Chciałbym czasem pamiętać. Naprawdę. Kim byłem, co robiłem, jaki byłem i jaki miałem stosunek do kobiet zanim podjąłem się tej pracy. Wydawało mi się, że to drzwi do lepszego świata, w którym nawet ja mogę zaistnieć – zostać kimś. I to nie byle kim. Kimś przez duże ,,K". Porzucić starego, strachliwego siebie. I porzuciłem. Zapłaciłem za to własną moralnością i sumieniem. A raczej jego wyrzutami. Nie, nie zostałem reżyserem porno. Ani oszustem matrymonialnym.
Jak na moje – kimś dużo gorszym. Do dziś nie opuszcza mnie poczucie, że je oszukałem. Wszystkie. I to samym sobą. A zaczęło się bardzo niewinnie..
Ciekawe, jak czułbym się dzisiaj, gdybym wtedy był w zupełnie innej sytuacji finansowej.


Bezrobotny, dwudziestoletni student chwyci się niemalże każdej pracy, byle tylko na kolację zjeść cos innego niż zupkę chińską. Jestem w świetnej formie – w jakiej innej mógłbym być? Bez pracy, nie dojadam, nie mam nawet za co chodzić z kolegami na piwo, wysyłane przeze mnie CV pozostają bez odpowiedzi, gdy słyszę na rozmowie o pracę ,,Dziękuję, zadzwonimy do pana" to mam ochotę zwymiotować komuś w twarz, moi rodzice też są w tej chwili bezrobotni i nie mogą mnie utrzymywać. Kraj kryzysu. A ja dalej w ,,świetnej" formie. Chwaliłem się już, że dostałem informację, że jeśli nie zapłacę do końca miesiąca za akademik to mam pakować walizki i spierdalać? Nie? To proszę.
A, moja dziewczyna rzuciła mnie tydzień temu. Stwierdziła, że jestem leniem i do niczego w życiu nie dojdę. Związała się z jakimś starym biznesmenem. Poczekam, aż kopnie ją w dupę dla licealistki, i będę mógł się śmiać. Mam nadzieję, że będę, bo teraz jakoś nie jest mi zbyt wesoło.
Gdybym mógł, położyłbym się na ulicy i krzyknął ,,CHCĘĘĘ PRACĘĘĘ!" ale mam jakieś resztki zdrowego rozsądku i męskiej dumy. Jeszcze.
Muszę iść na piwo z Kawaharą, bo nie wytrzymam. Urżnę się dzisiaj w trupa. Przysięgam. Nic innego mi już nie zostało. Kawahara jeszcze ponad miesiąc temu był w tej samej sytuacji, co ja, ale udało mu się znaleźć robotę. Cos musi być z nią nie tak – utrzymuje, że tylko sprząta w jakimś lokalu, ale nie chce mi podać adresu. Litości, przyjaźnimy się od liceum. Jestem dla niego prawie jak brat. Mam nadzieję, że nie sprząta w burdelu – wtedy nie wiedziałbym, czy mam się śmiać, współczuć czy zazdrościć.
Wyciągnąłem z kieszeni swoją cegłę – przepraszam, telefon – wybrałem numer mojej ukochanej sprzątaczki i cierpliwie czekałem, aż odbierze.
Dobra, nie cierpliwie. Człowieku, do cholery, jestem w bardzo ciężkiej sytuacji życiowej i cię potrzebuję. TU I TERAZ.
- Furi? Co chcesz? – wreszcie odebrał.
- Ja. Ty. Znaczy, my. Piwo. Bar przy akademiku. Teraz.
- Nie przyjęli cię do tej roboty? – zapytał ze współczuciem. Brachu, dobrze, że wiesz, co czuję.
- Nie. Kiedyś zostanę szefem wszystkich szefów i dzień w dzień będę im mówił te pieprzone cztery słowa ,,Dziękuję, zadzwonimy do pana". Przysięgam. – burknąłem.
- Idź już i zaklep nam miejsce. Kończę pracę za dziesięć minut i powinienem niedługo dotrzeć.
- Powodzenia z mopem. – udało mi się zdobyć na żart. Grunt to poczucie humoru, nie? A, to był optymizm. Nie było tematu.
- Oberwiesz nim kiedyś. Dobra, rozłączam się.
Dobra. Czas wdrożyć w życie plan ,,urżnięcie w trupa" .


Uwielbiam ten bar. Dla osoby trzeciej może wyglądać jak speluna, melina z ciemnymi ścianami, miejsce godne pożałowania, ale dla mnie i mojego samopoczucia w tej chwili jest genialny. Wręcz idealnie dopasowany. 'Grażynkę' – niespełnionego transwestytę, który przy każdym moim wejściu wita mnie tekstem ,,Co dla Ciebie, kochaneczku?" – też uwielbiam. To taki typowy barman, który robi za psychologa dla alkoholików.
Współczuję mu trochę. Chciał robić wielką karierę na scenie, a skończył w ten sposób.
Kawahara w końcu przychodzi. Wygląda na styranego, więc tym razem daruję sobie żarty o romansie z mopem. Nie mnie wnikać w pożycie intymne z jego 'żoną'.
- Chłopaczki, nie wiem, co się z wami dzieje, ale wyglądacie strasznie. Dzisiaj macie kolejkę na mój koszt! – doceniam starania Grażynki, by nas rozweselić, ale wątpię, by tym razem się udało. Niemniej jednak podziękowałem i przyjąłem prezent. Wódka za darmo piechotą nie chodzi.
Kawahara wierci się na krześle i ma jakąś tajemniczą minę. Jeszcze nie pytam o co chodzi – jestem zajęty śpiewaniem ,, Sirens'' razem z Pearl Jam. Grażynka to jednak wie, co puścić. Niecierpię tego utworu. Kojarzy mi się z moją byłą. Syrenki.. może jak złowię Arielkę i sprzedam ją na allegro to zostanę milionerem? To nie takie głupie. Tylko w którym morzu mam jej szukać?
Poprosiłem o następną kolejkę. Jak mam chlać, to nie będę się wstrzymywał.
- Mów, o co chodzi. Wyrzucili cię? Zajebiście, obaj jesteśmy bezrobotni. Grażynka, dawaj wódkę, przyda się! – krzyczę. Jestem odrobinkę pocieszony – co dwóch bezrobotnych to nie jeden.
- Kochaneczku, nie pij tyle, bo przedobrzysz. Ja cię do domu prowadzić nie będę. – odparowuje Grażynka.
Natomiast Kawahara decyduje się przemówić. Z tym chłopem jednak czasami ciężko jest się dogadać.
- Nie, to nie to. Ja tak jakby.. mam dla ciebie pracę. – mówi cicho.
CO. ON. POWIEDZIAŁ? Kocham typa! Kocham!
- Nie tul się do mnie. Jeszcze nie wiesz, co ci załatwiłem..
Nadal ma zmieszaną minę. Czy tak się powinno reagować przy przekazywaniu przyjacielowi dobrych wieści?
- Wszystko dobre! Wszystko! Serio! Mam u ciebie dług do końca życia. – w końcu mnie uratował od biedy i śmierci głodowej.
- Niestety chyba zrezygnujesz, jak się dowiesz, co to za praca..
- W życiu! Mów! – w swej euforii przestaję zwracać uwagę na to, że cały czas się drę.
By jeszcze bardziej się rozluźnić dopijam kolejny kieliszek. Kawahara bierze głęboki wdech i zaczyna swą opowieść.
Wszystkiego się spodziewałem. Tylko nie tego. W jednym momencie pojąłem, dlaczego nigdy nie chciał mi powiedzieć, gdzie dokładnie pracuje.

- Ta praca, którą dostałem miesiąc temu.. Kojarzysz mojego współlokatora, Moriyamę?
Kiwam głową. Dziwny typ. Kiedyś nie bardzo mu szło z podrywaniem dziewczyn, uciekały przerażone po każdym jego ,,Jesteśmy sobie przeznaczeni!", był biednym studenciną, dziś dosłownie się o niego zabijają. Tak bardzo się zmienił. Nawet ja mogę powiedzieć, że wyprzystojniał.
- Pytał mnie, czemu chodzę taki struty, to mu się pożaliłem. Jak oblejesz egzamin, kolejny dzień spędzasz na zupce a kasa znika z portfela w zastraszającym tempie, to każdy pseudopsycholog jest dobry. Nawet on.
Wzdycha. Jest coraz bardziej zmieszany.
- Wtedy mi powiedział. Czym się zajmuje, skąd ma tyle forsy. Czemu tak się zmienił.. I znalazł dla mnie robotę.. Uwierz mi, stary, ja naprawdę tam tylko sprzątam.
Wyrwałem mu kieliszek. Niech więcej nie pije, bo kompletnie się pogubi, a ja tym bardziej. Do tego nie dowiem się, jaką pracę ma dla mnie.
- Nie chlej już. Powiedz mi, w jaki sposób się tak dorobił.. i gdzie.
Przełknąłem ślinę. Niespodziewanie zacząłem się bać odpowiedzi. I słusznie.
- W agencji dżentelmenów.. Jako facet do towarzystwa.
Zatkało mnie. Ale tylko na moment.
- Eee.. Jak ty tam sprzątasz, to ja też będę, tak? Mam nadzieję, hahaha.. – zacząłem nerwowo się śmiać. Bo on chyba nie..
No nie chce żebym też.. no..
- Nie. Ty nie. Robiłbyś to samo, co Moriyama.
Podniosłem się i jak opętany zgarnąłem kurtkę z wieszaka. Mowy nie ma. Po moim trupie.
- Nie zostanę męską dziwką.
- Zaraz męską dziwką! Nawet nie wiesz, co musiałbyś robić, i jakie to dochodowe.
- Nie wiem, czy chcę wiedzieć.
- Wysłuchaj mnie do końca!
Tylko ze względu na naszą długą znajomość zdecydowałem się usiąść. Nie zgodzę się. Mowy nie ma.
- Specjalnie zapytałem szefa, czy nie byłoby może czegoś dla ciebie. Powiedział, że wyrzucili ostatniego faceta. Za dużo się jąkał przy klientkach i walił same suchary. Jedyne, co musisz robić, to je zabawiać rozmową, żartami, czasem im coś polać, albo w najgorszym razie jeździć na wesela i udawać ich faceta.
- Nie muszę się z nimi.. no..
- Nie. To twój wybór. Zresztą szef prosił, żebyś przyszedł na rozmowę. Przyjmą cię od razu, tego jestem pewien. Pytanie, czy wytrwasz tam dłużej niż tydzień. Z tym jest ciężko.. – uśmiechnął się słabo i wręczył mi kartkę z adresem, numerem do szefa i godziną rozmowy.
Z tego wynika, że rozmowę o pracę mam.. jutro.
Teraz już nie jestem pewien, czy to wyrzucić, czy pójść. Nawet Grażynka jest tym wszystkim zszokowana. Bez słowa polała mi do kieliszka.


Iść.. Nie iść.. To najtrudniejsza decyzja w życiu. Przecież muszę wybierać między własną godnością a pieniędzmi, które są mi potrzebne.
Moja lodówka, z jedną zupką i marchewką w środku, krzyczy bym poszedł. Każę jej się odwalić, bo muszę pomyśleć.
No bo.. ja? Facetem do towarzystwa? Przecież ja z żadną dziewczyną nie byłem dłużej niż dwa miesiące, nie umiem ich zagadywać, jestem przeciętny, szary, normalny.
Z innej strony.. skoro Moriyama mógł się zmienić na lepsze, i jeszcze dorobić.. To może ja też mogę?
W tak zwanym międzyczasie do domu wrócił mój współlokator. Może on mi pomoże.. Tyle, że nie mogę mu powiedzieć wprost, o co chodzi.
Facet do towarzystwa dla zwyczajnego faceta jest godny pogardy. Nawet ja to wiem.
Raz się żyje. Witam współlokatora i powstrzymuję się od rzucenia się mu na szyję – przyniósł żarcie! Nasza lodówka przestanie płakać.
- Fukuda, jakbyś miał wybór – praca czy godność, to.. Co byś wybrał?
Parsknął. No tak. Zapomniałem.
- Chłopie, miejże litość, ja smażę frytki w Maji Burgerze! W tym nie ma żadnej godności, a coś do gara trzeba włożyć. Masz robotę? To bierz. I tyle.
Jego trzeźwe myślenie i lodówka wzbogacona wyłącznie o trzy zupki i wodę pozwoliły mi na podjęcie decyzji.
Pójdę. Na okres próbny. Ale pójdę. Nie mogę wiecznie żerować na nim – ledwo się trzyma na nogach, i do tego utrzymuje nas oboje.


Moje przyszłe miejsce pracy wygląda trochę jak apartamentowiec. Albo może to jest apartamentowiec? Nieważne. Przynajmniej dzięki Kawaharze mogę zrobić coś, co zawsze chciałem – wejść przez drzwi dla personelu!
Nogi powoli odmawiają mi posłuszeństwa. Chce mi się rzygać. Do domu..
Najśmieszniejsze jest to, że obawiam się szefa, którego nawet nie znam. Nie wiem czemu wyobraziłem go sobie jako gangstera który przed rozmową ze mną wciągnie kreskę na ożywienie. I który przyłoży mi spluwę do skroni, jak będę miał jakieś ale. Może lepiej nie mieć żadnych ale?
Docieram do ostatniego pokoju na ostatnim piętrze. Ledwo, ale docieram. Ładnie tu – aż mi głupio, że myślałem, że to speluna, kompletny burdel.
Pukam delikatnie. Ledwo się trzymam, to dziwnie by było, gdybym zaczął walić w drzwi jak oszalały.
- Wejść! – słyszę stanowczy głos.
Otwieram drzwi. Widzę faceta w garniaku, o delikatnych rysach twarzy i jasnobrązowych włosach. Gdzie ten gangster? Wygląda jak synalek prezesa ogromnej korporacji. Ciekawe, ile ma lat – dałbym mu szesnaście.
Rozmowa nie zaczyna się od razu, bo ma jakaś ważną sprawę do załatwienia przez telefon. I niezbyt go to interesuje, że tu stoję.
- No ja cię, cholera, przepraszam, ale gdzie są te, przepraszam, pieprzone szampany?! Proszę cię, przepraszam, kurwa, o jedną rzecz i nawet tego nie umiesz zrobić?! Jazda! Widzę cię tu o 19! Jedna klientka o suchych ustach, i, przepraszam, wylecisz na, przepraszam, zbity pysk!
Nie wyraża się za to jak typowy prezes. Współczuję osobie, którą ochrzaniał.
Wreszcie zwraca uwagę na mnie.
- Ty jesteś tym, przepraszam, chłopaczkiem od sprzątacza?
Zadziwiająco dużo przeprasza. Nie wiem, co powiedzieć, więc tylko kiwam głową.
Skinieniem dłoni wskazuje mi krzesło.
- Postawię sprawę jasno. Nie chce mi się czytać twojego CV, bo, przepraszam, nie interesuje mnie, jaką szkołę skończyłeś i gdzie, przepraszam, pracowałeś wcześniej. Zadam ci kilka pytań, potem przejdziemy do konkretów. Przy okazji – jesteś tak wystraszony, że, przepraszam, pewnie nie przeczytałeś tabliczki na drzwiach i nie wiesz, jak się nazywam. Sakurai Ryo. Na dziewięćdziesiąt procent twój przyszły szef.
Wstaje i nalewa sobie whisky. Czyli jednak to nie kreską rozluźnia się przed rozmową z interesantem. Tyle dobrze. Jak na kogoś, kto mnóstwo przeprasza, jest strasznie pewny siebie. Nie zna mnie, a już wie, że będę u niego pracował.
Kiwam głową i co rusz przełykam ślinę. Niech to się już skończy..
- Kontakty z dziewczynami?
- Słucham?
- Pytam, do cholery, czy masz jakiekolwiek i czy umiesz z nimi rozmawiać.
- U-umiem. Chyba.
- Chyba?
Weź się w garść, Furihata, tu chodzi o twoją pracę!
- Na pewno umiem!
- O tym to się jeszcze przekonamy. – uśmiecha się szyderczo. Jakby chciał mi powiedzieć ,,Nawet z facetem nie umiesz rozmawiać, co dopiero z babą". Ja ci jeszcze pokażę!
- Prawiczek?

Zabiję Kawaharę. Co to za facet? Czy on w ogóle ma prawo mnie o to pytać na rozmowie o pracę?
Nic nie odpowiadam i kiwam głową. Nie będę mu się uzewnętrzniał na temat mojego mizernego życia seksualnego. No ale jednak jakieś tam było.
- Tyle dobrze, przynajmniej jakbyś zdecydował, że chcesz zarabiać więcej, to żadna klientka cię nie rozprawiczy. – zarechotał.
Mam szefa, który wygląda jak nastolatek, a jest kompletnym chamem. Przepraszam, będę miał.
- Twój okres próbny trwa tydzień. Jeśli się sprawdzisz, to, przepraszam, początkowa stawka będzie wynosiła 30,000 yenów. Potem wszystko zależy od tego, jak będziesz się sprawdzał. A teraz chodź ze mną. Coś ci pokażę.
Wstaję i kierujęsię za nim w kierunku.. ściany. Z zdjęciami. Siedmioma wielkimi zdjęciami, na których są sami faceci. Przystojni, nie ukrywam.
Nie rozumiem, po co ich oglądamy. Mam stwierdzić wyjątkowość ich urody czy co? Dla pracy wszystko. Do tego nie do końca ogarniam, o co chodzi z tymi cyferkami pod fotografiami.
- To, na co patrzysz, to, przepraszam, siedmiu najlepszych facetów do, przepraszam, towarzystwa w tym mieście. Te cyferki, w które się tak wgapiasz, to ich rekordowe zarobki.
.. Teraz to nabrało sensu. I tak mi szczęka opadła – pod zdjęciem jednego z nich jest sześć zer. Sześć. Zer!
- Ten z sześcioma zerami to nasz numer jeden. Akashi Seijuuro. Nikt nie zrobił z tylu kobiet masochistek, co on. A wiele się tu już przewinęło.. Że nie wspomnę, jak bardzo lubią go wynajmować na oficjalne bankiety. Facet zna się na wszystkim i zagra każdego. Chodzący, przepraszam, pieprzony ideał. – mruknął na końcu mój szef, jakby z zazdrością.
Obrócił się do mnie i położył mi rękę na ramieniu. O co chodzi?
- Nie mam czasu, by ci opisywać ich wyjątkowość czy wyjaśniać, w jaki sposób zarobili takie a nie inne kwoty. Chodzi o to, że mamy czołową trójkę. I któryś z tych, przepraszam, uroczych panów zostanie twoim 'Starszym Bratem'.
- Przepraszam, ale ja nie chcę mieć brata.. – zacząłem nieśmiało. No bo co ma znaczyć starszy brat w takim środowisku?
- To inaczej. Chodziło mi o mentora – osobę, która wszystkiego cię nauczy. Wielu rzeczy o kobietach jeszcze nie wiesz, a powinieneś. Twój mentor przez pierwszy miesiąc, przepraszam, prowadzi cię za rączkę i stara się, żebyś nie popełnił żadnej wtopy. Potem, jak już, przepraszam, wspomniałem wcześniej – wszystko zależy od ciebie. Pamiętaj o jednej rzeczy – przyjmujemy tu każdego, ale nie każdy wytrzymuje tu długo. Tej siódemce się udało – pojęli piękno i istotę pana do towarzystwa. – powiedział z dumą. Pewnie tych pierwszych trenował osobiście.
Wróciliśmy do pozycji siedzącej – ja na krzesełko, on na gigantyczny fotel prezesa. Sam chciałbym na takim siadać. Nalał mi whisky. Dla mnie to trochę pechowo – akurat za nią nie przepadam..
Zrobiłem łyk i z trudem stłumiłem skrzywienie. Ohyda.
- To.. może.. mógłbym wiedzieć, jaki dokładnie mam wybór? – jestem już trochę mniej przestraszony. Wszystko teraz wydaje się takie.. jasne. Proste.
- Oczywiście, że, przepraszam, możesz. Nawet powinieneś. Numer drugi to Kise Ryota. Byłby pierwszy, ale nie za dobrze radzi sobie z niektórymi kobietami. Ma tak piękną twarz, że może powiedzieć klientce, że wygląda jak gówno, a ta mu, przepraszam, jeszcze podziękuje, bo będzie tak oczarowana. Facet jest tak energiczny, że czasem się zastanawiam, czy, przepraszam, czegoś nie bierze. Istne słońce. Nie mów przy nim o małżeństwie – jest w trakcie rozwodu z żoną. Dowiedziała się o jego pracy. Pfff. Na kasę to leci, ale zarabiać sama nie będzie. Od tej pory nie przyjmujemy do tej pracy żonatych. Faktycznie powiedziałem, że każdy może – każdy, tylko nie żonaty. Rozumiesz, dla zabezpieczenia – potem nam żony trują dupę, grożą, nasyłają na nas policję, skarbówkę, skaranie, przepraszam, boskie.
Uważnie go słucham i tak się zastanawiam.. Matko, tu chyba sami ciekawi ludzie pracują..
Upił łyk swojej whisky i przeszedł do opowieści o numerze trzecim.
- Numer trzeci – Aomine Daiki. – mój przyszły szef lekko się skrzywił. Nie lubił go? – Przepraszam, menda jakich mało, leni się, spóźnia.
- Em.. przepraszam, to.. jak to się stało, że..
- ..jest trzeci? Emituje aurę samca alfa, dlatego. Żadnej nie przepuści. Jak idzie do klientki, to ona już wie. Czuje. Że będzie jego. I żadna nie wyjdzie od niego, przepraszam, niezadowolona. Na bankiety i wesela się nie nadaje, za to do całej reszty – jak najbardziej.
A. 'Cała reszta, jeśli wiesz, co mam na myśli'.
- To tyle. Staw się tu jutro o tej samej porze. Dobrze się zastanów nad swoim mentorem – każdy z nich jest inny, mają inne możliwości czasowe i charaktery. Ale na pewno czegoś się od nich nauczysz.
Nawet, przepraszam, nie myśl, żeby nie przyjść – jestem zajętym człowiekiem. Nie przyjdziesz? Nie masz pracy. I twoja kochana sprzątaczka, która cię, przepraszam, zarekomendowała, też nie.


Wyszedłem z kompletnym mętlikiem w głowie. Rzeczywiście, mam okazję sporo zarobić i dużo się nauczyć, ale ta cała sprawa z mentorami, o, przepraszam 'starszymi braćmi', charakter tej roboty, to, ile się muszę nastarać.. Bo o wygląd będę musiał zadbać tak, jak jeszcze nigdy wcześniej. Jak to mój przyszły szefunio ujął ,,masz wyglądać tak, żeby twoja, przepraszam, była cię na ulicy nie poznała!"
No i do tego wszystko wskazuje na to, że będę musiał zostać doskonałym mówcą. Skoro mój poprzednik wyleciał, bo się jąkał..
A, i mam zakaz związków. Jakichkolwiek. Myślę, że jakoś to przeżyję – i tak będę tam pracował tylko jakiś czas, żeby odłożyć i mieć czym zapłacić za studia i akademik. I, jak to mówi Fukuda, 'mieć co do gara włożyć'.
Najgorsza jest kwestia mentora – kogo mam wybrać? Każdy z nich na pewno ma jakieś wady czy przykre nawyki. Chyba nie będę w stanie zasnąć do jutra.
Muszę przemyśleć wszelkie za i przeciw. Sadysta i perfekcjonista, zabójczo przystojny rozwodnik czy samiec alfa – kogo wybrać..
Nie wiem, czy nie będę żałował, że podjąłem się tej pracy. Z braku innych opcji.


przepraszam
przepraszam
przepraszam
ja nie wiem, co mnie naszło, nie wiem, co to jest. chciałam wreszcie zrobić cos z fabułą, a wyszło.. parodiowo. jak to ja.
to wszystko wyżej to kwintesencja mojej popieprzonej osoby Q_Q biedny furi chciał tylko znaleźć pracę a ja mu zrobiłam cos takiego.. ;-;
nie zdecydowałam jeszcze, jakie będą paringi. ale jakies będą. na pewno.