I. Zemsta najlepiej smakuje na zimno
Zewsząd otaczali mnie. Na ich twarzach nie malowało się nic oprócz chęci upokorzenia mnie jeszcze bardziej.
Miałam tego dosyć. Chciałam uciec od nich wszystkich. Odciąć się od tego wszystkiego raz na zawsze.
Potykając się, dobiegłam do zaparkowanego na uboczu starego, przerdzewiałego samochodu. Znajdowała się w nim jedna jedyna osoba, której mogłam zaufać.
Ciężko oddychając, odwróciłam się w stronę kierowcy, i zamarłam w przerażeniu.
To zdecydowanie nie była ta osoba, którą chciałam teraz zobaczyć...
I wtedy właśnie obudziłam się z krzykiem.
- Serena, wyluzuj! Już dojeżdżamy. – uspokoił mnie mój „ukochany" brat, Ethan, zerkając na mnie uważnie. – Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? To ryzykowna decyzja?
- Tak, jestem pewna. – odpowiedziałam mu, nadal lekko zamroczona. Nie zdołałam jeszcze się w pełni rozbudzić. – Skup się z łaski swojej na drodze. Nie chcemy przecież chyba tu żadnego wypadku.
- Rodzice zabiją nas, jak dowiedzą się, gdzie jesteśmy. – Ethan posłusznie przyglądał się drodze, ale minę miał zaciętą. – Jak nic nas zabiją.
- Och, przestań jojczyć. – żachnęłam się, sama również skupiając się na drodze. – Mamy początek dwudziestego pierwszego wieku. Dorośnij. Podobno jesteś moim starszym bratem. – Ethan uśmiechnął się, gdy to usłyszał.
- O tak. Co to, to tak. – sama również się uśmiechnęłam, przeczesując przy okazji swoje długie do połowy pleców czarne włosy. Ja i Ethan wyglądaliśmy bardziej jak bliźniaki, niż jak zwykłe rodzeństwo z różnicą wiekową. Oboje mieliśmy proste, czarne włosy, lekko opaloną cerę i czekoladowe brąz oczy. Oboje też byliśmy wysocy – a nawet bardzo. Podczas gdy ja miałam prawie metr osiemdziesiąt – metr siedemdziesiąt osiem, gwoli uściślenia – to Ethan miał dokładnie metr dziewięćdziesiąt pięć.
Innymi słowy; były z nas rasowe modele. Paradoksalnie, i ja byłam modelką, i on modelem. Ja byłam piosenkarką i tancerką, on – tylko piosenkarzem. Oboje siedzieliśmy również od niedawna w branży filmowej.
I pomyśleć, że zamierzaliśmy teraz pojechać do Chamberlain i zamieszkać tam na stałe. Nic dziwnego, że rodzice próbowali nas zatrzymać przy sobie wszelkimi możliwymi siłami.
Do Chamberlain dojechaliśmy po godzinie. Tak się składało, że wylądowaliśmy na Carlin Street, pod numerem 49. Ledwo wysiadłam z auta, a zobaczyłam jak spod numeru 47 wychodzi wysoka, dojrzała kobieta ubrana jak dla mnie za ciepło jak na ten dzień. Była już połowa marca, i słońce przygrzewało coraz mocniej.
Jedno spojrzenie na tą kobietę przywołało moc wspomnień. Nim się obejrzałam, a szłam już w jej stronę jak gdyby nigdy nic.
- Pani White! – zawołałam, nie mogąc już opanować swoich emocji. Kobieta odwróciła się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zamarłam, oczekując na jej reakcję.
Przez kilka chwil nic się nie działo. Szósty zmysł podpowiedział mi, że Ethan obserwuje mnie teraz bacznie.
Margaret White nagle pojęła, kogo miała przed sobą, i jasny, promienny uśmiech rozświetlił jej umęczoną twarz.
- Och, niesamowite! Czy to ty, A...
- Mam teraz na imię Serena. – Margaret przystanęła niecałe pół metra ode mnie, i spojrzała się na mnie badawczo, aby po chwili uśmiechnąć się ponownie.
- Domyśliłam się. Wyrobiłaś się, nie powiem. – Margaret obrzuciła mnie dokładnym spojrzeniem. Nie było jednak w nim żadnego osądu – coś, z czym spotkałam się po raz pierwszy od chwili, gdy stanęłam w świetle fleszy wielkiego świata. – To wielka zmiana...Sereno. Mam nadzieję, że jej podołasz, i że jesteś na to wszystko gotowa.
- Jestem jak najbardziej gotowa na spotkanie z przeszłością. – odparłam, zachowując stoicki wyraz twarzy. Margaret przytaknęła skinieniem głowy. W jej rysach twarzy wyczytałam aprobatę na to, co zamierzałam tu nawyczyniać.
A planowałam zrobić tu wiele. A przede wszystkim, planowałam uczynić w Chamberlain wielki porządek. Ale nie bez odpowiedniej pomocy...
- Carrie nadal posiada te diabelskie zdolności? – spytałam się z tajemniczym uśmiechem. Margaret również się uśmiechnęła.
- Nie mogłoby być inaczej. Sama dopilnowałam, aby je w sobie w pełni odkryła, nie będąc tego nawet świadomą.
- Chyba najwyższa pora ją wtajemniczyć. Ma być w końcu moją prawą ręką. – powiedziałam.
- Zgadzam się z tobą w stu procentach... – Margaret nagle jakby się nad czymś zamyśliła. – Sereno...dlaczego tu właściwie wróciłaś?
Uśmiech na moich ustach powiedział Margaret wszystko. Mimo to pokusiłam się o słowne wyjaśnienie.
- Chcę zemsty. Słodkiej, powolnie czynionej zemsty. Za wszystko, co mi wyrządzono. I za to, co robią teraz z Carrie, gdy zabrakło im starego kozła ofiarnego.
