpowiedniego wychowania Wybrańca. Czy ikoną naszego świata powinna zajmować się osoba, która musi mieć na względzie dobro setek dzieci? Jaką możemy mieć pewność, że chłopiec będzie traktowany sprawiedliwie?

Według naszego ministra, Harry Potter powinien mieć jako opiekuna osobę dorosłą, która będzie mogła poświęcić się jego wychowaniu w pełni. Chłopak potrzebował prawdziwej rodziny. Dlatego Korneliusz Knot zdecydował się adoptować nastolatka i przygotował odpowiednie dokumenty. Potrzebował jedynie sygnatury chłopaka oraz oczywiście jego akceptacji.

Udał się więc do dyrektora Hogwartu, żeby ten pokazał mu aktualne miejsce zamieszkania chłopca. Według słów ministra, Albus Dumbledore nie był przychylny temu pomysłowi. Jednak po odpowiednich argumentach zgodził się zaprowadzić ministra do Harry'ego Pottera. Jak się później dowiadujemy, nastolatek przez te wszystkie lata nie znajdował się pod opieką Dumbledora, tylko był wychowywany przez rodzinę siostry swojej matki, czyli mugoli. Czy uważacie, że bohater Magicznej Anglii powinien znajdować się w takim domu?

Według nas nie, ale to jeszcze nie koniec historii. Po przybyciu na miejsce, nie zostali przyjęci zbyt gościnnie. Mężczyzna, który był Panem domu, wykazywał się agresją i obrażał naszego ministra. Zapytany natomiast o Harry'ego Pottera, twierdził, że nikt taki u nich nie mieszka. Zapytacie więc, czy to obcy mężczyzna kłamał, czy może raczej nasz kochany Dyrektor? Naszemu ministrowi ta sprawa się nie podobała, dlatego i to postanowił sprawdzić.

Po powrocie do ministerstwa, od razu skierował się do biura Aurorów, aby zbadali tą rodzinę. To co zostało odkryte, wstrząsnęło nami wszystkimi. Nawet ja jako reporterka piszę to z bólem serca. Jednak powinniście wiedzieć, w jakiej rodzinie umieścił swojego podopiecznego nasz Jasny Pan.

Magiczne śledztwo wykazało, że rodzina Dursley'ów, zajmująca się przez piętnaście lat Chłopcem, Który Przeżył, znęcała się nad nim fizycznie oraz psychicznie. W budynku nie znaleziono żadnych przedmiotów sygnalizujących, że kiedykolwiek przebywał tam Harry Potter. Jednak niepokojące było to, że na jednych z drzwi, pozakładane było kilka kłódek, które uniemożliwiały otworzenie ich od wewnątrz. Dodatkowo okno do tego pomieszczenia było zakratowane. W środku pokoju znajdowało się małe, zniszczone i bardzo niewygodne łóżko oraz szafka nocna. Zaklęcia wykazały, że w tej małej przestrzeni, nasz Wybraniec mieszkał przez dwa tygodnie tegorocznych wakacji.

Co jednak z resztą czasu? Zaniepokojeni aurorzy, postanowili dowiedzieć się tego od samej rodziny Dursley'ów. Przesłuchanie zostało wykonane przy użyciu veritaserum i wykazało, że powinniśmy się obawiać o zdrowie naszego Wybrańca. Małżeństwo zostało oskarżone o znęcanie się nad nieletnim.

Harry Potter przez dziesięć pierwszych lat, mieszkał w komórce pod schodami, a jego codzienność polegała na usługiwaniu rezydującym w tamtym domu dorosłym. Jako kara za niewykonanie niektórych obowiązków, chłopiec był karany poprzez bicie lub brak jedzenia. Rodzina Dursley'ów próbowała też „wyplenić" z niego jego magiczne umiejętności, przez co jako dziecko nie wiedział nic o naszym świecie. Każdy z jego przejawów dziecięcych wybuchów był traktowany jak zbrodnie i karano go tygodniowym pobytem w zimnej piwnicy, w całkowitym zamknięciu.

O czym myślał Albus Dumbledore, umieszczając tam chłopca? Co nasz Złoty chłopiec musiał czuć na takie traktowanie? Jak wyrósł na tak miłego i szlachetnego nastolatka będąc pod opieką takiej rodziny? Dlaczego nikt wcześniej się tym nie zainteresował?

Nie znamy odpowiedzi na te pytania, ale całe Ministerstwo podejrzewa, że kluczowym elementem, który nie pozwolił tej prawdzie wyjść na jaw przez tak długi okres czasu, były działania Jasnego Pana. Według wielu, już nie aż tak Jasnego. Po tym skandalu, nasz minister postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Albus Dumbledore będzie musiał ponieść konsekwencje swoich czynów, zostanie poddany ścisłej kontroli.

Teraz jednak najważniejszy jest nasz Wybraniec, który uciekł od swoich krewnych po brutalnym pobiciu. Świadczą o tym ślady krwi należące do nastolatka. Nie wiemy w jak bardzo złym jest stanie, ani gdzie się ukrywa. Wszyscy wierzymy, że znajduje się w bezpiecznym miejscu, które pozwoli mu wrócić do pełni sił. Całe biuro Aurorów zostało zmobilizowane do poszukiwań, więc miejmy nadzieję, że Chłopiec, Który Przeżył wkrótce się znajdzie.

Rita Skiter

Cóż, tego to się nie spodziewał. Był zaskoczony zarówno postępowaniem dyrektora, jak i drastycznym dzieciństwem Pottera. Nie był pewien co nim bardziej wstrząsnęło. Nie zmieniało to jednak faktu, że siedział wpatrując się tempo w artykuł, gdy jego śniadanie stygło nietknięte.

Przypomniał sobie jego lekcje oklumencji z tym bachorem. Niekiedy widział sceny opisywane w reportażu. Nie uważał ich jednak za szkodliwe, ponieważ nie występowały zbyt często. Słowa wykrzyczane przez otyłego opiekuna chłopca, nie wskazywały na maltretowanie. Zwykłe „za karę przesiedzisz w komórce do wieczora" bądź „za karę możesz pożegnać się z kolacją", podsuwało myśli o tym, że Potter często rozrabia. Dodatkowo biorąc pod uwagę, że te wspomnienia przewijały się na zmianę z sytuacjami, w których był po prostu arogancji i bezczelny, nie wzbudzało w nim podejrzeń. Jak to zwykły dzieciak, zdarzało mu się być nieposłusznym, przez co opiekunowie wymyślali dla niego kary.

To wydawało się takie normalne.

Jak się okazuje, takie nie było. I Severus mógł to dostrzec dopiero teraz. Patrząc w przeszłość, zaczął dostrzegać chudość i ostrożność jedenastolatka. Zachowanie tak różniące się od całej gromady uczniów. Nerwowość, niepewność, wycofanie. Tak jakby zastanawiał się, czy dobrze robi, po prostu tam będąc. Brak wiedzy na temat czarów, eliksirów, kultury czarodziejskiej. Zdobywanie wiedzy bez jej zrozumienia.

W pewien sposób, mężczyzna poczuł się też winny. Dokładał dzieciakowi cierpienia. Bo tego, że nie umilił mu pobytu w szkole był bardzo pewien. Osąd przysłonił mu dawny, nastoletni gniew na ojca Chłopca, Który Przeżył. Pozbywał się swojej frustracji na niewinnym dziecku. Czuł lekką odrazę do siebie. Jako wieloletni szpieg, powinien takie rzeczy zauważać. Pozwolił jednak zawładnąć sobą emocjom i teraz miał tego skutki.

Znęcał się słownie nad dzieckiem. Chciałby porównać swoje błędy do karygodnego postępowania dyrektora i okrutnego sposobu wychowywania Dursley'ów, po to by umniejszyć narastające poczucie winy. Nie przynosiło to jednak skutków. Miał swój udział w dręczeniu Wybrańca i nic tego nie zmieni. Jego błędy wciąż miały ogromną skalę.

Przetrawienie tych informacji przyszło mu z trudem. Pojął swoją winę. Powiedział sobie, że w kontaktach z Potterem przestanie kierować się emocjami. Nie zmieni do niego tak od razu uczuć, ale zdawał sobie sprawę, że powinien na niego inaczej spojrzeć. Jednak do tego potrzebował najpierw się z nim spotkać. Musi się przekonać na własne oczy, że swoim postępowaniem krzywdził chłopaka.

Dodatkowo ta sprawa z małżeństwem, wydawała się teraz dla Severusa jeszcze większym utrapieniem. Dzieciak faktycznie potrzebował odpowiedniej opieki. Był zagrożony z niemal każdej strony. Minister chciał wybić się na jego sławie, nie bacząc na to jakie niebezpieczeństwo może na niego sprowadzić. Dumbledore nadwyrężył jego zaufanie umieszczając nastolatka u tych wstrętnych mugoli. A Voldemort chciał go dopaść i torturować aż do śmierci. Gdzie by nie spojrzeć tam coś, lub ktoś chce jego krzywdy.

Z lekkim przerażeniem pomyślał, że mógłby jednak zająć się bachorem. Miał doświadczenie z radzeniem sobie z przemocą w rodzinie. Wiedział co Potter może czuć i mógłby mu zapewnić zrozumienie. Dałby mu to, co sam chciał kiedyś dostać. Mimo to, kręcił głową za każdym razem, gdy te myśli zawładnęły jego umysłem. Nie powinien w ogóle tego rozważać. Chłopak nigdy by się na to nie zgodził, na pewno nie po tym, jak był przez niego traktowany, przez te pięć lat. Nienawidzą się i zapewne w przyszłości niewiele się to zmieni.

Przeklinał dyrektora i jego pomysły. I choć ten jeden wydawał się nagle odpowiedni, reszta była niewypałem. Starzec musiał wiedzieć o sytuacji jaką posiada Wybraniec. To nie ulegało wątpliwościom. On sam słyszał kilka razy jak Potter skarży się do niego na swoich krewnych. Chłopak prosił o pomoc, a ten tylko machał na to ręką i pchał go dalej w to bagno.

Dobroduszność Dumbledore'a nagle wydawała mu się sztuczna. Niczym maska, na której wymalowano uśmiech, podczas gdy pod nią ukazane było okrutne oblicze. Snape nie spodziewał się czegoś takiego. Zdarzało mu się myśleć nad poczytalnością starca, ale raczej pod względem humorystycznym. Jego ubiór i zachowanie odbiegało od normy. Nigdy by jednak nie pomyślał, że cała ta otoczka miłego dziadka, jest podrobiona.

Bolało go to. Severus nie zaznał w swoim życiu zbyt wiele szczęścia. Wciąż coś rzucało mu kłody pod nogi. Otoczony był mrokiem i ciemnością, ale miał też i swoje światełko w tunelu. Zawsze uważał, że to Albus jako jego przybrany ojciec mu je zapewnia. Teraz gdy prawda wychodziła na jaw, bał się, że ono zniknie i nie będzie dla niego ratunku.

Był tak zaaferowany nowymi wiadomościami, że prawie przegapił ból w Mrocznym Znaku. Coś co dotychczas nigdy mu się nie zdarzyło. Tatuaż ten był zmorą jego życia. Symbolem jego błędów i porażek. Za każdym razem, gdy czuł wezwanie od Czarnego Pana, przypominał sobie jakim kiedyś był głupcem. I jakim wciąż jest, narażając swoją nędzną egzystencję dla „większego dobra". Te dwa słowa wydawały się nagle obrzydliwe.

Severus podejrzewał, że Voldemort też właśnie przeczytał Proroka i postanowił go „wypytać". Przed wyjściem musi się zabezpieczyć w odpowiednie eliksiry. Czarny Pan nie lubił dowiadywać się o takich sprawach z gazet. Uważa, że po to ma swoje sługi, żeby informowali go o wszystkim pierwszego.

Mężczyznę ciekawiło czy został wezwany sam, czy może cała rzesza popleczników. Wiedział, że zostanie ukarany i wolał nie mieć zbyt dużej widowni. Kary od ich Pana zawsze odznaczały się wstydem. Świadczyły o niekompetencji lub wątpliwej wierności, a nikt nie chciał takich ludzi w szeregach Czarnego Pana. Mógł głośno przyznać, że Mroczny Lodr wiedział jak zdobyć dobrych Śmierciożerców. Ktoś powiedziałby, że strach i szantaż nie prowadzą do wierności, ale w wykonaniu Voldemorta był niezwykle skuteczny. Nikt nie miał na tyle odwagi, by mu się przeciwstawić lub go okłamać.

Oprócz Severusa.

Mężczyzna coraz częściej przeklinał swoje życie. Nie wiedział jak długo jeszcze da radę pociągnąć tę farsę. Był zmęczony tym wszystkim. Wystarczyło małe potknięcie i będzie mógł pożegnać się z życiem. Zastanawiał się czy to Los pozwala mu wciąż ciągnąć to przedstawienie, czy może zwykłe, głupie szczęście. Snape miał pewne obawy, że to spotkanie może okazać się ostatnim w jego karierze szpiega.

Kiedy już nałożył szatę Śmierciożercy, wziął odpowiednie eliksiry i przygotował się psychicznie, pozwolił aby Znak zabrał go do jego Pana. Żaden ze sług Voldemorta nie znał prawdziwego położenia Czarnego Dworu. Może i ten Gad miał wiernych popleczników, ale nie był też głupi. Nie ufał tak naprawdę nikomu.

Gdyby nie nałożył na twarz maski obojętności, skrzywiłby się z obrzydzenia na widok zapuszczonych korytarzy, zniszczonych mebli i ogólnego, wątpliwego stanu tej placówki. Nie rozumiał jak ktoś taki jak Czarny Pan, przywódca mrocznej strony, mógł przebywać w takiej melinie. To było uwłaszczające. Jednak nigdy nie powie tego na głos. Nie pożyłby wtedy dłużej jak parę sekund.

W końcu kiedy dotarł do Sali audiencyjnej, ujrzał sporą ilość, stojących sztywno Śmierciożerców. Widoku nie poprawiał wściekły Czarny Pan, który z ledwością powstrzymywał się przed potraktowaniem ich klątwą uśmiercającą. To nie wróżyło niczego dobrego.

- Snape! W końcu raczyłeś przybyć. – wysyczał pełen złości.

- Witaj, mój Panie. Przyszedłem najszybciej jak tylko byłem w stanie. – powiedział pokornie, kłaniając się głęboko u stóp wężowego mężczyzny.

- Zechcesz mi może wytłumaczyć, co znaczył ten artykuł w Proroku? Albo dlaczego nie dowiedziałem się o tym wcześniej? – mówił zimnym głosem. Nie czekając też na odpowiedź, potraktował Severusa pierwszą klątwą. – Crucio!

- Wybacz mi Panie, ale o niczym nie wiedziałem. – odpowiedział próbując nie krzyczeć z bólu. To dopiero pierwsze zaklęcie. Był w stanie wytrzymać około trzech bez zająknięcia się. Często jednak zależało to też od wściekłości Czarnego Pana i siły jego zaklęcia.

- Myślisz, że w to uwierzę? Uczyłeś dzieciaka oklumencji, na pewno coś musiałeś wiedzieć. – tylko odrobina rozsądku powstrzymała mężczyznę przed rzuceniem kolejnego zaklęcia. Chciał przecież odpowiedzi, a nie warzywa.

- Owszem, widziałem kilka wspomnień opisywanych w artykule, ale pojawiały się sporadycznie i nie były niepokojące. Raczej zwykłe kary za chamstwo i nieposłuszeństwo. Potter zawsze był okropnym dzieckiem, dlatego nie interesowały mnie powody takiego traktowania. – rzadko mu się zdarzało mówić prawdę na spotkaniach z Voldemortem, teraz jednak z czystym sumieniem mógł powiedzieć co myśli.

- Z tym, że jest okropnym dzieciakiem, mogę się zgodzić. – przyznał cicho z małym ironicznym uśmiechem. – Te informacje mogą zmienić trochę moje plany, ale sprawa jest jeszcze świeża, wymaga większego przemyślenia i znajomości wszystkich faktów. Będę pod tym względem cierpliwy. No dobrze Severusie, tym razem ci daruje. Powiedz mi tylko jeszcze co o tym myśli Dumbledore.

- Niestety nie wiem. Spotkanie Zakonu odbędzie się pewnie dopiero wieczorem. – przyznał, a skoro pozwolił sobie wcześniej na szczerość to i tym razem się nie powstrzymywał. Niech Albus uzna to za karę, za ukrywanie przed nim tego wszystkiego. – Podejrzewam jednak, że dyrektor wiedział jak chłopak był traktowany, nie zdawał sobie tylko sprawy z tego, że ten uciekł. Wczoraj zwołał zebranie, na którym poinformował nas na temat planów ministra. Zaplanował aranżowane małżeństwo, by temu zapobiec.

- Doprawdy. – wymruczał usatysfakcjonowany nowymi wiadomościami. – Komu przypadł ten zaszczyt? – zapytał ciekawy.

- Kandydatami byli niemal wszyscy członkowie zakonu, ale po długich rozmowach, zostali wykluczeni. Dumbledore chce, abym to ja został mężem Pottera. - powiadomił go z największym jadem w głosie, na jaki było go w tamtym momencie stać. Nie spodziewał się, że w odpowiedzi usłyszy szczery śmiech od samego Czarnego Pana. To był naprawdę dziwny dzień.

- Zgaduję, że mu odmówiłeś, Severusie. – mężczyzna był w stanie jedynie kiwnąć głową w potwierdzeniu. – Interesujące. Uważam jednak, że źle zrobiłeś.

- Co masz na myśli, mój Panie? – zapytał skołowany. Nie to podejrzewał usłyszeć.

- Pomyśl tylko, chłopak zwiał spod bezpiecznych skrzydeł starca. Przestał mu ufać, co daje mi znaczną przewagę. Skrzywdzony przez własną rodzinę, przez mugoli. Zdradzony przez magiczny świat. Szuka dla siebie złotego środka. Gdyby miał w tobie oparcie, słudze samego Lorda Voldemorta, mógłbym to wykorzystać dla własnych celów. W końcu Potter jest ikoną Magicznej Anglii. Idealny materiał na sprzymierzeńca. Nie musiałbym go nawet zabijać. – rozmyślał na głos. Snape niemal widział jak trybiki w głowie Czarnego Pana obracają się w zawrotnym tempie. Nie wiedział jednak czemu to wróży.

- To niemożliwe. On mi nie zaufa, nienawidzi mnie. – próbował protestować.

- Wszystko jest możliwe mój sługo. Trzeba tylko tego chcieć. – powiedział stanowczo. – Zgodzisz się na propozycję starca i dopilnujesz by chłopak poznał moje idee.

- Co tylko rozkażesz, mój Panie. – poddał się bez większych protestów. Bo czyż nie myślał o zmianie zdanie, jeszcze kilkadziesiąt minut temu.

- Zostawmy sprawę Pottera na później. Teraz chcę usłyszeć dobrą wymówkę, dlaczego nie wiedziałem o poczynaniach tego głupca Knota, Lucjuszu? – uwolniony spod czujnego oka Severus, miał ochotę odetchnąć z ulgą. Niech inni też się trochę pomęczą, a on w tym czasie sobie popatrzy na ich starania. Ostatnio była to jego jedyna rozrywka.

Pozostałą część swoich zwolenników, Czarny Pan nie potraktował już tak lekko. Wręcz z każdym kolejnym usłyszanym słowem, był coraz bardziej rozzłoszczony. Dlatego Snape dziękował w myślach Losowi za to, że był przesłuchiwany pierwszy. Dwie klątwy torturujące były bardzo łagodną karą, jak na standardy Mrocznego Lorda.

Wychodził z tego spotkania w dość zadziwiająco dobrym humorze. Co prawda czekało go jeszcze zebranie Zakonu, ale czuł się w pewien sposób spokojniejszy. Voldemort rozkazał mu zgodzić się na propozycje starca. W ten sposób nie musiał się zastanawiać nad tym, co on sam o tym myśli. To było polecenie jego Pana i musiał je wykonać. Jego głowa stała się lżejsza o całkiem sporo wątpliwości.

Dodatkowo zmniejszyły się jego obawy o los nastolatka. Niby nie znosił chłopaka, ale ten wciąż był synem jego przyjaciółki z dzieciństwa. Jakiś mały rodzaj troski nie pozwalał mu przestać się martwić. Dlatego odetchnął z ulgą, gdy na zakończenie spotkania, Czarny Pan zakazał swoim sługom atakować Pottera. Zmobilizował całe szeregi Śmierciożerców do poszukiwań, ale chciał dostać chłopaka żywego i w całości, nietkniętego.

Analizując to wszystko co dzisiaj zrobił i czego się dowiedział, mógł śmiało stwierdzić, że nic już nie będzie takie samo. Nie był pewny skutków jakie nastąpią, ale czuł się naprawdę lepiej, kiedy nie musiał tym razem kłamać. Ten poranek był niezwykle zadziwiający. Już całkiem sporo czasu nie pozwalał sobie na ukazywanie tak wielu emocji. Potter jak zwykle wywraca jego życie do góry nogami.

Z fascynacją oczekiwał dalszych wydarzeń.